Matka - Stanisław Przybyszewski (biblioteka za darmo online .TXT) 📖
Po dziesięciu latach spędzonych za granicą do domu przyjeżdża Konrad Okoński. Wyjechał, na życzenie matki, jako dziecko, po śmierci swojego ojca.
Konrad już dziecięcą miłością kochał córkę przyjaciela matki, Hankę. Po powrocie okazuje się, że Hanka jest obecnie piękną młodą kobietą, niedziwne więc, że uczucie w Konradzie odżywa. Jednak ani matka Konrada, ani jej partner Borowski nie są entuzjastycznie nastawieni wobec wizji małżeństwa tej dwójki. Do Konrada ponadto przybywa tajemniczy przyjaciel, a wspomnienia o śmierci ojca przestają być takie oczywiste…
Matka to dramat autorstwa Stanisława Przybyszewskiego, wydany w 1902 roku.
Stanisław Przybyszewski to jeden z najważniejszych twórców okresu Młodej Polski, prekursor polskiego modernizmu, kontrowersyjny dramaturg, eseista, przedstawiciel tzw. cyganerii krakowskiej.
- Autor: Stanisław Przybyszewski
- Epoka: Modernizm
- Rodzaj: Dramat
Czytasz książkę online - «Matka - Stanisław Przybyszewski (biblioteka za darmo online .TXT) 📖». Wszystkie książki tego autora 👉 Stanisław Przybyszewski
Więc ty widziałaś, jak ojciec mój płakał w altanie w przededniu swojej śmierci?
HANKAAle ja ci to już wczoraj opowiadałam.
KONRADNo tak, tak — ale powiedz mi — wprawdzie byłaś wtedy dzieckiem, ale dzieci najlepiej obserwują... Czy śmierć mojego ojca wywarła wielkie wrażenie na twojego ojca a mego opiekuna25 i na matkę moją?
HANKANie bądź tak przerażona, przecież jestem przytomny.
HANKAPrzyznam ci się, że teraz boję się ciebie.
KONRADNie, nie bój się. Tylko chciałbym rozwiązać w moim sercu i mózgu jakąś zagadkę, która może nie jest zagadką, ale która mnie truje i męczy.
HANKAMów, mów wszystko.
KONRADSłuchaj Hanka, dzisiaj rozmawiałem z moim przyjacielem...
HANKAWiesz, ja się tak lękam, tak lękam tego twego przyjaciela. To ten sam lęk, jaki doznaję26 przed czymś obcym, niezbadanym, to ten sam lęk, który mam przed tą ciemną dla mnie połową twej duszy, tą połową, której nie znam, o której nie mam wyobrażenia.
KONRADNie rozumiałem cię, Hanuś.
HANKABo widzisz, ty masz połowę duszy pogodnej, a druga jest jak sam mówisz: czarna i ponura. I to dzisiaj, podczas tej bezsennej nocy, nagle opadła mnie ta myśl, że ta druga połowa twej duszy, ta jej ciemna głębia, nie do mnie należy, ale do twego przyjaciela. I miałam taką straszną wizję, jakbyś na dwoje był rozszczepiony. Ach! Konrad! Konrad! Jak ja się męczę!
KONRADHanuś, Hanuś! Uspokój się! To przywidzenie zmęczonych bezsennością nerwów. Uspokój się i posłuchaj mnie. Otóż przyjaciel opowiadał mi taką dziwną historię o swoim stryju i włodarzu. Ten stryj poszedł na wojenkę, potem z wojenki powrócił; ale ponieważ stryjenka tymczasem włodarza pokochała, a on włodarz przeświadczony, że żadna kara go nie spotka, jeżeli pan legnie na swym własnym polu, zamiast na polu sławy...
HANKABój się Boga, co ty za rzeczy dzisiaj mi opowiadasz?
KONRADCoś taka przestraszona? Włodarz pokochał panią, najprostszy wypadek się stał. Pana nie było w domu, można było sądzić, że poległ w szeregach bohaterów. Przypadkowo wrócił żywy i cały do swego gniazda, a zastawszy swą żonę w objęciach włodarza, sam sobie życie odebrał. Ale można było spokojnie twierdzić, że poległ, czy zginął na polu bitwy, czy się gdzieś podział...
HANKADokąd ty zdążasz? Co to wszystko ma znaczyć?
KONRADHanuś, proszę cię, słuchaj mnie spokojnie. Tu chciałbym roztrząsnąć nie kwestię życiową, ale kwestię sumienia — jakiejś przyrodzonej, niepojętej miłości do ojca, którego się straciło... Ta dziwna miłość, która wendettę wytworzyła, bo wiesz, że za zabójstwo jakiegoś członka rodziny, na Korsyce, całe rodziny się wytępiają nawzajem. Chwila milczenia. Widzisz, ten włodarz miał córkę, którą pasierb włodarza całą siłą swej młodej duszy pokochał i — wystaw27 sobie, co by się było stało, gdyby on28 pasierb poślubił córkę człowieka, który był przyczyną śmierci jego ukochanego ojca?
HANKASkąd cię takie piekielne myśli opadły, Konrad!
KONRADTo nie piekielne myśli, to się często w życiu zdarza. Chwila kamiennego przerażenia. Czy sądzisz, że dajmy na to, kobieta jak ty szlachetna, piękna i dobra, mogłaby żyć z człowiekiem, którego ojciec zginął z winy jej ojca?
HANKAA... teraz rozumiem. Wszystko zrozumiałam. Chwyta się za głowę. Chryste Panie! Więc ty posądzasz mego ojca, że on twego w grób wtrącił?
KONRADTak, tak!
HANKAKRS: 0000070056
Nazwa organizacji: Fundacja Nowoczesna Polska
Każda wpłacona kwota zostanie przeznaczona na rozwój Wolnych Lektur.
Zmiłuj się, co ty robisz, może sobie sprawy z tego nie zdajesz, jakie wrażenie robi dziwne twoje zachowanie.
BOROWSKIJakie zachowanie?
WANDANo przecież goście muszą coś rozumieć, jeżeli uciekasz, kryjesz się w parku, lub siedzisz na werandzie, do mnie się nie odzywasz...
BOROWSKIGoście nic nie rozumieją. To tylko złe sumienie rozumie.
WANDAZłe sumienie? Czyje?
BOROWSKICzyje?... Chyba twoje musiało to wszystko zrozumieć, przecież mnie szukasz i niespokojnie śledzisz na każdym kroku.
WANDAWięc koniecznie chcesz zniszczyć twoje i moje życie?
BOROWSKIHe... he... Życie? Co to znaczy? Chcesz żyć, ja ci w tym nie przeszkadzam, a moje życie dawno się już skończyło.
WANDAOd kiedy się skończyło? Od kiedy?
BOROWSKICzemu się pytasz o to, przecież nikt lepiej tego nie wie od ciebie.
WANDADlaczegoś mi kłamał? Obiecywałeś mi raje, a teraz trup po moim domu chodzi...
BOROWSKIJak to trup?
WANDANo, przecież od śmierci mego męża ty przestałeś żyć. Od dziesięciu lat zagłuszam się pracą, a nic to nie pomogło, tylko nuda, straszna nuda w twoim sercu, którąś sobie teraz zapełnił nienawiścią ku memu synowi.
BOROWSKITak, to prawda.
WANDADlaczego nienawidzisz mego syna?
BOROWSKINie mów tak głośno, bo lada chwila ludzie na werandę wejść mogą.
WANDAPowiedz, dlaczego nienawidzisz mego syna?
BOROWSKIDlatego, że cię kochałem... dlatego, że on męża twego przypomina.. I dlatego, że on jest krew z jego krwi, kość z jego kości. Dlatego, że przez ciebie, matkę jego, ta zbrodnia się stała.
WANDAJezus Maria! Jaka zbrodnia?
BOROWSKIHe... he.. he... Teraz się pytasz, jaka zbrodnia. Podchodzi ku niej, ze złośliwym szeptem. A powiedz, dlaczego ten mąż twój, pan Okoński, zastrzelił się?
WANDACzemu on się zastrzelił?
BOROWSKIHe... he... he... Czemu on się zastrzelił? Chcesz, chcesz, to ci powiem dlaczego. Ale zdaje mi się, że nie potrzebuję ci tego mówić, bo przecież sama wszystko wiesz...
Wiesz czemu?... wiesz?
SCENA DRUGAHuzia — huź! Kto kogo dogoni... Hej! hej! A gdzie mi się Hanka podziała? Wesoły krzyk z głębi parku. W chowanego się bawi, znajdziemy ją, znajdziemy!
BOROWSKII co teraz? Twój syn kocha moją córkę... tak ślepą nie jesteś, aby tego nie widzieć. No, poradź teraz coś, poradź —!
WANDACo ja nieszczęsna poradzić mogę.
BOROWSKIA czyś ty znała tego pana Schimera z Brukseli?
WANDAKogo?
BOROWSKINo? Tego pana, który twego syna chował w największej miłości, w największym uwielbieniu dla twego męża.
WANDACo, co, nic nie rozumiem.
BOROWSKIPoczekaj, to ci to zaraz wyjaśnię. Złośliwym, szatańskim uśmiechem siada przy niej. Otóż widzisz, moja Hanka wypaplała się przede mną, widziała twego męża dzień przed śmiercią, jak płakał, a w ten sam dzień zostało wysłanych kilka listów do przyjaciół twego męża za granicę. A ten przyjaciel twego męża, którego opiece polecono twego syna... jeszcze nie rozumiesz?
WANDARozumiem...
BOROWSKII ten jego przyjaciel, który się zjawił, właśnie wczoraj, ten najukochańszy uczeń Schimera... Rozumiesz?
WANDARozumiem.
Hanka stracona, ale Konrad nie, oj nie...
SCENA TRZECIAJak to dobrze, że młodych bawić nie potrzebujemy. Nasze smutne miny mogłyby zdradzić, co się w naszych duszach dzieje.
WANDAI ty sądzisz, że ten piekielny przyjaciel...
BOROWSKIJa nic nie sądzę, ja wiem. Tych rzeczy nawet przeczuwać nie potrzeba, to wszystko się wie.
WANDAA co sądzisz, co Konrad, Konrad?
BOROWSKIKonrad, łudzisz się jeszcze chwilę, co Konrad robi. Możem zły, że ci to mówię, co ci teraz powiem, ale ani na sekundę nie wątpię, że tobie i mnie z najwyższą pogardą splunie pod nogi i odejdzie ze swoim przyjacielem.
WANDATo nie może być, to nie może być.
BOROWSKIAle to będzie i to się stanie. Kobieta się lęka tego, co nieuniknione, chce się ratować przed koniecznością, ale my, mężczyźni, spokojniej na to patrzymy. Cicho przysuwając się do Wandy. W jakich zamiarach ten przyjaciel właśnie w tym czasie przyjechał, nie wiem. Ale trzyma w zanadrzu całą setkę złowrogich planów, które nam zgubą grożą: tobie i mnie. Nie wiem, dlaczego tak długo zwlekają, by twemu synowi odkryć tajemnicę, nie wiem, jakie ukryte cele mieli ci ludzie, którzy przed twoim synem ukrywali dotychczas naszą zbrodnię.
WANDAZbrodnię?!
BOROWSKIOczywiście, że to było zbrodnią. Człowiek, który cię bardzo kochał, przekonawszy się o twoim wiarołomstwie, byłby mi mógł spokojnie w łeb huknąć, ale był na to za mądry.
WANDACicho... cicho... cicho...
BOROWSKIDlaczego ja mam być cicho, ja tylko stwierdzam prosty fakt. Twój mąż był bardzo rozumny człowiek. Cóż by mu było z tego przyszło, że by mnie zgubił. Zyskałby przez to twoją miłość? He?
WANDAZmiłuj się... milcz... milcz...!
BOROWSKIOch, jakie wy kobiety hipokrytki. Czy nie jesteś rzeczywiście w stanie pojąć takiego szlachetnego czynu, jak czyn twego męża? Powiedział sobie: Cóż? Kobiety, która kocha innego, gwałcić nie będę. Bez niej żyć nie mogę. Nic w tym znowu tak bardzo bohaterskiego, tylko rozsądny krok mądrego człowieka. Po chwili ponurego, złośliwego milczenia. Takim bohaterem twój syn nie będzie. Nie... Nie... Nie...
SCENA CZWARTACiociu! Ciociu! Odbito mi wszystkie damy. Niech ciotuchna się nade mną zmiłuje, bo będę wyglądał jak ostatni niemrawiec. Ciotuchna taka młoda, taka piękna, że zaćmić może wszystkie dziewczęta.
WANDAAleż dziecko, mnie się tańczyć nie chce, ja taka zmęczona.
MŁODZIENIECMoja droga, kochana ciociu!
WANDANo, niech już i tak będzie, przypomnę sobie moje młode, młode lata.
MŁODZIENIECCo też ciocia mówi! Ciocia piękniejsza od tych panienek, co się w kółko kręcą. Zwraca się do Borowskiego. A pan, drogi panie, nie wejdzie pan z nami?
BOROWSKIHo, bo, stare już nogi, podagra29... Szczęśliwy jestem, że się tak bawicie, ale mnie już do waszych zabaw nie wciągajcie.
MŁODZIENIECEj, pan żartuje. Ale ciotuchno, chodźmy już, chodźmy.
No, cóż pan tak stroni od towarzystwa; przecież to uroczystość, na którą pan umyślnie aż z Brukseli zjechałeś.
PRZYJACIELJa nie zjeżdżałem na żadne uroczystości. Jam się tylko mocno przywiązał do mojego przyjaciela Konrada, a ponieważ on jest sam, samiuteńki, a ja znając rozmaite tajemnice jego domu... hm... hm...
BOROWSKIJakie tajemnice? Czyś pan oszalał? Co za tajemnice?
PRZYJACIELNo, to nie są właściwie tajemnice, dla pana np., dla matki Konrada, to tajemnicą nie jest. Patrzy bystro, zimno na Borowskiego. O, jakeś pan nagle zbladł. No i co, panie? Będziemy się dalej bawić w ślepą babkę, podoba się panu ta gra?
Owszem, nawet bardzo. Od pierwszej chwili, gdym pana zobaczył, zrozumiałem, że mam z dowcipnym człowiekiem do czynienia.
PRZYJACIELEch panie, co tam długo gadać. Panu, jako ojcu, musi zależeć na szczęściu dziecka, a ja mówię bez ogródek, przyjechałem jako przyjaciel Konrada i to proszę pana no, jakby to powiedzieć... rozmyślnie przeciąga. Otóż, kochany panie, wszak ani pan, ani ja nie chcemy rzeczy w bawełnę owijać. Przyjechałem po prostu Konradowi powiedzieć, że właściwie pan jest przyczyną tej niby tajemniczej śmierci jego ojca.
BOROWSKI
Uwagi (0)