Palestyna po raz trzeci - Ksawery Pruszyński (czytelnia książek online TXT) 📖
Wydana po raz pierwszy w 1933 roku książka Ksawerego Pruszyńskiego stanowi cykl reporterskich obrazów z Palestyny, gdzie właśnie — dzięki kolosalnemu, budzącemu mimowolny podziw wysiłkowi pionierów, wykorzystujących cień szansy, jaki pojawił się w polityce międzynarodowej — odradza się żydowskie państwo.
Pruszyński był wówczas korespondentem wileńskiego „Słowa”, trzymającego kurs konserwatywny za sprawą redaktora naczelnego, Stanisława Cata-Mackiewicza. Jednakże podobnie jak pismo potrafiło użyczyć swych łamów młodym, awangardowym i lewicowym żagarystom; tak samo Pruszyński potrafi zdobyć się na korektę swoich dotychczasowych zapatrywań. Autor „Palestyny po raz trzeci”, choć podkreśla swój katolicyzm (jeden z rodziałów stanowi emocjonalnie zaangażowany „reportaż uczestniczący” z uroczystości drogi krzyżowej podczas świąt wielkanocnych), swoją klasowo uwarunkowaną niechęć do komunizmu — podejmuje próbę obiektywnego spojrzenia na nowo powstające zręby społeczeństwa i kraju. Pisze wprost, jak bezpośrednie doświadczenie pozwalało mu wielokrotnie rozbijać antysemickie klisze.
Pruszyński szacunkiem postrzega żywiołowość, wielonurtowość i rozmach działań ludzi zmierzających do odzyskania Erec Israel; może nawet chciałby, żeby jego ojczyzna, też niedawno odrodzona, w tym i owym wzięła przykład z działań żydowskich. Co ciekawe jednak, niezwykle bystry reporter kreśli już wówczas zasadnicze rysy konfliktu politycznego w opisywanym regionie.
- Autor: Ksawery Pruszyński
- Epoka: Współczesność
- Rodzaj: Epika
Czytasz książkę online - «Palestyna po raz trzeci - Ksawery Pruszyński (czytelnia książek online TXT) 📖». Wszystkie książki tego autora 👉 Ksawery Pruszyński
Pytanie: Reasumując, Arabowie są za walką z Anglią i wykluczają możliwość kompromisu z jedynym elementem w kraju, który stanowi oparcie dla „okupacji”, a nadto rozporządza finansami zdolnymi do realizacji wyzwolenia gospodarczego kraju. Czy panowie nie sądzą, że idąc tą drogą będą musieli długo czekać na rezultaty?
Odpowiedź: Oczywiście. Ale tak jak wielka wojna wygnała Turków, tak samo inna wielka wojna może tu wiele zmienić...
Było to już mówione bardzo dyplomatycznie... Trzeba mi się było nagiąć do tego samego tonu. Ale tu właśnie rozmowa stawała się najciekawsza:
Pytanie: Bardzo słusznie. Ale z drugiej strony panowie mi mówili, że wielka wojna wygnała Turków, żeby usadowić Anglików. Czy ci, którzy liczą na nową wielką wojnę, nie boją się, by z kolei Anglików nie zastąpił ktoś trzeci? Na przykład... Rosjanie. Och, przenośnie, przenośnie... I czy ci, którzy by wtedy przyszli, nie byliby dużo gorsi i od Turków, i od Anglików? I nie szerzyliby socjalizmu jeszcze gorliwiej niż Żydzi?...
Walka szła już tylko na kryte sztychy.
Odpowiedź: Ci, którzy sądzą jak pan, nie biorą pod uwagę tego, że pierwsza wielka wojna nauczyła Arabów bardzo dużo rzeczy, a między innymi tej, że nigdy nie trzeba pozwalać na czyjeś walne zwycięstwo i czyjś pogrom na głowę.
Rozmowa wchodziła na tematy, co do których moi goście woleli nie wypowiadać się wyraźnie. Ale jej zrąb był wystarczający.
Przedwojenna emigracja Żydów do Palestyny natrafiała na antysemityzm. Był to jednak bądź religijny fanatyzm, bądź po prostu żądza rabunku. Po wojnie uległo to przemianie. Zawiedzione nadzieje arabskie skojarzyły się z widokiem wyrastających masowo kolonii żydowskich, z mnożącą się z roku na rok o dziesiątki tysięcy ich ludnością. Żyd, dawny antagonista religijny, pojawiał się na horyzoncie jako antagonista narodowy. Jeżeli chodziło o przeprowadzenie mas arabskich od antagonizmu religijnego do antagonizmu narodowego, to Żydzi byli do tego najlepszą kładką. A pamiętajmy, że przepaście kulturalne w społeczeństwie arabskim są doprawdy całowiekowe.
Ale jakie to od stosunków naszych czy niemieckich różne!
Żydzi u nas są nienawidzeni za „wciskanie się w życie polskie”, za handlowe pasożytowanie na Polakach, za zajmowanie miejsca swym polskim zawodowym konkurentom, za wygląd fizyczny nawet. Żadna z tych racji nie zachodzi w Palestynie. Żydzi tam przywieźli pieniądze, Żydzi bynajmniej w świat arabski się nie wciskają. Tworzą najwyraźniej osobny świat. Chcą tworzyć. O ich nadmiarze nie można mówić, skoro ani kulturalnie, ani ekonomicznie on nie ciąży, przeciwnie. Antysemityzm arabski — to jest coś zupełnie innego niż wszystkie antysemityzmy, niemiecki nawet. Tu nie ma owych racji zawiści, że „Żydzi są wszędzie, Żydzi mają wszystko”, bo to, co mają, tego by bez nich w ogóle nie było. Tu istnieje nie zwyczajny antysemityzm, ale po prostu jedna z tych nienawiści plemiennych, tych narodowych wendet, jak te, które istniały między Armeńczykami a Turkami, nienawiści, których ostatnimi odpryskami w Europie są kraje jak Albania czy Macedonia. Jest to część składowa wielkiej ksenofobii Arabów. Jest to nienawiść najzupełniej ślepa. Jeżeli przeciętny Europejczyk będąc w Palestynie nie widzi, by się doń odnoszono z tą nienawiścią, to dzieje się to właśnie dzięki temu, że cała ona koncentruje się dziś na Żydach, tak że dla innych pozostaje już skąpy udział. Słowo „giaur” z całym swym nienawistnym sensem zostało zastąpione słowem „Żyd”. Ta nienawiść rozsadza wszelkie teorie o antysemityzmie palestyńskim, nawet głoszone przez inteligentnych Arabów.
— Czy pan wie — mówiono mi — że jeden samolot w ciągu ośmiu godzin zbombarduje wszystkie kolonie żydowskie?
Powtórzyłem te słowa Żydom. Odrzekli tylko:
— O ile nam wiadomo, to Arabowie jeszcze samolotów nie mają. W Tel Awiwie jest szkoła lotnicza — żydowska.
Oto dzisiejszy stosunek dwóch narodów.
Jakiś dziennikarz francuski napisał, a nasza prasa demokratyczno-antysyjonistyczna („Przełom”) z radością powtórzyła, że Żydzi o sprawie arabskiej wolą nie mówić i nie myśleć. Trudno o bardziej kłamliwy i bardziej śmieszny zarzut. Jeżeli u nas rozum polityczny całych obozów nie zdobywał się na jasne, konsekwentne i realne podejście do takich spraw jak ukraińska, to o syjonizmie powiedzieć tego nie można. Kolejno w ciągu czternastu lat mandatowych wzeszły na horyzont Palestyny aż trzy koncepcje sprawy arabskiej. Nie ma tygodnia niemal, by prasa żydowska u nas nie zgłębiała po raz tysięczny tej kwestii. Najgorszy antysemityzm nie postawił też Żydom tak oczywiście krzywdzącego zarzutu.
Koncepcja kantonalna. Były to pierwsze lata Palestyny mandatowej, rządy pierwszego Wysokiego Komisarza angielskiego, Herberta Samuela, Żyda, który się sprawie żydowskiej nie najlepiej przysłużył. Palestynę, będącą od wieków jednolitym krajem, podzielono na dwie osobne części: na Palestynę właściwą i kraj na wschód od Jordanu, Transjordanię, gdzie usadowiono jednego z synów zasłużonego władcy Arabów, Hussejna, Abdullę. Cel koncepcji był przejrzysty: przypominał poniekąd Hymansowskie rozwiązanie sporu polsko-litewskiego z 1921 roku drogą stworzenia z części ziem Wielkiego Księstwa Litewskiego dwóch kantonów: litewskiego z Kownem, polskiego z Wilnem. Imigrację żydowską skierowano do umniejszonej o kraj z lewego brzegu Jordanu Palestyny, wzbroniono jej najsurowiej rdzennie arabski kanton, rządzony przez arabskiego emira. Sądzono, że w ten sposób zgęści się ludność żydowska na mniejszej przestrzeni kraju, że drażliwą kwestię ograniczy się terytorialnie.
Koncepcja lewicowa. Przemożna działalność Histadruth Haowdim i socjalistów palestyńskich i na tym polu pracowała. Gdy stworzenie Transjordanii, jako czysto arabskiego kraju, nie uspokoiło ruchu arabskiego w Palestynie, gdy jednocześnie kierownictwo w nim objął kler i możni arabscy, rzucono hasło zastąpienia walki religijno-narodowej walką klasową. Histadruth począł wciągać w swe szeregi robotników arabskich. Począł ich organizować, począł współpracować z nimi w pierwszych ich strajkach przeciw wyzyskowi pracodawców arabskich. Niemniej mimo bardzo wytężonej pracy w tym kierunku wyniki jej są nikłe, współpraca proletariatów obu narodów przeciw klasom posiadającym słaba, jeśli ją zaś porównać z antagonizmem żydowsko-arabskim — wprost żadna. A wreszcie: zastąpienie w masie arabskiej Mahometa Marksem nie daje jeszcze żadnych gwarancji, czy kiedyś ruch ludowy arabski zamiast pójść na współpracę z proletariatem żydowskim nie utworzy jakiegoś arabskiego hitleryzmu, w którym znajdzie się miejsce i na socjalizm, i na nacjonalizm. Memento hitleryzmu jest dla żydostwa groźnym mementem.
Koncepcja współpracy. Podczas gdy Palestyna wrzała walką narodów, ale jednocześnie pęczniała złotem, Transjordania pozostała nadal piaskami. Transjordania miała jednak na czele człowieka, który z synów Hussejna, panujących na innych tronach arabskich, jest bez wątpienia indywidualnością najsilniejszą, zupełnie niepoślednią. Abdulla zrozumiał doskonale, że podniesienie jego nędznego kraju jest niemożliwe bez współpracy żydowskiej, gdyż tylko stąd może Transjordania liczyć na napływ kapitału koniecznego, by jej piaski zamienić na pardesy. Wiosną bieżącego roku na radzie królestwa postawiono sprawę pozwolenia Żydom na nabywanie ziemi w Transjordanii.
Dziś jest to sprawa należąca nieco do historii. Wśród nieopisanego wrzasku Arabów palestyńskich i bardzo słabego oporu części transjordańskich, nie bez bardzo czynnego udziału Anglii, pertraktacje z Abdullą Farbsteina i Newmana, dwóch przywódców żydowskich, którzy są twórcami tej koncepcji, projekt został spławiony. Brama do Transjordanii, gdzie istnieją jeszcze z czasów tureckich stare kolonie syjonistyczne, pozostała zatrzaśnięta. Jest to szczegół, jest to jeden moment pewnej akcji. Nikt nie wątpi dziś, że prędzej czy później brama ta się otworzy. Wobec tej szalonej nędzy, jaka panuje w Transjordanii, wobec tego, że z chwilą otwarcia dla Żydów Transjordanii ceny ziemi podniosą się do wyżyn palestyńskich, czyli że majątek każdego właściciela ziemskiego wzrośnie siedmio-dziesięciokroć, na dłuższą metę zbyt słabą zaporą okaże się cały gniew (zresztą konkurencyjny) palestyńskich Arabów. Gniew ten mógł starczyć na jeden raz. To jednak nie wszystko. W Transjordanii zorganizowało się potężne stronnictwo, które przy każdej sposobności manifestuje swe sympatie do Żydów. Abdulla ma ogromne poparcie w całym narodzie.
I tu właśnie, przy tym czysto praktycznym rozwiązaniu sprawy, nasunie się może trzecia jeszcze koncepcja; po latach czternastu jedno jest w Palestynie pewne: chybiły zarówno wszystkie ataki Żydów na Arabów, jak i wszystkie ataki Arabów na Żydów. Jedynym beneficjentem całej walki była Anglia. Czternaście lat wykazało, że ani usunięcie Arabów z Palestyny, ani wygnanie z niej Żydów nie jest możliwością, wykazało dalej, że jedynym kapitałem, jaki może pójść w te kraje (prócz eksploatacyjnego kapitału angielskiego), to wyłącznie kapitał żydowski. A wreszcie: „zagrażanie” przez Żydów świętościom mahometańskim jest akurat na tyle uzasadnione, co zagrażanie Świętym Miejscom Chrześcijaństwa. Ludzie, którzy do Palestyny emigrują, doprawdy nie emigrują w tym celu.
Katolicyzm arabski. Pamiętam ogromne wzruszenie, gdy w bazylice Nazaretu nie znalazłem na konfesjonałach innych napisów jak arabskie, to dziwne uczucie wiecznej żywotności Kościoła, jego kroczenia coraz dalej, gdy pierwsze z rzędu czternastu kazań w noc wielkoczwartkową na Getsemani wypowiedział po arabsku franciszkanin Arab, gdy widziałem kościółek w Hajfie z rana, w dzień powszedni, biały od zawojów beduińskich i czerwony od fezów. Pamiętam uczucie niesmaku, gdy byłem w domu katolików arabskich, którzy mi przez godzinę tłumaczyli, że oni, stawszy się katolikami, przestali być Arabami, że są „kulturalnymi Europejczykami”, że „z tym tam wszystkim” nie mają „nic wspólnego”. Pomyślałem wtedy z pewną melancholią, że u nas, nie na żadnych Kresach, ale w Słonimie, inne misje już nie to że budzą, ale wprost stwarzają nowe narodowości, podczas gdy na ogromnych przestrzeniach Bliskiego Wschodu... Ale fakt przytoczony, choć dość częsty, jest jednak wyjątkiem. Katolicy arabscy stanęli w szeregach panarabizmu. Wyrzekłszy się Mahometa jako proroka, czczą go tym więcej jako narodowego geniusza. Dokonało się to może i wbrew, i bez świadomej myśli katolickich kierowników, ale dokonało się. Mam wrażenie, że katolicyzm ma w Arabii tak wielkie rzeczy do dokonania, jakich nie miał na tym opornym terenie jeszcze nigdy; drogą do tego pełne włączenie arabskiego katolicyzmu w nurt odrodzenia narodowego.
Coś podobnego ma się z żydostwem. Istnieją już dziś rojone tylko, bo gigantyczne plany: zespolenia ruchu syjonistycznego z ruchem panarabskim, wzmożenia osiedlnictwa89 żydowskiego już nie w Palestynie tylko, ale w Egipcie, Syrii i innych częściach Arabii. Niepodległości nie osiąga naprawdę kraj bez kapitałów i bez wykształconych kadr pracowników. Arabia nie ma absolutnie pierwszych, w bardzo małej liczbie drugich, Żydzi dadzą jej jedno i drugie. Dziś aktywną niechęcią żydostwa jest tylko niechęć do Arabów, jutro miejsce jej może zająć aktywna, niezahamowana czym innym niechęć do Anglików.
Są to rzeczy niesłychanie trudne. Na to muszą przede wszystkim Arabowie zrozumieć te wielkie korzyści, jakie unia z żydostwem dać im może. Na to muszą Żydzi zrozumieć, że jedynymi upełnomocnionymi arabskimi nie są specimeny socjalizmu arabskiego, ludzie absolutnie bez znaczenia i wpływów. Głos ma tylko wielki mufti, głos mają tylko ludzie do niego zbliżeni. Nie jest to konstatacja wesoła, to pewne, ale jest realna. Z wrogiem, z którym się ma i wspólne interesy, i wspólnego wroga, można się dogadać. Gadanie z kim innym to tylko niemądre złudzenia, to tak, jakby pertraktując z Rosją w 1933 roku, pertraktowało się z Kiereńskim czy monarchistami. Mimo wszystko mam wrażenie, że stosunki w Palestynie powoli dojrzewają do tej rozmowy. I o Żydach, i o Arabach istnieje przekonanie, że posiadają mało zmysłu państwowotwórczego. Pertraktacje prezesa Farbsteina i Newmana dowodziłyby czegoś przeciwnego. Polityka emira Abdulli również.
Podziemia każdego starego domu w tym mieście pustynnych, suchych gór, wypełnia drążona w skale cysterna; miesiącami całymi zawiewa z niej do pokoi dolnych pięter niezdrowy, wilgotny chłód. Ale tak musi być: gdy niespodzianie, ku żywiołowej radości ulicy spada skąpy, krótki deszcz, wtedy z płaskiego dachu kamiennymi rynnami przez ściany spływa woda do cysterny. Jej pusta, głęboka czeluść wypełnia się; jest obliczona nawet na całe burze i urwania chmur. Miasto w wodę ubogie stworzyło sobie w podziemiach zbiorniki zdolne pomieścić całe rzeki.
Coś podobnego jest z pielgrzymami. Jeruzalem jest małe, jest ubogie nie tylko w wodę, ale ubogie w domy, w ludność. Za to wie, że co roku olbrzymi prąd wyrzuci tu dziesiątki i dziesiątki tysięcy ludzi. Jak te cysterny w skale, tak ponad skałą wystawiono całe gmachy hospicjów90, hoteli, przytułków, palace’ów, nor. Wystawiali je ludzie pobożni i zwykli spekulanci, katolicy i ewangelicy, kraje i zakony, muzułmanie i żydzi. Pod wielkim King’s David Hotelem stoi od wczoraj srebrno-błękitna hispano-suiza91, która nosi tarczę z godłami Andegawenów i Stuartów, i Burbonów, i Kastylii, i Aragonu, godłami, jakie się pamięta ze sztandarów w muzeach, ze zworników spinających żebrowania komnat średniowiecznych; zmęczony człowiek, który nią przyjechał, jest dziedzicem dawno przekreślonych praw do dawno przekreślonego w zjednoczonych Włoszech królestwa... Ale pod Górą Oliwną nie stoi nawet ford. Pod Górą Oliwną, pod białym wysokim murem prawosławnego klasztoru, koczują ludzie, dla których za drogi jest nie tylko King’s David Hotel, ale i najtańsze z drogich hospicjów, lub dla których nie było miejsca w Świętym Mieście. Przyjechali tu z myślą, że przecież jakoś będzie, albo raczej bez myśli o tym, gdzie się podzieją i jak. Tylko że Jeruzalem znajduje się obecnie w „fali zimna”, która nie tylko napełnia wodą stare cysterny podziemne, ale ludzi śpiących u stoku góry ziębi wiatrem zimnym i deszczem. Nie ma chyba nic tak dojmująco chłodnego jak chłód nocy na tym jednym ogromnym głazie Góry. Ludzie ci leżą jedni przy drugich, jedni przy drugich — bliżej siebie niż te białe kamienie nagrobków cmentarza, który niżej nieco schodzi tarasami w ową biblijną Dolinę Jozafata. Może, gdy spać im nie da zimna rosa nocy, myślą o innej nocy, o pocie zimnym i krwawym, który zraszał czyjeś skronie w ogrojcu, u szczytów Góry Oliwnej, w on czas...
Pokazują nam wąską, wspinającą się mozolnie ku górze uliczkę w starym mieście: uliczka jest cała w schodach i opuszczeniu kamiennych,
Uwagi (0)