O duchu praw - Charles de Montesquieu (Monteskiusz) (nowoczesna biblioteka szkolna .TXT) 📖
O duchu praw to jedno z najważniejszych dzieł francuskiego oświecenia autorstwa Charles'a de Montesquieu.
Traktat filozoficzny francuskiego myśliciela dotyczy praw związanych z ustrojem państwowym, wyróżnił arystokrację, monarchię i demokrację, omawia je w kontekście historycznym, a także przedstawia różne zagrożenia, „skażenia” ustrojów. Monteskiusz postuluje w tej rozprawie zasadę trójpodziału władzy, będącą fundamentem porządku w znacznej części współczesnych demokracji.
Charles de Montesquieu, znany bardziej jako Monteskiusz, był jednym z najsłynniejszych autorów francuskiego oświecenia. Był również prawnikiem, filozofem i wolnomularzem. Zasłynął przede wszystkim z popularyzacji koncepcji trójpodziału władzy. Dzieło O duchu praw zostało po raz pierwszy wydane w Genewie w 1748 roku.
- Autor: Charles de Montesquieu (Monteskiusz)
- Epoka: Oświecenie
- Rodzaj: Epika
Czytasz książkę online - «O duchu praw - Charles de Montesquieu (Monteskiusz) (nowoczesna biblioteka szkolna .TXT) 📖». Wszystkie książki tego autora 👉 Charles de Montesquieu (Monteskiusz)
Obraza majestatu dochodzi szczytu dowolności, gdy nierozważne słowa stają się jej treścią. Odezwania można wykładać tak rozmaicie, taka jest różnica między nieopatrznością a złą wolą, tak mało zaś jej jest w ich wyrazie, iż prawo nie może zgoła poddać karze śmierci słów, chyba że wymieni dokładnie słowa, które jej podlegają.
Słowa nie stanowią istoty czynu, pozostają jedynie w pojęciu. Przeważnie nie znaczą one nic same przez się, ale przez ton, jakim je wypowiedziano. Często, powtarzając te same słowa, nie wyraża się tego samego sensu; sens ten zależy od związku ich z innymi rzeczami. Niekiedy milczenie wyraża więcej niż wszelkie przemowy. Nie ma nic bardziej dwuznacznego, niż to wszystko. Jak więc czynić z tego zbrodnię obrazy majestatu? Wszędzie, gdzie istnieje to prawo, nie tylko nie istnieje wolność, ale nawet jej cień.
W manifeście nieboszczki carycy wydanym przeciw rodzinie Dołgorukich jednego z tych książąt skazano na śmierć za to, iż wymówił nieprzystojne słowa odnoszące się do jej osoby; drugiego, iż w złośliwy sposób wykładał jej roztropne zarządzenia i obraził jej świętą osobę lekkimi słowy.
Nic zamierzam zgoła pomniejszyć oburzenia, jakie się należy tym, którzy chcą pokalać chwałę swego monarchy; ale powiem, iż jeżeli się chce złagodzić despotyzm, prosta kara dyscyplinarna będzie właściwsza w tych wypadkach, niż oskarżenie o obrazę majestatu, zawsze straszliwe nawet dla najniewinniejszych.
Uczynki nie zdarzają się co dzień; wielu ludzi może je zauważyć: fałszywe oskarżenie tyczące uczynków można z łatwością zbadać. Słowa, łączące się z uczynkiem, przybierają charakter tego uczynku. I tak człowiek, który udaje się na plac publiczny, aby zachęcać poddanych do buntu, staje się winnym obrazy majestatu, gdyż słowa łączą się z czynem i biorą w nim udział. Nie słowa się karze, ale popełniony czyn, do którego użyto słów. Stają się one zbrodnią dopiero wówczas, kiedy przygotowują czyn zbrodniczy, kiedy mu towarzyszą lub następują po nim. Przewraca się wszystko na wspak, kiedy się robi ze słów główną zbrodnię, miast patrzeć na nie jako na znak głównej zbrodni.
Cesarze Teodozjusz, Arkadiusz i Honoriusz pisali do Rufina, prefekta pretorium: „Jeśli ktoś mówi źle o naszej osobie lub o naszym rządzie, nie chcemy go karać: jeżeli mówi lekkomyślnie, należy nim wzgardzić; jeśli przez głupotę, trzeba nad nim ubolewać; jeśli to zniewaga, trzeba mu przebaczyć. Tak więc, nie podejmując żadnych kroków, masz nam dać wiadomość, iżbyśmy sądzili o słowach wedle osób i zważyli, czy należy je poddać pod sąd, czy też poniechać”.
Pisma zawierają coś trwalszego niż słowa: ale kiedy nie przygotowują do zbrodni obrazy majestatu, nie zawierają znamion obrazy majestatu.
August i Tyberiusz oparli wszakże na słowach karę za tę zbrodnię; August z powodu pewnych pisemek przeciw znamienitym mężom i niewiastom; Tyberiusz z powodu innych, o których mniemał, iż wymierzone są w niego. Nic zgubniejszego dla wolności Rzymu! Kremucjusza Kordusa oskarżono, ponieważ w swoich kronikach nazwał Kasjusza ostatnim Rzymianinem.
Pisma satyryczne są prawie że nieznane w państwach despotycznych, gdzie z jednej strony przygnębienie, z drugiej ciemnota nie dają ani talentu, ani ochoty do ich sporządzania. W demokracji nie tamuje się ich, dla tej samej racji, która samowładztwu każe ich zabraniać. Ponieważ są zazwyczaj wymierzone przeciw możnym, schlebiają złośliwości ludu, który jest władcą. W monarchii zabrania się ich; ale raczej czyni się z tego sprawę policyjną niż zbrodnię. Mogą zabawić ogólną złośliwość, pocieszyć niezadowolonych, zmniejszyć zawiść o stanowiska; dają ludowi cierpliwość w niedoli i każą mu się śmiać z własnych cierpień.
Ze wszystkich rządów, arystokracja najsurowiej potępia pisma satyryczne. Urzędnicy są tam królikami, którzy nie są dość wielcy, aby gardzić zniewagą. Jeśli w monarchii jakaś strzała wymierzona jest w monarchę, znajduje się on tak wysoko, że strzała go nie dosięga. Magnata przeszywa ona na wylot. Toteż decemwirowie, którzy stanowili arystokrację, karali śmiercią pisma satyryczne.
Istnieją prawidła wstydu przestrzegane prawie u wszystkich narodów: niedorzeczne byłoby gwałcić je w karaniu, które powinno mieć zawsze na celu przywrócenie porządku.
Ludy Wschodu, które wydawały kobiety słoniom tresowanym do ohydnego rodzaju męczarni, zali chciały pogwałcić prawo prawem?
Dawny obyczaj w Rzymie zabraniał uśmiercać dziewcząt, które nie zaznały męża. Tyberiusz znalazł na to sposób: kazał je gwałcić katu, zanim posłał je na stracenie. Przemyślny i okrutny tyran! Niszczył obyczaje, aby zachować zwyczaj.
Skoro prawodawstwo japońskie nakazało wystawiać na publicznych placach nagie kobiety i zmusiło je, aby chodziły sposobem bydląt, przyprawiło wstyd o drżenie: ale kiedy chciało zniewolić matkę... kiedy chciało zniewolić syna... nie mogę dokończyć; — przyprawiło o dreszcz samą naturę.
August wydał prawo, iż niewolników tych osób, które spiskowały przeciw niemu, sprzeda się państwu, iżby mogli zeznawać przeciw swemu panu. Nie godzi się zaniedbywać niczego, co wiedzie do odkrycia wielkiej zbrodni. Toteż w państwie, gdzie są niewolnicy, naturalnym jest, iż mogą dawać wskazówki; ale nie mogą być świadkami.
Windeks odkrył spisek uknuty na rzecz Tarkwiniusza; ale nie był świadkiem przeciw synom Brutusa. Słusznym było dać wolność temu, który oddał tak wielką usługę ojczyźnie: ale nie dano mu jej po to, aby oddał ojczyźnie tę usługę.
Toteż cesarz Tacyt nakazał, iż niewolnik nie może być świadkiem przeciw panu, nawet w zbrodni obrazy majestatu: którego to prawa nie pomieszczono w zbiorze Justyniana.
Trzeba oddać sprawiedliwość cesarzom; nie oni pierwsi wymyślili opłakane prawa, które wydali. To Sylla nauczył ich, że nie trzeba karać oszczerców. Niebawem doszło do tego, że ich nagradzano.
„Skoro twój brat, twój syn, twoja córka, twoja ukochana żona, albo przyjaciel drogi ci jak własna dusza, powiedzą ci w tajemnicy: Idźmy do innych bogów, ukamienujesz ich: najpierw podniesie się nań twoja ręka, potem ręka całego ludu”. To prawo Deuteronomium nie może być prawem cywilnym u ludów, które znamy: otworzyłoby bowiem bramę wszystkim zbrodniom.
Prawo, które nakazuje w wielu państwach, pod karą śmierci, odkryć sprzysiężenia, nawet kiedy się w nich nie miało udziału, jest nie mniej twarde. Skoro się je wprowadza w rządzie monarchicznym, godzi się je ograniczyć.
Winno być ono stosowane w całej surowości jedynie przy zbrodni obrazy majestatu pierwszego stopnia. W tych państwach bardzo ważnym jest nie mieszać z sobą rozmaitych stopni tej zbrodni.
W Japonii, gdzie prawa obalają wszelkie pojęcia ludzkiego rozsądku, zbrodnia niedoniesienia odnosi się do najpospolitszych wypadków.
Pewna relacja mówi nam o dwóch panienkach, które zamknięto aż do śmierci w skrzyni wybitej gwoździami; jedną, iż wdała się w miłostkę, drugą, że jej nie zdradziła.
Kiedy republika zdołała zniszczyć tych, którzy chcieli ją obalić, trzeba rychło położyć koniec zemstom, karom, nawet nagrodom.
Nie można ustanowić wielkich kar, a tym samym wielkich zmian, nie oddając w ręce niektórych obywateli wielkiej władzy. Lepiej zatem jest w tym wypadku wiele przebaczyć, niż wiele karać; wygnać niewielu raczej niż wielu; raczej zostawić majątki niż mnożyć konfiskaty. Pod pozorem pomszczenia republiki, ugruntowałoby się tyranię mścicieli. Nie chodzi o to, aby zniweczyć tego, który panuje, ale panowanie. Trzeba jak najrychlej wrócić do owego pospolitego biegu rządów, w którym prawa chronią wszystkich, a nie zbroją się przeciw nikomu.
Grecy nie postawili granic pomstom, jakimi ścigali tyranów lub podejrzewanych o chęć tyranii. Uśmiercali dzieci, niekiedy pięciu najbliższych krewnych. Wypędzili niezliczoną mnogość rodzin. Republiki ucierpiały od tych wstrząśnięć: wygnanie albo powrót wygnanych były zawsze dobą znaczącą odmianę ustroju.
Rzymianie byli roztropniejsi. Skoro Kasjusza skazano za to, że dążył do tyranii, podniesiono kwestię, czy ma się uśmiercić jego dzieci: nie skazano ich na żadną karę. „Ci, którzy chcieli, powiada Dionizy z Halikarnasu, zmienić to prawo z końcem wojny z Marsami i wojny domowej, i wykluczyć od urzędów dzieci proskrybowanych przez Syllę, dopuścili się wielkiej zbrodni”.
Widzimy w wojnach Mariusza i Sylli, do jakiego stopnia u Rzymian dusze stopniowo się skaziły. Rzeczy tak opłakane pozwalały mniemać, że się ich już nie będzie oglądać. Ale za triumwirów okrucieństwo wzrosło jeszcze, mimo iż bardziej skryte: dreszcz przechodzi, gdy się widzi sofizmaty, jakimi się ono posługuje. Widzimy u Appiana formułę proskrypcji. Rzeklibyście, iż o nic tam innego nie chodzi niż o dobro rzeczypospolitej, tyle mówi się tam o zimnej krwi, tyle ukazuje się korzyści, o tyle środki, które się przedsiębierze, lepsze są od innych, tak bardzo bogaci mają być bezpieczni, tak pospolity lud ma być spokojny, tak ceni bezpieczeństwo obywateli, tak pragnie się uspokoić żołnierzy, słowem tak wszystko ma być szczęśliwe.
Rzym tonął we krwi, kiedy Lepidus ujarzmił Hiszpanię: otóż, w bezprzykładnej niedorzeczności nakazał, pod karą proskrypcji, cieszyć się!
W państwach najwyżej nawet szacujących wolność istnieją prawa, które gwałcą ją u jednego, aby ją zachować wszystkim. Takimi są, w Anglii, tak nazwane bille attainder. Przypominają one owe prawa ateńskie, które wydawały wyrok na jednego143, byle go wydano głosami sześciu tysięcy obywateli. Przypominają owe prawa wydawane w Rzymie przeciw poszczególnym obywatelom a nazywane privilegia. Stanowiono je jedynie na powszechnych zgromadzeniach ludu. Ale, w jakikolwiek sposób lud by je wydawał, Cyceron żąda, aby je zniesiono, ponieważ siła prawa wspiera się tylko na tym, iż obowiązuje ono dla każdego. Przyznaję wszakże, iż obyczaj ludów najbardziej wolnych, jakie kiedy istniały na ziemi, nasuwa mi myśl, że istnieją przypadki, w których trzeba na chwilę narzucić wolności zasłonę, jak się przesłania posągi bogów.
Zdarza się często w państwach ludowych, iż oskarżenia są publiczne, i że wolno każdemu oskarżać, kogo zechce. To zrodziło prawa mające na celu bronić niewinności obywateli. W Atenach oskarżyciel, który nie miał za sobą piątej części głosów, płacił grzywnę tysiąca drachm. Eschines, który oskarżył Ktezyfona, poniósł tę karę. W Rzymie tego, kto niesłusznie oskarżył, piętnowano jako infamisa i wyciskano mu literę K na czole. Przydawano straże oskarżycielowi, aby nie mógł przekupić sędziów albo świadków.
Mówiłem już o owym ateńskim i rzymskim prawie, które pozwalało oskarżonemu oddalić się przed sądem.
Obywatel zapewnił już sobie wielką przewagę nad obywatelem, pożyczając mu pieniędzy, które tamten wziął jedynie po to, aby je wydać, których tedy tym samym nie ma. Co będzie w republice, jeżeli prawa obciążą jeszcze tę niewolę?
W Atenach i w Rzymie wolno było zrazu sprzedać niewypłacalnego dłużnika144. Solon poprawił w Atenach ten zwyczaj: postanowił, iż nikt nie ma odpowiadać wolnością za długi prywatne. Ale decemwirowie nie zmienili tegoż samego zwyczaju w Rzymie; mimo że mieli przed oczyma ustawę Solona, nie chcieli iść za nią. Nie jedyne to miejsce w prawie Dwunastu Tablic, gdzie widzimy intencje decemwirów obrażające ducha demokracji.
Te okrutne prawa na dłużników nieraz wpędzały republikę rzymską w niebezpieczeństwo. Człowiek okryty ranami wymknął się z domu wierzyciela i pojawił się na placu publicznym. Lud wzruszył się na ten widok. Inni dłużnicy, których wierzyciele nie śmieli zatrzymywać, opuścili swoje więzienie. Dano im przyrzeczenia, nie dotrzymano ich: lud schronił się na Górę Świętą. Nie uzyskał wprawdzie zniesienia tych praw, ale uzyskał urzędnika, iżby go bronił145. Państwo wydobyło się z anarchii, ale omal nie popadło w tyranię. Manliusz, chcąc się stać popularnym, zamierzył wyzwolić z rąk wierzycieli tych, których owi obrócili w niewolników. Uprzedzono zamiary Manliusza, ale zło trwało ciągle. Osobne prawa zapewniły dłużnikom ulgi w spłacie długów; w roku zaś rzymskim 428 konsulowie wydali ustawę, która odjęła wierzycielom prawo trzymania dłużników w niewoli w swoim domu. Lichwiarz pewien, imieniem Papirius, chciał nadużyć wstydu młodego człowieka nazwiskiem Publius, którego trzymał w kajdanach. Zbrodnia Sekstusa146 dała Rzymowi wolność polityczną; zbrodnia Papiriusa wolność obywatelską.
Było losem tego miasta, iż nowe zbrodnie utwierdzały wolność, którą stworzyły mu zbrodnie dawniejsze. Zamach Appiusza na Wirginię obudził na nowo w ludzie nienawiść do tyranów, zrodzoną z niedoli Lukrecji. W trzydzieści siedem lat po zbrodni bezecnego Papiriusa podobna zbrodnia sprawiła, że lud schronił się na mons Janiculus i że prawo stworzone dla ochrony dłużników nabrało nowej siły147.
Od tego czasu raczej dłużnicy ścigali wierzycieli o pogwałcenie praw przeciw lichwie, niż żeby ich samych ścigano o niezapłacenie długów.
Rzecz najbardziej bezużyteczna dla monarchy często osłabiała wolność w monarchii: komisarze, mianowani niekiedy, aby sądzić prywatnego człowieka.
Władca tak mało ma korzyści z tych komisarzy, że nie warto mu było zmieniać porządku rzeczy. Moralnie pewne jest, że jest uczciwszy i sprawiedliwszy, niż jego komisarze, którzy czują się zawsze dość usprawiedliwieni jego rozkazami, mętnym „interesem
Uwagi (0)