Jan Kasprowicz
W ciemności schodzi moja dusza
Ta lektura, podobnie jak tysiące innych, jest dostępna on-line na stronie wolnelektury.pl.
Utwór opracowany został w ramach projektu Wolne Lektury przez fundację Nowoczesna Polska.
ISBN 978-83-288-3335-7
W ciemności schodzi moja dusza
Strona tytułowa
Spis treści
Początek utworu
I (Wierzyłem zawsze w światła moc...)
II (W ciemności schodzi moja dusza...)
III (Zazdroszczę nieraz tym, co w grobach leżą...)
IV (O niezgłębiona duszy toni...)
V (Z głębin przestworu, z ciemnych chmur...)
VI (Ach! nieraz mi się zdaje...)
VII (Życia ogromne morze grzmi przede mną...)
VIII (Byłeś mi dawniej bożyszczem, o tłumie...)
IX (Modlitwo moja, cicha i bez słów...)
X (Tęsknię ku tobie, o szumiący lesie...)
1.
2.
3.
4.
XI (Bólu szemrzący zdrój...)
Przypisy
Wesprzyj Wolne Lektury
Strona redakcyjna
W ciemności schodzi moja dusza
Przyjaciele Wolnych Lektur otrzymują dostęp do prapremier wcześniej niż inni. Zadeklaruj stałą wpłatę i dołącz do Towarzystwa Przyjaciół Wolnych Lektur: wolnelektury.pl/towarzystwo/
I
Wierzyłem zawsze w światła moc,
Władnącą nad mrokami,
A przecież nieraz wiarę tę
Gorzkimi zlewam łzami.
I wstaje z morza gorzkich łez
Zjawisko wnet olbrzymie,
Nachyla ku mnie smutną twarz,
A Rozpacz mu na imię.
Nachyla ku mnie bladą skroń,
Źrenicą wabi ciemną,
Zamyka w uścisk, ach! i świat
Zamyka razem ze mną.
II
W ciemności schodzi moja dusza,
W ciemności toń bezdenną,
Pól elizejskich1 już nie widzi,
Zawisła nad Gehenną2.
W górze nad losem mojej duszy
Boleje anioł biały,
A tutaj szyki potępieńców
Szyderczo się zaśmiały.
Szydzą z mej duszy potępieńce,
Że cząstka jasnej mocy,
Co rodzi słońca, nie ma władzy,
By złamać berło nocy.
III
Zazdroszczę nieraz tym, co w grobach leżą,
Owianych trawy szeleszczącą ciszą:
Dusze ich, rozbrat wziąwszy z ciał odzieżą,
Jęków ziemskiego bólu już nie słyszą.
Na lotnych skrzydłach wielki przestwór mierzą,
Melodiami sfer wonnymi dyszą;
W twarz zórz i słońca zapatrzone świeżą,
W promiennych blaskach pyłem blasków wiszą.
A tylko czasem schodzą na mogiły,
Oblane światła miesięcznego3 falą,
Cicho po trawie aksamitnej depcą
I dla tych bytów, co, stargawszy siły
W przebojach z życiem, na swój los się żalą,
Melancholijną pieśń ukojeń szepcą.
IV
O niezgłębiona duszy toni,
Ty w ciasnej piersi mórz ogromie!
Na burzę wichr już głucho dzwoni,
Już gwiazd iskrzących gasi płomię4.
Już ci palcami strasznej dłoni
Demon nawałnic sięgnął do dna —
O zachmurzona duszy toni,
Przed chwilą jeszcze tak pogodna!
Zrywasz się, jęczysz, szukasz broni,
Wał5 bijesz wałem śród tej męki,
Łkasz żądzą ciszy — cóż ci po niej?
W pieśń się zmieniają twoje jęki!
I pieśń ta huczy, pieśń ta dzwoni,
W rytmicznych falach okrąg nurza:
I przestwór słucha tej symfonii,
Którą–ć wyrwała z głębin burza.
Z dziwu wichr staje w chmur pogoni,
Tylko melodią razem dyszy:
O nawałnicą śpiewna toni,
Czemu tak bardzo żądasz ciszy?!
Podoba Ci się to, co robimy? Wesprzyj Wolne Lektury drobną wpłatą: wolnelektury.pl/towarzystwo/
V
Z głębin przestworu, z ciemnych chmur,
nad wilgotnymi łany,
Jak srebrny opar wstaje duch
z promieniem wokół głowy
Rośnie w mych oczach, niebios tór
rozjaśnia mgłą owiany,
Strząsa ostatni śniegu puch
z swej sukni lazurowej.
Uderza w róg swój: szumi bór
i szumią rzek bałwany,
Ziemia wytęża wszystek słuch
i rychło na dąbrowy,
Na senne niwy wiedzie chór
swych dzieci rozśpiewany,
Błogosławiących twórczy ruch,
okrytych w liść majowy.
I moja dusza chłonie wraz
ten hymn, budzący zioła,
Rwie się do wonnych światła fal,
lecz widzi po niewoli6,
Że się w liść świeży, jak ten las,
naodziać7 już nie zdoła.
Mrok ją ogarnia, mrok i żal:
skarży się swojej doli:
I duch, co życia przywiódł czas,
gasi swój blask u czoła
I razem z nią w bezmierną dal
szumi pieśń melancholii.
VI
Ach! nieraz mi się zdaje,
gdy tak samotny kroczę
W zachodu cichym złocie,
zadumą ogarnięty,
Że cień, co długi wstaje
Spod nóg mych i swe mrocze
Na ziół tych ściele krocie8,
nie ze mnie jest poczęty.
Lecz że z przeszłości fali,
czy z przyszłych dni głębiny —
Hen! tam, gdzie ziemi końce —
byt jakiś, tu nieznany,
Wychylił się w oddali
i że cień jego siny
Dnia dzisiejszego słońce,
mrąc, rzuca na te łany.
I tęskność duszę chwyta
na wirchy gdzieś tajemne,
Lecz wraz ku memu łonu
zbliża się lęk ponury:
Ach! widzę, jak, okryta
w całuny mgławic ciemne,
U stóp mych przepaść dyszy
głębokim, cichym tchnieniem...
Jak przed zjawiskiem skonu,
zwrócony do purpury
Zachodu, drżę w tej ciszy —
przed swoim własnym cieniem.
VII
Życia ogromne morze grzmi przede mną,
A ja na brzegu stoję zadumany,
Lękam się nawet spojrzeć na bałwany9,
Oczy mam tylko w dal utkwione ciemną.
Łódź na mnie czeka... Wrą żywiołów boje,
Głosem trytonów10 wzywając w odmęty,
A ja się wiosła nie imam11: przeklęty,
Samotny żeglarz, bez odwagi stoję.
Pół sen, pół jawa — oto dzień żywota,
Pędzon na żwirach pustego wybrzeża,
O które fala daremnie uderza,
Daremnie z hukiem srebrne piany miota.
Pancerne statki wyruszyły w drogę:
Warczą ich koła, z paszcz buchają dymy
Płyną po głębiach jak ptaki–olbrzymy,
Precz poza sobą zostawiwszy trwogę.
A ja, w dal mając zatopione oczy,
Na jawie przędę z mgieł obrazy senne,
By okryć nimi to morze bezdenne,
Co z takim szumem swoją wieczność toczy.
Na karku tylko dreszcz mi usiadł blady
I rwie mą przędzę bezlitosną dłonią:
Chwila, a w chmurach pioruny zadzwonią,
Mego wybrzeża wstrząsną się posady.
Chwila, a orkan12 porwie swe obroże,
Z nóg i z rąk swoich ciężkie pęta zrzuci
I w zaślepieniu szaleństwa wywróci
Z granic kotliny rozszalałe morze.
Cały ten ogrom z łożyska wyważy:
Ku niebu wzdmie się ta pierś Lewiatana13,
By, płomieniami błyskawicy zlana,
Opadnąć14 z jękiem tonących żeglarzy...
Topi się ołów przestworza! Z łoskotem,
Z trzaskiem i sykiem już się woda pali!
Błogosławiony, kto ginie w tej fali,
W walk żywiołowych rozognieniu złotem.
Uwagi (0)