Darmowe ebooki » Rozprawa » Wybór pism - Søren Kierkegaard (biblioteka dla dzieci i młodzieży txt) 📖

Czytasz książkę online - «Wybór pism - Søren Kierkegaard (biblioteka dla dzieci i młodzieży txt) 📖».   Wszystkie książki tego autora 👉 Søren Kierkegaard



1 ... 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25
Idź do strony:
tym zakładem karnym, tą doliną łez), z którym się wspaniałość dopiero nie kończy, gdyż on (według Nowego Testamentu jest on czasem doświadczenia, po którym następuje czas odpowiedzialności i sądu) jest tylko przedsmakiem o wiele weselszej jeszcze wieczności, poręczonej przez proboszcza wszystkim rodzinom, które okazują zrozumienie dla wieczności, wybierając go spowiednikiem.
Geniusz-chrześcijanin

Że nie każdy jest geniuszem, każdy chętnie przyzna. Że jednak chrześcijanin jest jeszcze rzadszy niż geniusz — o tym filuternie zupełnie zapomniano.

Różnica między geniuszem a chrześcijaninem polega na tym, że geniusz jest czymś nadzwyczajnym na polu naturalnych zdolności, czym się nikt sam uczynić nie może, chrześcijanin zaś nadzwyczajnym (albo dokładniej mówiąc: zwyczajnym, które jest tylko nader rzadkie) na polu wolności, czym każdy z nas być powinien. Dlatego Bóg chce, aby chrześcijaństwo głoszono bezwarunkowo wszystkim, dlatego apostołowie są zupełnie prostymi ludźmi, dlatego pierwowzór przybrał postać sługi. Wszystko to dowodzi, że owo nadzwyczajne jest właściwie zwyczajnym, które dla wszystkich jest dostępne. A mimo to chrześcijanin jest rzadszy niż geniusz.

Lecz nie należy się dać wprowadzać w błąd przez okoliczność, że jest dla wszystkich dostępne, dla wszystkich możliwe być chrześcijaninem — jakoby dlatego musiało to być także czymś łatwym i jakoby musiało istnieć wielu chrześcijan. Nie. Musi ono być dla wszystkich możliwe, gdyż inaczej nie byłoby nadzwyczajne na polu wolności; ale chrześcijanin pozostaje dlatego mimo to większą rzadkością niż geniusz.

Przypuśćmy, że słuszne jest istnienie tylu batalionów i milion kroć milionów chrześcijan, to jednak pozostaje jeden zarzut, który rzeczywiście sprawia trudności. Wystąpienie chrześcijaństwa nie odpowiada wtedy w żaden sposób prawom zwykłego bytu. Widzimy mianowicie wszędzie, że dla produkcji rzeczywistego życia trwoni się niezmierne mnóstwo zarodków życiowych. Biliony roślin giną w pyłku kwiatowym, który wiatr rozpyla, tak samo giną biliony istot, jako same tylko możliwości; na jeden geniusz idzie może 1000 razy po 1000 ludzi itd. Tylko w chrześcijaństwie byłoby wtenczas inaczej; każdy urodziłby się jako to, co ma być rzadsze od geniuszu; jako chrześcijanin.

Jeszcze inny zarzut sprawić musi rzeczywistą trudność, jeżeli się istotnie tak ma rzecz z owymi milionami chrześcijan. Ziemia jest tylko małym punktem we wszechświecie — a mimo to miałoby być chrześcijaństwo dla niej zastrzeżone i za taką śmiesznie niską cenę, żeby każdy tylko się urodził chrześcijaninem.

Inaczej sprawa wygląda, jeżeli się pojmuje istnienie chrześcijanina w jego prawdziwej, wysokiej idealności i jeżeli stosownie do tego zastępuje się gadaninę o chrześcijańskim społeczeństwie i 1800-letniej historii chrześcijaństwa i jego doskonałości przez zdanie: chrześcijaństwo wcale nie weszło w ten świat, pozostało przy pierwowzorze i co najwyżej przy apostołach — lecz ci przy głoszeniu go kierowali się tak silnie względami na jego rozszerzenie, że już od nich zaczyna się zło. Inną bowiem jest rzeczą starać się o rozszerzenie w ten sposób, że się rano i wieczór bez przerwy głosi naukę dla wszystkich, a inną jest rzeczą spiesznie kazać ludziom setkami i tysiącami przyjmować nazwę chrześcijan i głosić się uczniami Jezusa Chrystusa. Głoszenie jej przez pierwowzór było czymś innym. Jak bowiem bezwarunkowo głosił naukę dla wszystkich i tylko po to żył, tak bezwarunkowo żądał też, żeby się stać rzeczywiście uczniem, chcąc się tak nazwać. Gdyby zgromadzenie ludowe dało się porwać mowie Chrystusa, to z pewnością nie pozwoliłby jeszcze owym tysiącom nazywać się uczniami Chrystusa. Nie, on zawczasu nakładał hamulec. Dlatego pozyskał też w trzy i pół roku tylko 11 uczniów, gdy jeden apostoł w jednym dniu, ba, nawet w jednej godzinie zyskuje 3000 uczniów Chrystusa. Albo uczeń jest w tym wypadku większy od mistrza, albo prawdą jest, że apostoł łowił nieco za prędko, że chciał nieco za prędko rozszerzać i że zatem tu już zaczyna się zło.

Boski tylko autorytet mógł rodowi ludzkiemu tak imponować, że bezwarunkowo wziął rzecz poważnie, aby bezwarunkowo zapragnąć wiecznego. Tylko Bóg-człowiek to potrafi: bezwarunkowo pracować dla rozszerzenia i równie bezwarunkowo trzymać się tego, co należy rozumieć przez ucznia. Tylko Bóg-człowiek mógłby to znieść (jeżeli chcemy to pomyśleć), aby przez tysiące lat działać dla rozszerzenia nauki przez czyste jej głoszenie, choćby w ten sposób miał nie dostać ani jednego ucznia, gdy mógł ich dostać przez zmianę warunków. Apostoł ma przecież egoistyczny popęd do pocieszania się, iż dostanie zwolenników i dostanie się w większe towarzystwo. Bóg-człowiek nie ma tej potrzeby; nie potrzebuje zwolenników dla siebie samego i ma dlatego tylko cenę wieczności, nie cenę targową.

Tak działo się, gdy Chrystus głosił chrześcijaństwo; imponowało ono bezwarunkowo rodowi.

Ale naturam furca expellas187 — ona znowu wraca. Człowiek ma skłonność do odwracania takiego stosunku. Jeżeli zmusza się psa do chodzenia na dwóch łapach, to w każdej chwili znowu ma skłonność do chodzenia na wszystkich czterech i będzie to ciągle czynił, gdzie się tylko da, i zawsze będzie czekał na to, aby to móc czynić. Tak w całej historii chrześcijaństwa idzie dążenie rodu ludzkiego w tym kierunku, aby znowu chodzić na czworakach: chce się znowu wyzbyć chrześcijaństwa i wydaje filuternie swoje wyrzeczenie się chrześcijaństwa właśnie za chrześcijaństwo, za udoskonalenie chrześcijaństwa.

Najpierw wysuwano na pierwszy plan odwrotną stronę „pierwowzoru”: z pierwowzoru stał się odkupiciel i zamiast myśleć o naśladowaniu, zatrzymywano się przy rozważaniu wyświadczanych przez niego dobrodziejstw i życzono sobie być na miejscu tych, którym je wyświadczono; jest to naturalnie równie odwrotnie, jak gdyby chciano mówić o pierwowzorze dobroczynności, a nie chciano by wziąć sobie jego dobroczynności za wzór, lecz życzono by sobie raczej być na miejscu tych, którym pierwowzór ją wyświadczał.

Pierwowzór zatem został poniżony. Następnie odprawiono także apostołów jako pierwowzór. Następnie także pierwowzór pierwszej gminy chrześcijańskiej. I w ten sposób doszło się w końcu szczęśliwie do tego, aby chodzić na czworakach i to, właśnie to, było prawdziwym chrześcijaństwem. Dogmatami zabezpieczono się przeciw temu wszystkiemu, co poniekąd mogło być nazwane chrześcijańskim pierwowzorem, i w ten sposób zdążano pod pełnymi żaglami do — udoskonalenia chrześcijaństwa.

Informacje o nowościach w naszej bibliotece w Twojej skrzynce mailowej? Nic prostszego, zapisz się do newslettera. Kliknij, by pozostawić swój adres e-mail: wolnelektury.pl/newsletter/zapisz-sie/
Chrześcijaństwo człowieka duchowego — chrześcijaństwo nas, ludzi

Jeżeli takie chrześcijaństwo przeciwstawiam innemu, mógłby mnie ktoś łatwo źle zrozumieć w tym kierunku, że przyłączyłem się przecież do zdania weterynarza pastora Foga, że istnieją dwa rodzaje chrześcijaństwa. Nie, mimo tego przeciwstawienia jestem niezmiennie tego mniemania, że chrześcijaństwo Nowego Testamentu jest chrześcijaństwem, to drugie zaś oszustwem, które tamtemu nie jest więcej równe jak czworobok kołu. Przeciwstawienie obu ma mi jednak dać sposobność do objaśnienia w kilku słowach tego, co wypowiedziałem w artykule „Ojczyzny”188: czy nie my, ludzie, czy nie ród jest tak zdegenerowany, że nie rodzą się już ludzie, którzy by mogli znieść Boskie chrześcijaństwo Nowego Testamentu. Przy czym w najprostszy sposób dana będzie zaprzysiężonym kapłanom sposobność rozpoczęcia dowodu, że oficjalne chrześcijaństwo jest chrześcijaństwem Nowego Testamentu i że chrześcijaństwo istnieje.

Chcę zwrócić uwagę na to, że dwie głównie zachodzą różnice między człowiekiem duchowym a nami, ludźmi; na nich chcę następnie wykazać znowu różnicę między chrześcijaństwem Nowego Testamentu a chrześcijaństwem „chrześcijańskiego społeczeństwa”.

1. Człowiek duchowy różni się tym od nas, ludzi, że jest, by się tak wyrazić, dość solidnie zbudowany, aby móc nosić w sobie podwojenie. My, ludzie, mamy się do niego jak mur pruski do fundamentu; jesteśmy tak luźnie i słabo zbudowani, że nie możemy unieść podwojenia. Chrześcijaństwo Nowego Testamentu bez podwojenia jednak pomyśleć się nie da.

Człowiek duchowy może znieść w sobie podwojenie. Może swoim rozumem pojąć, że coś jest przeciw rozumowi, a jednak tego wtedy pragnąć; może swoim rozumem pojąć, że coś istnieje ku zgorszeniu, a jednak tego wtedy chcieć; że go coś, mówiąc po ludzku, unieszczęśliwia, a jednak wtedy tego pragnąć itd. Chrześcijaństwo Nowego Testamentu jest właśnie tak złożone, że żąda tej biegłości. My, ludzie, jednak nie możemy w nas wytrzymać ani znieść podwojenia; nasze chcenie zmienia nasze zrozumienie. Nasze, „chrześcijańskiego społeczeństwa”, chrześcijaństwo jest też obliczone na to; odbiera chrześcijaństwu zgorszenie, paradoks itd. i zastępuje je prawdopodobieństwem, bezpośrednią zrozumiałością. To znaczy: zamieniamy chrześcijaństwo w coś zupełnie innego, wprost w przeciwieństwo tego, czym jest w Nowym Testamencie; a to jest chrześcijaństwem „chrześcijańskiego społeczeństwa”, chrześcijaństwo nas, ludzi.

2. Człowiek duchowy różni się tym od nas, ludzi, że może wytrzymać izolację; stoi jako człowiek duchowy o tyle wyżej, im więcej może wytrzymać izolację. My, ludzie, przeciwnie, potrzebujemy zawsze „innych”, tłumu; umieramy, rozpaczamy, gdy nie jesteśmy pewni, że jesteśmy w tłumie, tego samego zdania, co tłum itd.

Chrześcijaństwo Nowego Testamentu jest jednak obliczone właśnie na tę izolację człowieka duchowego i przez nią uwarunkowane. Chrześcijaństwo Nowego Testamentu polega na tym, że się Boga kocha w nienawiści do ludzi, w nienawiści do siebie samego, a przez to także w nienawiści do innych ludzi, do ojca i matki, żony i dziecka itd. — jest ono najsilniejszym wyrazem najbardziej męczącej izolacji. — Odnośnie do tego mówię: tacy ludzie, ludzie tej jakości i tego kalibru, nie rodzą się już.

Chrześcijaństwo nas, ludzi, jest takie: Boga tak kochać, żeby można przy tym kochać innych ludzi i być przez nich kochanym, a więc, aby ciągle mieć za sobą innych, tłum.

Oto przykład. W „społeczeństwie chrześcijańskim” jest następujące chrześcijaństwo. Mężczyzna przystępuje z kobietą do ołtarza, gdzie elegancki, wystrojony proboszcz, który na wpół studiował poetów, a na wpół Nowy Testament, wygłasza na wpół erotyczną, na wpół chrześcijańską mowę, mowę ślubną; oto jest chrześcijaństwo w „społeczeństwie chrześcijańskiem”. Chrześcijaństwem Nowego Testamentu byłoby to: gdyby ów mężczyzna rzeczywiście mógł tak kochać, żeby dziewczę było wprawdzie jedynym, całą namiętnością jego duszy, przedmiotem jego miłości (lecz nawet i tacy ludzie nie istnieją już) i żeby ją potem w nienawiści do siebie samego i do ukochanej opuścił, aby ukochać Boga. — W odniesieniu do tego mówię: Tacy ludzie, tej jakości i tego kalibru, nie rodzą się już.

Chrześcijaństwo Nowego Testamentu — chrześcijaństwo „chrześcijańskiego społeczeństwa”

Myślą chrześcijaństwa było: chcieć wszystko zmienić.

Rezultatem chrześcijaństwa „chrześcijańskiego społeczeństwa” jest to, że wszystko, bezwarunkowo wszystko, pozostało takim, jakim było, tylko że wszystko otrzymało markę „chrześcijańskie” — i tak (grajcie muzykanci!), tak żyjemy w pogaństwie:

„A życie me — miłości cud —  
i głośny śpiewów dźwięk...” 
 

albo raczej: żyjemy w pogaństwie, które jest rafinowane przez wieczność, przez to, że przecież całość jest chrześcijańska!

Spróbuj, weź, co chcesz, a zobaczysz, że się zgadza to, co mówię. Chrześcijaństwo chciało czystości — więc precz z domami rozpusty. Rzeczywiście zaszła zmiana, jednak ta, że domy rozpusty zostały zupełnie jak w pogaństwie, że rozpusta rozpanosza się jeszcze tak samo, tylko że teraz mamy „chrześcijańskie” domy rozpusty. Rajfur189 jest obecnie „chrześcijańskim” rajfurem, jest on równie dobrym chrześcijaninem jak my inni. Wykluczyć go z dobrodziejstw łaski — „broń Boże”; rzekłby proboszcz „dokąd by to miało prowadzić, gdybyśmy zechcieli raz zacząć od tego, aby wykluczyć jednego płacącego członka!”. Umiera i w porządku, zależnie od tego, ile zapłaci, otrzymuje swoją mowę pochwalną nad grobem. A kiedy proboszcz zarobił swe pieniądze w tak nędzny, biorąc rzecz po chrześcijańsku, tak niski sposób — gdyż, biorąc rzecz po chrześcijańsku, mógłby je raczej ukraść — jedzie do domu, gdyż spieszy mu się: ma iść do kościoła, aby deklamować, albo, jak mówi biskup Martensen, aby złożyć świadectwo.

Chrześcijaństwo chciało uczciwości i sprawiedliwości — a więc każdy rodzaj oszustwa musi się skończyć. Przez to uskuteczniono rzeczywistą „zmianę”, że oszukiwanie tak samo się dalej rozwija jak w pogaństwie (każdy chrześcijanin oszukuje w swoim zawodzie!), tylko że oszukiwanie otrzymało przydawkę „chrześcijańskie”, stało się „chrześcijańskim” zdzierstwem — a proboszcz udziela błogosławieństwa temu chrześcijańskiemu społeczeństwu, temu chrześcijańskiemu państwu, w którym się oszukuje jak w pogaństwie i kpi się nadto, przez utrzymanie proboszcza, największego oszusta, ze sławy, że chrześcijaństwo istnieje.

Chrześcijaństwo chciało wnieść powagę w życie i odwartościować czcze poważanie, czczą cześć — dlatego pozostało wszystko, jak było, tylko że dodano przymiotnik „chrześcijański”, zabawka z orderami, tytułami i rangami itd. stała się chrześcijańska — a proboszcz (ta najnieprzyzwoitsza ze wszystkich dwuznaczności, to najśmieszniejsze quid pro quo190 ze wszystkich śmieszności!), proboszcz sam jest arcywesoły, gdy go dekorują „krzyżem”. Krzyżem! Tak, w chrześcijaństwie „chrześcijańskiego społeczeństwa” jest krzyż dokładnym pendant191 konika i trąbki dziecinnej.

I tak we wszystkim. Obok popędu samozachowawczego żaden popęd w naturalnym człowieku nie jest tak silny jak popęd do rozmnażania się. Dlatego stara się chrześcijaństwo ten popęd przytłumić; uczy, że lepiej jest nie ożenić się, że jednak, gdy chodzi o wybór między dwojgiem złego, należy małżeństwo wybrać przed dziką chucią. W chrześcijańskim społeczeństwie jednak rozmnażanie rodu stało się zadaniem życia na równi z chrześcijaństwem; a proboszcz (to wcielenie wszelkiej bezsensowości, przyobleczone w długie szaty!), proboszcz, nauczyciel chrześcijaństwa, chrześcijaństwa Nowego Testamentu, otrzymuje ze względu na to, że dochód człowieka powinien być dostosowany do jego działalności przy rozmnażaniu rodu, za każde dalsze dziecko „trochę” więcej.

Jako rzekłem: próbuj, gdzie chcesz, a wszędzie znajdziesz, że tak jest, jak mówię: pogaństwo zostało zupełnie niezmienione i przyjęło tylko przymiotnik „chrześcijańskie” — oto jest prawdziwy postęp od pogaństwa do chrześcijaństwa.

1 ... 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25
Idź do strony:

Darmowe książki «Wybór pism - Søren Kierkegaard (biblioteka dla dzieci i młodzieży txt) 📖» - biblioteka internetowa online dla Ciebie

Uwagi (0)

Nie ma jeszcze komentarzy. Możesz być pierwszy!
Dodaj komentarz