Wszystkie prawa zastrzeżone - Konrad Gliściński (gdzie czytać książki w internecie za darmo .txt) 📖
Ta obszerna publikacja ukazuje, jak na przestrzeni wieków zmieniała się granica między tym, co nielegalne a legalne, jak prawo autorskie rozprzestrzeniało się na nowe dziedziny twórczości, jak retoryczne uzasadnienia miały się do stanu faktycznego.
Książka stawia tezę, że prawa autorskie są w istocie prawami wydawców, jako że pojawiły się pod wpływem ich lobbingu w czasach, gdy stopniowo wygasał dawniejszy system przywilejów królewskich. Opisuje także rozwój anglosaskiego systemu copyright, francuskiego droit d'auteur oraz kształtowanie się polskiego ustawodawstwa prawnoautorskiego w II Rzeczypospolitej. Dalsze rozdziały poświęcone są pojawianiu się coraz to nowych pól eksploatacji (płyty, radio, retransmisje utworów itd.) oraz różnym tymczasowym rozwiązaniom, takim jak amerykański jukebox exception. Przez cały czas autor spogląda na to wszystko z perspektywy filozofii prawa, rozważając, na ile sensowne jest modelowanie prawa autorskiego na wzór prawa własności materialnej. W rozważaniach pojawiają się nazwiska Locke'a, Diderota, Kanta czy Fichtego. Jednym słowem książka daje solidną podbudowę do zastanowienia się nad współczesnym kształtem prawa autorskiego.
- Autor: Konrad Gliściński
- Epoka: Współczesność
- Rodzaj: Epika
Czytasz książkę online - «Wszystkie prawa zastrzeżone - Konrad Gliściński (gdzie czytać książki w internecie za darmo .txt) 📖». Wszystkie książki tego autora 👉 Konrad Gliściński
Poza ustawą z 1870 roku znalazły się regulacje związane z dziełami sztuki, fotografiami oraz modelami i wzorami przemysłowymi. Zostały one uregulowane dopiero w 1876 roku trzema odrębnymi ustawami. Jedną z przyczyn takiego stanu rzeczy było stanowisko ówczesnego pruskiego ministra ds. handlu, który zabiegał o to, aby utrzymać brak jakiejkolwiek ochrony dla wzorów przemysłowych940. Był on również zwolennikiem zachowania wolności wykorzystywania dzieł sztuki w ramach produkcji komercyjnej, która była zagwarantowana par. 25 ustawy z 1837 roku941.
Ustawa regulująca dzieła sztuki942 przyznawała autorowi wyłączne prawo odtwarzania (niem. nachzubilden) w całości lub w części swego dzieła943. Zasadniczo zabronione było odtwarzanie takich dzieł w celu ich dystrybucji944. W szczególności za nielegalne odtworzenie uchodziło wykonanie dzieła sztuki metodą inną od użytej do stworzenia oryginału oraz wykonanie go z naruszeniem postanowień umownych945. Ustawa jednak poza zakresem nielegalnego odtwarzania stawiała powielanie pojedynczych egzemplarzy dzieł sztuki, o ile nie miały one służyć celom komercyjnym. W tym przypadku zabronione jednak było podpisywanie takich dzieł nazwiskiem lub sygnaturą autora946. Dozwolone było również m.in. odtwarzanie dzieł sztuki graficznej lub obrazkowej w postaci rzeźb i odwrotnie oraz odtwarzanie dzieł sztuki znajdujących się na ulicach lub publicznych placach, pod warunkiem, że następowało to w innej formie artystycznej947. Co więcej, ustawa stanowiła, że nielegalnym odtworzeniem nie jest wykorzystanie dzieła sztuki w celu stworzenia nowego dzieła948, zaś taki autor uzyskiwał swoje odrębne prawo wyłącznego odtwarzania nowego dzieła, nawet jeżeli przed tym wykorzystaniem stanowiło ono własność wspólną949.
Chociaż artyści od wieków posługiwali się urządzeniem nazywanym camera obscura, to jednak dopiero z nastaniem XIX wieku udało się ludzkości wytworzyć aparat fotograficzny. Pierwsze wyraźne zdjęcie wykonał Louis Daguerre i to od jego nazwiska pochodzi nazwa „dagerotyp”. Prawa do technologii dagerotypii zostały wykupione przez rząd francuski i udostępnione całemu światu. Konkurencyjną technologię, nazwaną kalotypią, wynalazł Brytyjczyk William Fox Talbot. Jednak prawdziwy przełom nastąpił dopiero w roku 1851, kiedy to Frederick Scott Archer wymyślił nowy proces wytwarzania fotografii i opublikował go bez uprzedniego patentowania, jako dar dla świata950. Dopóki „fotografia pozostawała w stadium działań amatorskich, nie powodowała problemów natury ekonomiczno-prawnej”951, jednak z czasem „artyści poczuli się zagrożeni w swojej profesji; portret, który dawniej można było stworzyć żmudną pracą, teraz zdejmowano w parę chwil”952. Ponieważ portrety stanowiły ważne źródło dochodów, malarze obawiali się, że fotografia może je zaanektować. „Nie bójcie się, panowie malarze, fotografia nie odbierze wam chleba”953, pisała niekiedy prasa. Na tym tle toczono spory o to, czy fotografia może być zaliczana do przedmiotów prawa autorskiego. Przeciwnicy uważali, że zdjęcie nie wymaga pracy twórczej, a jedynie umiejętności technicznych. Podczas debaty w parlamencie angielskim nad ustawą z 1862 roku o dziełach sztuki mówiono m.in., że „niebezpiecznym byłoby w chwili obecnej włączać fotografię [w tę ustawę — przyp. K. G.], ponieważ fotografowanie nie jest sztuką, a jedynie procesem mechanicznym”954. Z drugiej strony zwolennicy włączenia fotografii w ramy ochrony prawnej podkreślali, że fotografia zasługuje na ochronę, ponieważ jej wykonanie wymaga posiadania wielkich umiejętności, zarówno spełnienia standardów estetycznych, kiedy chodzi o fotografię osoby, pejzażu lub budowli, jak i naukowych, kiedy przykładowo chodzi o fotografię zjawisk astronomicznych955. Zdaniem innych, choć faktycznie fotografia była działaniem jedynie technicznym, to i tak zasługiwała na ochronę prawną, bowiem związana była niekiedy ze sporymi nakładami finansowymi. „Osoby udają się do innych krajów — na Krym, do Syrii i Egiptu — w celu wykonania cennej serii zdjęć, co wymaga dużego nakładu czasu, pracy i pieniędzy. Czy jest to sprawiedliwe, aby od chwili, gdy powrócą do domu, inne osoby miały możliwość, poprzez uzyskanie swoich negatywów z ich pozytywów, wzbogacać się ich kosztem?”956. Sporną pozostawała kwestia, w jaki sposób rozróżnić, czy dana fotografia została wykonana przez dwie różne osoby niezależnie, czy powielona jedna od drugiej. „Jest to bardzo prawdopodobne, że dwie lub więcej osób wykona fotografię takiej samej sceny, budowli czy dzieła sztuki, z tego samego miejsca, w tych samych okolicznościach, co w oczywisty sposób da podobny efekt”957. Jednak takie sytuacje uznano za mało prawdopodobne. Mimo wszystko właśnie w celu m.in. ograniczenia tego niebezpieczeństwa, w ustawie angielskiej z 1862 roku został utrzymany obowiązek rejestracji fotografii (oraz innych rodzajów dzieł sztuki objętych tą ustawą) w odpowiednim urzędzie. Podobną funkcję miał pełnić wymóg oryginalności, będący przesłanką do przyznania ochrony na mocy ustawy. W walce o uznanie fotografii za przedmiot sztuki, a w konsekwencji i za przedmiot zasługujący na ochronę, brały także udział nowo powstające towarzystwa fotograficzne. Zanim bowiem fotografię zaczęto uznawać za odrębny i godny ochrony sposób tworzenia, była ona traktowana przede wszystkim jako narzędzie służące do nielegalnego powielania chronionych prawem obrazów i rysunków958.
Angielska ustawa z 1862 roku przyznawała autorom fotografii wyłączne prawo kopiowania, grawerowania, reprodukowania i powielania959. I to właśnie z powodu tej ustawy oraz traktatu zawartego w 1846 roku pomiędzy Wielką Brytanią a Prusami w sprawie harmonizacji ochrony prawnoautorskiej Prusy zobligowane zostały do objęcia ochroną fotografii brytyjskich. Ten stan rzeczy był jednym z argumentów, które przeważyły podczas dyskusji nad włączeniem ochrony fotografii do pruskiego ustawodawstwa960. Ustawa z 1876 roku przyznawała osobie, która wykonała fotografię, wyłączne prawo mechanicznej jej reprodukcji (niem. auf mechanischem Wege nachzubilden)961. W konsekwencji zabroniona była mechaniczna reprodukcja fotografii wykonywana bez zgody autora w celu jej dystrybucji962. Podobnie jak miało to miejsce w przypadku ustawy o ochronie dzieł sztuki, ustawa o fotografiach stanowiła, że wykorzystanie fotografii w celu stworzenia nowego dzieła nie stanowi jej naruszenia963.
Z dzisiejszej perspektywy głównym rozgrywającym na światowej scenie egzekwowania praw autorskich są niewątpliwie Stany Zjednoczone. Żelazna konsekwencja w działaniach na rzecz obrony autorów i ich praw nie powinna jednak nikogo dziwić. Zazwyczaj wyznawcy nowej wiary obnoszą się z jej zasadami w ostentacyjny sposób. Co prawda, regulacje amerykańskiego copyright znane są już od początków istnienia tego państwa, jednak stosunek do nich i polityka ich egzekwowania uległy drastycznej zmianie. Największy zwolennik praw autorskich czekał aż 102 lata z ratyfikacją konwencji berneńskiej, do której doszło dopiero w 1989 roku. Nałożenie na siebie sztywnych zasad prawa autorskiego wynikających z konwencji w mniejszym stopniu wiązało się z uznaniem świętych praw autorskich za wyznacznik standardów moralnych. Nie wdając się w szczegóły, można powiedzieć, że decyzja o ratyfikacji konwencji berneńskiej zbiegła się z pracami prowadzonymi nad inną umową międzynarodową.
Porozumienie o handlowych aspektach praw własności intelektualnej, w skrócie zwane porozumieniem TRIPS, było załącznikiem do umowy ustanawiającej Światową Organizację Handlu (ang. WTO). To właśnie te dwie umowy międzynarodowe wprowadziły świat w epokę pełnej globalizacji, neoliberalizmu i wolnego rynku. Otóż niezwykle mocno forsowane przez Amerykanów porozumienie TRIPS zawiera w sobie postanowienia odnoszące się m.in. do prawa autorskiego i jako podstawę ochrony przyjmuje regulacje wprowadzone ponad sto lat wcześniej w konwencji berneńskiej964. W nowym porozumieniu, obok przepisów wyznaczających tzw. minimum ochrony, znalazły się również regulacje prawne pozwalające na przymuszanie państw do przestrzegania przyjętych traktatów. Jak pokazuje historia, Stanom Zjednoczonym bardzo zależało na narzucaniu nowych standardów ochrony praw autorskich i patentowych innym krajom. W dążeniu do wywierania presji na inne państwa USA niejednokrotnie posuwało się do szantażu związanego z groźbą podwyżki ceł i ograniczeń importowych. Taka strategia okazała się skuteczną metodą negocjacyjną. Zresztą kto by się przejmował metodami, skoro w ostateczności chodziło m.in. o święte prawa autorów i wynalazców. Czy jednak aby na pewno?
Jeśli nie wiadomo, o co chodzi, to zdecydowanie chodzi o pieniądze. Podczas negocjacji porozumienia TRIPS nikt, a zwłaszcza Ameryka, nie interesował się prawami twórców czy wynalazców, tj. prawami osób faktycznie tworzących, piszących czy cokolwiek wymyślających. Brano pod uwagę, rzecz jasna, interesy wielkich przemysłów wysokich technologii, chemicznego, farmaceutycznego, a wreszcie i rozrywkowego. Jak to możliwe? W latach 80. XX wieku, za czasów prezydentury Ronalda Reagana, „Stany Zjednoczone traciły przewagę ekonomiczną nad innymi uprzemysłowionymi krajami świata, a przyczyn tego zjawiska upatrywano właśnie w tym, że nie wykorzystywały swoich odkryć naukowych i nie nadawały nowym technologiom praktycznego wymiaru lub też robiły to nazbyt wolno”965. Tak oto m.in. za sprawą Intellectual Property Committee — utworzonej ad hoc w połowie lat 80. z grupy prezesów zarządów reprezentujących branże oprogramowania komputerowego, farmaceutyczną i rozrywkową966, oraz hasła transferu technologii i komercjalizacji wiedzy — wykształciła się nowa amerykańska polityka popierania ochrony i bezwzględnego egzekwowania praw własności intelektualnej.
Długa droga wiodła naszego neofitę na właściwe tory żarliwej miłości do prawa autorskiego i prawa patentowego. Jednak już od samego początku tej drogi kierował się on jedną prostą zasadą, a mianowicie dbałością o swój własny dobrze pojęty interes.
Wróćmy jednak do początków systemu prawa autorskiego w Stanach Zjednoczonych i przyjęcia przez ten kraj w 1789 roku pierwszej na świecie ustawy zasadniczej, która do dziś określa ramy prawne i ustrojowe Ameryki. Konstytucja USA zajmuje szczególne miejsce w historii prawa autorskiego. Wśród jej postanowień znajduje się bowiem słynny art. 1 sekcja 8, stanowiący podstawę prawną upoważniającą Kongres USA do wprowadzania praw na dobrach niematerialnych do porządku prawnego USA. Artykuł ten stanowi, że:
Kongres ma prawo: [...] popierać rozwój nauki i użytecznych umiejętności przez zapewnienie na określony czas Autorom i Wynalazcom wyłącznych praw do ich Dzieł czy Wynalazków967.
Akapit ten, nazywany klauzulą postępu (ang. Progress Clause), nie przewiduje, aby Kongres miał mieć prawo nadawania praw własności twórczej. Mówi jedynie o tym, że Kongres ma prawo wspierać postęp. Jednym z celów konstytucji jest nadanie kompetencji poszczególnym organom państwowym, w tym Kongresowi. Jak wskazuje Lawrence Lessig, cel ten ma charakter publiczny i nie polega ani na wzbogacaniu wydawców, ani bynajmniej na wynagradzaniu twórców968.
Przed wprowadzeniem konstytucji regulacje praw autorskich i praw patentowych na terenie Ameryki miały charakter lokalny, co oznaczało, że każdy stan mógł kształtować swoje prawo w tym zakresie w dowolny sposób. Mimo prowadzonej kampanii na rzecz uchwalenia stosownych ustaw federalnych, ówczesny Kongres Stanów Zjednoczonych stał na stanowisku, iż nie ma kompetencji do wprowadzenia tego typu regulacji. W efekcie kampanie skończyły się wydaniem rezolucji zachęcającej poszczególne stany do przyjmowania ustaw, które miałyby na celu zachęcenie twórców do wytwarzania użytecznych wynalazków i rozwoju sztuki969.
Pomysł przyznania Kongresowi USA kompetencji do podejmowania stosownych inicjatyw ustawodawczych mających na celu wspieranie rozwoju pojawił się dopiero po ponad trzech miesiącach pracy nad tekstem konstytucji. Nie jest jasne, które argumenty przesądziły ostatecznie o wprowadzeniu klauzuli postępu do porządku konstytucyjnego USA. Prawdopodobnie znaczenie miały argumenty dotyczące wzrostu znaczenia rynku federalnego, wpływ orzecznictwa angielskiego oraz, co oczywiste, przekonanie o przewidywalnej publicznej użyteczności przyszłego prawa patentowego i autorskiego970.
Pierwsza federalna ustawa o prawie autorskim z 1790 roku nosiła tytuł An act for the encouragement of learning, by securing the copies of maps, charts and books, to the authors and proprietors of such copies, during the times therein mentioned971. Zarówno tytuł, jak i konstrukcja ustawy pozwalają stwierdzić, że „Ameryka skopiowała angielskie prawo autorskie”972. System prawny USA był bowiem uzależniony od systemu prawnego Wielkiej Brytanii. Zarówno uzasadnienie ustawy, ograniczony czternastoletni okres obowiązywania wąsko opisanego monopolu (mogącego podlegać jednorazowemu odnowieniu), jak i wymóg rejestracji — to rozwiązania przeniesione ze Statutu Anny. Ze względu na znaczenie, jakie w systemie prawa angielskiego pełniło orzecznictwo sądowe, odegrało ono również ważną rolę w kształtowaniu poglądów amerykańskich prawników i polityków na prawo autorskie. Wśród historyków amerykańskiego prawa autorskiego panuje przekonanie, iż w okresie kształtowania się konstytucji USA w Ameryce na pewno było znane orzeczenie w sprawie Millar v. Taylor, w którym sądy brytyjskie przychyliły się do tezy o istnieniu praw autorskich poza systemem prawa stanowionego, tj. w systemie common law. Jednak, co ciekawe, Amerykanie w tamtym okresie raczej nie znali orzeczenia w sprawie Donaldson v. Beckett, a to właśnie w tym orzeczeniu przyjęto, że co prawda prawa autorskie przysługują
Uwagi (0)