Darmowe ebooki » Rozprawa polityczna » Przestrogi dla Polski - Stanisław Staszic (biblioteka online dla dzieci .txt) 📖

Czytasz książkę online - «Przestrogi dla Polski - Stanisław Staszic (biblioteka online dla dzieci .txt) 📖».   Wszystkie książki tego autora 👉 Stanisław Staszic



1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 ... 37
Idź do strony:
w człowieka191.

— Wy zaś, szlachetne narody, które jeszcze cieszycie się wolnością, bądźcie czułemi na ten przykład: jest to pogróż192 despotom, jest to sprawa wasza, jest to sprawa ludzkiego rodu! Uświęćcie ją pośrodku waszego Narodu wiekopomnym znamieniem193.194

Na te słowa wielkie szemranie po całym mnóstwie powstało. Nagle straszna wybuchnęła nienawiść. Wszyscy oburzyli się na te kilka myślących osób.

— Są to filozofowie195! — zahuknął któryś.

Natychmiast głupie, samego zwyczaju, nie rozumu, potwory196, zamiast na swoje tyrany, już porywali się do kamieni na swoje dobrodzieje197.

Tu zadrżyj każdy, kto musisz żyć w takim kraju, gdzie żołnierz despocie przysięga. W tym powszechnym oburzeniu się niemyślącego mnóstwa przeciw tak chwalebnemu i tak rozumnemu198 postąpieniu prawdziwie obywatelskich żołnierzy, ja przypadkiem stałem obok człowieka w jakiejsiś barwie199: suknia na nim biała, guziki żółte, wyłogi czerwone, a naokoło podwójnym galonem szamerowany. Z wejrzenia był miły, w obcowaniu grzeczny, w mowie nawet zabawny. Nagle, po tych słowach: — „żołnierze przeciwko panującego rozkazowi obywateli zabijać nie chcieli”, — nagle, w mgnieniu oka, gdyby go ogniem posypano: twarz wzdęta, z nozdrza się kurzy, iskrzą się we łbie ślepie, pucha, drży, zgrzyta zębami, z popędliwości pryska śliną. Nie do zrozumienia gadając, wrzeszczy:

— Obwiesić tych wszystkich! Są to zdrajcy, nie żołnierze! Wieczna to hańba, wieczna sromota stanu żołnierskiego! Każdy żołnierz, przysięgając na posłuszeństwo i na wierność, powinien na samo skinienie swojego pana swojego monarchy, rznąć nietylko obywatela, ale brata, żonę, dzieci, matkę i ojca.200

Odskoczyłem od niego daleko. Zdawało mi się widzieć stworę samego piekła, które rade by wytępić plemię człowieka. Jakież to wyobrażenie honoru, przysięgi, Boga! Jest to moralność tej bezecnej poczwary, która wyrzekła niegdyś: czemu rodzaj ludzki nie ma jednej głowy201, aby ją od razu ściąć można! Lecz, ile ja na tę przeklętą naukę, pierwszy raz słyszaną, struchlałem, tyle ona ucieszyła głupi motłoch, w takim bezeceństwie wychowany.

Odzywa się Głos powtórnie:

Jedynowładcza ta familia, od innych tym przykładem zatrwożonych samodzierżów202 podżegi203 uszczypliwe nad jej powolnością, urągania i wzgardy odbierając, osądziła swoim upodleniem, wstydem, swoją krzywdą, gdyby ludzie odzyskali, co ich własnego: przyrodzone swoje prawa; gdyby odtąd nie była ona panem majątku i życia drugich ludzi. W tym przez wychowanie nabranym mniemaniu układa jeszcze gwałtu zażyć204. Noc ciemna obrana do wyrznięcia sporniejszych mieszkańców głównego miasta i do zatracenia najcnotliwszych obywateli w narodowym zgromadzeniu. Ciągnęły przysposobione działa, bomby, kule, roszty, spisy, miecze, noże na własny naród. Już w pewnym zamku, w starej despotyzmu katuszy, zdradą wpuszczonych kilkaset niewinnych ludzi kartacze w miazgę zsiekły.

Zatrzymał się Głos. Spojrzałem po całym zgromadzeniu. Widziałem na wszystkich twarzach zupełną obojętność. Nie zmarszczył się nawet żaden. Rzecz dla mnie najokrutniejsza była dla tych swojską. Człowiek więcej od zmysłów, więcej od zwyczaju, niżeli od rozumu zawisły, przyjmuje obojętnie największe zbrodnie, jeżeli już z niemi oswojony, jeżeli do nich jego zmysły przywykłe. Lecz obruszy się zawsze na zbrodnie pomniejsze, jeżeli one są nowe, jeżeli pierwszy raz jego oczy lub uszy ruszą.

Mówi Głos dalej:

Jedynowładcza familia, dla stałego wojsk przedsięwzięcia nie mieszania się do obywatelskich zakłóceń gwałtem nie mogąc, przedsiębierze użyć podstępu, pospólstwa zburzeń i innych złości tajemnych. Zamyśla głodem lud rozjątrzyć, aby go do niepokoju skłonnym uczynić, a tak, zapaliwszy lud rozhukany, wytracić przez niego samego najpierwsze na przeszkodzie głowy, a potem dla powrócenia spokojności stać się potrzebnym. Tym końcem205 robi sobie stronniki206, opłaca podszczuwce i buntowniki, utrzymuje w różnych miejscach przekupniki zbóż, którzy w dzień przepłacają, a w nocy też zboża rzucają w rzekę lub w morze207.

Na tym wstrzymał się nieco Głos. Lecz wszyscy słuchali go z obojętnością. Rozpoczyna więc dalej:

Lud przeciwnościami i głodem rozjuszony rzucił się na cztery osoby208, które rozumiał być209 swoich nieszczęść przyczyną. Bez sądu wlecze jednę osobę po drugiej na plac publiczny i głowy im ucina. W drugim miejscu, podburzony na pewnego piekarza210, jakby chował niezmierny magazyn zboża na większą drogość, nie wyrabiając go na chleb w tym powszechnym głodzie, zapamiętały lud wpada do domu owego piekarza, nieczuły na krzyk żony, dzieci, wywłóczy go z domu i, głowę na pikę wbiwszy, obwodzi po mieście, ukazując ją z pogrożeniem każdemu piekarzowi. Ów piekarz był człowiek niewinny: nie znaleziono w domu jego, tylko dwa chleby211 dla własnej żywności. Natychmiast Zgromadzenie Narodowe kazało buntowniki połapać, oddać do sądu, który je212 śmiercią pokarał. Dzieci zaś owego nieszczęśliwego stały się dziećmi Narodu, który im wychowanie daje. Żonie do śmierci wyznaczono pensją213.

Nie dozwolono Głosowi skończyć. Razem straszne wzniosło się obruszenie. Ogólnie zaczęto krzyczeć. Wszyscy, gdyby na co złego, gdyby na widmo tyraństwa, spojrzeli na wolność. Zamiast wyrzekania nad upornym przeciwieństwem samodzierczej214 familii, która lud zburzyła, wszyscy hydzili wolność. Okrutne, a w narodach niewidziane — albowiem despotyzm od ludu przezorniejszy, kiedy bez sądu zabijał, czynił to w kłótniach — zatracenie kilku osób215 stało się dowodem dla wszystkich niemyślących, że ludzie nie mogą być wolnymi. Wołano:

— Wolność jest filozofów wymysłem! Człowiek rodzi się do niewoli216. Trzeba nad ludźmi jedynowładztwa. Trzeba, żeby ich zawsze gotowe straszyły tarasy217. Oto dowody, że bez tego gorzej.

Nagle przytłumił wszystko, bo nad wszystko silniejszy dalszy Głos:

— Inna samodziercza familia218 miała z swoim narodem najuroczystszy kontrakt, w którym lud warował sobie pewne prawa. Rzeczona familia, że niektóre z tych praw więcej owemu narodowi szkodliwe, niżeli są użyteczne, sama osądziła i sama je bez zezwolenia drugiej strony zniszczyła. Potem przykazała owemu narodowi złożyć podatki na wojnę, którą, zmówiwszy się z drugą, także jednowładczą familią, rozpoczęła dla wzięcia niejakiej pustej i nieludnej ziemi219, od owego narodu kilkaset mil odległej i żadnego dobra dla niego przynieść nie mogącej, owszem, przez wojnę do reszty spustoszałej. Zaludnienie i dalsza obrona zostaną przyczyną nowych wydatków i odnawiających się wojen, a z niemi powiększających się coraz podatków. Przecież ów lud oświadczył, że złoży podług żądania na tę wojnę podatek, jeżeli odbierze naruszonych praw całość.

Jednowładcza familia, jak one wszystkie, już nadto do ostatniej pogardy ludzi przywykła, nazywając prawa ludu swoją dla nich łaską, rzekła z gniewem:

— Jestem panem waszych majątków i życia. A gdy tego poznawać nie chcecie, niszczę wszystkie prawa. Żołnierzu! wybieraj podatek!

Na gwałt nieszczęśliwy ten lud użył naturalnej każdemu człowiekowi obrony. A samodziercza familia, zamiast upamiętania się tą uwagą, że to są ludzie, zamiast rzeczenia do siebie — „chciałem ten Naród uszczęśliwić, chciałem odmianą szkodliwych jemu przywilejów poprawić jego losy; lecz ponieważ on tak jest głupim, iż nie poznaje mojej dobroci, nie rozeznaje swojej szczęśliwości, przyzwoitość, rozum, miłość, ludzkość każe zostawić go w tym błędzie i oświecać powoli; okrucieństwem byłoby zabijać kogo dlatego, że nie chce być szczęśliwym”, — zamiast tej uwagi jednowładcza familia wpada w srogość. Krzyczy owe słowo, tak gwałtownikom dogodne:

— Są to buntownicy! Żołnierze — wy ukochani moi kamraci! Miecz i ogień na tych wszystkich, którzy mojej woli słuchać nie chcą! Palcie miasta i wsie! A kogo schwycicie z bronią w ręku, bez sądu wieszajcie na miejscu!

Natychmiast aż nadto skorzy zbirowie, nie umiejąc czytać, nie mając jeszcze nawet tyle rozeznania, aby rozróżnili kto ich żywi, kto im płaci, rzucili się z ostatnią zajadłością na Naród: bombami, rozpalonemi kulami rujnują miasta, palą wsie, wyrzynają ich mieszkańców; przy piersiach matek niewinne dzieci mordują, uchodzących ludzi łapią na granicach, wiążą do ogonów końskich i tak nazad do kraju wleką. Wszystkie lochy, tarasy zapchane mieszkańcami. Nie trzech, ani czterech, — ale po kilkadziesiąt, po kilkuset razem obywateli bez sądu wieszają. Trzech tygodni nie wyszło, a rządny despotyzm z subordynacją regularnego wojska najpiękniejszy kraj spustoszył, kilkadziesiąt tysięcy ludzi wymęczył.220

Na tym Głos wstrzymał się.

Rzecz dziwna: nieczuły ten tłum ludów słuchał to wszystko z obojętnością. Tak przebrzydłe okrucieństwa, już nie przez zgłodniały i zburzony lud, ale przez monarchę wyrządzone, — że nie były nowe, że już był do nich przywykł, — żadnej w nim nie sprawiły z owych tkliwości i zgrozy, którą ukazywał, słysząc wyżej nierównie mniejsze okrucieństwa. Jak gdyby obwieszać nie było równie katowską sprawą, jak ścinać głowy! Owszem, największa część tych, że tak rzekę, bez serca i czucia głupców zaczęła wywoływać z ukontentowaniem:

— To to rząd! To to żołnierz! Będzie to ku wiecznej sławie tego wojska, które do tak rozsądnej i surowej karności przyzwyczajone. Tak przynależy na prawdziwych wojowników dochowywać wierności swojej chorągwi, swojej przysiędze i monarsze swojemu!

— W tym samym czasie221 — kończy ów Głos — taż samodziercza familia kazała na drugim końcu świata rzucić do kilku miast po ośmnaście i po trzydzieści tysięcy bomb. Kilka godzin nie wyszło, a najniewinniejszych ludzi majątek zamienił się w ruiny, gruzy i popiół. Tysiącem trupa zaległy ulice.

Ledwo co te słowa Głos skończył, razem największa część osób w tym zgromadzeniu gdyby machinki222 jakie zaczyna skakać, trzepotać się, krzyczy, wrzeszczy:

— Wielki mąż! Szczęśliwy ludzi zabójca!

Nareszcie w zapamiętałości, bez zastanowienia się, nie wiedząc, co robią, wpadają do kościoła: do tego miejsca najświętszego, miejsca pokoju, miejsca samej pociechy, — do domu Bóstwa Stwórcy ludzi. Tam tychże ludzi niszczyciel składa na ołtarzu część łupu. A oni wszyscy, nie bojąc się gromu, wrzeszczą:

— Wieczna Tobie chwała, Boże dobroci! za pomoc do tego zabójstwa. Wielbimy Twoją mądrość, Twoje miłosierdzie, Twoją nieskończoną dobroć. Gdyż to nie my, ale Twoja to ręka niszczyła te prace ludzkie i wyrzynała tych ludzi223.

Struchlałem na tyle w jednym postępku bezeceństw, świętokradzkich zbrodni i bluźnierstw. Jakiż miał zamiar, jakiż mieć będzie koniec, kto takie wyobrażenie Boga daje ludziom? Zbrodnia despotyzmu chce być cnotą, udając się za zbrodnię samego Boga! Wojna, okrucieństwo jest u despotów łakomstwa i dumy żywiołem. Nie dosyć, że dla ich nasycenia sierocą niedołężnych rodziców224, wydzierają im ostatnią zgębę225 chleba, płużą krwią226 ludzką. Bez bojaźni! wmawiają jeszcze w ludzi, że Bóg lubi wojnę, że Bóg jest okrutnym, jest tyranem!

Miałem serce nabrzmiałe z bólu i czucia. Uciekłem w odludne ustronie od widoku tej publicznej niecnoty. A szukając ulgi żalu, oczy ku niebu wzniósłszy:

— Boże! rzekłem, — Boże, który naród ludzki stworzyłeś, czyliż to być może, abyś Ty był niszczycielem jego? Ustanowiłeś prawa od wieków nieodmienne, których zamiarem wszystkich rodzajów trwałość. Nadałeś każdemu rodzajowi końcem227 używania i obrony praw Swoich moc, która tylko w ogólności każdego rodzaju istnie228, nieskazitelnym229 go czyni, a sama jest nienaruszoną przeciwko wszelkiej szczególnych jestestw230 mocy. Nad tę moc udzieliłeś rodzajowi ludzkiemu rozum, przez który nie może człowiek zniszczyć innych rodzajów, ale rozciąga swoją władzę nad szczególnemi wszystkich rodzajów jestestwy231.

Słusznie więc wzywa Cię rodzaj ludzki — Boże mocy! — kiedy przez tę moc chce oswobodzić się od tyranów, kiedy przez tę moc usiłuje odebrać wydarte sobie prawa. Słusznie — Boże sprawiedliwości! — woła człowiek do Ciebie — Boga wojny, — kiedy ta wojna nie ma innego zamiaru, tylko ukaranie gwałcicielów232 i powrócenie uciemiężonemu narodowi przyrodzonego prawa.

Lecz wszelka ta moc, która szczególne jestestwa mocniejszemi czyni od rodzajów, która zapewnia jednej osobie prawa, a stanowi całych narodów niewolę, nie jest mocą przez Ciebie utworzoną. Jest gwałtem Twoich urządzeń, Twoich praw i Twojego na tym świecie Bóstwa. Nie do zachowania, ale do zniszczenia stworzeń dąży. Ta każda wojna, która nie wraca człowiekowi praw przyrodzenia, ale tylko przenosi narody z jednej niewoli w drugą, jest skutkiem gwałtu, jest rozbojem człowieczeństwa. Jest kłótnią tyranów, których łupem rodzaj ludzki.

Przesądy i zwyczaje, które dotychczas dzielniejsze w człowieku były, niżeli rozum, ubóstwiły niewolę jego. Ty, — Najwyższa Światłości! — zniszcz ciemność. Pomścij się Twojej krzywdy, — albo też, w nieskończonym miłosierdziu, powróć monarchom ten najszlachetniejszy Twoich stworzeń dar: litość. Oświeć czym prędzej wojska ziemskie! Niech czuje żołnierz, że tylko wtenczas, kiedy łoży życie przy obronie praw rodzaju ludzkiego, dopełnia swojego powołania i staje się narzędziem Najświętszej Opatrzności. Ale, kiedy podnosi broń na własny swój naród, wtenczas podnosi ją na Ciebie samego: przestaje być człowiekiem, staje się nieprzyjacielem ludzi; zamienia się w stworę233 despotyzmu; wiecznie odrzuconym będzie od oblicza Twojego. Rzuć promień światła na despotów, których duma z taką pogardą depcze Narody! Niechaj zadrżą nad swoim losem, na fałszywej opinii i przesądach zasadzonym. Niechaj zaczną więcej poważać ludzi. Oświeć lud! Bogdaj by czym prędzej ta najświętsza prawda została zdaniem powszechnym: najwyższa moc i władza pochodzi od Boga; Bóg złożył ją w ręku samych Narodów; ten każdy, który przywłaszcza sobie jaką moc i władzę, której mu Naród wyraźnie nie dał, jest nieprzyjacielem ludzi i Boga.

Lecz dopokąd uciemiężenie i niewola, pożytkując z ciemności234, szerzyć się po tej ziemi będzie, oświeć mój rozum! gdyż mam Ojczyznę, którą kocham, a którą mi ciż despoci gwałciciele wydarli. Po jej utracie ja znaleźć mojej spokojności nie mogę. Boże sprawiedliwości! zlituj się, daj ulgę czuciu mojemu!

Odkryj sposoby, które by pewnie zabezpieczyły przed jarzmem despotyzmu tę resztę wolnej ziemi! Dla ich prędszego poznania, dla ich uskutecznienia spuść między tej ziemi mieszkańców, a niegdyś współobywateli moich, zgodę i moc ducha!

Kontrakt Wspołeczności235 czyli Ustawa Towarzystwa236

Wspołeczność ludzka jest koniecznym skutkiem przyrodzonych własności ludzi. Ona, praw natury dziełem będąc, ani się zacząć, ani istnąć237 nie może, gdzie te prawa naruszone.

Wszelka między kilku, albo kilku tysięcy osobami, między jedną, albo kilkudziesiąt238 familiami wspołeczność, uczyniona bez przypuszczenia innych ludzi w tej wspołeczności żyć naglonych, nie jest wspołecznością ludzką, ale jest spiskiem przeciwko ludzkości.

Każdy człowiek ma z tym światem nieodzowne związki, od których zawisła239 jego życia trwałość, jego dobre i złe mienie. Widzieliśmy, że

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 ... 37
Idź do strony:

Darmowe książki «Przestrogi dla Polski - Stanisław Staszic (biblioteka online dla dzieci .txt) 📖» - biblioteka internetowa online dla Ciebie

Podobne książki:

Uwagi (0)

Nie ma jeszcze komentarzy. Możesz być pierwszy!
Dodaj komentarz