Uwagi z powodu listu Polaka do ministra rosyjskiego - Szymon Askenazy (jak za darmo czytać książki na internecie txt) 📖
Głos pozytywnej krytyki listu otwartego opublikowanego przez Henryka Sienkiewicza w roku 1904, poświęconego trudnej sytuacji Polaków, będącej konsekwencją polityki rosyjskiej.
Szczerą diagnozę i postulaty unormowania relacji pomiędzy narodami Szymon Askenazy rozwija w oparciu o swoją rozległą wiedzę i znajomość historii, a także stosunków międzynarodowych i dyplomatycznych. Bystre oko humanisty i zdolność trzeźwej oceny rzeczywistości pozwalają mu sformułować tezy odważne, a wręcz bezkompromisowe. Poprawność polityczną uzależnia on od poszanowania narodowości i kultury Polaków oraz zaprzestania ich agresywnej rusyfikacji.
- Autor: Szymon Askenazy
- Epoka: Modernizm
- Rodzaj: Epika
Czytasz książkę online - «Uwagi z powodu listu Polaka do ministra rosyjskiego - Szymon Askenazy (jak za darmo czytać książki na internecie txt) 📖». Wszystkie książki tego autora 👉 Szymon Askenazy
Szkolnictwo wyższe, ten kwiat kultury wychowawczej, musiało oczywiście ucierpieć jeszcze dotkliwiej na stosunkach podobnych. Uniwersytet warszawski, jest pogrzebany wśród polskich, poniżony wśród rosyjskich, ostatni wśród europejskich. Ten uniwersytet w stolicy Królestwa Polskiego jest swego rodzaju unikatem. Zrusyfikowany doszczętnie w języku, treści, obsadzie wykładowej, nie zna on wcale nauki dziejów polskich ani prawa polskiego, nie daje polskiego wykładu literatury rodzimej, nie uczy obowiązującego katolickiego prawa kanonicznego, nie troszczy się o przedmioty naukowe niezbędnej wprost doniosłości życiowej, jak obowiązujące w tym kraju po dziś dzień polskie i francuskie prawodawstwo cywilne, handlowe, hypoteczne, odprawione bylejako przez całkiem obcych w tych rzeczach docentów Rosyan. Ten uniwersytet wystawiony na gruzach Szkoły Głównej, która tylu wydała mężów niepospolitych, odtąd w ciągu 30-kilkoletniego opłakanego swego istnienia, nie wydał, bo wydać nie mógł, ani jednego uczonego, pisarza, działacza istotnie wyższej miary. Co tylko śród młodzieży naszej jest zdolniejszego, wybitniejszego, ucieka z tej ciemnicy po światło do wszechnic polskich zakrajowych albo do obcych zagranicznych. Zresztą i w tym wypadku znieprawieniu zasad wychowawczych zakładu towarzyszyć musiało znamienne obniżenie frekwencyi. Dziś uniwersytet moskiewski liczy 5 tysięcy słuchaczów, petersburski 4, kijowski 3½, helsingforski 2½ tysiąca. Uniwersytet warszawski jedyny na 11-milionową ludność Królestwa, t. j. pięćkroć większą od całej Finlandyi, liczy słuchaczów 1½ tysiąca, w czem znaczna ilość Rosyan ściąganych rozmyślnie przez przywileje i ułatwienia z najdalszych gubernii, nawet z Syberyi, zaś Polaków niespełna tysiąc. Równocześnie Galicya z ludnością 7½ miliona posiada dwa uniwersytety, liczące, krakowski około 2, lwowski około 3, razem blisko 5 tysięcy słuchaczów.
Tak przedstawia się na wszystkich swych szczeblach działalność edukacyjna prowadzona w imię obecnego systemu przez t. zw. „kuratorów” oświaty Królestwa, jak dla pośmiewiska tytułują się jej grabarze. Konkluzyę ostateczną tej grabarskiej roboty ujmują lapidarnie następujące proste cyfry. Ilość analfabetów wśród popisowych, która w guberniach nadbałtyckich wynosi 5%, w Rosyi środkowej przeciętnie 65% — (gdzieindziej n. p. w Niemczech, zaledwo ½%) — w guberniach Królestwa Polskiego wynosi 82%. W urzędowem wydawnictwie petersburskiego Komitetu ministrów, przeznaczonem do informowania Europy o rzeczach rosyjskich (Statesman’s Handbook for Russia ed. by the Chancery of the Commithee of ministers) czytamy taką hańbiącą nas przed światem lakoniczną wzmiankę: „najniższego procentu umiejących czytać i pisać pośród poborowych dostarcza Królestwo Polskie oraz Syberya”. A więc pod jednym z względów najpierwszej wagi dla społeczeństw cywilizowanych, doprowadzeni zostaliśmy, my, Królestwo Polskie, najkulturalniejsza, najoświeceńsza część państwa rosyjskiego, na jeden poziom, już nie z Europą zachodnią, już nawet nie z którąkolwiek gubernią Rosyi środkowej, ale z barbarzyńską dziczą pustyń azyatyckich.
To jest poprostu dewastacya kulturalna. Dalsze jej skutki nie dały na siebie czekać. Ujawniły się one między innemi w zastraszającym wzroście występności. Występność zmniejsza się w Anglii, trzyma się na równi w Austryi i Francyi, nie wykracza poza karby normalne w Niemczech: w Królestwie Polskiem wzrasta gwałtownie, w stosunku trzy razy wyższym aniżeli w Rosyi wewnętrznej. W ciągu ostatniego dziesięciolecia, w dziesięciu guberniach polskich wzrosła o 46%, w wewnętrznych rosyjskich zaledwo o 14%. Dla należytej oceny tego zjawiska trzeba wziąć na uwagę, że ludność nasza pod względem przysposobienia moralnego, n. p. pod względem trzeźwości znakomicie przewyższa rosyjską, oraz, że wśród osób sądownie skazanych w Królestwie jest 86% analfabetów.
Stosunki prawno-sądowe Królestwa w ogólności w ciągu ostatnich lat 30-tu, t. j. od wprowadzenia reformy sądowej, uległy równie systematycznemu spaczeniu od wierzchołka aż do podstaw. Prezydyum Izby sądowej warszawskiej, więc niejako ministeryum sprawiedliwości na Królestwo, spoczywa w ręku dygnitarzy rosyjskich, sprawujących nietyle sędziowską ile polityczną działalność. Sądownictwo apelacyjne, okręgowe, pokojowe, obsadzone zostało wyłącznie przez Rosyan, zgoła nieobeznanych ani z warunkami, ani nawet z prawodawstwem krajowem. W najsubtelniejszych zagadnieniach procesu cywilnego, wymagających zarówno głębokiej znajomości stosunków, pojęć i zwyczajów społeczeństwa polskiego, jakoteż oswojenia się z duchem miejscowej kodyfikacyi sejmowej i Napoleońskiej, orzekają nieświadomi tych rzeczy sądownicy rosyjscy, goszczący w tym kraju na przygodnym etapie swojej karyery służbowej. W najpoważniejszych wypadkach procesu karnego, gdzie chodzi o wolność i życie, orzekają oni wedle martwej litery kodeksowej, bez najmniejszej styczności z tętnem miejscowego życia prywatnego i zbiorowego, na podstawie wygłaszanych w języku dla nich niezrozumiałym zeznań świadkowych polskich przekładanych ex promptu na język urzędowy przez kancelaryjnego tłumacza. Ci sędziowie zresztą, choćby nawet osobiście uczciwi, są poddani bezpośredniej presyi administracyjnej występującej niekiedy wręcz skandalicznie w głośnych procesach przeciw uprzywilejowanym mordercom i gwałcicielom, którzy wychodzą z sądu obronną ręką, jeżeli są Rosyanami w mundurze i jeśli ich ofiarą jest artystka albo suchotnica polska. Sądów przysięgłych, jakie oddawna posiada cesarstwo, Królestwo jest pozbawione zupełnie, między innemi dlatego, że niema sposobu wprowadzić ich z językiem rosyjskim, a z polskim wzbrania system. Palestra polska piastująca tak wysokie tradycye, skąd niegdyś wychodzili nietylko znakomici prawnicy, lecz prawodawcy i statyści, jest poniewierana przez każdego prezesa sądu okręgowego, przez każdego sędziego pokoju. Rosyjscy sędziowie pokoju z urzędu dla ludności polskiej, ta dziwaczna jurysdykcya przeciwna samej swojej naturze, niedorastający godności sędziowskiej pod każdym względem, a najpierw pod moralnym, niemający szacunku u własnych swoich rodaków i kolegów z wyższych instancyi, prezydują z urzędu w polskich radach familijnych, wyrokują o codziennym trybie powszedniego życia całej ludności miejskiej, u której tyleż są w postrachu, co w zasłużonej pogardzie. Sędziowie gminni, jedyna w tym obrębie instytucya wyborcza, krępowani są i dozorowani najściślej w skromnej swojej działalności; nadto w znacznej części kraju obieralność ich poprostu jest zniesiona aktem samowoli administracyjnej i na ich miejsce w guberniach unickich, zwłaszcza lubelskiej i siedleckiej — niemal wyłącznie są mianowani prawosławni sędziowie gminni z urzędu.
Wiadomo powszechnie jak fatalnie ukształtowały się stosunki wyznaniowe w Królestwie. Kościół rzymsko-katolicki, pod którego pieczą przedstuletnią wzrósł naród nasz i kultura, traktowany jest otwarcie jako wróg. Polski ksiądz katolicki z pierwszego pasterza swego ludu zdegradowany został na stopień ostatniego oficyalisty rządowego, a zarazem osoby wiecznie podejrzanej i pod nadzorem będącej. Jest on pilnowany w swoich najprostszych obowiązkach duszpasterskich, krępowany w dobroczynnych, ścigany w wychowawczych. W każdej rzeczy, z każdego kroku musi referować się pierwszej lepszej władzy świeckiej. Ta władza innowiercza wchodzi do seminaryum katolickiego i opinią swoją względem dostatecznej znajomości literatury rosyjskiej stanowi o kwalifikacyi na dobrego księdza katolickiego. A potem jest ta rana otwarta: unia. Przyznaje się corocznie Synod petersburski do blisko 100 tysięcy „upornych” unitów, a jest ich w rzeczywistości liczba, conajmniej czterokrotna zaliczona do „nawróconych”. Los tych nieszczęśliwych od przeszło ćwierci wieku, w drugiem już pokoleniu męczonych bez miłosierdzia, jest okropny. Ci ludzie żyją bez chrztów, ślubów, pogrzebów, pod ciągłą groźbą Syberyi, pod cierpieniem fizycznem i duchowem i pod pokusą pozbycia się tych cierpień za zaprzaństwo wiary; żyją jak pierwsi chrześcijanie, pod jawnem prześladowaniem religijnem, dziś w XX wieku na samym skraju Europy Zachodniej. Na tem prześladowaniu zyskali jedno: utwierdzili się nietylko we wierze ale także w świadomości narodowej. Mamy gdzieindziej, w Galicyi, swoje z Rusinami zatargi i kłopoty, które niewątpliwie, prędzej czy później braterską ułatwimy zgodą: tutaj w guberniach unickich Królestwa „uporna” ludność pochodzenia rusińskiego dzięki uciskowi rządu tem prędzej spolszczyła się i unarodowiła. Wroga dla kraju polityka rządowa na swój sposób równie konsekwentnie ujawniła się w stosunku do wyznań obcych w Królestwie. Mamy tu około półmiliona ewangelików obojga obrządków. Dawni dysydenci, dziś coraz więcej dobrzy Polacy, są przez rząd popychani raczej ku germanizacyi, byle tylko oddalić ich od społeczeństwa, do którego należą. W guberniach Królestwa, tam nawet gdzie ewangelicy nie chcą znać albo i nie rozumieją już wcale niemczyzny, są oni przymuszani do nauki religii w języku niemieckim, — choć w guberniach nadbałtyckich dla ewangelików estów i łotyszów przepisany jest szkolny wykład religii w języku estońskim i łotyskim zamiast niemieckiego; gdyż to, co dobre jest w Mitawie, Rydze i Rewlu, jest oczywiście złe w Warszawie, Łomży lub Suwałkach i dla tych samych powodów. Podobna metoda wyodrębnienia, stosowana jest też względem ludności żydowskiej, której mamy w kraju do 1½ miliona. Niedość, że od przeszło stulecia przez rozmyślne stłoczenie jej w obrębie b. Rzpltej, przez wzniesienie t. z. linii osiedleńczej, zarazem unieszczęśliwiono tę ludność i uczyniono ją plagą kraju, że przed niedawnym czasem znów dziesiątkami tysięcy część jej zrusyfikowaną spędzono z głębi Rosyi do tego kraju, ale na dobitkę zaczęto z urzędu hodować najnowsze budzące się w niej instynkty nacyonalistyczne, popierać niebezpieczną agitacyę syonistyczną, nie w innej myśli, jak tylko dla wbicia nowego klina w budowę społeczną Królestwa.
W tem wszystkiem nie było jeszcze wcale mowy o podkopującej i więziącej Królestwo ogromnej akcyi administracyjnej w ściślejszem znaczeniu słowa. A więc o demoralizującem poddaniu polskiego ludu włościańskiego pod samowładny dozór policyjny wszelkich władz gubernialnych, powiatowych, komisarzów włościańskich, straży ziemskiej. O zupełnem skrzywieniu t. z. samorządu gminnego, którego wszystkie organy uczyniono naprawdę jedynie najniższem narzędziem wykonawczem w ręku rzeczonych władz, narzucających bezprawną swoją obecność i dyrektywę samym nawet zgromadzeniom gminnym. O kardynalnem spaczeniu tego rzekomego samorządu polskiego ludu przez narzucenie mu w czynnościach niezrozumiałego dla tego ludu języka rosyjskiego. O systematycznem zabagnieniu sprawy służebności włościańskich, oddawna skasowanych na Zachodzie, nieznanych w guberniach wewnętrznych, bez znaczenia w przyległych cesarstwa, a które jedynie w Królestwie za machiawelską poradą Murawiewa, dla zatrucia stosunków między obywatelstwem a włościaństwem polskiem zachowywane są troskliwie w całej pełni przez podstępną politykę serwitutową rządu, przez rozmyślną wadliwość represyi prawnej nadużyć serwitutowych, przez rozmyślne stworzenie chłopskiego liberum veto dla uniemożliwienia najdogodniejszych dla gminy dobrowolnych umów regulacyjnych. O rozmyślnem utrzymywaniu fatalnych stosunków komunikacyjnych w kraju, bądź przez chroniczną kradzież funduszów drogowych, bądź przez systematyczne tamowanie rozwoju sieci kolejowej, z takim skutkiem nadzwyczajnym, że dziś pod tym względem nietylko pozostaliśmy daleko w tyle za Europą Zachodnią, za Galicyą, Austryą lub Niemcami, gdzie przypada 8–9 kilometrów kolei na 10 tysięcy mieszkańców, ale nawet za samem cesarstwem rosyjskiem, mającem dziś na rzeczoną miarę 3, 2 kilometrów, kiedy Królestwo, przy nieskończenie wyższych potrzebach ma tylko 2, 7 kilometra. O całej haniebnej gospodarce rządów gubernialnych, o rujnującej gospodarce miejskiej, o bezprzykładnem położeniu Warszawy, jednego z najpierwszych miast w Europie, a pozbawionego tych elementarnych praw autonomicznych jakie posiada ostatnia mieścina w cesarstwie. O ponawianych nienawistnych zamachach na spokojną, a wzorową instytucyę tej powagi co Towarzystwo Kredytowe Ziemskie; o zniesieniu Banku Polskiego; o rusyfikacyi czysto prywatnych towarzystw akcyjnych; o taryfach dyferencyalnych godzących w rolnictwo i przemysł krajowy, zabijających nasze młynarstwo przez ułatwiony zalew rynków krajowych mąką rosyjską, albo krzywdzących nasz przemysł bawełniany w interesie okręgów fabrycznych cesarstwa, o nadużyciach inspekcyi fabrycznej; o ruszczącej agitacyi kuratorów trzeźwości; o nieznośnym ucisku cenzury sprawowanej autokratycznie nad prasą i piśmiennictwem polskiem przez małych urzędników rosyjskich, przed których codziennym ukazem korzyć się muszą najpierwsi pisarze, uczeni, publicyści polscy i t. d. bez końca. Ale wchodzić w to wszystko, choćby tylko wytknąć najpobieżniej, niema wcale sposobu ani nawet potrzeby. Te wszystkie szczegóły, jakkolwiek dotkliwe, to są tylko rozliczne symptomaty jednej choroby, a tą chorobą jest system.
Ów system t. zw. urzędownie „zjednoczenia Królestwa z państwowością rosyjską” czyli istotnie jego wynarodowienia, zruszczenia, kiedy przed 40 laty sformułowany był na poczekaniu przez Komitet do spraw Królestwa Polskiego, został wtedy oparty na jednej premissie głównej, mającej poręczyć jego wykonalność: a mianowicie na tem, że chłopa polskiego za uwłaszczenie można kupić, wynarodowić, obrócić przeciw opornej reszcie narodu i przykryć ją, przytłumić tą pozyskaną masą chłopską. Recepta była godna tych komitetowych empiryków udających lekarzy, polityka godna tych biurokratów udających mężów stanu. Chłop polski ziemię wziął, lecz oczywiście za tę własną swoją ojcowiznę kupić się nie dał. Umocniony ekonomicznie, tem żwawiej jął uświadamiać się narodowo i nabywaną siłę i samowiedzę doniósł do wspólnego skarbca zasobów zdrowia i energii swojemu narodowi, którego jest kręgosłupem. Inaczej być nie mogło. Ani ludu kupować nie można, ani duszy narodowej rozłupywać i gasić. To było jasne od początku. Rząd rosyjski dowiedział się o tem oficyalnie, czarno na białem, z memoryału ks. Imeretyńskiego. Dowiedział się, że naród polski, o którym po 1830 roku głoszono, że jestto garść szlachty, a po 1863 że jestto tłum mieszczan i duchowieństwa, — jestto także lud włościański. Z tem nadzwyczajnem odkryciem padła tamta mądra premissa, ale system pozostał.
Otóż radykalne zlikwidowanie tego systemu jest najpierwszym negatywnym warunkiem otwierającym dopiero przystęp do prawidłowego postawienia sprawy polskiej w Rosyi. Samego systemu, nietylko jednego lub drugiego szczegółu, gdyż chodzi tu o usunięcie choroby, a nietylko pojedynczych jej symptomatów. Jestto nieodzowny warunek przedwstępny, bez
Uwagi (0)