Józef Czechowicz
Nic więcej (tomik)
Ta lektura, podobnie jak tysiące innych, jest dostępna on-line na stronie wolnelektury.pl.
Utwór opracowany został w ramach projektu Wolne Lektury przez fundację Nowoczesna Polska.
ISBN 978-83-288-3169-8
Nic więcej (tomik)
Strona tytułowa
Spis treści
Początek utworu
To wiem
Sen
Przez kresy
Kwiecień tych co bez troski
Nic więcej
Z pamiętnika
Śpiewny pocałunek
Nienazwane niejasne
Widzenie
Ta chwila
Toruń
Synteza
Elegia żalu
W boju
O świerszczach
Nuta na dzwony
Wiersz o śmierci
Od dnia do dna
W kolorowej nocy
Liryka
Dom świętego Kazimierza
Hidur baldur i czas
1. wstęp
2. poznanie
3. rok pierwszy
4. skrót innych lat
5. wszystko przemija
6. epilog
Przypisy
Wesprzyj Wolne Lektury
Strona redakcyjna
Nic więcej (tomik)
Przyjaciele Wolnych Lektur otrzymują dostęp do prapremier wcześniej niż inni. Zadeklaruj stałą wpłatę i dołącz do Towarzystwa Przyjaciół Wolnych Lektur: wolnelektury.pl/towarzystwo/
to wiem
dzień bursztynowy mija
rok za rokiem przemija
nielekko
dłonie poety płoną
aleś korono
daleko
nie spadasz jakoś na czoło
a spadły pierwsze krople burzy
w ogrodach ognia
pomruk wybuchy wróży
jeszcze zaczekam
potem
obalę się jak wszyscy trup
i tak kiedyś zaleje sława ciemnym złotem
grób
sen
ziemio wonna winna i łunna
bita mrokiem nocy szklannej
śpiewem dzwonów dzwonna burgundia1
durzy czarem snów porannych
był ciemny po niwach tupał ulewą
potem bębnił bębnił w napiętą przedmieść pustkę
a wymykał się zwinnie lampom cieniom
wieloręcznym drzewom
sypiąc bezdźwięczny pieniądz
szklisty boraks2 lęku złego łuskę
jeżeli nie podbiegnie do wodotrysku nie
samo mu się nachyla lustrzane dno kwiaciarni
a on obuchem3 w szybę
gwizdnęły gwiazdy w szkle
uch pękło i to jak w poprzek w głąb i wzdłuż
no teraz jeszcze czarniej
tyle tylko że w zapachu róż
tancerkę skąd znów tancerka wiatrem wysoko nad bruk
tancerka właściwie tancerz ministrant w złotogłowiu4 chłopię
ten ciemny ten dudniący potoczył mu się do stóp
snopem
po obydwu szedł blask bo to był kwadrans rosy
w rosie w blasku ptaki krakały jak podpalony las
nie wstaniesz nie będziesz mógł
złotogłów coraz wyżej słabo jaśnieje w górze
i dobrze tak fala półkolami zalewała miasto emalią
piana u klamek i szyb i biały szum na marmurze
będzie gdzie rosnąć koralom
gdy firmament5 od wód oddzieli struna
smuga cienia wiotsza6 niż tego snu konstrukcje
na wysokości świetlany punkt świetlik ministrant frunął
na toni chyba już nic aha płatek nasturcji
ziemia dzwonna głosami dzwonnic
dźwięki w stuleciach niezmienne
sny nad ranne bory sosenne
pod brzaskiem przedświtu goni
a ja gdzie jestem ja pod siecią promienistą
która pulsuje łagodnie wówczas gdy światło przygasa
leżę na złotej ikonie
na łono przyjął mnie chłodne porfirogeneta7 chrystus
wielkim znużeniem rubinów opasał
rubiny nieszlifowane ciekną po dłoniach po skroni
w przepaściach cisz odrywa się pierwszy kształt
jest to obraz człowieka i snu i słowa wyśpiewanego
dlaczego leżę tu i razem odpływam wzwyż
dlaczego on będzie tam a ja na blachach ikony
w głębinie cisz
na piersi czy naprawdę na piersi ciemnolicego
odpływa nowy mój kształt znów jeden znowu znów
tak właśnie banie powietrza płyną z dna stawu pod nów
byłżebym leżąc tak pełen duchów jak spichrz
w niezrozumiałej z nimi żyjąc paraleli8
patrzę słucham bledsze się stają blaski powietrze głusza
rubinowy urasta liść
nie w gąszczu na bandaża bieli
głowa głowa
po nocy słońce na oczach muskało brew
brew ziemi sennej w kołysance drzew
ziemi sennej w drzewach gonnych9 stupokłonnych
od szkarłatu obłoków tak łunna
szklannym brzękiem cudów podchmurna
w winnobraniach budzi się wonnych
ziemia
przez kresy10
monotonnie koń głowę unosi
grzywa spływa raz po raz rytmem
koła koła
zioła
terkocze senne półżycie
drożyną leśną łąkową
dołem dołem
polem
nad wieczorem o rżyska zawadza
księżyc ciemny czerwony
wołam
złoty kołacz11
nic nie ma nawet snu tylko kół skrzyp
mgława noc jawa rozlewna
wołam kołacz złoty
wołam koła dołem polem kołacz złoty
Podoba Ci się to, co robimy? Wesprzyj Wolne Lektury drobną wpłatą: wolnelektury.pl/towarzystwo/
kwiecień tych co bez troski
wiosną jasnych oddechów gołębianych słuchaj
w pianie promyków ranek wiosnę wartko wiózł
aż kipiał lazurowy puchar
bo to radość biegła wzwyż po drzewach
a seledyn młodziutkiej korony owych brzóz
poblask z wisły od dołu rozgrzebał
na wodzie lekki przewiew
grzebieniem jeszcze sennym
falę sycił
promienny
i szyby świecą kwietniowołagodny brzask
w który
Uwagi (0)