Darmowe ebooki » Powieść » Córka Ewy - Honoré de Balzac (gdzie mozna poczytac ksiazki online TXT) 📖

Czytasz książkę online - «Córka Ewy - Honoré de Balzac (gdzie mozna poczytac ksiazki online TXT) 📖».   Wszystkie książki tego autora 👉 Honoré de Balzac



1 ... 3 4 5 6 7 8 9 10 11 ... 19
Idź do strony:
Tualeta moralna była tedy wówczas u Raula w harmonii z jego strojem. Musiał być, i stał się w istocie, dla Ewy znudzonej rajem przy ulicy du Rocher, wężem mieniącym się, barwnym, pełnym wymowy, o magnetycznym wzroku, harmonijnych ruchach, który zgubił pierwszą kobietę. Skoro hrabina Maria ujrzała Raula, doświadczyła owego wewnętrznego skurczu, którego gwałtowność wprawia w przerażenie. Rzekomy wielki człowiek wywarł na nią, swoim spojrzeniem, wpływ fizyczny, który przeniknął aż do serca i wprowadził w nie zamęt. Uczucie to sprawiło jej przyjemność. Purpurowy płaszcz, jakim rozgłos okrył na chwilę ramiona Natana, olśnił naiwną kobietę. Skoro podano herbatę, Maria opuściła miejsce, na którym, wśród kilku kobiet zajętych rozmową, zmilkła na widok tego niezwykłego zjawiska. Milczenie to zwróciło uwagę jej udanych przyjaciółek. Hrabina zbliżyła się do kwadratowej kanapy umieszczonej w środku salonu, gdzie perorował Raul. Przystanęła tam, ująwszy pod ramię panią Oktawową de Camps. Zacna ta kobieta zachowała dla siebie tajemnicę mimowolnych drgnień, jakimi zdradzało się wewnętrzne poruszenie hrabiny. Mimo że oko rozkochanej lub zdjętej podziwem kobiety wypromienia z siebie niepojęte słodycze, Raul, zmieniony w tej chwili w prawdziwy fajerwerk, nadto był przepełniony swymi epigramami, które strzelały jak race, inwektywami roztaczanymi nagle jak słońca świetlne, iskrzącymi portretami, które kreślił ogniową smugą, aby zauważyć naiwny podziw biednej małej Ewy ukrytej w grupie otaczających go dam. Ciekawość ta, podobna pędowi, jaki rzuciłby cały Paryż w stronę botanicznego ogrodu, aby tam ujrzeć jednorożca (w razie gdyby znaleziono taki okaz wśród słynnych gór na księżycu, jeszcze nietkniętych stopą Europejczyka), upaja dusze podrzędnej miary w tym samym stopniu, w jakim zasmuca umysły naprawdę wyższe. Raula ona zachwycała; za nadto tedy należał do wszystkich kobiet, aby mieć oczy dla jednej.

— Uważaj, droga — rzekła do ucha Marii słodka i urocza towarzyszka — oddal się stąd.

Hrabina spojrzała na męża, aby, jednym z tych spojrzeń, które mężowie nie zawsze rozumieją, poprosić go o ramię; Feliks przeprowadził ją.

— Mój drogi panie — rzekła pani d‘Espard do ucha Raula — szczęśliwe ladaco z pana. Zawróciłeś dziś wieczór niejedną głowę: między innymi i główkę tej uroczej kobietki, która opuściła nas tak nagle.

— Czy nie wiesz, co miała na myśli margrabina d‘Espard? — spytał Raul Blondeta, cytując mu słowa tej wielkiej damy, skoro, między pierwszą a drugą po północy, znaleźli się mniej więcej sami.

— Ba! Dowiaduję się właśnie, że hrabina de Vandenesse rozkochała się w tobie na umór. Można ci pozazdrościć.

— Nie widziałem jej — rzekł Raul.

— Och! zobaczysz ją, hultaju — rzekł Emil Blondet parskając śmiechem. — Lady Dudley zaprosiła cię na bal umyślnie po to, abyś ją spotkał.

Raul i Blondet wyszli wraz z Rastignakiem61, który ofiarował im swój powóz. Wszyscy trzej zaczęli się śmiać z tego zebrania podsekretarza stanu konstytucyjnego Rządu, dzikiego republikanina i politycznego ateusza.

— Gdybyśmy tak machnęli kolacyjkę na koszt bieżącego porządku rzeczy? — rzekł Blondet, który chciał wskrzesić dawne tradycje „kolacyjek”.

Rastignac zawiózł ich do Veryego, odesłał powóz i wszyscy trzej siedli do stołu, analizując współczesne społeczeństwo i śmiejąc się rabelaisowskim śmiechem. Po paru szklaneczkach, Rastigmac i Blondet zaczęli radzić swemu papierowemu wrogowi, aby nie zaniedbał kapitalnej zdobyczy, która mu się oddaje w ręce. Dwaj wyjadacze nakreślili drwiącym stylem historię hrabiny Marii de Vandenesse; skalpelem cynizmu i rylcem konceptu przeorali to niewinne dziecięctwo, to małżeństwo bez chmurki. Blondet winszował Raulowi spotkania kobiety, która była w życiu winna jedynie paru lichych rysuneczków pastelem, chudych pejzaży akwarelą, pantofli wyhaftowanych dla męża, sonat wykonanych z najbardziej zbożną intencją; przyszytej przez osiemnaście lat do spódnicy matczynej, zamarynowanej w praktykach religijnych, wychowalnej przez Feliksa i skruszałej w małżeństwie w samą miarę, aby się stać godnym przysmakiem miłości. Przy trzeciej flaszce szampańskiego Natan przeszedł do wywnętrzeń szczerszych, niż sobie na nie kiedykolwiek pozwolił.

— Moi drodzy — rzekł — znacie stosunki wiążące mnie z Floryną, znacie moje życie, nie zdziwi was, kiedy się przyznam, że absolutnie nie mam pojęcia o smaczku miłości hrabiny. Często czułem się bardzo upokorzony myślą, że nie mogę sobie zafundować Beatryczy, Laury, inaczej niż na papierze! Kobieta szlachetna i czysta, to jak sumienie bez zmazy, odbijające nas naszym własnym oczom pod piękną postacią. Gdzie indziej możemy się zbrukać; ale tam zostajemy wielcy, dumni, nieskalani. Gdzie indziej prowadzimy życie od stu diabłów; ale tam wdycha się spokój, świeżość, zieloność oazy.

— Jedź dalej, moje dziecko — rzekł Rastignac — rżnij modlitwę z Mojżesza na czwartej strunie, jak Paganini62.

Raul siedział niemy, z martwym i stępiałym wzrokiem.

— Ten plugawy parobek ministerialny nie rozumie mnie — rzekł po chwili milczenia.

Tak więc, podczas gdy biedna Ewa, przy ulicy du Rocher, układała się na spoczynek w białych prześcieradłach wstydu, przerażała się rozkoszą, z jaką przysłuchiwała się rzekomemu wielkiemu poecie i bujała między głosem wdzięczności dla Feliksa a złoconymi słowami węża, te trzy wytarte dusze deptały po tkliwych i białych kwiatach jej rodzącej się miłości. Och! gdyby kobiety znały cyniczny ton, jaki ci mężczyźni, tak cierpliwi, tak obleśni przy nich, przybierają zdala od nich! jak sobie drwią z tego, co ubóstwiają! Jakże analizował i rozbierał błazeński żart tę świeżą, wdzięczną i wstydliwą istotę; ale też co za tryumf! Im więcej traciła osłon, tym więcej jawiła piękności.

W tej chwili Maria porównywała Raula i Feliksa, nie podejrzewając niebezpieczeństwa, na jakie wystawia się serce czyniąc podobne zestawienia. Trudno znaleźć w świecie większy kontrast, niż zaniedbany, żywiołowy Raul a Feliks de Vandenesse, wypielęgnowany jak strojnisia, ubrany na ostatni guzik, obdarzony uroczą disinwolturą63, zwolennik angielskiej elegancji, do jakiej zaprawiła go niegdyś lady Dudley. Taki kontrast przemawia do wyobraźni kobiet, dość skłonnych do przerzucania się z jednej ostateczności w drugą. Hrabina, osoba cnotliwa i nabożna, zabroniła samej sobie myśleć o Raulu; obudziwszy się nazajutrz w swoim raju, wyrzucała sobie, że jest niewdzięczną żoną.

— Co sądzisz o Raulu Natanie? — spytała przy śniadaniu męża.

— Kuglarz jarmarczny — odparł hrabia — jeden z tych wulkanów, które się uspokaja za pomocą trochy złotego piasku. Hrabina de Moncornet źle czyni, przyjmując go u siebie.

Odpowiedź ta zmroziła Marię, tym bardziej iż Feliks, wtajemniczony w kulisy literackiego światka, poparł swój sąd dowodami, opowiadając, co wiedział z życia Raula, życia na wskroś nieporządnego, splecionego z życiem modnej aktorki Floryny.

— Ten człowiek ma dar — rzekł w końcu — ale nie ma ani wytrwania, ani cierpliwości, które go uświęcają i czynią boskim narzędziem. Chce narzucić się światu, próbując żyć na stopie, na której nie może się utrzymać. Prawdziwe talenty, ludzie pracowici, szanowni, nie postępują w ten sposób: kroczą odważnie swoją drogą, godzą się ze swą nędzą i nie pokrywają jej szychem64.

Myśl kobiety obdarzona jest nieprawdopodobną elastycznością: kiedy otrzyma cios maczugi, ugina się na pozór zmiażdżona, i wraca do formy w danym czasie i okolicznościach.

— Feliks z pewnością ma słuszność — rzekła sobie zrazu hrabina.

Ale, w trzy dni później, myślała o wężu, przyciągana tym słodkim zarazem i okrutnym uczuciem, które budził w niej Raul, a którego Vandenesse, nieszczęściem dla siebie, nie dał jej nigdy poznać. Państwo Feliksowie udali się na bal do lady Dudley, gdzie de Marsay pojawił się w świecie po raz ostatni, umarł bowiem w dwa miesiące później, zostawiając reputację męża stanu olbrzymiej miary, którego doniosłość, zdaniem Blondeta, nie dość jeszcze zrozumiano. W zebraniu tym, odznaczającym się skupieniem wielu aktorów politycznego dramatu, bardzo zdumionych, iż znaleźli się razem, Vandenesse i hrabina zastali Raula Natana. Była to jedna z pierwszych uroczystości wielkiego świata. Salony przedstawiały magiczny wygląd: kwiaty, diamenty, świetne fryzury, całe puzdra65 klejnotów, wszystkie wyszukania stroju. Można by przyrównać ów salon do pysznej cieplarni, w której bogaty amator gromadzi najwspanialsze rzadkości. Ten sam blask, ta sama delikatność tkanin. Przemysł66 ludzki, zda się, wystąpił do walki z żywymi tworami. Wszędzie gazy białe lub barwne jak skrzydła najpiękniejszej ważki, krepy, koronki, blondyny, tiule mieniące się niby kapryśne twory świata owadów, powycinane, sfalowane, pozębione, nitki pajęcze ze złota, srebra, mgły jedwabiu, kwiaty haftowane przez wróżki lub ukwiecone przez spętanych geniuszków, pióra barwione ogniami tropików, spływające z dumnych głów w kształt wierzby płaczącej, perły skręcone w warkocze, materie prążkowane, wycinane, wyciskane, jak gdyby geniusz arabesek67 wspomagał przemysł francuski swym podszeptem. Zbytek ten harmonizował ze zgromadzonymi tam pięknościami. Oko pieściło najbielsze ramiona, jedne koloru ambry68, drugie lśniące tak, iż można by mniemać, że są szlifowane, te o połysku satyny, inne matowe i pulchne, jak gdyby Rubens ulepił je ze swej farby, słowem wszystkie odcienie, jakie człowiek znalazł dla białości. Widziało się oczy błyszczące jak onyksy lub turkusy, okolone czarnym aksamitem lub jasnymi frędzlami; owale twarzy przypominające najwdzięczniejsze typy różnych krajów, czoła wzniosłe i majestatyczne, to znów łagodnie wysklepione jakby od kłębiących się myśli, lub płaskie, jak gdyby się krył pod nimi niezwyciężony opór; następnie — niemały urok tych festynów zgotowanych dla wzroku — biusty pełne, takie, jak je lubił Jerzy IV, lub rozdzielone modą XVIII wieku, lub ściśnięte ku sobie, jak pragnął Ludwik XV; ale ukazywane śmiało bez osłonek, lub pod owymi ładnymi marszczonymi napierśnikami z portretów Rafaela. Najładniejsze nóżki napięte w kroku tanecznym, kibicie omdlewające w objęciach walca, ścigały oczy nawet najbardziej obojętnych. Szmery najsłodszych głosów, szelesty sukien, szepty tańca, zderzenia walcujących, towarzyszyły kapryśnie muzyce. Pałeczka wróżki zdawała się kierować tym duszącym czarodziejstwem, melodią zapachów, światłami iryzującymi w kryształach dźwigających zapalone świece, obrazami mnożonymi przez zwierciadła. To zebranie najpiękniejszych kobiet i najpiękniejszych strojów odrzynało się od czarnej masy mężczyzn, w której zwracały uwagę wytworne, delikatne i poprawne profile szlachty, płowe wąsy i poważne twarze Anglików, pełne uroku fizjognomie francuskiej arystokracji. Wszystkie ordery Europy migotały na piersiach, zawieszane na szyi, lub opadające na biodra. Kiedy się patrzyło na ten świat, przedstawiał on nie tylko błyszczące barwy w stroju, miał duszę, żył, myślał, czuł. Ukryte namiętności dawały mu fizjognomię; podchwycilibyście wymienione sprytne spojrzenia, spostrzegli młode dziewczęta oszołomione i zaciekawione, dyszące powstrzymywanym pragnieniem, zawistne kobiety wymieniające złośliwości pod wachlarzem lub obsypujące się przesadnymi komplementami. Wystrojone, ufryzowane, upachnione towarzystwo rzucało się w szał zabawy, który uderzał do głowy niby zawrotne opary. Zdawało się, że, ze wszystkich tych ciał, jak ze wszystkich serc, wydzielały się uczucia i myśli, które się zagęszczały, i których masa oddziaływała podniecająco na osoby nawet najchłodniejsze.

W momencie największego ożywienia tego odurzającego wieczoru, w kącie złoconego salonu, w którym grało paru bankierów, ambasadorowie, dawni ministrowie i stary, cyniczny lord Dudley, który przypadkiem się zjawił, pani Feliksowa de Vandenesse uczuła nieprzeparty pociąg porozmawiania z Natanem. Być może ulegała owemu szałowi balu, który często wydarł wyznania najbardziej powściągliwym.

Na widok tego igrzyska i przepychów świata, w który wstępował po raz pierwszy, Natan uczuł w sercu ukąszenie zdwojonej ambicji. Widząc Rastignaka, którego młodszy brat otrzymał właśnie infułę w dwudziestym siódmym roku, którego szwagier, Marcjal de la Roche-Hugon, był ministrem, który sam był wicesekretarzem stanu i miał, wedle głosu opinii, zaślubić jedyną córkę barona de Nucingen; widząc w ciele dyplomatycznym nieznanego pisarza, tłumacza zagranicznych pism dla dziennika, który od 1830 stał się dynastycznym, widząc wreszcie wyrobników artykułu, którzy przeszli do Rady Stanu, profesorów, którzy wyrośli na parów Francji, ujrzał z bólem, że wszedł na złą drogę, głosząc zwalenie tej arystokracji, w której błyszczą szczęśliwe talenty, zręczność uwieńczona powodzeniem, istotne wyższości. Blondet, tak nieszczęśliwy, tak wyzyskiwany w dziennikarstwie, ale tak dobrze przyjmowany w tym świecie, mogący jeszcze, gdyby chciał, wejść na drogę fortuny dzięki stosunkowi z panią de Montcornet, stał się w oczach Natana uderzającym przykładem wszechpotęgi „towarzystwa”. W głębi serca postanowił zadrwić sobie z przekonań na wzór de Marsaya, Rastignaka, Blondeta, Talleyranda69, patrona tej sekty, liczyć się tylko z faktami, wykręcać je na swoją korzyść, widzieć w każdym systemie broń, i nie zakłócać społeczeństwa tak dobrze urządzonego, tak pięknego, tak zgodnego z naturą.

— Przyszłość moja — powiedział sobie — zawisła70 od kobiety należącej do tego świata.

W tej myśli, powziętej w ogniu palącego pragnienia, spadł na hrabinę de Vandenesse niby jastrząb na zdobycz. Ta urocza istota, tak ładna w stroiku z marabutów, przywodzącym na myśl rozkoszną miękkość obrazków Lawrenca i harmonizującym ze słodyczą jej charakteru, uległa wrażeniu kipiącej energii oszalałego ambicją poety. Lady Dudley, której oku nic nie uchodziło, ułatwiła tę rozmowę — wydając hrabiego de Vandenesse na łup pani de Manerville. Silna swoim dawnym wpływem, kobieta ta ujęła Feliksa w sidła mocno drażliwych wyjaśnień, zwierzeń upiększonych rumieńcami, żalów delikatnie rzuconych niby kwiaty pod jego stopy, rekryminacji, w których występowała w swojej obronie, aby wywołać jego zarzuty. Para zwaśnionych kochanków rozmawiała pierwszy raz tak poufnie. Podczas gdy dawna Beatrice jej męża rozgrzebywała popiół wygasłych rozkoszy, aby w nim odnaleźć jakich parę węgielków, pani Feliksowa de Vandenesse odczuwała te gwałtowne wzruszenia, o jakie przyprawia kobietę pewność, iż schodzi z prostej drogi i stąpa po zakazanym terenie: wzruszenia, które nie są bez uroku i które budzą tyle uśpionych potęg.

Dramaturg, dobrze bity w Szekspirze, rozwinął swe nędze, opowiedział swą walkę z ludźmi i losem, uchylił rąbek wielkości bez podstaw, nieznanego politycznego geniuszu, życia bez szlachetniejszego przywiązania. Nie mówiąc o tym ani słowa wprost, nasunął uroczej kobiecie myśl odegrania wobec niego szczytnej roli, jaką gra Rebeka w Iwanhoe: kochać,

1 ... 3 4 5 6 7 8 9 10 11 ... 19
Idź do strony:

Darmowe książki «Córka Ewy - Honoré de Balzac (gdzie mozna poczytac ksiazki online TXT) 📖» - biblioteka internetowa online dla Ciebie

Uwagi (0)

Nie ma jeszcze komentarzy. Możesz być pierwszy!
Dodaj komentarz