Księżna DeClèves - Maria De La Fayette (czytanie książek przez internet txt) 📖
XVI-wieczna Francja, dwór króla Henryka II. Szesnastoletnia panna de Chartes przybywa po raz pierwszy na dwór królewski. Ze względu na swoją wyjątkową urodę od razu budzi zainteresowanie hrabiego i księcia.
Chociaż nie odwzajemnia uczuć ani jednego, ani drugiego, decyduje się ostatecznie na małżeństwo z księciem. Przyrzeka matce, że dochowa wierności mężowi, którego nie kocha. Problem pojawia się później, gdy dziewczyna zakochuje się — z wzajemnością — w innym księciu, mającym opinię uwodziciela. Czy księżna dochowa wierności małżeńskiej i spełni obietnicę daną matce?
Księżna de Cleves to powieść autorstwa Marii de La Fayette. Dzieło zostało opublikowane po raz pierwszy anonimowo w 1678 roku. Uchodzi za pierwszą powieść nowoczesną w historii literatury francuskiej. Łączy rzeczywistość fikcyjną z fabularną. Utwór został bardzo entuzjastycznie przyjęty przez czytelników, do dzisiaj jest jedną z ważniejszych lektur francuskich.
- Autor: Maria De La Fayette
- Epoka: Barok
- Rodzaj: Epika
Czytasz książkę online - «Księżna DeClèves - Maria De La Fayette (czytanie książek przez internet txt) 📖». Wszystkie książki tego autora 👉 Maria De La Fayette
— Radziłbym ci to w tym przypadku — odparł król — ale nie będziesz miał okazji z nim walczyć; wiem, że ma inne zamiary; a gdyby ich nawet nie miał, królowa Maria dość licho wyszła na jarzmie hiszpańskim, aby można było sądzić, że siostra jej zechce je przyjąć znowu i że da się olśnić blaskiem tylu zjednoczonych koron.
„Jeśli się nie da olśnić — odparł pan de Nemours — można przypuszczać, że zechce wyjść za mąż z miłości: kochała milorda Courtenay już przed kilku laty. Kochała go też królowa Maria, która byłaby go zaślubiła za zgodą całej Anglii, gdyby nie ujrzała, że piękność i młodość siostry jej Elżbiety bardziej go wzruszają niż nadzieja tronu. W. K. Mość wie, że gwałtowna zazdrość, jaką stąd powzięła, pchnęła ją do tego, że wtrąciła ich oboje do więzienia, że potem wygnała milorda Courtenay, i przychyliła się wreszcie do małżeństwa z królem hiszpańskim. Sądzę że Elżbieta, znalazłszy się na tronie, przywoła rychło owego milorda i że raczej wybierze człowieka, którego wprzód kochała, który jest bardzo wart miłości, który tyle wycierpiał dla niej, niż innego, którego nigdy nie widziała”.
„Byłbym tak samo myślał — odparł król — gdyby Courtenay żył jeszcze; ale dowiedziałem się przed paru dniami, że umarł w Padwie na wygnaniu. Widzę dobrze — rzekł, żegnając się z panem de Nemours — że trzeba by załatwić twoje małżeństwo tak jak małżeństwo królewica: zaślubić królową angielską przez posły”.
Pan d’Anville i pan widam, którzy byli u króla z panem de Nemours, pewni są, że to właśnie owa miłość, którą jest zajęty, odciąga go od tak wielkiego zamiaru. Widam, który z nim jest poufalej niż ktokolwiek, powiadał pani de Martigues, iż pan de Nemours jest odmieniony wręcz do niepoznania; a co go najbardziej dziwi, to że nie zauważył u niego żadnych stosunków, ani żadnych osobliwych godzin, w których by się wymykał, tak iż mniema, że on nie ma porozumienia z osobą, którą kocha; i to jest coś zgoła niepodobnego do pana de Nemours, aby kochać kobietę, która mu nie płaci wzajemnością.
Cóż za trucizna dla pani de Clèves, te słowa królewicowej! Jak nie ujrzeć siebie w owej kobiecie, której nikt nie zna? Jak nie czuć wdzięczności i czułości, dowiadując się — drogą, która nie mogła jej być podejrzana — że ów książę, który już zapadł jej w serce, kryje swą miłość przed całym światem i zaniedbuje dla jej miłości widoki korony. Toteż niepodobna sobie wyobrazić, co ona czuła, i jaki zamęt nastał w jej sercu. Gdyby królewicowa patrzała na nią z uwagą, byłaby z łatwością spostrzegła, iż ta opowieść nie jest jej obojętna; że jednak w najmniejszym stopniu nie podejrzewała prawdy, mówiła dalej, nie zauważywszy nic.
— Pan d’Anville — dodała — który, jak ci właśnie powiadałam, oznajmił mi o tym wszystkim, sądzi, że ja wiem więcej od niego; ma tak wielkie mniemanie o moich wdziękach, iż jest przekonany, że ja jestem jedyną osobą zdolną dokonać podobnych zmian w panu de Nemours.
Te ostatnie słowa królewicowej znów wprawiły panią de Clèves w zamęt, ale odmiennego rodzaju niż ten, którego doznała przed chwilą.
— Łatwo zgodziłabym się z panem d’Anville — odparła — wielce prawdopodobnym jest, że trzeba nie mniej niż księżniczki takiej jak wy, pani, aby kazać wzgardzić królową angielską.
— Przyznałabym ci się, gdybym wiedziała, a wiedziałabym, gdyby to było prawdą. Tego rodzaju uczucia nie ujdą oczom tej, która je wzbudzi: spostrzeże je pierwsza! Pan de Nemours nigdy nie okazywał mi nic poza lekką sympatią; jest wszakże tak wielka różnica między jego odnoszeniem się do mnie dawniej a teraz, że mogę ci zaręczyć, iż nie ja jestem przyczyną jego zobojętnienia na koronę angielską.
— Zagadałam się z tobą — dodała królewicowa — i zapomniałam że trzeba mi iść do Jejmościanki. Wiesz, że pokój jest tak jak zawarty; ale nie wiesz, że król hiszpański nie chciał się zgodzić na żaden punkt inaczej, niż pod warunkiem, że sam zaślubi Jejmościankę w miejsce don Karlosa, swego syna. Królowi ciężko było na to przystać, zgodził się wreszcie i natychmiast udał się oznajmić tę wiadomość Jejmościance. Będzie niepocieszona; to niewesoła rzecz iść za człowieka w tym wieku i tego humoru co król hiszpański, zwłaszcza dla niej, w całej krasie młodości i urody, gdy spodziewała się zaślubić młodego księcia, który budził jej skłonność już na niewidziane. Nie wiem, czy król znajdzie w niej owo posłuszeństwo, którego pragnie; polecił mi odwiedzić ją, bo wie, że ona mnie kocha i sądzi, że ja będę miała jakiś wpływ na nią. Następnie mam wizytę cale odmienną: pójdę ucieszyć się z Jejmością, siostrą królewską. Wszystko jest postanowione co do jej małżeństwa z panem Sabaudzkim; będzie tutaj niezadługo. Nigdy osoba w wieku tej księżniczki nie miała tak pełnej uciechy z zamęścia. Dwór będzie wspanialszy i liczniejszy niż kiedykolwiek i mimo twego strapienia musisz nam przyjść z pomocą, abyśmy pokazali cudzoziemcom, że mamy tu nie byle jakie piękności.
Po tych słowach, królewicowa pożegnała panią de Clèves, nazajutrz zaś małżeństwo Jejmościanki było wiadome całemu światu. Jednego z następnych dni król i królowe odwiedzili panią de Clèves. Pan de Nemours, który wyglądał niecierpliwie jej powrotu i pragnął gorąco mówić z nią bez świadków, czekał ze swoją wizytą chwili, gdy wszyscy wyjdą i kiedy nie będzie się już spodziewała nikogo. Udał mu się ten zamiar; przybył, kiedy ostatni goście wychodzili.
Księżna siedziała na łóżku, było gorąco, widok zaś pana de Nemours tym bardziej ją przyrumienił bez szkody dla jej piękności. Usiadł naprzeciw niej z ową nieśmiałością i lękiem, jakie daje prawdziwa miłość. Jakiś czas nie mógł przemówić. Pani de Clèves była nie mniej zmieszana, tak iż przetrwali dość długo w milczeniu. Wreszcie, pan de Nemours przemówił i wyraził jej słowa współczucia; pani de Clèves, rada pozostać przy tym przedmiocie rozmowy, mówiła dość długo o stracie, jaką poniosła; rzekła na ostatek, że, gdyby nawet czas zmniejszył gwałtowność jej bólu, zostawi jej na zawsze wrażenie tak silne, że odbije się to na jej usposobieniu.
— Wielkie zgryzoty i silne uczucia — odparł pan de Nemours, sprawiają wielkie odmiany w duszy; co do mnie, nie poznaję się od czasu, gdy wróciłem z Flandrii. Wiele osób zauważyło tę zmianę i nawet królewicowa mówiła mi o tym wczoraj.
— Prawda — odparła pani de Clèves — spostrzegła to: zdaje mi się, że słyszałam coś od niej w tym przedmiocie.
— Nie martwi mnie — odparł pan de Nemours, że ona to zauważyła, ale chciałbym, aby zauważyła to nie ona jedna. Są osoby, którym nie śmie się dowieść swych uczuć inaczej, jak tylko czymś, co ich nie dotyczy; nie ważąc się pokazać, że się je kocha, chciałoby się przynajmniej, aby wiedziały, że nie ma piękności, bodaj najwyższego stanu, na którą by się nie patrzało obojętnie, i nie ma korony, którą by się chciało kupić za cenę stracenia z oczu tej, którą się kocha. Kobiety sądzą zazwyczaj miłość — ciągnął — wedle starań, jakie okazujemy, aby się im podobać i szukać ich kompanii; ale to nie jest rzecz trudna, o ile są dość powabne; co jest trudne, to nie poddać się rozkoszy szukania ich; to unikać ich, z obawy zdradzenia światu i niemal im samym uczuć, jakie się dla nich żywi. A co jeszcze lepiej świadczy o prawdziwym przywiązaniu, to stać się zupełnym przeciwieństwem tego, czym się było, i nie znać już ambicji ani rozkoszy, gdy się przez całe życie goniło za jednym i drugim.
Pani de Clèves zrozumiała bez trudu, w jakim stopniu te słowa się jej tyczą. Zdało się jej, że powinna na nie odpowiedzieć i nie ścierpieć ich. Zdało się jej także, że nie powinna ich rozumieć ani nawet okazać, że bierze je do siebie. Sądziła, że powinna mówić i sądziła, że nie powinna nic mówić. Słowa pana de Nemours podobały się jej i obrażały ją niemal po równi; widziała w nich potwierdzenie wszystkiego, co jej nasunęła królewicowa; znajdowała w nich dworność i szacunek, ale także coś nazbyt śmiałego i nazbyt wyraźnego. Skłonność, jaką miała do księcia, rodziła w niej zamęt, nad którym nie umiała zapanować. Najbardziej mgliste słowa człowieka, który nam jest miły, bardziej wzruszają niż jawne oświadczyny człowieka obojętnego. Nie odpowiadała tedy nic, a pan de Nemours byłby zauważył jej milczenie i wyciągnął z niego nie najgorsze wróżby, gdyby zjawienie pana de Clèves nie położyło końca rozmowie i odwiedzinom.
Książę przybywał, aby opowiedzieć żonie nowiny o Sancerze; ale nie była zbyt ciekawa dalszego ciągu tej przygody. Pochłonięta tym, co się działo przed chwilą, zaledwie umiała ukryć roztargnienie. Kiedy mogła swobodnie oddać się dumaniom, zrozumiała, że się myliła, sądząc, że pan de Nemours jest jej już obojętny. Słowa jego uczyniły na niej wrażenie, jakiego mógł pragnąć, i przekonały ją całkowicie o jego uczuciu. Postępki księcia zbyt dobrze zgadzały się z jego słowami, aby zostawić jej jaką wątpliwość. Nie łudziła się już nadzieją, że go nie kocha; myślała jedynie o tym, aby mu nigdy tego nie okazać. Było to przedsięwzięcie trudne, którego przykrości już znała; wiedziała, że jedynym sposobem, aby się to powiodło, jest unikać obecności pana de Nemours; że zaś żałoba dawała jej prawo do życia bardziej zamkniętego niż zwykle, posłużyła się tym pozorem, aby unikać miejsc, gdzie mogłaby go spotkać. Widziano jej smutek, śmierć matki zdawała się jego przyczyną, nie szukano innej.
Pan de Nemours był zrozpaczony, że jej prawie nie widuje; wiedząc, że jej nie spotka na żadnym zebraniu, na żadnej z zabaw, na których bywał cały dwór, nie mógł się zdobyć na to, aby bywać w świecie; udał wielką namiętność do polowania i urządzał łowy w dnie, w których miały być asamble u królowych. Lekka choroba posłużyła mu długo za pozór zostania w domu i unikania miejsc, w których wiedział, że pani de Clèves nie będzie.
Mniej więcej w tym samym czasie pan de Clèves zachorzał. W czasie tej choroby pani de Clèves nie opuszczała jego komnaty; ale, kiedy przyszedł nieco do siebie i zaczął przyjmować gości, między innymi pana de Nemours, który pod pozorem, że jest jeszcze słaby, spędzał u niego prawie całe dnie, sądziła, że nie powinna już tam pozostawać. Nie od razu wszakże zdobyła się na tę siłę, aby wyjść, kiedy książę przyszedł. Zbyt dawno go nie widziała, aby się mogła zdobyć na nieujrzenie go. Książę znalazł sposób powiedzenia jej — w słowach, które zdawały się ogólnikowe, ale które ona rozumiała dobrze, gdyż miały związek z tym, co jej rzekł, będąc u niej — że chodzi na łowy po to, aby marzyć i że nie chodzi na asamble, bo jej tam nie ma.
Spełniła wreszcie postanowienie, jakie powzięła, aby wychodzić od męża, skoro pan de Nemours tam będzie; ale musiała sobie zadać straszny gwałt. Książę spostrzegł, że ona go unika, i bardzo był tym wzruszony.
Pan de Clèves nie zważał zrazu na postępowanie żony; w końcu zrozumiał, że ona nie chce być w pokoju, kiedy są goście. Zapytał ją o to; odpowiedziała, że nie uważa za przystojne przebywać tam co wieczór z najmłodszą kompanią ze dworu; że błaga go, aby zezwolił jej wieść życie bardziej ustronne niż wprzódy; że cnota i obecność matki uprawniały wiele rzeczy, których kobieta w jej wieku nie może dozwolić.
Pan de Clèves, który miał zazwyczaj wiele słodyczy i ustępliwości dla żony, nie znalazł ich w tej okazji; oświadczył, że bezwarunkowo nie chce, aby zmieniała tryb życia. Już miała mu powiedzieć, jako obiegają w świecie wieści, że pan de Nemours jest w niej zakochany; ale nie miała siły go wymienić. Wstyd jej też było posługiwać się fałszywym pozorem i przeinaczać prawdę człowiekowi, który miał o niej tak dobre mniemanie.
W kilka dni potem król był u królowej na asamblu; mówiono o horoskopach i o wróżbach. Sądy były podzielone co do wagi, jaką należy do nich przykładać. Królowa dawała im dużo wiary; utrzymywała, że po tylu rzeczach, które przepowiedziano i które się zdarzyły, nie można wątpić, że jest jakowaś pewność w tej wiedzy. Inni twierdzili, że pośród niezliczonej ilości wróżb, niewielka ilość tych, które się sprawdzą, dowodzi jasno, że to jedynie przypadek.
— Bywałem niegdyś bardzo ciekaw przyszłości — rzekł król — ale tyle mi powiedziano rzeczy fałszywych i tak mało prawdopodobnych, że nabrałem przekonania że nic się nie da wiedzieć prawdziwego. Przed kilku laty przybył tu człowiek wielkiej reputacji w astrologii. Wszyscy chodzili do niego; poszedłem jak inni, ale nie mówiąc, kto jestem; wziąłem z sobą panów de Guise i Descars, i puściłem ich przodem. Mimo to, astrolog zwrócił się najpierw do mnie, jak gdyby poznał we mnie ich pana. Może mnie znał; ale powiedział mi coś, co by
Uwagi (0)