O duchu praw - Charles de Montesquieu (Monteskiusz) (nowoczesna biblioteka szkolna .TXT) 📖
O duchu praw to jedno z najważniejszych dzieł francuskiego oświecenia autorstwa Charles'a de Montesquieu.
Traktat filozoficzny francuskiego myśliciela dotyczy praw związanych z ustrojem państwowym, wyróżnił arystokrację, monarchię i demokrację, omawia je w kontekście historycznym, a także przedstawia różne zagrożenia, „skażenia” ustrojów. Monteskiusz postuluje w tej rozprawie zasadę trójpodziału władzy, będącą fundamentem porządku w znacznej części współczesnych demokracji.
Charles de Montesquieu, znany bardziej jako Monteskiusz, był jednym z najsłynniejszych autorów francuskiego oświecenia. Był również prawnikiem, filozofem i wolnomularzem. Zasłynął przede wszystkim z popularyzacji koncepcji trójpodziału władzy. Dzieło O duchu praw zostało po raz pierwszy wydane w Genewie w 1748 roku.
- Autor: Charles de Montesquieu (Monteskiusz)
- Epoka: Oświecenie
- Rodzaj: Epika
Czytasz książkę online - «O duchu praw - Charles de Montesquieu (Monteskiusz) (nowoczesna biblioteka szkolna .TXT) 📖». Wszystkie książki tego autora 👉 Charles de Montesquieu (Monteskiusz)
Chciałbym, aby ci, którzy czytają prawa rzymskie, dobrze odróżnili tego rodzaju wątpliwe źródła od uchwał senatu, plebiscytów, powszechnych ustaw cesarzy, i wszystkich praw opartych na naturze rzeczy, na ułomności niewiast, na słabości małoletnich i na pożyteczności publicznej.
Istnieją pewne pojęcia jednostajności, które ogarniają niekiedy wielkie umysły (skoro nawiedziły Karola Wielkiego!), ale które niechybnie pociągają małe. Znajdują w nich niejaką doskonałość, którą widzą, ponieważ niepodobna jej nie dostrzec; jednakie wagi w rozporządzeniach, jednakie miary w handlu, jednakie prawa w państwie, jednaka religia we wszystkich jego częściach. Ale czy to jest zawsze dobre bez wyjątku? Czy zmieniać jest zawsze mniejszym złem niż cierpieć? I czy wielkość geniuszu nie polega raczej na tym, aby wiedzieć w jakim wypadku trzeba jednostajności, a w jakim trzeba różnic? W Chinach Chińczycy rządzą się ceremoniałem chińskim, a Tatarzy tatarskim; a wszakże to naród, który ze wszystkich w świecie najbardziej ma na celu spokój. Kiedy obywatele przestrzegają praw, cóż znaczy, czy się trzymają tego samego prawa?
Arystoteles chciał zadowolić to swoją zazdrość w stosunku do Platona, to swoje przywiązania do Aleksandra. Platon oburzmy był tyraństwem Ateńczyków. Machiawel pełen był swego bożyszcza, księcia de Valentinois. Tomasz More, który raczej mówił o tym, co przeczytał, niż o tym, co przemyślał, chciał urządzić wszystkie państwa z prostotą miasta greckiego. Harrington widział jedynie republikę angielską, gdy wielu pisarzów znajdowało bezrząd wszędzie, gdzie nie widzieli korony. Prawa natykają się zawsze na namiętności i na przesądy prawodawcy. Czasem przechodzą przez nie i barwią się od nich; czasem utkwią w nich i wrosną w nie.
Miałbym uczucie luki w moim dziele, gdybym pominął milczeniem wypadek, który zdarzył się w świecie raz i może nie zdarzy się nigdy; gdybym nie rzekł o tych prawach, które pojawiły się naraz w całej Europie bez związku z prawami znanymi do owego czasu; o tych prawach, które sprawiły bezmiar dobrego i złego; które zostawiły przywileje ustępującym majętności; które, dając licznym osobom rozmaite rodzaje władania tą samą rzeczą lub tymi samymi osobami, zmniejszyły ciężar pełnego władania; które poczyniły rozmaite granice w mocarstwach zbyt rozległych; które stworzyły ład ze skłonnością do anarchii i anarchię z dążnością do porządku i harmonii.
To wymagałoby osobnego dzieła; ale, zważywszy charakter niniejszego, czytelnik raczej znajdzie tu rzut oka na te prawa, niż traktat o nich.
Piękny to widok, owe prawa feudalne. Wznosi się starożytny dąb; oko widzi z dala jego liście; zbliża się, widzi jego pień; ale nie widzi korzeni; trzeba wryć się w ziemię, aby je odnaleźć.
Ludy, które podbiły państwo rzymskie, wyszły z Germanii. Mimo że niewielu starożytnych autorów opisało nam ich obyczaje, mamy dwóch, którzy są bardzo wielkiej wagi. Cezar, wiodąc wojnę z Germanami, opisuje obyczaje Germanów; i na tych to obyczajach zasadzał niektóre swoje przedsięwzięcia. Kilka stronic Cezara w tej materii warte są tomów.
Tacyt napisał osobne dzieło o obyczajach Germanów. Dzieło to jest krótkie: ale jest to dzieło Tacyta, który streszczał wszystko, bo widział wszystko.
Owi dwaj autorzy są w takiej zgodzie ze znanymi nam kodeksami praw barbarzyńskich ludów, te czytając Cezara i Tacyta, wszędzie znajdujemy owe kodeksy; czytając zaś owe kodeksy, wszędzie znajdujemy Cezara i Tacyta.
Jeżeli, w poszukiwaniu praw feudalnych, mam uczucie że, jestem w ciemnym labiryncie, pełnym dróg i zaułków, sądzę, że trzymam koniec nitki i że mogę się posuwać.
Cezar powiada, „że Germanie nie dbali o rolnictwo; że większość ich żyła mlekiem, serem i masłem; że nikt nie miał ziem ani granic własnych; że władcy i starszyzna każdego narodu dawali prywatnym tyle ziemi, ile chcieli, i tam, gdzie chcieli, w następnym zaś roku zmuszali ich, aby szli gdzie indziej”. Tacyt powiada, „że każdy władca miał gromadę ludzi, którzy byli przywiązani do niego i szli za nim”. Ten autor, który, w swoim języku, daje im miano związane z ich stanem, nazywa ich towarzyszami. Istniało między nimi osobliwe współzawodnictwo, aby uzyskać jakiś wzgląd u księcia, a toż samo współzawodnictwo między książętami co do ilości i dzielności swoich towarzyszy. „Jest to, powiada Tacyt, chluba, jest to siła, być zawsze otoczonym gromadą młodych ludzi, których się wybrało; jest to ozdoba w czasie pokoju, szaniec w razie wojny. Sławnym się staje w swoim narodzie i u sąsiednich ludów ten, kto przewyższy drugich liczbą i męstwem swoich towarzyszy: otrzymuje podarki; poselstwa płyną doń ze wszystkich stron. Często reputacja rozstrzyga o wojnie. W walce, hańbą jest dla księcia być niższym odwagą; hańbą jest dla wojska nie dorównać odwadze księcia; wiekuistą hańbą jest przeżyć go. Najświętszy obowiązek to bronić go. Jeżeli kraj jest w spokoju, książęta idą tam, gdzie toczy się wojna; w ten sposób zachowują wielką liczbę przyjaciół. Otrzymują od nich bitewnego konia i straszliwy grot. Jadło niezbyt wybredne, ale obfite, stanowi rodzaj żołdu. Książę zasyca swoją hojność jedynie wojną i grabieżą. Trudniej byłoby wam namówić ich, aby uprawiali ziemię i czekali roku, niż aby wyzywali nieprzyjaciela i otrzymywali rany; nie chcą nabywać znojem tego, co mogą nabyć krwią”.
Tak więc, u Germanów byli wasale, a nie było lenna. Nie było lenna, bo książęta nie mieli ziemi do rozdania; lub raczej lennem były konie bitewne, oręż, jadło. Byli wasale, ponieważ byli wierni ludzie związani słowem, którzy się zaciągali na wojnę i którzy pełnili mniej więcej tę samą służbę, jaką później pełniono za lenno.
Cezar powiada, że „kiedy który książę oświadczył zgromadzaniu, że powziął zamiar jakiejś wyprawy, i prosił, aby się udano za nim, ci, co pochwalali wodza i wyprawę, wstawali i ofiarowywali swoją pomoc. Otrzymywali pochwały tłumu. Ale, jeżeli nie dopełnili swoich zobowiązań, tracili publiczne zaufanie i uważano ich za zbiegów i zdrajców”.
To, co powiada tu Cezar, i to, cośmy za Tacytem rzekli w poprzednim rozdziale, to zaczątek historii pierwszej dynastii.
Nie trzeba się dziwić, że królowie musieli zawsze przy każdej wyprawie tworzyć nowe armie, zachęcać inne wojska, zaciągać nowych ludzi; że chcąc wiele nabyć, musieli wiele wydawać; ciągle zyskiwać z podziału ziemię i łupy i ciągle rozdawać te ziemie i łupy; trzeba było, aby ich dziedziny rosły ustawicznie, i aby zmniejszały się ciągle; aby ojciec, który dawał jednemu z dzieci królestwo, dołączał doń zawsze skarb; aby skarb królewski uważano za potrzebny dla monarchii; aby król379 nie mógł, nawet dla wyposażenia córki, oddawać go cudzoziemcom bez pozwolenia innych królów. Monarchia szła siłą sprężyn, które należało wciąż nakręcać.
Nie jest prawdą, że Frankowie, wszedłszy do Galii, zajęli tam wszystkie ziemie, aby z nich uczynić lenna. Niektórzy tak myśleli, ponieważ widzieli, iż, z końcem drugiej dynastii prawie wszystkie ziemie obróciły się w lenna, maństwa albo przynależności do jednych lub drugich, ale to miało osobliwe przyczyny, które wyjaśnimy w dalszym ciągu.
Wniosek, jaki chciano stąd wyciągnąć, mianowicie, że barbarzyńcy wydali powszechną ustawę, aby wszędzie ustanowić poddaństwo gruntowe, jest nie mniej fałszywy niż owa zasada. Gdyby, w czasie gdy lenna były ruchome, wszystkie ziemie w królestwie były lennem lub przynależnością do lenna, a wszyscy ludzie w całym królestwie wasalami lub ich poddanymi, wówczas — ile że ten, który ma dobra, ma zawsze siłę — król, stale rozrządzający lennami, to znaczy jedyną własnością, miałby władzę równie samowolną jak sułtan w Turcji: co obala całą historię.
Galię zalały narody germańskie. Wizygoci zajęli Narbonię i całe prawie południe; Burgundowie osiedlili się w części wschodniej; Frankowie podbili całą niemal resztę.
Nie ulega wątpliwości, że ci barbarzyńcy zachowali po swoich podbojach obyczaje, skłonności i zwyczaje, jakie mieli w swoim kraju, ponieważ naród nie odmienia z dnia na dzień sposobu myślenia i działania. Te ludy w Germanii niewiele uprawiały ziemię. Zdaje się, z Tacyta i z Cezara, że wiele oddawali się pasterstwu; toteż zarządzenia barbarzyńskich kodeksów kręcą się prawie wciąż koło trzód. Rorikon, który pisał historię u Franków, był pasterzem.
Kiedy Goci i Burgundowie wdarli się pod rozmaitymi pozorami w głąb cesarstwa, Rzymianie, aby zatrzymać ich spustoszenia, zmuszeni byli dostarczyć im żywności. Najpierw dawali im zboże; później woleli dać im ziemię. Cesarze, lub w ich imieniu urzędnicy rzymscy, poczynili z nimi umowy o podział kraju, jak to widzimy w kronikach i kodeksach Wizygotów i Burgundów.
Frankowie nie trzymali się tej drogi. Nie znajdujemy w prawach salickich i rypuarskich żadnego śladu takiego podziału ziemi. Zdobyli, wzięli, co chcieli, i zawierali układy jedynie między sobą.
Musimy tedy czynić różnicę między postępowaniem Burgundów i Wizygotów w Galii, tychże samych Wizygotów w Hiszpanii, żołnierzy — posiłkujących pod Augustulem i Odoakrem w Italii, a postępowaniem Franków w Galii i Wandalów w Afryce. Pierwsi zawarli układy z dawnymi mieszkańcami, a tym samym podzielili z nimi ziemie; drudzy nic czynili nic podobnego.
Pojęcie o znacznym przywłaszczeniu sobie ziem rzymskich przez barbarzyńców daje fakt stwierdzony w prawach Wizygotów i Burgundów, że dwa te narody posiadły dwie trzecie ziemi: ale te dwie trzecie wzięto jedynie w pewnych okolicach, które im wyznaczono.
Gondebald powiada w prawie Burgundów, że jego lud, osiedlając się, otrzymał dwie trzecie ziemi; i powiedziane jest, w drugim dodatku do tego prawa, że nie da się więcej niż połowę tym, którzy przybędą później. Nie wszystkie tedy ziemie były zrazu podzielone między Rzymian a Burgundów.
W tekście tych dwóch zarządzeń znajdujemy te same wyrażenia; tłumaczą się tedy jedne i drugie. Że zaś nie można rozumieć drugiego jako ogólnego podziału ziem, nie można tak samo dać tego znaczenia pierwszemu.
Frankowie postępowali z tym samym umiarkowaniem, co Burgundowie; nie ograbili Rzymian w całym zakresie swoich zdobyczy. Co byliby poczęli z tylą ziemi? Wzięli to, co im odpowiadało, a zostawili resztę.
Trzeba zważyć, że podziałów tych nie dokonano w duchu gwałtu, ale w zamiarze wspomożenia wzajemnych potrzeb obu narodów, mających zamieszkiwać jeden kraj.
Prawo Burgundów żąda, aby każdy Burgund był przyjęły jako gość u Rzymianina. Było to zgodne z obyczajami Germanów, którzy, zdaniem Tacyta, byli ludem najgościnniejszym na ziemi.
Prawo chce, aby Burgund miał dwie trzecie ziemi i trzecią część niewolników. Zgodne w tym było z duchem dwóch narodów i zgodne ze sposobem, w jaki zaopatrywali się w żywność. Burgund, który pasł stada, potrzebował wiele ziemi, a mało niewolników; wielka zaś praca nad uprawą roli wymagała, aby Rzymianin miał mniej ziemi, a więcej niewolników. Lasy były podzielone do połowy, gdyż potrzeby w tej mierze były jednakie.
Widzimy w kodeksie Burgundów, że każdy barbarzyńca pomieszczony był u jakiegoś Rzymianina. Podział zatem nie był powszechny; jedynie liczba Rzymian, którzy odstępowali części, równa była liczbie Burgundów, którzy je otrzymali. Rzymianin ucierpiał, o ile możności, jak najmniej. Burgund, wojownik, myśliwy i pasterz, nie gardził odłogami; Rzymianin zatrzymał ziemie najsposobniejsze do uprawy; stada Burgundów użyźniały pole Rzymianina.
Powiedziane jest w prawie Burgundów, że kiedy te ludy osiedliły się w Galii, otrzymały dwie trzecie ziemi i trzecią część niewolników. Niewolnictwo gruntowe istniało tedy w owej części Galii przed wejściem Burgundów.
Prawo burgundzkie, stanowiąc o dwóch narodach, rozróżnia wyraźnie w jednym i w drugim szlachtę, wolnych i poddanych. Niewola nie była tedy rzeczą właściwą Rzymianom, ani wolność i szlachectwo rzeczą właściwą barbarzyńcom.
To samo prawo powiada, że jeżeli wyzwoleniec burgundzki nie dał pewnej sumy swemu panu ani nie otrzymał trzeciej części od Rzymianina, wciąż ma być uważany jako przynależny do familii swego pana, Rzymianin właściciel był tedy wolny, bo nie należał do familii drugiego; był wolny, bo jego trzecia część była znakiem wolności.
Wystarczy otworzyć prawa salickie i rypuarskie, aby się przekonać, że Rzymianie tak samo nie żyli w niewoli u Franków, jak u innych zdobywców Galii.
Hrabia de Boulainvilliers chybił w głównym punkcie swego systemu; nie dowiódł, że Frankowie uczynili ogólną ustawę, która pogrążyła Rzymian w niejakiej niewoli.
Ponieważ dzieło jego pisane jest bez żadnej sztuki i ponieważ mówi w nim z ową prostotą, szczerością i prostodusznością dawnej szlachty, z której wyszedł, każdy może osądzić i piękne rzeczy, które mówi, i błędy, w jakie popada. Toteż nie będę ich rozbierał. Powiem tylko, że miał więcej dowcipu380 niż bystrości; więcej bystrości niż wiedzy; ale ta wiedza nie jest godna wzgardy, ponieważ o naszych dziejach i naszych prawach wiedział bardzo dobrze główne rzeczy.
Hrabia de Boulainvilliers i ksiądz Dubos stworzyli każdy swój system, z których jeden wydaje się sprzysiężeniem przeciw trzeciemu stanowi, a drugi sprzysiężeniem przeciw szlachcie. Kiedy Słońce kazało Faetonowi prowadzić swój wóz, rzekło: „Jeśli wzniesiesz się zbyt wysoko, spalisz siedzibę niebieską; jeśli opadniesz zbyt nisko, obrócisz ziemię w popiół. Nie jedź zanadto na prawo, wpadłbyś w konstelację Węża; nie jedź zanadto na lewo, wpadłbyś w konstelację Ołtarza; trzymaj się między nimi dwiema”.
Uwagi (0)