Nędza filozofii - Karol Marks (czytelnia online za darmo .TXT) 📖
Wydana w 1847 Nędza filozofii stanowi krytykę poglądów ekonomicznych i filozoficznych francuskiego anarchisty Pierre'a Proudhona wyrażonych w książce System sprzeczności ekonomicznych, czyli filozofia nędzy. Rzeczowo, a przy tym uszczypliwie analizując argumenty Proudhona, Marks przedstawia podstawy własnych teorii, które później rozwinął w Kapitale.
W niniejszym wydaniu razem z Nędzą filozofii zamieszczono kilka innych tekstów Marksa. Pierwszy z nich to mowa O wolnym handlu, wygłoszona w Towarzystwie Demokratycznym w Brukseli w związku ze zniesieniem w Anglii ceł na zboże. Przystępne omówienie podstaw ekonomii politycznej, jakim jest Praca najemna i kapitał, powstało na podstawie wykładów Marksa w Niemieckim Towarzystwie Robotniczym i ukazywało się drukiem w kolejnych numerach „Neue Rheinische Zeitung” do czasu zamknięcia tej gazety przez władze. Tekst zatytułowany Proudhon zawiera ocenę dorobku tego autora, dokonaną po jego śmierci na prośbę redakcji jednego z lewicowych pism.
- Autor: Karol Marks
- Epoka: Romantyzm
- Rodzaj: Epika
Czytasz książkę online - «Nędza filozofii - Karol Marks (czytelnia online za darmo .TXT) 📖». Wszystkie książki tego autora 👉 Karol Marks
Teraz, kiedy czytelnicy nasi mają dokładne pojęcie o walce klasowej w kolosalnych zapasach politycznych z roku 1848, możemy śmiało przystąpić do zajęcia się stosunkami ekonomicznymi, na których opiera się istnienie burżuazji i jej panowanie klasowe, jak też i ujarzmienie robotników.
Rozpatrzymy zatem w trzech obszernych rozdziałach: 1) stosunek pracy najemnej do kapitału, niewolę robotnika i władzę kapitalisty, 2) nieunikniony przy dzisiejszym systemie zanik mieszczańskiej klasy średniej i tak zwanego chłopstwa, 3) handlowe ujarzmienie i zrujnowanie klas burżuazyjnych rozmaitych narodów Europy przez despotkę rynku światowego — Anglię.
Postaramy się o ile można najprościej i najpopularniej zestawić najelementarniejsze pojęcia ekonomii politycznej, nie stawiając ich a priori22. Chcemy być zrozumiali dla robotników. Tym bardziej, że w Niemczech panuje szczególna nieświadomość i pomieszanie pojęć co do najprostszych stosunków ekonomicznych; zamęt ten spotykamy, począwszy od patentowanych obrońców istniejącego porządku aż do cudownych uzdrowicieli socjalistycznych i zapoznanych politycznych geniuszów, w których rozdrobnione Niemcy bardziej obfitują niż w ojców narodu.
A więc pierwsze pytanie:
Co to jest płaca robocza i jak się ją określa?Jeżeli ktokolwiek zapyta robotników, ile wynosi ich płaca, otrzyma od jednego odpowiedź, że otrzymuje od swego pracodawcy jedną markę23 dziennie, drugi znowu odpowie, że otrzymuje dwie marki itd.
Stosownie do tego, w jakiej gałęzi pracują, podawać będą rozmaite kwoty pieniędzy, które otrzymują od swego pracodawcy za pewien określony czas lub też za wykonanie pewnej określonej pracy, na przykład za utkanie łokcia24 płótna lub za złożenie arkusza druku. Mimo że podawać będą sumy rozmaitej wysokości, wszyscy oni zgadzać się będą w jednym punkcie: że płacę roboczą stanowią te pieniądze, które pracodawca daje robotnikowi za pewien określony czas pracy lub za pewną określoną ilość pracy.
A zatem kapitalista kupuje ich pracę za pieniądze i za pieniądze sprzedają mu oni swą pracę. Kapitalista za te same pieniądze, za które kupił ich pracę, np. za dwie marki, mógłby kupić dwa funty25 cukru lub też jakiś inny towar służący do pewnego określonego użytku. Dwie marki, które zapłacił za dwa funty cukru, stanowią cenę dwóch funtów cukru. Dwie marki, które płaci za dwanaście godzin pracy, stanowią cenę pracy dwunastogodzinnej. Praca więc jest towarem tak samo, jak jest nim np. cukier. Pierwszy mierzy się na godziny, drugi na wagę.
Swój towar — pracę — robotnicy wymieniają na towar kapitalisty — na pieniądze. Wymiana ta odbywa się w pewnym określonym stosunku: taka a taka ilość pieniędzy za taką a taką ilość pracy. Za dwunastogodzinne tkanie — dwie marki. Czyż więc nie są te marki tym samym, co i każdy inny towar, który można za nie nabyć?
W ten sposób robotnik w rzeczywistości wymienił swój towar, pracę, na najróżnorodniejsze towary, i wymienił przy tym w określonym stosunku. Kapitalista, wypłacając mu dwie marki, dał mu w zamian za jego dzień roboczy tyle a tyle mięsa, odzienia, drzewa, masła itd. Dwie marki zatem wyrażają stosunek, w jakim praca wymienia się na inne towary, wyrażają one wartość wymienną pracy. Wartość zaś wymienna pewnego towaru, oszacowana w złocie, zwie się także jego ceną. Płaca robocza jest więc jedynie pewną szczególną nazwą ceny pracy, ceny tego specyficznego towaru, który wcielił się w ludzkie ciało i krew.
Weźmy jakiegokolwiek robotnika, np. tkacza. Pracodawca zaopatruje go w warsztat i przędzę. Robotnik bierze się do roboty i przędzę zamienia w płótno. Pracodawca zabiera to płótno i sprzedaje je, np. za dwadzieścia marek. Czy płaca tkacza jest udziałem w tym płótnie, w tych dwudziestu markach, w wytworze jego pracy? Bynajmniej. Robotnik otrzymał już swą płacę roboczą o wiele wcześniej, aniżeli zostało sprzedane utkane przezeń płótno. Pracodawca wypłaca mu jego płacę roboczą nie z tych pieniędzy, które otrzyma dopiero po sprzedaniu płótna, ale z pieniędzy zapasowych. Jak warsztat i przędza nie są wytworami tkacza, a są dostarczone przez pracodawcę, tak samo też nie są jego wytworem te towary, które on otrzymuje w zamian za swój towar — za pracę. Może się zdarzyć, że pracodawca nie znajdzie wcale kupca na swoje płótno. Być może, że mu się nawet nie zwrócą ze sprzedaży płótna koszty wyłożone na płacę robocza; albo też przeciwnie, spienięży on je bardzo korzystnie w porównaniu z płacą, jaką wypłacił tkaczowi. Wszystko to nic a nic nie obchodzi tkacza. Za część swego majątku, kapitału, kapitalista kupuje surowiec — nici, i narzędzia pracy — warsztat tkacki, za drugą zaś część kupuje pracę tkacza. Poczyniwszy te zakupy — a do nich należy też praca, konieczna do wytworzenia płótna — przedsiębiorca przystępuje do produkcji za pomocą należących wyłącznie do niego surowców i narzędzi. Samo się przez się rozumie, że do tych ostatnich zaliczyć trzeba i naszego tkacza, który też nie więcej posiada praw do pewnej części produktu lub jego ceny niż warsztat tkacki.
A więc płaca robocza bynajmniej nie stanowi jakiegoś udziału robotnika w wytworzonym przez niego towarze. Płaca robocza jest to pewna część już istniejących towarów, za którą kapitalista nabywa określoną ilość pracy wytwórczej.
A zatem praca jest towarem, który jego właściciel, robotnik najemny, sprzedaje kapitaliście. Dlaczego go sprzedaje? Aby żyć.
Lecz praca jest pewnym przejawem działalności życiowej robotnika, jednym z przejawów jego życia. I tę to właśnie działalność sprzedaje on kapitaliście, ażeby przez to zapewnić sobie środki do życia. W ten więc sposób działalność życiowa jest dla robotnika tylko środkiem do życia. Pracuje, aby żyć. Praca nie stanowi dlań życia, a jest raczej przymusowym poświęceniem pewnej części życia. Jest to towar, który on oferuje komu innemu. Celem więc jego działalności bynajmniej nie jest wytwór jego pracy. Nie jedwab, który on tka, nie złoto, które wydobywa z kopalni, i nie pałac, który buduje, ale coś innego wytwarza dla siebie robotnik. Dla siebie wytwarza on płacę roboczą, a jedwab, złoto, pałace przemieniają się dla niego w pewne ilości środków do życia, być może w bawełnianą kurtkę, miedzianą monetę lub mieszkanie w suterenie. Robotnik tka, przędzie, świdruje, buduje, toczy, kopie, tłucze kamienie itd. dwanaście godzin dziennie; czyż jednak to dwunastogodzinne tkanie, przędzenie, świdrowanie, ciosanie, toczenie, kopanie, tłuczenie kamieni stanowi dla niego przejaw jego życia, jako życia? Bynajmniej, życie dla niego zaczyna się wtedy, kiedy ta działalność ustaje, zaczyna się przy stoliku, na ławie w szynku26, w łóżku. Dwunastogodzinna praca nie ma w jego oczach żadnego sensu, jeżeli na nią spoglądamy jako na tkanie, przędzenie, świdrowanie, itd. Nabiera ona sensu, jeżeli będziemy ją rozpatrywali jako zarobkowanie, dające mu możność zasiąść za stołem, na ławie, rozciągnąć się w pościeli. Gdyby jedwabnik tkał swą przędzę jedynie w celu zapracowania na swe utrzymanie jako gąsienica, wtedy byłby on prawdziwym robotnikiem najemnym.
Nie zawsze praca była towarem, nie zawsze była ona pracą najemną, tj. wolną pracą. Niewolnik nie sprzedaje swej pracy swemu panu, tak jak jak wół nie sprzedaje swej pracy chłopu. Niewolnik razem ze swą pracą jest raz na zawsze sprzedany swojemu właścicielowi. Jest on towarem, który może z rąk jednego właściciela przechodzić w ręce drugiego. On sam jest towarem, lecz jego praca nie jest jego własnym towarem. Chłop-poddany sprzedaje tylko część swej pracy; to nie on otrzymuje zapłatę od pana, a przeciwnie, pan bardzo często pobiera od niego daninę. Poddany należy do ziemi i oddaje swemu panu plony tej ziemi. Przeciwnie wolny robotnik: rozporządza sobą przy sprzedaży i przy tym sprzedaje się po kawałku. Z dnia na dzień sprzedaje on na licytacji 8, 10, 12, 15 godzin swego życia najwięcej dającemu właścicielowi surowców, narzędzi pracy i środków utrzymania, tj. kapitaliście. Robotnik nie należy do właściciela, nie jest związany nierozdzielnie z gruntem, lecz codziennie 8, 10, 12, 15 godzin jego życia należy do tego, kto je nabył. Robotnik dowolnie porzuca pracodawcę, któremu się był wynajął, a pracodawca odprawia go, jeżeli uzna to za korzystne, tj. kiedy nie może już z nie ciągnąć żadnych zysków lub też nie w takim stopniu, jak by sobie życzył. Ale robotnik, którego jedynym środkiem zarobkowania jest sprzedaż swej pracy, nie może porzucić całej klasy nabywców, tj. klasy kapitalistów, bez narażenia się na śmierć głodową. Należy on nie do tego lub innego kapitalisty, ale do całej klasy kapitalistów, a na jego głowie jest, by w tej klasie kapitalistów znaleźć swojego nabywcę.
Zanim przystąpimy do rozpatrzenia stosunku kapitału do pracy najemnej, streścimy najogólniejsze stosunki, jakie napotykamy przy określaniu płacy roboczej.
Płaca robocza, jakieśmy to widzieli jest to cena pewnego szczególnego towaru — pracy. A zatem płaca robocza podlega tym samym prawom, co i cena wszelkiego innego towaru. Pytanie zatem: jak się określa w ogóle cenę towaru?
Od czego zależy cena towaru?Zależy ona od konkurencji pomiędzy nabywcami a sprzedawcami, od stosunku między popytem a podażą, zapotrzebowaniem a zaoferowaniem. Konkurencja, która stanowi o cenie towaru, jest trojaka.
Ten sam towar ofiarują rozmaici sprzedawcy. Przy jednakowej jakości towaru, kto go sprzedaje najtaniej, ten pokonuje pozostałych sprzedawców i zapewnia sobie największy zbyt. Sprzedawcy zatem współubiegają się pomiędzy sobą o zbyt, o rynek. Każdy z nich pragnie sprzedać, przy tym sprzedać o ile można najwięcej i ile tylko można wyrugować z rynku pozostałych sprzedawców. Wskutek tego każdy stara się sprzedawać taniej od innych. Istnieje zatem pomiędzy sprzedawcami konkurencja powodująca obniżanie ceny oferowanych towarów.
Istnieje jednak również konkurencja pomiędzy nabywcami, ze swej strony powodująca podnoszenie ceny oferowanych towarów.
Wreszcie istnieje konkurencja między nabywcami a sprzedawcami; pierwsi pragną kupić jak najtaniej, drudzy chcą jak najdrożej sprzedać. Rezultat tej konkurencji zależeć będzie od wzajemnego stosunku pomiędzy obu wyżej wskazanymi stronami konkurencji, tj. od tego, gdzie będzie większa konkurencja: pomiędzy sprzedawcami czy pomiędzy nabywcami. Przemysł wyprowadza do walki dwie wrogie sobie armie, a w łonie każdej z nich, w jej własnych szeregach, wre bezustanna walka pomiędzy oddzielnymi oddziałami i jednostkami. Z dwóch wrogich obozów ta armia zwycięża, której wewnętrzna walka, w jej własnym łonie, jest mniej zacięta.
Przypuśćmy, że na rynku wystawiono na sprzedaż 100 bel bawełny, wówczas kiedy nabywcom potrzeba 1000 takich bel. W tym wypadku popyt będzie 10 razy większy aniżeli podaż. Konkurencja zatem pomiędzy nabywcami będzie nader silna, każdy z nich będzie się starał nabyć te całe 100 bel. Przykład ten nie jest bynajmniej dowolnym założeniem. Spotykamy w historii handlu okresy nieurodzajów bawełny, kiedy niektórzy kapitaliści zmawiali się pomiędzy sobą i starali się zakupić nie sto bel, a bawełnę z całej kuli ziemskiej. W przytoczonym powyżej przykładzie każdy z nabywców będzie się starał odsunąć od kupna innych, wskutek czego zaoferuje stosunkowo wysoką ceną za każdą belę. Sprzedawcy bawełny, widząc, że w łonie nieprzyjacielskiej armii wre zaciekła walka, pewni, że rozprzedadzą całe 100 bel, będą ostrożnie postępować, aby się nie zawikłać w walkę wzajemną i nie obniżyć ceny bawełny wtedy, kiedy ich przeciwnicy prześcigają się pomiędzy sobą o jej podwyższenie. Od razu więc w obozie sprzedawców zapanowuje pokój. Trzymają się wobec nabywców jak jeden mąż, z filozoficznym spokojem założywszy ręce na krzyż, a ich żądania nie miałyby granic, gdyby nie to, że same oferty najnatarczywszych nabywców mają swe nader określone granice.
A więc gdy podaż pewnego towaru jest mniejsza od popytu, jaki na niego istnieje, wtedy wśród sprzedawców nie ma walki konkurencyjnej albo też jest ona nieznaczna. Jednocześnie ze zmniejszeniem się tej walki w łonie sprzedawców wzrasta konkurencja w szeregach nabywców. Wynikiem tego jest mniej lub bardziej znaczne podniesienie się ceny towarów.
Wiadomo, że częściej zdarza się na odwrót. Zazwyczaj podaż znacznie przewyższa popyt; między sprzedawcami wre rozpaczliwa walka, nabywców jest niewielu, cena zaś towarów spada aż nie do uwierzenia.
Lecz cóż to oznacza zwyżka, zniżka cen? Co to jest cena wysoka, cena niska? Ziarnko piasku pod mikroskopem wyrasta na olbrzyma, wieża zaś jest niska w porównaniu z górą. I jeżeli cena jest określana przez stosunek podaży do popytu, to przez co właściwie się określa ten stosunek podaży do popytu?
Zwróćmy się do pierwszego lepszego obywatela. Nie zawaha się on ani na chwilę i jak drugi Aleksander Wielki od razu rozetnie ten węzeł metafizyczny27. Jeżeli produkcja towaru, który sprzedaję, kosztuje mnie samego 100 marek — odpowie — i jeżeli ze sprzedaży otrzymuję 110 marek, oczywiście po upływie roku, wtedy mam uczciwy,
Uwagi (0)