Bolesław Śmiały - Stanisław Wyspiański (tygodnik ilustrowany biblioteka cyfrowa TXT) 📖
Krótki opis książki:
Bolesław Śmiały, pierwszy król Polski, zabija biskupa Stanisława, jej patrona. Do dziś aktualny problem konfliktu pomiędzy państwem a kościołem w interpretacji Wyspiańskiego.
Ten tekst trzeba czytać z podręcznikiem historii w ręku — bez szczegółowej wiedzy o przebiegu konfliktu pomiędzy pierwszym królem Polski (dzisiaj zwanym Bolesławem II Szczodrym) a biskupem krakowskim Stanisławem ze Szczepanowa (późniejszym świętym) nie zrozumiemy nawet ćwierci aluzji i sądów Wyspiańskiego. Ten długi, wierszowany monolog opowiada całą historię z punktu widzenia króla Bolesława. Nie jest to jednak jedyny utwór Wyspiańskiego poświęcony tej tematyce: dramat Skałka opowiada tą samą historię, ale z punktu widzenia duchownego.
Przeczytaj książkę
Podziel się książką:
- Autor: Stanisław Wyspiański
- Epoka: Modernizm
- Rodzaj: Dramat
Czytasz książkę online - «Bolesław Śmiały - Stanisław Wyspiański (tygodnik ilustrowany biblioteka cyfrowa TXT) 📖». Wszystkie książki tego autora 👉 Stanisław Wyspiański
świec pogruchotanych,
których trzask, łomot, wciąż trwa i przeraża,
korona, — na głos tych klątew śpiewanych...
korona! którą wziąłem u ołtarza!
w której zakułem pierścień ziem wyrwanych
memu dziadowi, ojcu! — do cmentarza
lecąca, w jakimś rozpędzie, fatalna,
pod stopy Ducha, co klnie, — — Królo-zwalna!!
XI
Zabić! — Jak, kiedy? Gdziekolwiek! Sam skłóję!
Dworaków wezmę rycernych i wpadnę, —
a którzy nas okrzykną: mnnicho-zbóje,
pościnam łby niechętnych i owładnę;
niech wiedzą o mnie, żem król, że panuję; —
tej chwili moich przybocznych zagadnę, —
Po co?! — Rozkażę! Muszą! Krew! Krwi wołam!
Księże! Nad moim mieczem świece połam!
XII
Przeciw zamczyska, przez Wiślane wody,
na ostrowiu skalistej opoce
kościół pośrodku drewnianej zagrody;
w koło szum wiklin i wicher łopoce,
tłukąc wierzbami o mosty i wzwody,
jakby się dawne w nich żalące Moce;
węgły gontyny spróchniałe przez wieki;
jezioro święte obok i pasieki
XIII
święcone; w tych gwarzyły Lele boże
w drzewach lipowych, wieczystych; stuwieczna
Moc; co ramiony objęła przestworze
nieba i Słońcu się śmiała słoneczna; —
w nich skryte niegdyś prastare wielmoże:
Krasy-lud i ich ślubna Żywia śleczna;
stały u wstęgu gaju, nieprzytomne
a chwast je w koło przerastał, niesromne.
Podoba Ci się to, co robimy? Wesprzyj Wolne Lektury drobną wpłatą: wolnelektury.pl/towarzystwo/
XIV
Przypomnę to uroczysko stare,
pełne wężów, plamistych jaszczurów,
co starodawną tam szeleszczą wiarę,
z nor ześlizgnięte podskalnych do murów,
na białe płyty wpełzły ciche, szare
za pozwijane w kłębki u kosturów,
we świętą wodę sadzawki wślepione,
jak wężownice wróżebne, pośpione.
XV
Kto je tam śpiące obaczy, nie spłoszy
i wzrok nasyci rojeniem z tej wody, —
bo się wciąż szkliwo mieni w tej pustoszy,
coraz to inne ukazując spody
a dna zasnute złotem, — ten dla duszy
pojmie tajemną siłę i urody
obleją jemu twarz; — tam te zaskrońce
mają studzienny skarb: zmartwiałe Słońce,
XVI
i króla-węża, któren wiecznie czuwa
na dnie, a węzeł święty ma u czoła,
złocistą obręcz, — zeń jad wody struwa;
z wierzchu się wielkie zakreślają koła
płynne, znów widmo się nagle zasnuwa.
— Kto węża ujrzy, — tego Niebo woła, —
Raj duszy; — ręką niech zaczerpa wody
a pijąc zajdzie w tamten-świat, na Gody!
XVII
Tutaj gromady się wędrowne garną,
z lirnymi, którzy znają moc strumieni;
przystają zadumani na toń czarną,
czy z za porostów i listów kiścieni,
Szczęście uśmiechnie się twarzą figlarną.
I wody czerpią strutej do garścieni,
a męty te chowają, jak lektwarze
z Lalników przyniesione przez pieśniarze.
XVIII
Dziś w zaniedbaniu leżały studniska;
wody zerdzałą zadziergane rząsą;
tylko, jak dawniej; bujne wężowiska
w skałach i sady, które bielmo trząsą
kwietne, gałęźmi ponad te mokrzyska
zwisłe; gontyna i te, co tam z nią są
w ruinach, spadłe bogi, światowitne,
co stopą wryte w ziem, ponad dach szczytne
XIX
łbami, we wionach jabłonek, grusz, śliwek
źrałych, dzierżący w grabach wielkie kroje,
patrzały ślepiem oczu z pod pokrywek
mosiążnych.... na Sobótne ludne roje,
na skoki rześkie chłopców, pląsy dziwek,
co szły częstować stare Bogi swoje. —
Dziś mchów spowite pleśnią i rdzą zjadłe,
króle, we wielkiej walce duchów padłe.
XX
Tam Chrystusową dżwignięto mogiłę,
ze skalistego wykutą wyłomu;
wryto korzenie w skałę dziewięćsiłe
i krzyż zatknięto męczeński na domu.
A Włade, w hańbach leżą w pół-przegniłe;
tylko je gędźce uczczą pokryjomu,
tylko nikt nie śmie zasypać jeziora.
Święta dziś niemoc ich, piorunna wczora.
XXI
Na skale Kościół-katedra, biskupia;
kamień do różnych przyciosany garbów
biały; — — a w światłach nocy twarz się trupia
patrzała z okien wązkich i wyszczarbów;
jak gdy się włos i ubiór zeskorupia
prastary, jakby Sezam klętych skarbów:
Wid-truchło, — tak jawiła się twarz sroga
w kamieniach, które miały rysy Boga....
XXII
Choćby i starość twoja i włos siwy,
żeś ty kościelne obrzędy przesądził,
żeś ty przez jakichś potęg czar straszliwy
wobec mnie i wobec Boga pobłądził,
żem ja potruchlał na potworne dziwy
a potruchlał, żem fałszywie sądził, —
aż się przed oczy moje stawił zmarły,
iż się przez ciebie podziemia rozwarły,
XXIII
I zatrwożyły mnie króla-człowieka,
duchem mnie poraziwszy i mieczem,
gdy się rozpadał grób i wstały wieka
trumny, z przegniłem widziadłem człowieczem,
że choć rzecz była w pół-śnie i daleka, —
z ciałem przez ziemne gliny pół kaleczem,
co na świadectwo przyszło, gdy sąd ważem,
dech na mnie trupi wiał.... byłeś grabarzem!
XXIV
To Bóg mnie dzisiaj dłoń daje karzącą
na cię, — a tobie Bóg myśli zamyla,
że ty ze zdradą przeciw mnie knującą
dziś, gdy się państwo waży i przesila,
ty mnie chcesz zwłóczyć twoją ręką klnącą
i nie dość, żeś już zmiażdżył mnie do tyla,
dajesz me berło w ręce zdrajcy-brata,
że ja purpurę zmieniam w czerwień kata.
XXV
Mszę sprawiał, — gdy rozwarłem drzwi kościoła;
lud klęczy, — wszyscy modłami zajęci,
na ołtarz patrzą, do bożego stoła
przystępujący; — u wrót my przeklęci
z mieczami; oni nas nie widzą zgoła,
tylko z ołtarza na mnie patrzą święci.
I właśnie biskup podnosił opłatek
maleńki..............................
XXVI
I zaślepiło mnie, — stałem wpatrzony
w ten ołtarz, w modły, we świece płonące,
które zagasły dla mnie, — jak uśpiony
w mych władzach wszystkich, — a serce bijące
młotem pod zbroją, — że byłem zdradzony
przez duchy, dotąd mię potęgujące,
opuszczon, marny, jakby moja siła
w niego, tam przed ołtarzem przechodziła.
XXVII
Naraz się biskup odwrócił do ludu,
by podniesioną krzyż kreślić prawicą,
błogosławiący, — — o stój chwilo cudu!
może nad moją skreśli go przyłbicą,
przeżegna mnie, że zbędę klątwy brudu;
gdy byłbym klęknął, — już goreje lico....
Naraz On! — poznał, — o wiekowa męko! —
stał z podniesioną wciąż do krzyża ręką,
Informacje o nowościach w naszej bibliotece w Twojej skrzynce mailowej? Nic prostszego, zapisz się do newslettera. Kliknij, by pozostawić swój adres e-mail: wolnelektury.pl/newsletter/zapisz-sie/
XXVIII
ale nie kreślił znaku, — stał w milczeniu,
z oczyma w jakąś straszną dal pozamną,
jakbym w tem Jego nie istniał widzeniu,
przepaść otwierał straszliwą, rozłamną
pośrodku nas obydwu, — w rozdwojeniu
tem głębiąc moją duszę jako kłamną....
— że już leciałem na oślep przed siebie,
we krwawym wszystko nurzając pogrzebie.
XXIX
Zabiłem. — a rycerze moi go wywlekli
po za drewniane ganki na podwórze
i ciało tam odarłszy z szat posiekli
przy studni, której zrąb kowan w marmurze;
potem nad wodą stali i krwią ciekli
z mieczów i zbroi; czekając aż stróże,
przysłani z zamku, nadejdą z ptakami,
bom kazał sprzątnąć kawalce orłami.
XXX
Na moim zamku, na tyłach, w ogrodzie,
miałem zwierzyńce, — w nich chowałem ptaki:
orły; orłowie są mem godłem w rodzie,
więc się chowały, a na łbach czapraki
pąsowe, żeby nie były ku szkodzie;
ciskało im się zwierz mały wszelaki;
więc, jako kaci w kapturach krwi chciwi,
chadzali w moich zwierzyńcach straszliwi.
XXXI
Kazałem ptaki puścić, by pożarły
a potem siec rózgami i rozgonić; —
a tu mnie mówią, — że się lekko wsparły
na trupie, — i że jakby chciały bronić
przystępu; że wszérz skrzydła rozpostarły
strzegąc, by żadnej części nie uronić;
że ich nie śmiano tłuc: — już gniew mnie budzi;
bardziej mi było ptaków wstyd niż ludzi.
XXXII
I jużem tam nie poszedł, choć mię ciągło
i wstyd, — nie lęk; lecz myślę, gdy spostrzegą....
Nieznane mi uczucie już się lągło;