Fileb - Platon (bezpłatna biblioteka internetowa TXT) 📖
Rozważania na temat przyjemności i dobrego życia. Sokrates kwestionuje opinię swoich rozmówców: Fileba i Protarcha, że największym dobrem w życiu jest przyjemność i radość. Podkreśla wartość rozumu, poznania i wiedzy. Zwraca uwagę, że istnieją dobre i złe przyjemności i dąży do ustalenia, czy najlepsze życie polega na przyjemności czy na wiedzy, czy też powinno być mieszaniną obydwu.
Dialog zawiera również partie tekstu poświęcone klasyfikacji różnych dziedzin wiedzy, dialektyce i ontologii, a także argument kosmologiczny, który ma wskazywać, że światem rządzi umysł. Chociaż z ich powodu dzieło często uważano za nieuporządkowane, jednocześnie właśnie te tematy, kwestia ich powiązania i znaczenia w całości nauczania Platona wzbudziły ponowne zainteresowanie Filebem współczesnej nauki.
- Autor: Platon
- Epoka: Starożytność
- Rodzaj: Epika
Czytasz książkę online - «Fileb - Platon (bezpłatna biblioteka internetowa TXT) 📖». Wszystkie książki tego autora 👉 Platon
Protarchos: Ono czeka.
Sokrates: Więc zastanów się. To jest trudne i sporne, to, co ja ci każę rozważać, a jednak rozważ to. Cieplejsze i zimniejsze weź najpierw pod uwagę i popatrz, czy w nich zobaczysz jakąś granicę, czy też w nich mieszka to „więcej” i „mniej”, i jak długo one tam mieszkają, to nie dopuszczają granicy. Bo niechby przyszedł kres, to zaraz jedno i drugie by musiało zginąć.
Protarchos: Najzupełniejszą prawdę mówisz.
Sokrates: Zatem powiadamy, że zawsze w cieplejszym i w zimniejszym mieszka „więcej” i „mniej”.
Protarchos: I bardzo.
Sokrates: Zawsze więc, tak nam wynika z rozważań, jedno i drugie nie ma kresu. A skoro kresu nie mają, to są w ogóle nieokreślone.
Protarchos: Bardzo mocno, Sokratesie.
Sokrates: Ależ doskonale, kochany Protarchu, podchwyciłeś i przypomniałeś mi, że to „mocno”, któreś w tej chwili rzucił, i „słabo” mają tę samą naturę, co „więcej” i „mniej”. Bo gdzie tylko one siedzą, tam nie pozwalają, żeby czegoś było tyle i tyle, tylko zawsze mocniej od czegoś cichszego i na odwrót; zawsze to w każde działanie wprowadzają i wyrabiają jakieś „więcej” i „mniej”, a „tyle i tyle” znika. Bo, jak się mówiło w tej chwili, gdyby one nie wyganiały tego „tyle i tyle”, aleby mu pozwalały mieszkać dalej tam, gdzie siedzi to „więcej” i „mniej” i „mocno” i „słabo”, to one same musiałyby się z własnej ziemi wynosić, w której mieszkały. Już by nie było „cieplejszego” ani „zimniejszego”, gdyby one przyjęły określony stopień. Bo „cieplejsze” wciąż idzie naprzód i nie stoi na miejscu, „zimniejsze” tak samo. A określony stopień stoi i nie idzie dalej. Więc, według tego toku myśli, to „cieplejsze” i jego przeciwieństwo — to będzie coś nieokreślonego.
Protarchos: Widocznie, Sokratesie. Ale, jak powiedziałeś, nie jest łatwo iść z tobą za tym. Może być jednak, że jak się to będzie jeszcze raz i jeszcze raz powtarzać, jeden będzie pytał, a drugi stawał przed pytaniami, to pokaże się, że się obaj dostatecznie zgadzają.
Sokrates: Dobrze mówisz; trzeba spróbować tak zrobić. A teraz zauważ naturę tego, co nieokreślone; czy przyjmiemy taką jego oznakę, aby nie przechodzić wszystkich po kolei, bo to by było za długo.
Protarchos: Jaką ty masz na myśli?
Sokrates: Wszystko, co może się robić bardziej i mniej i co może być mocno i słabo, i zbytnio, i tam dalej podobnie, to wszystko trzeba zaliczyć do rodzaju nieokreślonego jako do jedności tak, jak się przedtem mówiło. Mówiliśmy, że to, co rozdarte i rozszczepione, trzeba zebrać, jak potrafimy, razem — i na wierzchu napisać pewien znak, pewną naturę tego. Jeżeli pamiętasz.
Protarchos: Pamiętam.
Sokrates: Nieprawdaż, a wszystko to, co nie podlega temu, ale przyjmuje wszelkie tego przeciwieństwa, a więc najpierw to, co równe i równość, a potem to, co podwójne, i wszystko, co w stosunku do liczby, liczba albo miara, albo w stosunku do miary, to wszystko zaliczymy do pierwiastka określonego. To będzie ładnie wyglądało, kiedy tak zrobimy. Czy jak, powiadasz?
Protarchos: Ależ bardzo ładnie, Sokratesie.
XIII. Sokrates: No, dobrze. A to trzecie, to zmieszane z tych obu, jaką będzie miało postać, powiemy?
Protarchos: Sobie samemu i mnie to wskażesz, mam wrażenie.
Sokrates: Bóg to wskaże, jeśli do moich próśb któryś z bogów ucha nakłonić zechce.
Protarchos: To pomódl się i zastanów!
Sokrates: Ja się zastanawiam. I mam wrażenie, Protarchu, że się w tej chwili któryś z nich nad nami zmiłował.
Protarchos: Jak to myślisz i na jakim się opierasz świadectwie?
Sokrates: Ja to pokażę, oczywiście. A ty ze mną idź za tą myślą.
Protarchos: Mów tylko.
Sokrates: Tu przed chwilą padło między nami słówko: „cieplejsze” i „zimniejsze”. Czy nie?
Protarchos: Tak.
Sokrates: A dodaj do nich: suchsze i wilgotniejsze i więcej i mniej, i szybciej i wolniej, i większe i mniejsze, i to wszystko, cośmy przedtem zbierali w jedno i zaliczali do natury, która znosi bardziej i mniej.
Protarchos: Ty myślisz o tej nieokreślonej?
Sokrates: Tak. A domieszaj do niej potem i potomstwo granicy.
Protarchos: Jakie?
Sokrates: To, cośmy teraz mieli zebrać, tak jakeśmy w jedność zebrali potomstwo nieokreślenia, tak trzeba zebrać i to, co się rodzi z określenia, a myśmy tego nie zrobili. Więc może i teraz to samo zrobisz, jeżeli po zebraniu tych dwóch objawi się i tamta rodzina.
Protarchos: Ale jaka i jak ty to myślisz?
Sokrates: Rodzina tego, co równe i podwójne, w której przeciwieństwa przestają być niewspółmierne; ona w nie kładzie liczbę i sprawia, że się stają współmierne i harmonizują.
Protarchos: Rozumiem. Zdaje mi się, że ty mówisz tak, że jak to zmieszasz, to z każdej z nich się coś rodzić zacznie.
Sokrates: To słusznie ci się zdaje.
Protarchos: Zatem mów.
Sokrates: A czy w chorobach właściwe ich domieszanie nie rodzi natury zdrowia?
Protarchos: Ależ ze wszech miar.
Sokrates: A w dziedzinie tego, co wysokie i niskie i szybkie i wolne — to są rzeczy nieokreślone — kiedy się to samo dołączy, to zaraz wyrabia określone stopnie i tworzy muzykę doskonałą.
Protarchos: Bardzo pięknie.
Sokrates: A w zakresie mrozów i upałów, jak te rzeczy wejdą i usuną wszelkie „bardzo” i wszelkie „zbyt”, i „nie wiadomo co”, to zaraz robią „w sam raz” i „proporcjonalnie”.
Protarchos: No, tak.
Sokrates: Nieprawdaż. Stąd pory roku i wszystko piękne, co mamy, stąd, że się pomieszało to, co nieokreślone, z tym, co ma granice.
Protarchos: Jakżeby nie.
Sokrates: Ja już pomijam nieprzebrane inne rzeczy, kiedy o tym mówię, jak obok zdrowia piękność i siłę, a w duszach znowu rozliczne i bardzo piękne zalety. Bo kiedy arogancję i wszelkie szelmostwo ta bogini zobaczy, piękny Filebie, i że ani w rozkoszach, ani w folgowaniu sobie granicy żadnej nie ma, zaraz prawo i porządek zakłada — one mają określenie w sobie. Ty mówisz, że ona ludzi ograbia, a ja mówię na odwrót, że ona ocala. A tobie się, Protarchu, jak wydaje?
Protarchos: I bardzo, Sokratesie, to jest po mojej myśli.
Sokrates: Nieprawdaż? Więc o tych trzech już powiedziałem, jeżeli miarkujesz.
Protarchos: Owszem. Zdaje mi się, że rozumiem. Mam wrażenie, że jako jedno wymieniasz nieokreśloność, a jako drugie jedność: określenie, granicę w tym, co istnieje. Ale to trzecie to nie bardzo chwytam; co ty właściwie chcesz pokazać.
Sokrates: Ależ mój drogi, zbija cię z tropu mnogość tej trzeciej rodziny. Chociaż i nieokreśloność też dawała wiele rodzajów, ale jednak była na nich pieczątka tego „bardziej” i jego przeciwieństwa; więc było widać, że to pewna jedność.
Protarchos: To prawda.
Sokrates: A pierwiastek określenia ani nie zawierał wielu grup, aniśmy się nie spierali o to, żeby nie stanowił jedności naturalnej.
Protarchos: Ale skądżeby.
Sokrates: W żaden sposób. A to trzecie, widzisz, to jest u mnie jedność tego wszystkiego, co się z tamtych dwóch rodzi do bytu przez to, że określenie wyrabia pewne miary.
Protarchos: Zrozumiałem.
XIV. Sokrates: Otóż mówiliśmy przedtem, że oprócz tamtych trzech trzeba jakiś czwarty rodzaj rozpatrzyć. Więc rozpatrujmy wspólnie. Zobacz, czy wydaje ci się rzeczą konieczną, żeby wszystko, co powstaje, powstawało z jakiejś przyczyny?
Protarchos: Wydaje mi się. Jakżeby mogło powstawać bez niej?
Sokrates: Nieprawdaż. A natura tego pierwiastka, który działa, nie różni się niczym od przyczyny, tylko nazwą. I to, co czyni, i przyczynę można słusznie uważać za jedno?
Protarchos: Słusznie.
Sokrates: A znowu to, co się robi, i to, co się rodzi, niczym się nie różni jedno od drugiego, tylko nazwą, na razie. Znajdujemy, że tak, czy jak inaczej?
Protarchos: Tak.
Sokrates: Zatem z natury idzie naprzód zawsze to, co czyni, a to, co się robi, następuje po nim i rodzi się przez nie?
Protarchos: Tak jest.
Sokrates: A czymś innym i nie tym samym jest przyczyna i to, co jej służy do rodzenia.
Protarchos: No, może.
Sokrates: Nieprawdaż, to wszystko, co się rodzi, i to, z czego wszystko się rodzi, dostarcza nam trzech rodzajów rzeczy?
Protarchos: Z pewnością.
Sokrates: A to, co to wszystko wyrabia, nazwiemy czwartym, tę przyczynę, skoro się dostatecznie jasno pokazało, że to jest coś różnego od nich?
Protarchos: Tak. To przecież coś różnego.
Sokrates: A czy dobrze będzie, kiedy się rozróżniło te cztery — każde z osobna — dla pamięci wyliczyć je po kolei?
Protarchos: No, czemu nie.
Sokrates: Więc jako pierwsze wymieniam to, co nieokreślone. Drugie to: określenie, granica. Następnie to, z tych dwóch zmieszane i zrodzone, trzecie — istnienie. A jeżeli przyczynę tego zmieszania i zrodzenia nazwę czwartym, to może nie będzie chybione?
Protarchos: Ależ jak?
Sokrates: Więc proszę cię, potem idzie jaki krok myślowy i po cośmy właściwie do tego doszli? Czy nie po to: o drugą nagrodę szło. Komu ją dać? Czy ją rozkosz weźmie, czy rozum? Czy nie tak było?
Protarchos: Tak było właśnie.
Sokrates: A może teraz, skorośmy to tak rozebrali, lepiej potrafimy rozstrzygnąć sprawę pierwszej i drugiej nagrody, o cośmy się zrazu różnili?
Protarchos: No, może być.
Sokrates: Więc proszę. Za zwycięzcę uznaliśmy żywot zmieszany z rozkoszy i z rozumu. Było tak?
Protarchos: Było.
Sokrates: Prawda? My widzimy to życie, które to jest i jakiego rodzaju?
Protarchos: No, jakżeby nie?
Sokrates: I powiemy, że ono jest cząstką trzeciego rodzaju, bo ono nie jest zmieszane z byle jakich dwóch pierwiastków, ale ze wszystkiego, co nieokreślone, a związane określeniem. Tak, że słusznie ten zwycięski żywot będzie cząstką tego trzeciego rodzaju.
Protarchos: To zupełnie słuszne.
XV. Sokrates: No, dobrze. A cóż twoje życie, Filebie — rozkoszne i niezmieszane? Do którego z wymienionych rodzajów można by je słusznie zaliczyć? Ale, zanim to objawisz, odpowiedz mi jeszcze na jedno pytanie.
Protarchos: Mów tylko.
Sokrates: Rozkosz i ból mają granice, czy też należą do tych rzeczy, którym przysługuje „bardziej” i „mniej”?
Fileb: Tak. Im przysługuje to „bardziej”. Inaczej by rozkosz nie była wszelkim dobrem, gdyby z natury nie była bez kresu i na ilość, i na to „coraz bardziej”.
Sokrates: Filebie, nawet ból nie jest wszelkim złem. Zatem musimy coś innego wziąć pod uwagę, a nie naturę pierwiastka nieokreślonego, aby znaleźć to, co nadaje rozkoszom pewną cząstkę dobra. Ból i rozkosz niech ci należą do rodzaju rzeczy nieokreślonych. A rozum i wiedzę, i umysł, do którego z poprzednio wymienionych rodzajów możemy zaliczyć, Protarchu i Filebie — tak, aby nie zgrzeszyć? Bo mam wrażenie, że niemałe grozi nam niebezpieczeństwo; możemy trafnie lub nietrafnie odpowiedzieć na obecne pytanie.
Fileb: O, ty przechwalasz swojego boga, Sokratesie.
Sokrates: I ty, przyjacielu, swoją boginię. Ale na pytanie musimy jednak odpowiedzieć.
Protarchos: Słusznie mówi Sokrates, Filebie, i trzeba go posłuchać.
Fileb: Ale może byś ty wolał odpowiedzieć zamiast mnie?
Protarchos: Owszem. Tylko że w tej chwili jestem w prawdziwym kłopocie i proszę ciebie, Sokratesie, bądź ty sam naszym prorokiem, abyśmy w sprawie tego zawodnika nie popełnili jakiego grzechu i abyś nie miał wrażenia, że śpiewamy fałszywie.
Sokrates: Trzeba słuchać, Protarchu. Nawet nic tak trudnego nie zalecasz. Ale czy ja cię naprawdę, jak mówi Fileb, przechwalając na żart, w kłopot wprowadziłem pytaniem, do jakiego rodzaju należy umysł i wiedza?
Protarchos: W każdym razie, Sokratesie.
Sokrates: A to łatwa rzecz. Przecież wszyscy mędrcy zgodnym chórem twierdzą, a przechwalają się przy tym sami, że umysł jest nam królem nieba i ziemi. I może być, że dobrze mówią. Jeżeli chcesz, przeprowadzimy dłuższe rozważanie nad tym, do jakiego on rodzaju należy.
Protarchos: Mów, jak chcesz, Sokratesie. Ze względu na nas nie myśl o tym, że to długie; nie znudzisz nas.
XVI. Sokrates: Pięknieś to powiedział. Więc zacznijmy jakoś tak, od pytania.
Protarchos: Od jakiego?
Sokrates: Od tego, Protarchu: czy powiemy, że wszystkim w ogóle i tym tak zwanym wszechświatem rządzi siła bezrozumna i przypadkowa, i na chybił trafił, czy też wprost przeciwnie, jak to dawniejsi od nas mówili, że umysł i rozum jakiś przedziwny trzyma to w porządku i tym kieruje?
Protarchos: To nie jest jedno i to samo, przedziwny Sokratesie. To pierwsze, coś teraz powiedział, wydaje mi się nawet bezbożne. A to, że rozum wszystko porządkuje, to zdanie wydaje mi się godne widoku wszechświata i słońca, i księżyca, i gwiazd, i całego ich obrotu; ja bym się nie potrafił inaczej o tym wszystkim wyrazić ani inaczej myśleć.
Sokrates: Więc cóż, chcesz, żebyśmy i my przytakiwali tylko naszym poprzednikom, że to tak jest? Czy uważamy, że trzeba nam tylko cudze zdania powtarzać bez niebezpieczeństwa, czy też zechcemy dzielić z nimi ryzyko i narażać się na naganę, kiedy człowiek mocny powie, że to nie tak jest i porządku w świecie nie ma?
Protarchos: Owszem, czemu bym nie miał chcieć?
Sokrates: To wiesz co, uważaj na tę myśl, która na nas idzie w tej sprawie.
Protarchos: Mów tylko.
Sokrates: Widzimy, prawda, to, co należy do natury wszystkich ciał wszystkich żywych istot: ogień i wodę, i powietrze, i widzimy ziemię, jak mówią ci, którymi burza miota; wszystko to jest w układzie świata.
Protarchos: Nawet i bardzo. Prawdziwa burza nami teraz miota; zupełnie nie wiadomo, którędy płyniemy w tej rozmowie.
Sokrates: Otóż proszę cię, o każdym z tych pierwiastków w nas weź pod uwagę, co następuje.
Protarchos: Co takiego?
Sokrates:
Uwagi (0)