Darmowe ebooki » Satyra » Satyry - Ignacy Krasicki (biblioteka w txt) 📖

Czytasz książkę online - «Satyry - Ignacy Krasicki (biblioteka w txt) 📖».   Wszystkie książki tego autora 👉 Ignacy Krasicki



1 ... 5 6 7 8 9 10 11 12 13 ... 19
Idź do strony:
href="annotations.xhtml#annotation-441" id="anchor-441">441, 
Ma świat, prawda, z przemysłu twojego pociechę, 
Lecz z tych skarbnic mądrości nieprzerachowanych 
Za jedno dobre pismo — sto głupstw drukowanych.
Bajkami się lud bawi, drukarnia bogaci.   
Nim diabła Bohomolec dał w swojej postaci442, 
Wieleż książek, powieści o strasznych poczwarach, 
O wróżkach, zabobonach, upierach i czarach 
Trwożyły nasze ojce. Ująwszy gromnice 
Palił ławnik z burmistrzem w rynku czarownice, 
Chcąc jednak pierwej dociec zupełnej pewności, 
Pławił ją na powrozie w stawie podstarości443.. 
Zdejmowały uroki stare baby dziecku, 
Skakał na pustej baszcie diaboł po niemiecku444, 
Krzewiły się kołtuny445 czarami nadane, 
Gadały po francusku baby opętane, 
A czkając po kruczgankach446 na miejscach cudownych, 
Nabawiały patrzących strachów niewymownych. 
Co zbytnim dowierzaniem upłodził wiek przeszły, 
W teraźniejszym podlące te przywary zeszły, 
Ale też zbyt porywczym zaciekłszy się447 pędem, 
Często, gdy błąd poprawia, śmie prawdę zwać błędem. 
Roztropną zdania nasze szalą trzeba mierzyć, 
Źle jest nadto dowierzać, gorzej nic nie wierzyć. 
Że się obrzask448 pokaże w źle chowanym winie, 
Nie likwor temu winien, ale złe naczynie. 
Trafia się płód odrodny, choć cnotliwej matki, 
A dzikich latorośli poziome ostatki449 
Gdy ucina ogrodnik, drzewu to nie szkodzi. 
Owszem, piękniej wybuja, lepszy owoc rodzi.
Jest granica, za którą przechodzić nie wolno.   
Mając porę, ochotę i sposobność zdolną450, 
Dociekajmy, co możem, co dociec się godzi. 
Wiek nasz w wielu odkryciach dawniejsze przechodzi. 
Dzień dniu prawdę obwieszcza, godzinom godziny; 
Z pracy ojców szczęśliwe korzystają syny, 
A do zdatnego451 rzeczy stosując użycia, 
Nowe wiekom późniejszym gotują odkrycia”. 
„Więc lepiej rzeczy idą, bo żywiej, bo sporzej”. 
„Sądź, jak chcesz, może lepiej, może też i gorzej”. 
 
Pochwała głupstwa452
„A ja mówię, że głupstwo niezłym jest podziałem”. 
„Mądrość przecież zaszczytem, nierozum zakałem453”. 
„Nie wchodzę ja w dysputę, rzecz jest niby jawna, 
Maksyma teraźniejsza tak jako i dawna 
Każe szukać mądrości, a głupstwa się chronić. 
Umieli zawżdy ludzie od dobrego stronić, 
A że głupstwo jest dobrem, stronili od niego. 
Patrz na mędrca — tetryka454, głupca — wesołego: 
Tu pryska z twarzy zdrowie, tam zapadłe oczy, 
Wlecze się chuda mądrość, spasłe głupstwo toczy. 
A co lepsza, kto głupi, mądrością jest dumny, 
A co gorsza, kto mądry, zna, że mniej rozumny. 
Nasz pan Paweł, choć w głupstwie dni swoje postradał, 
Skoro wszedł, wszystkich zgłuszył, Michała przegadał, 
Michała, co wiek z księgą trawi w gabinecie. 
Prawda, Paweł raz po raz nic do rzeczy plecie, 
Ale żwawo i głośno, więc go zgraja słucha, 
Zmiłuje się na koniec, przecie udobrucha, 
Da mówić Michałowi, który w kącie wzdycha, 
Zaczyna, dobrze mówi, ale mówi z cicha, 
Aż w śmiech, co go słuchali, więc milczy, zlękniony; 
Dopieroż tym tryumfem głupiec uwielbiony455 
Łże, bredzi, decyduje, a w zgrai nacisku456 
Odbiera plauz457 mądrości i ma sławę w zysku. 
Ale — rzeczesz — pan Paweł nie probuje rzeczy458, 
Że czasem przykład jeden doświadczeniu przeczy, 
Nie idzie, żeby zawżdy podobne bywały. 
Prawda, ale w tej mierze dowód okazały, 
Pawłów jest tysiącami, a rzadki w złym stanie. 
Każdy w podobnym sobie ma upodobanie, 
Więc głupi prędko znajdzie, komu się podoba. 
Mędrzec, wieku okrasa i kraju ozdoba, 
Laur ma, prawda, ale ten ni grzeje, ni tuczy, 
Głupstwo go jawnie nęka, zazdrość w kącie mruczy. 
Półmędrków rodzaj zjadły459 z bliska i z daleka, 
Gdy nie może ukąsić, jak szczeka, tak szczeka. 
Sroga bitwa, a o co — o liść460 lub kadzidła.
Bogdaj to w bractwie głupich! Tam szczęścia prawidła,   
Tam korzyści, tam rozkosz coraz żywsza z wiekiem, 
Każdy kontent, bo czuje, że jest wielkim człekiem. 
Fraszka sława na potem, co teraz, to moje. 
O Pawle, niech ogłoszę uwielbienie twoje! 
Pozwól — śmieje się — wielkiś — śmieje się i wierzy, 
A że szczodrym wydziałem461 łaski swoje mierzy, 
Za to żem winny jemu szacunek oznaczył462, 
Lekkim głowy skinieniem obdarzyć mnie raczył; 
Tak Jowisz u Homera utwierdzał wyroki463. 
Choć stopień uwielbienia posiada wysoki, 
Zniża się czasem Paweł, kiedy tego godni 
Jurgieltowi464 chwalacze, autorowie głodni, 
Ci, których niezmazana w sądzeniu rzetelność 
Gotowa za grosz patent dać na nieśmiertelność, 
A przypisując dzieło temu, co druk płaci, 
Pieniężnym bohatyrem kronikę bogaci465. 
Indy466, Persy i Medy, Party, Baktryjany467 
Zwyciężył Aleksander. Więcej zawołany468 
Nasz mecenas469, bohater, zdziałał i dokazał, 
Zapłacił szczodrobliwie, dawne dzieje zmazał. 
On sam sławy posiadacz, a prawem dziedzicznym, 
Bo się przodków szeregiem zaszczycając licznym, 
Pomimo Niesieckiego470 sławny antenaty471 
Stryjeczne i cioteczne licząc majestaty, 
Tam gdzie słońce zapada, gdzie powstaje zorza, 
Sławny z dzieł, z krwi, z talentów od morza do morza. 
Co druk głosi, to prawda: od czegoż by służył? 
Płaci on wielkim mężom, w czym się świat zadłużył. 
Płaci sławą, a że się wszystko w świecie płaci, 
Głupi możny, głodnego gdy mędrca bogaci, 
Staje się jeszcze większym i mędrszym nad niego.
Po sławie cóż nad zdrowie jest pożądańszego?   
A może i przed sławą? To dobro jedyne. 
Cóż po tym, w życiu niezdrów, że po śmierci słynę, 
Co mi po dobrym mieniu, gdy użyć nie mogę, 
Co po wszystkim, gdy słabość wznieca śmierci trwogę. 
Tam, kędy zdrowia nie masz, jaki zysk powabi? 
Rycerstwo króci życie, mądrość zmysły słabi, 
Praca siły wywnętrza, skrzętność zbyt zaprząta, 
Wszędzie gorycz w pośrodku korzyści się pląta; 
Zgoła w zysku bez zdrowia musiemy szkodować. 
Jakże siły utrzymać? Jak czerstwość zachować? 
Próżno krzyczy Hipokrat472, próżno Galen473 szepta, 
Głupstwo, głupstwo, o bracia, jedyna recepta! 
Skarbie nie dość wielbiony! Choć wielu bogacisz, 
Nie przebierzesz się474 nigdy, ceny nie utracisz. 
Obdarzasz, lecz niewdzięcznych; choć miła spuścizna, 
Głupców tłumy niezmierne, a nikt się nie przyzna, 
Wszyscy mądrzy — nikt siebie prawdziwie nie widzi, 
Czym nie jest, tym być pragnie, czym jest, tym się brzydzi. 
Pełno w świecie obłudy, wkrada się i w fraszki. 
Wewnątrz skryta osoba, z wierzchu same maszki475. 
Zrzućmy je, niech odkrycie głupstwo światem włada, 
Sławę, honor, bogactwa, rozkoszy posiada. 
Czemuż się szczęścia wstydzić? — Dzień po nocy wschodzi, 
Zrzucił świat uprzedzenia, wiek złoty się rodzi. 
Niechaj mądrość, jakie chce, przepisy stanowi, 
Próżne są. — Mądrzy sławni, ale głupi zdrowi”476. 
 
Informacje o nowościach w naszej bibliotece w Twojej skrzynce mailowej? Nic prostszego, zapisz się do newslettera. Kliknij, by pozostawić swój adres e-mail: wolnelektury.pl/newsletter/zapisz-sie/
Wziętość477
Był niejakiś pan Łukasz, co chciał wiele dostać.   
Cóż on czynił? Najsamprzód zmyślił sobie postać; 
Chciał oszukać, oszukał, bo to nie są cuda, 
I niezgrabne szalbierstwo częstokroć się uda, 
A dopieroż gdy sztuczne478. Patrzał Łukasz pilnie, 
Jak to się drudzy wznoszą — i zgadł nieomylnie. 
Zgadł sekret. A ten jaki? — Do możniejszych przystać, 
Strzec się słabych, śmiać z cnoty, a z głupstwa korzystać. 
Przykład wszystkim widoczny rzecz wyłuszczy z prosta. 
Gdy widzisz, senatorem że został starosta479, 
Patrz, jak się zsenatorzył. Był filut, jest możny, 
Wczoraj ledwo mościom pan480, dziś jaśnie wielmożny. 
To gra, los działa szczęście, lecz mu dopomaga 
Czoło bezwstydne, podłość, w niecnocie odwaga. 
Mały złodziej wart chłosty, lecz ten, co kraj zdradza, 
Lubo tyle za sobą hańb, sromot sprowadza, 
Iż owe sławne sosny z nadbrzezia Pilicy481 
Jeszcze małe do składu482 jego szubienicy, 
Przecież filut wisielec, na co patrzyć zgroza, 
Wstęgi nosi na szyi, co warta powroza. 
Nie dopiero483 występek z cnotą walkę wszczyna: 
Z Cyceronem w senacie siedział Katylina484. 
Wzdrygał się świat na sprośność, była sprośność przecie485, 
Alboż to w jednym zbrodnie rodzaju na świecie? 
Ów celnik, co wytartym odziany kontuszem, 
Zaczął sławne rzemiosło z świętym Mateuszem486, 
Przeszedł i apostoła: ten wrócił, co zyskał, 
Nasz wziął, schował, zarobił i jeszcze uciskał: 
Zgoła stał się najpierwszym w rachmistrzowskiej sztuce, 
A coraz postępując w tak wielkiej nauce, 
Doszedł tego, iż dziesięć od sta znaczna strata! 
Kradzieżą oczywistą wzniosła się intrata487. 
Kraj zdarł, kradł go bez wstrętu, a wyszedł jak święty. 
O kunszcie krasomówski488 w skutkach niepojęty! 
Kunszcie, co możesz bielić to, co było czarnym, 
Nieprzepłacony w twoim zapędzie niemarnym489, 
Sprawiłeś (a kunszt lepszy jeszcze dopomagał), 
Iż ten, co niegdyś chlebem żebraczym się wzmagał, 
A w usłudze krajowej zyskał milijona, Samym tylko nazwiskiem różny od Katona490.Dobry folwark na zyski skarb publicznej rzeczy491.
Obroną się wojsk swoich kraj każdy bezpieczy492,   
Sili się na obrońcę, drodzy są rycerze, 
Ten najdroższy, co niewart być płatnym, a bierze, 
Co pierśmi kraju swego mający być murem, 
Że żołnierz — samym tylko wydatny mundurem493. 
Sławny wiekom Czarniecki w baranim kożuchu 
Gromił Szwedy, Duńczyki wśród klęsk i rozruchu, 
Gromił, bo dusza wielka, co się nad gmin wzniosła, 
Sławę, cnotę stawiała za zyski rzemiosła. 
Był wielkim, bo czuł, czym był, a co czuł, to czynił. 
Nie czuł nasz pan Mikołaj i chociaż przewinił, 
Grzech mały według niego, on ledwo nie świętym. 
Nowy przeto teolog, kunsztem niepojętym, 
Bezpłatny kraju sędzia494, przestawając na tym, 
Sądził, karał, doradzał i stał się bogatym. 
Ślepa, mówią, jest Temis495 — bajka, Temis widzi. 
Nasz pan sędzia, co z dawnych błędów mądrze szydzi, 
Znając jak przeświadczenie496 mądrości uwłoczy, 
Wypróbował dowodnie, iż ma bystre oczy. 
Fraszka sądem bezwzględnym497 trybunał ozdobić, 
Mógł to i Czartoryski498, lecz sądząc zarobić, 
Więcej wygrać niż strona, co zyskała dekret499 — 
To treść bystrych dowcipów, to sędziowski sekret. 
Mają go i patrony500 (nazwisko poważne), 
Ale pod nim fortele w zyskach wieloważne501, 
Czyniąc wykręt dowodem, a prawność matactwem, 
Panoszą stron obrońcę surowym żebractwem502. — 
Świat się wypolerował i my też za światem. 
Ja, co jestem dotychczas mości panem bratem503, 
Patrzę z kąta na drugich, widzę drogi snadne504, 
Chciałbym i ja też uróść; cóż — kiedy nie kradnę. 
Straszy mnie szubienica, jak spojrzę na sosnę, 
Więc Piotr rośnie, Jan urósł, a ja nie urosnę. 
 
Człowiek i zwierz
„Koń głupi”. „Nie koń”. „Osieł”. „Nie osieł, mój bracie”.   
„Któreż więc zwierzę od nich głupsze jeszcze znacie?” 
„Człowiek”. „A, już to nadto!” „Nie nadto, lecz mało, 
Gdyby się razem głupstwo człowiecze zebrało, 
Poszedłby w rodzaj muszlów albo wśród ślimaki. 
Słuchaj tylko cierpliwie: Któryż zwierz jest taki, 
Iżby wiedząc, co czynić, nie czynił, co trzeba? 
Zwierzom instynkt, nam, ludziom, rozum dały nieba; 
Przecież patrząc, co czyniem my, rozumem dumni, 
Zda się, że ludzie głupi, zwierzęta rozumni. 
Sroży się lew nad sarną, więc nagany godny, 
Ale dlaczego sroży? Dlatego że głodny. 
Skoro głód uspokoił, rzuca polowanie, 
Wilk żarłoczny, lis zdradny ustawne czuwanie 
Jeżeli czynią, muszą — tym sposobem żyją. 
Zgoła weź ptaka, rybę, zwierzęcia lub żmiją, 
Każde ma swoją miarę i według niej działa, 
Jeśli im przymiot zdatny natura przydała, 
Idą do tego celu, do którego zmierza. 
Zgoła czym są z potrzeby, są z natury zwierza. 
Pan ich człowiek, lecz głupszy, lecz gorszy nad sługi. 
Nie nowina to w panach. Z ich zdatnej usługi 
Korzysta, a, niewdzięczny, pędzi wolne w pęta, 
Dla niego silą zdatność jarzmowe zwierzęta, 
Dla niego wół pracuje, chlebem go uracza, 
Więc, że niby to mędrszy nad swego oracza, 
Wywnętrza go505 i pasie, żeby się spasł na nim. 
Mędrcy! Chwalemy wierność, niewdzięczności ganim. 
Któż nad nas nie wdzięczniejszy? Lecz i to przebaczę. 
Pulchne gnuśnym drzymaniem tuczą się prałaty, 
Ksiądz wikary ma prace, ksiądz proboszcz intraty. 
Tak chciało przyrodzenie; ścierwa pożeracze 
Pasiem się łupem zwierząt, przynajmniej by506 w mierze.
Insze niech porównanie człek z zwierzęty bierze!   
Gdzież takie, co rozmyślnie samo się niewoli, 
A sposobiąc swe barki ku jarzmu po woli507, 
W poddaństwie sławy szuka? Orzeł, pan nad ptaki, 
Lecz czy go ptaków innych rodzaj wieloraki 
Podłym czci uniżeniem? Wspaniały, ochotny, 
Wyżej jeszcze nad niego buja sokół lotny, 
Ani się zwraca z pędu na straszne odgłosy. 
Nie powaga, lecz dzielność wzbija pod niebiosy. 
Człowiek, wybór natury, świata prawodawca, 
Człowiek, praw stanowiciel, a przestępstwa sprawca, 
Sam łamie obowiązki, co wznawia i kleci. 
Któraż lwica jęczała na niewdzięczne dzieci? 
Któryż żubr żubra zdradził? W przychylnej postaci
1 ... 5 6 7 8 9 10 11 12 13 ... 19
Idź do strony:

Darmowe książki «Satyry - Ignacy Krasicki (biblioteka w txt) 📖» - biblioteka internetowa online dla Ciebie

Podobne książki:

Uwagi (0)

Nie ma jeszcze komentarzy. Możesz być pierwszy!
Dodaj komentarz