Państwo - Platon (czytanie dla przedszkolaków .txt) 📖
Najobszerniejsze, poza Prawami, i najbogatsze treściowo dzieło Platona, będące kamieniem węgielnym europejskiej filozofii, odegrało także wielką rolę w rozwoju myśli politycznej i teologii chrześcijańskiej. W formie dialogu Sokratesa z kilkoma osobami autor przedstawia syntezę swoich poglądów na temat etyki, teorii bytu, teorii poznania i filozofii politycznej. Wychodząc od analizy tego, czym jest sprawiedliwość, czy warto być sprawiedliwym, jaki jest związek między sprawiedliwością a szczęściem, przechodzi do rozważań nad pochodzeniem miasta-państwa i przedstawia koncepcję idealnego państwa, opartego na idei sprawiedliwości, podzielonego na wyspecjalizowane klasy społeczne i rządzonego przez mędrców-filozofów. Omawia także rolę poetów, wojowników i filozofów w społeczeństwie, dyskutuje różne dobre i złe strony istniejących form rządów, przedstawia swoją teorię idei, niematerialnych wiecznych bytów, w stosunku do których rzeczy są jedynie cieniami, a na koniec swojej długiej obrony sprawiedliwości przedstawia wizję zaświatów, przekonuje o nieśmiertelności duszy ludzkiej, wynagradzanej za dobre życie.
„Więc doprawdy, że do rządów nie powinni się brać ludzie, którzy się w rządzeniu kochają”.
- Autor: Platon
- Epoka: Starożytność
- Rodzaj: Epika
Czytasz książkę online - «Państwo - Platon (czytanie dla przedszkolaków .txt) 📖». Wszystkie książki tego autora 👉 Platon
— Tym sposobem — powiedziałem — że dla niego widok miły i wrogi nie różni się niczym innym, jak tylko tym, że jeden mu jest znany, a drugi nieznany. A jakże się nie ma garnąć do wiedzy ktoś, dla kogo „to znam, a tamtego nie znam” znaczy: „to mi swoje i bliskie, a tamto mi obce”?
— No, oczywiście, że tak — powiada.
— A przecież — mówię — garnąć się do wiedzy i kochać mądrość to jedno i to samo?
— To samo — powiada.
— Prawda? Więc bądźmy dobrej myśli i załóżmy to u człowieka też: jeżeli ma być jakoś łagodny w stosunku do swoich i do znajomych, to musi być z natury miłośnikiem mądrości i musi garnąć się do wiedzy.
— Załóżmy — powiada.
— Zatem u nas to będzie musiał być z natury filozof i pełny temperamentu, i szybki w biegu, i mocny każdy, kto by miał być doskonałym strażnikiem państwa?
— Ze wszech miar — powiada.
— Więc ten by był taki. A będą się u nas chowali i kształcili ci ludzie w jaki sposób? Tylko na co się nam właściwie to rozważanie przyda, jeżeli mamy dojrzeć to, dla czego wszystkie te roztrząsania robimy, a mianowicie: sprawiedliwość i niesprawiedliwość w jaki sposób w państwie powstają. Abyśmy nie opuścili jakiejś myśli ważnej, a nie rozwodzili się za szeroko.
Otóż brat Glaukona powiada: — Tak jest, ja mam nadzieję, że to się przyda do naszych rozważań.
— Na Zeusa — mówię — kochany Adejmancie, to nie opuszczajmy tego, choć to może i nieco przydługie.
— Nie, nie.
— Więc proszę cię — tak jakbyśmy bajkę układali i mieli czas wolny, weźmy się do kształcenia tych ludzi.
— No, trzeba.
XVII. — Więc co to za kształcenie? Doprawdy, że trudno znaleźć lepsze od tego, które za dawnych czasów wymyślono; to jest przecież dla ciał gimnastyka, a dla duszy służba Muzom.
— A jest.
— A czy nie zaczniemy wykształcenia przede wszystkim od służby u Muz niż od gimnastyki?
— No, jakżeby nie?
— Kiedy mówisz o służbie u Muz, to masz na myśli opowiadania. Czy nie?
— Tak jest.
— A opowiadań są dwa rodzaje; jedne prawdziwe, a drugie fałszywe?
— Tak.
— Więc kształcić trzeba z pomocą jednych i drugich, ale naprzód z pomocą fałszywych.
— Nie rozumiem — powiada — jak ty to myślisz.
— Nie rozumiesz — mówię — że z początku dzieciom mity opowiadamy? A to są, mówiąc na ogół, fałsze, choć trafiają się między nimi i prawdziwe. A przecież naprzód podajemy dzieciom mity, a dopiero potem gimnastykę.
— Jest tak.
— Więc ja to mówiłem, że do służby Muzom trzeba się brać pierwej niż do gimnastyki.
— Słusznie — powiada.
— I ty, prawda, wiesz, że w każdej sprawie początek to rzecz najważniejsza. Zwłaszcza jeżeli chodzi o jakiekolwiek istoty młode i wrażliwe? Przecież wtedy się najwięcej formuje i przenika w głąb to piętno, którym by ktoś chciał nacechować każdego.
— Ależ naturalnie.
— Więc czy my tak łatwo pozwolimy, żeby byle kto i byle jakie mity układał i niech tego dzieci słuchają, aby ich dusze nasiąkały poglądami nieraz wprost przeciwnymi tym, które, zdaniem naszym, mieć powinny, gdy dorosną?
— Nie pozwolimy. Ani mowy.
— Więc zdaje się, że przede wszystkim wypadnie nam patrzeć na palce tym, którzy mity układają, i jak ułożą jaki ładny mit, to go dopuścić, a jak nie, to go odrzucimy. Potem nakłonimy niańki i matki, żeby te aprobowane mity opowiadały dzieciom i formowały dusze ich mitami o wiele bardziej niż ich ciała rękami. A wiele z tych mitów, które dziś opowiadają, wyrzucić precz.
— A które tak? — powiada.
— W mitach większych — powiedziałem — zobaczymy i te mniejsze. Powinny przecież do tego samego typu należeć i ten sam wpływ mieć i większe, i mniejsze. Czy nie myślisz?
— No tak — powiada — ale nie rozumiem i tego, o jakich ty większych mówisz.
— O tych — mówię — które nam Hezjod i Homer opowiedzieli, a inni poeci też. Oni przecież ludziom fałszywe mity ułożyli, opowiedzieli i opowiadają je dalej.
— Jakież to — powiada — i co ty w nich ganisz?
— To — mówię — co przede wszystkim i najbardziej trzeba ganić: szczególnie jeżeli ktoś mówi nieprawdę a nieładnie.
— Cóż takiego?
— Kiedy ktoś obrazowo a źle mówi o bogach i bohaterach — podobnie jak malarz, który by zatracał wszelkie podobieństwo, pragnąc malować podobnie.
— No tak — powiada — zupełnie słusznie gani się takie rzeczy. Ale jak my to myślimy właściwie i o jakie rzeczy chodzi?
— Przede wszystkim największa nieprawda i dotycząca istot największych. Nieładnie nakłamał ten, co ją opowiedział, jak to sobie Uranos87 poczynał, jak o nim powiada Hezjod88, i jak się znowu Kronos89 na nim pomścił. A znowu czyny Kronosa i to, co mu syn zrobił90 — nawet gdyby to była prawda — to nie uważałbym, żeby to należało tak sobie opowiadać ludziom głupim i młodym, tylko najlepiej to przemilczeć, a gdyby już jakoś trzeba było o tym mówić, to tylko pod osłoną największej tajemnicy i niechby tego słuchało jak najmniej osób, po złożeniu ofiary nie z wieprza, ale z czegoś wielkiego i co by trudno było dostać, aby liczba słuchających była jak najmniejsza.
— Tak jest — mówi — to są opowiadania bardzo przykre.
— I nie trzeba ich powtarzać, Adejmancie — powiedziałem — w naszym mieście. I nie trzeba mówić, kiedy młody słucha, że dopuszczając się niesprawiedliwości największej, nie robiłby nic nieprawdopodobnego, ani też mszcząc się na swoim ojcu za jego zbrodnie w sposób niewybredny — tylko by postępował tak jak pierwsi i najwięksi spośród bogów.
— Nie, na Zeusa — powiada — mnie się też wydaje, że te rzeczy nie nadają się do opowiadania.
— Ani w ogóle to — dodałem — że bogowie z bogami wojny toczą i nastaje jeden na drugiego, i walczą — bo to nawet nieprawda — tego też nie opowiadać, jeżeli ci, co mają straż pełnić około miasta, mają uważać za największą hańbę rozpalanie się nienawiści wzajemnych o byle co. Więc mowy nie ma o tym, żeby im mity o walkach z olbrzymami91 opowiadać i wyszywać to kolorami92 ani inne objawy nienawiści, liczne i różnorodne u bogów i u bohaterów przeciwko ich krewnym i bliskim. Jeżeli mamy jakoś ludziom wpoić co przekonanie, że między obywatelami nigdy nie ma nienawiści wzajemnej i że to jest obraza boska, to lepiej mówić to już dzieciom — niech im to mówią starcy i staruszki, a kiedy dzieci podrastają, to i poetów trzeba zmusić, żeby jakoś tak około tego swoje opowiadania układali. A jak tam syn Herę93 skrępował94 i jak ojciec rzucił Hefajstosem95, kiedy ten matki chciał bronić96, bo ją ojciec bił, i te walki bogów, które Homer opiewał97, tych nie trzeba dopuszczać do miasta — czy tam będą pomyślane jako przenośnie, czy bez przenośni. Bo młody człowiek nie potrafi ocenić, co jest przenośnią, a co nie, a co w tym wieku weźmie w siebie jako pogląd, to się lubi przyczepiać tak, że później ani tego nie zmyjesz, ani nie przestawisz. Więc może właśnie dlatego nade wszystko o to dbać potrzeba, żeby to, co dzieciom przede wszystkim innym w uszy wpada, żeby to były mity ułożone pięknie i budująco.
XVIII. — To ma sens — powiada. — Ale gdyby nas ktoś i o takie mity zapytał, które to są i co to za mity, to które byśmy wymienili?
Ja mu na to mówię: — Adejmancie, my nie jesteśmy poeci, ja i ty, na razie, tylko zakładamy państwo. Założyciele powinni tylko znać wzory, według których poeci mają mity układać. Jeżeli który napisze mit wbrew temu, to się go nie dopuści, ale sami nie będziemy przecież mitów układali.
— Słusznie — powiada. — Ale właśnie to, wzory w dziedzinie teologii, jakie by powinny być?
— Chyba takie mniej więcej — powiedziałem. — Jaki bóg naprawdę jest, to przecież zawsze trzeba oddać — czy tam ktoś o nim pisze w epopei, czy w pieśniach, czy w tragedii.
— Trzeba przecież.
— A prawda, że bóg jest dobry i tak też trzeba mówić?
— No pewnie.
— Nigdy to, co dobre, nie jest szkodliwe. Czy nie?
— Myślę, że nie.
— A czy to, co nieszkodliwe, szkodzi?
— Nigdy.
— A to, co nie szkodzi, to robi coś złego?
— I to nie.
— A co nic złego nie robi, to też nie może być żadnego zła przyczyną?
— No jakże?
— Więc cóż? Pożyteczne jest to, co dobre?
— Tak.
— Więc jest przyczyną szczęścia i powodzenia?
— Tak.
— Zatem dobro nie jest przyczyną wszystkiego, tylko jest przyczyną stanów dobrych, a złych stanów rzeczy ono przyczyną nie jest.
— Ze wszech miar — powiada.
— Zatem i bóg, skoro jest dobry, nie może być przyczyną wszystkiego, jak mówią szerokie koła, tylko niewielu rzeczy ludziom jest przyczyną, a wielu rzeczom nie jest winien. Bo mamy znacznie mniej rzeczy dobrych niż złych. I dobrych rzeczy nikomu innemu nie zawdzięczamy, a dla złych trzeba szukać jakichś innych przyczyn — tylko nie boga.
— Zdaje mi się — powiada — że świętą prawdę mówisz.
— Zatem nie należy tego grzechu przyjmować ani od Homera, ani od innego poety; oni grzeszą przez bezmyślność i mówią, że dwie beczki różne
Jak Zeus jedne losy z drugimi pomiesza i da komuś z jednej beczki i z drugiej,
A jak komu da niepomieszane — tylko z jednej beczki:
Ani to, że dla nas Zeus
XIX. Albo łamanie przysiąg i umów, jak to Pandaros102 uczynił, gdyby ktoś powiedział, że to się stało za przyczyną Ateny103 i Zeusa, nie pochwalimy go. Ani kłótni bogiń, ani jej rozstrzygnięcia za sprawą Temidy i Zeusa104, ani kiedy Ajschylos mówi, nie powinni młodzi słuchać, że:
Więc jeżeliby ktoś opracowywał wierszem tematy, z których i te jamby106 są wyjęte, jak cierpienia Nioby107 albo Pelopidów108, albo coś z wojny trojańskiej, albo coś innego w tym rodzaju, to albo nie pozwolić mówić, że to robota boga, albo jeśli boga, to wymyślić im po prostu jakiś sens, tak jak my go w tej chwili szukamy, i powiedzieć, że bóg postępował sprawiedliwie i dobrze i ci ludzie zyskali przez to, że ich kara spotkała. A że nędznikami są ci, którzy ponoszą karę, nawet jeżeli ją bóg wymierza, tego nie będzie wolno mówić poecie. Jeżeliby napisał, że potrzebowali kary ludzie źli, bo byli nędznikami, a jak ją ponieśli, to na tym zyskali z ręki boga — pozwolić mu. Ale gdyby ktoś mówił, że bóg stał się dla kogoś przyczyną czegoś złego — bóg, który jest dobry — to zwalczać go na wszelki sposób; niech tego nikt nie mówi we własnym państwie, jeżeli mają w nim panować dobre prawa, i niech tego nikt nie słucha; ani młodszy, ani starszy, ani wierszem, ani prozą w żadnych mitach, bo z takiego gadania ani bogu chwały, ani ludziom pożytku nie ma, ani się w tym jedno z drugim zgadza.
— Razem z tobą głosuję — powiada — za tym prawem i ono mi się podoba.
— Więc to by było — powiedziałem — jedno prawo dotyczące bogów i jeden wzór, który wymaga, żeby ci, co mówią i piszą wiersze, mówili i pisali, że bóg nie jest przyczyną wszystkiego, tylko że jest przyczyną rzeczy dobrych.
— I to bardzo zadowalające — powiada.
— I cóż drugie prawo? Takie. Czy ty myślisz, że bóg to jest czarownik albo magik i może się umyślnie zjawiać raz w tej, raz w innej postaci, i to raz się tworzy jego postać i zmienia się w różne kształty naprawdę, a innym razem on tylko nas nabiera i sprawia, że się nam to o nim tylko tak wydaje, czy też bóg jest prosty i zgoła nigdy z własnej postaci nie wychodzi?
— Nie potrafię — powiada — tak, w tej chwili, tego powiedzieć.
— No, a cóż taka rzecz? Jeżeliby coś wychodziło ze swojej postaci, to czy nie z konieczności musiałoby się zmieniać albo samo z siebie, albo pod wpływem czegoś innego?
— Z konieczności.
— A przecież pod wpływem czegoś innego nie zmieni się i nie ruszy to, co się ma najlepiej. Na przykład ciało pod wpływem pokarmów i napojów, i trudów, i wszystko, co rośnie, pod wpływem upałów i wiatrów, i tym podobnych stanów — czyż najzdrowsze i najmocniejsze nie najmniej ulega zmianom?
— Jakżeby nie?
— A czy nie tak samo dusza: najmężniejsza i najrozsądniejsza najmniej ulega wstrząsom od zewnątrz i najmniej się pod ich wpływem zmienia?
— Tak.
— A podobnie i złożone rzeczy wszystkie — sprzęty i budowle, i suknie109, jeżeli są dobrze wykonane i są w dobrym stanie, to pod działaniem czasu i innych wpływów zewnętrznych najmniej się zmieniają.
— Jest
Uwagi (0)