Darmowe ebooki » Powieść » Gargantua i Pantagruel - François Rabelais (gdzie mozna czytac ksiazki online txt) 📖

Czytasz książkę online - «Gargantua i Pantagruel - François Rabelais (gdzie mozna czytac ksiazki online txt) 📖».   Wszystkie książki tego autora 👉 François Rabelais



1 ... 65 66 67 68 69 70 71 72 73 ... 132
Idź do strony:
wytoczony niegdyś przed Korneliusem Dolabellą, prokonsulem w Azji. Rzecz była taka. Pewna niewiasta w Smyrnie miała z pierwszego męża dziecko, imieniem Abece. Po śmierci męża, w niejaki czas, wydała się powtórnie i z drugiego męża miała syna nazwanego Efegie. Zdarzyło się (jako, wiadomo, rzadką jest rzeczą miłość ojczyma i macochy względem pasierbów i dzieci zmarłych pierwszych ojców i matek), iż ten mąż i jego syn, chyłkiem, zdradziecko, w zasadzce, zabili Abece. Żona, przejrzawszy ich niegodziwość i zdradę i nie mogąc ścierpieć, aby zbrodnia została nieukarana, zgładziła ich obu, mszcząc się śmierci swego pierwszego syna. Stawiono ją przed sąd i przywiedziono przed Cn. Dolabellę. W jego obecności przyznała się do całej rzeczy, nic nie ukrywając; powoływała się jedynie na to, iż zgładziła ich wedle prawa a słuszności. Taka była materia procesu.

Prokonsulowi sprawa zdała się tak wątpliwa, iż nie wiedział, na którą stronę się przechylić. Wielka zaiste była zbrodnia tej niewiasty, która zabiła swego drugiego męża i dziecko; ale przyczyna zabójstwa widziała mu się tak naturalna i jakoby wspierająca się na przyrodzonym prawie narodów (zważywszy, iż zgładzili jej pierwszego syna, we wspólnej zmowie, podstępnie, z zasadzki, niezaczepieni ani nieobrażeni przez niego, jeno wiedzeni chciwością zagarnięcia całego dziedzictwa), iż dla rozstrzygnięcia odesłał ją do Areopagitów w Atenach, aby posłyszeć, jaki by był ich sąd i rozumienie o tym. Areopagici zażądali, aby im w sto lat później osobiście przysłać strony prawujące się, aby mogły odpowiedzieć na pewne pytania, które nie były zawarte w protokołach. To znaczy, iż materia zdała się im tak trudna i zawiła, iż nie wiedzieli, jak orzec i rozsądzić. Kto byłby rozsądził sprawę wedle rzutu kości, nie byłby pobłądził w żadnym wypadku: jeśli by rozsądził przeciw żonie, to zasługiwała na karę za to, iż szukała pomsty sama, która to pomsta należy do organów sprawiedliwości; jeżeli za nią, wyrok zdawałby się uwzględniać jej okrutną boleść. Ale że temu Pletewce mogło się to udawać przez tyle lat, to i mnie istotnie dziwi.

— Wyznaję, iż nie umiałbym — odparł Epistemon — odpowiedzieć kategorycznie na wasze pytanie. Konjekturalnie odnosiłbym te szczęśliwe wyroki do życzliwej łaski niebios i przychylności duchów kierujących światem, zjednanych prostodusznością i szczerą poczciwością sędziego Pletewki. Bowiem on, nie ufając swej wiedzy i zdolnościom, znając antynomie i sprzeczności praw, edyktów, obyczajów i rozporządzeń; oceniając przebiegłość piekielnego ducha Oszczerstwa i Złego, który często przeobraża się w posła światła za pośrednictwem swych sług, przewrotnych adwokatów, konsyliariuszów, prokuratorów i innych takich oprawców, obraca czarne w białe, obie strony łudzi fantastycznie, że każda widzi słuszność po swej stronie (jako wiadomo wam, iż nie ma tak złej sprawy, która by nie znalazła swego adwokata, inaczej nie byłoby wcale procesów na świecie); owóż, widząc to, wolał się odwołać pokornie do Boga, sprawiedliwego sędziego, wezwać ku swej pomocy łaski niebios, zdać się na Ducha Świętego w azardzie i niebezpieczeństwie ostatecznego osądzenia i w ten sposób losem pokierować ostateczne orędzie, które nazywamy wyrokiem. Zaczem mniemać wolno, iż te oto duchy poruszały i kierowały kośćmi, aby padły na stronę tego, który, opierając się na słusznej skardze, żądał poparcia wyrokiem swej poczciwej sprawy: jako powiadają talmudyści, iż nie jest niczym złym uciekać się do losu i że, w niepewności i zwątpieniu ludzi, za pomocą losu objawia się wola boska.

Nie chciałbym mniemać ani powiedzieć (bowiem zaiste nie mam silnego przekonania), żeby proces rozstrzygnięty rzutem kości (jak bądź by one padły), miał być gorzej osądzony niż kiedy przejdzie przez ich ręce pełne krwi i drapieżnej żądzy. Zważywszy zwłaszcza, iż cały kierunek panującej judykatury jest dziełem Trybuniana, człowieka tak niewierzącego, przewrotnego, barbarzyńcy, niegodziwca, złośliwca, tak chciwego i niesumiennego, iż wszelkie prawa, edykty, reskrypty, konstytucje i ordonanse sprzedawał wprost za gotowy grosz stronie więcej ofiarującej. I na tę modłę wyostrzył ich praktyki i dał im próbki praw, jakimi się posługują; resztę zaś z całości praw usunął i zniweczył, lękając się, iż gdyby zachowało się prawo całkowite i gdyby ujrzano księgi dawnych prawodawców, tyczące wykładu dwunastu tablic i ksiąg pretorów, cały świat obaczyłby się na jego łajdactwie.

Dlatego lepiej byłoby nieraz stronom procesującym (to znaczy, że mniej złego by stąd wynikło), chodzić po wilczych paściach, niż zdać się ze swoim prawem na ich sądy i wyroki: jakoż Kato swojego czasu wyrażał życzenie, aby dziedziniec gmachu sądowego wybrukowany był wilczymi paściami.

Rozdział czterdziesty piąty. Jako Panurg radzi się u Trybuleta

Szóstego dnia Pantagruel znalazł się z powrotem w domu; równocześnie zaś, o tej samej godzinie, Trybulet przybył wodą z Bloji. Na przywitanie ofiarował mu Panurg świński pęcherz pięknie wydęty i dźwięczący z przyczyny ziarn grochu umieszczonych wewnątrz; prócz tego rapier drewniany nadobnie wyzłocony; dalej małą ładownicę, uczynioną ze skorupy żółwia; dalej oplataną flaszę, pełną bretońskiego wina i korzec jabłek Blandureńskich. Trybulet przypasał rapier i ładownicę, wziął pęcherz do ręki, zjadł nieco jabłek, wypił wszystko wino. Panurg patrzał nań uważnie i rzekł:

— Jeszczem nie widział błazna, a widziałem ich już więcej niż za dziesięć tysięcy franków, który by nie pił chętnie i dobrym spustem.

Następnie wyłożył mu swoją sprawę w słowach wymownych i ozdobnych.

Zanim jeszcze ukończył, Trybulet wsunął mu porządnego kuksańca pomiędzy żebra, włożył mu do rąk próżną butelkę, połaskotał go pod nos świńskim pęcherzem i, za całą odpowiedź, rzekł, potrząsając kilkakrotnie głową:

— Huź, huź, błaźnie opętany, strzeż się mnicha, kobzo Buzanceńska.

Rzekłszy te słowa, usunął się od towarzystwa i bawił się pęcherzem, rozkoszując się melodyjnym pobrząkiwaniem grochu. Więcej nie można było zeń wycisnąć ani słowa. Zaś gdy Panurg próbował jeszcze nalegać, Trybulet wydobył swój drewniany rapier i począł wymachiwać nim, jakoby chcąc ugodzić natręta.

— Dalekośmy zajechali zaiste — rzekł Panurg. — Oto mi piękne orędzie. Błazen ci on jest, temu nie da się zaprzeczyć; ale większy błazen ten, kto mi go tu przyprowadził, a największy błazen ja sam, żem mu powierzył moje myśli.

— Ten kamień niby w mój ogródek — rzekł Karpalim.

— Nie unośmy się — rzekł Pantagruel — jeno zważmy jego ruchy i słowa. Dostrzegłem w nich głębokie tajemnice i zgoła mnie nie dziwi, iż Turcy czczą takich szaleńców jako Muftich i Proroków. Czyście uważali, jak on (zanim otworzył usta, aby przemówić) potrząsnął i kiwnął głową? Z nauki starożytnych filozofów, z ceremonii magów i z obserwacji uczonych w prawie, możecie osądzić, iż ten ruch spowodowany był nawiedzeniem i tchnieniem ducha fatydycznego, który, nagle wchodząc w wątłą i małą substancję (jako wiecie, iż w małej głowie nie może się znajdować wielka mózgownica), wstrząsnął ją w ten sposób, jak, wedle zeznań lekarzy, przydarza się i w innych członkach ciała ludzkiego, a mianowicie częścią dla wagi i gwałtownego impetu dźwiganego ciężaru, częścią dla wątłości sił i organu dźwigającego.

Jasny przykład stanowią ci, którzy, będąc na czczo, nie mogą udźwignąć bez drżenia rąk wielkiego pucharu pełnego wina. To właśnie przedstawiała niegdyś jakoby znakiem obrazowym wieszczbiarka Pytia, kiedy, zanim odpowiedziała wróżbą, wstrząsała swoim domowym drzewem lauru. Tak powiada Lampridius, iż cesarz Heliogabal, w czasie niektórych świąt swego wielkiego bożka, w otoczeniu znachorów i skopców, potrząsał publicznie głową, pragnąc w ten sposób uchodzić za wróżbitę. Tak podaje Plaut, w swojej Asinaria, iż Sauriasz idąc potrząsał głową, jakoby wściekły i oszalały z wściekłości, budząc strach w tych, którzy go spotkali. Także w innym miejscu, tłumacząc dlaczego Charmides potrząsał głową, powiada, iż był w ekstazie.

Tak opowiada Katullus w Berecyntii i Atysie o miejscu, w którym Menady, niewiasty bachiczne, kapłanki Bachusa, szalone prorokinie, niosąc gałęzie bluszczu, potrząsały głowami. Toż samo w podobnych okolicznościach czynili owałaszeni Gallowie, kapłani Cybeli705, odprawiając swoje nabożeństwa. I od tego jest tak nazwana, wedle starożytnych teologów; bowiem κυβισταν znaczy obracać, kręcić, potrząsać głową i wykręcać szyję.

Tak pisze Tytus Liwiusz, iż w czasie bachanalii w Rzymie, mężczyźni i kobiety zdawali się opętani duchem wieszczym z przyczyny niejakiego udanego trzęsienia i miotania ciałem. Bowiem głos powszechny filozofów i mniemanie ludu było, iż daru wieszczenia nigdy niebiosa nie zsyłają inaczej, jeno wśród szału i miotania ciałem, wśród trzęsienia i drżenia, a to nie tylko, kiedy spływało na wróżbitę natchnienie, lecz także kiedy je objawiał i wygłaszał.

W istocie Julian, znamienity prawnik, gdy go pewnego razu pytano, czy może być uważany za zdrowego pewien niewolnik, który obracał się w kompanii ludzi fanatycznych i opętanych i czasem wieszczył, wszelako bez potrząsania głową, odparł, iż należy go uważać za zdrowego. Tak widzimy i dzisiaj, jak bakałarze i pedagodzy potrząsają głowami swoich uczniów (jakoby garnkiem, ujmując je za uszy), przez pociąganie i targanie uszów (które są, wedle doktryny uczonych Egipcjan, członkiem poświęconym pamięci), aby umysł ich, chwilowo zbłąkany w postronnych myślach i jakoby zmącony jakimś afektem, przywrócić na drogę dobrej i filozoficznej dyscypliny. Co także o sobie przyznaje Wergiliusz, iż pociągnął go za ucho Apollo Cyntyjski.

Rozdział czterdziesty szósty. Jako Pantagruel i Panurg odmiennie wykładają słowa Trybuleta

— Powiada ci, że jesteś błaznem? I co za błaznem? Błaznem opętanym, z przyczyny, iż, na swoje stare lata, chcesz się zakuć w małżeńskie więzy i niewolę. Powiada ci: strzeż się mnicha. Na mą cześć! To znaczy, iż za sprawą jakiegoś mnicha zostaniesz rogalem. Stawiam w zakład moją cześć; więcej nie mógłbym stawić, choćbym był jedynym nieograniczonym panem Europy, Azji i Afryki. Zważ, jak bardzo polegam na zdaniu naszego głupkozofa Trybuleta. Inne wyrocznie i odpowiedzi ogłosiły cię po prostu i spokojnie rogalem, ale nie objawiły jasno, za czyim pośrednictwem żona twoja stanie się cudzołożną, a ty rogalem. Dopiero szlachetny Trybulet to rozstrzygnął. I będzie to rogalstwo bardzo haniebne i połączone z wielkim zgorszeniem. Ha! Trzebaż, aby twoje łoże małżeńskie było skażone i splugawione mniszym nasieniem!

Nazwał cię, oprócz tego, iż będziesz kobzą buzanceńską, to znaczy dobrze ustrojonym w rogi. I tak jak on sam, pragnąc uprosić u króla Ludwika dwunastego kontrolę soli w Buzancenie dla swego brata, poprosił go o kobzę; tak samo ty, mniemając zaślubić jaką godną i stateczną białą głowę, pojmiesz niewiastę próżną wszelkiego statku, pełną wiatru pychy i przemądrzałości, krzykliwą i uprzykrzoną jak kobza. Zważ prócz tego, iż pęcherzem łaskotał cię pod nos i dał ci kuksa pięścią po krzyżach: tym przepowiada, iż będzie cię biła, wodziła za nos i okradała tak, jak ty ukradłeś ów pęcherz świński małym dzieciom w Wobretonie.

— Zgoła przeciwnie — odpowiedział Panurg. — Nie żebym się chciał bezczelnie umykać z niwy szaleństwa. Jestem tam w domu i tam przynależę, wyznaję to. Cały świat jest szalony. Wszystko jest szalone. Salomon powiada, że nieskończenie wielka jest liczba szaleńców. Z nieskończoności nie można nic ująć, nic do niej nie można dodać, jak tego dowiódł Arystoteles. I wściekłym byłbym szaleńcem, gdybym, będąc szaleńcem, nie uważał się za szaleńca. To również czyni liczbę maniaków i wariatów nieskończoną. Awicenna powiada, iż nieskończone są odmiany wariacji. Ale reszta słów i znaków tego zacnego błazna, Trybuleta, przemawia na moją korzyść. Powiada mojej żonie: „Strzeż się mnicha”. On ma na myśli małego mniszka, ptaszka wróbelka, którego będzie miłować jako niegdyś Lesbia Katullowa: będzie jej chwytał muchy i na tych igrach będzie spędzać czas tak radośnie, jak niegdyś Domicjan zwany Łapimuchą706.

Dalej mówi, że będzie sielska i luba, jako wdzięczna kobza solijska albo buzanceńska. Ha! Zaiste, jasnowidzący Trybulet dobrze poznał moją naturę i moje najskrytsze upodobania. Bowiem wyznaję wam, że bardziej przypadają mi do smaku wesołe pastereczki z rozpuszczonymi włoskami, z kuperkiem pachnącym macierzanką, niż damy z wielkiego świata, we wspaniałych strojach i zalatujące piżmem. Więcej mi jest do smaku dźwięk wiejskiej kobzy, niźli pobrząkiwania lutni, skrzypców i gitary. Dał mi tęgiego kuksa w moje poczciwe krzyże. Niechże to będzie ku większej chwale boskiej i niechaj mi za to odpiszą tyleż mąk czyścowych. Nie czynił tego w złej myśli. Chciał po prostu uderzyć jakiegoś pazia707. To poczciwy, serdeczny błazen, zaręczam panu; grzeszy ten, kto o nim źle myśli. Przebaczam mu z całego serca. Łaskotał mnie pod nos: to mi wróży takie małe figielki między mną a moją żoną, jak to się zawsze zdarza między nowożeńcami.

Rozdział czterdziesty siódmy. Jako Pantagruel i Panurg postanawiają odwiedzić wyrocznię boskiej Flaszy

— Oto jeszcze jeden punkt, któryście przeoczyli. A to jest wszakże węzeł całej sprawy. Włożył mi w rękę butelkę. Co to może oznaczać? Co on chciał przez to powiedzieć?

— Być może — odparł Pantagruel — że twoja żona będzie pijaczką.

— Przeciwnie — odparł Panurg — bowiem flaszka była próżna. Przysięgam wam na kość pacierzową świętego Fiakra w Bryni, że nasz głupkozof, jedyny niepomylony Trybulet, odsyła mnie do butelki. I powtarzam na nowo moje pierwsze ślubowanie i przysięgam w waszej obecności na Styks i Acheron, iż będę nosił okulary na czapce, iż nie zawdzieję saczka u pludrów, dopóki nie usłyszę wyroku Boskiej Flaszy o moim przedsięwzięciu. Pewien człowiek roztropny i mój dobry przyjaciel zna miejsce, kraj i okolicę, w której znajduje się jej świątynia i wyrocznia. Zaprowadzi nas tam pewnie. Jedźmyż tam razem, błagam was, nie odmawiajcie mi tego. Będę wam jako Achates708 , jako Damis709, szczery towarzysz w całej podróży. Z dawna wiem, że jesteście wielkim miłośnikiem wędrówek i chętnym zawsze ujrzeć i nauczyć się czegoś nowego. Zobaczymy cudowne rzeczy, możecie mi wierzyć.

— Chętnie — odparł Pantagruel — ale, zanim puścimy się na tę daleką wędrówkę, pełną przygód, pełną oczywistych niebezpieczeństw...

— Jakich niebezpieczeństw — zapytał Panurg, wpadając mu w mowę. — Niebezpieczeństwa uciekają przede mną, gdziekolwiek jestem, na siedem mil wokoło: tak samo, jak

1 ... 65 66 67 68 69 70 71 72 73 ... 132
Idź do strony:

Darmowe książki «Gargantua i Pantagruel - François Rabelais (gdzie mozna czytac ksiazki online txt) 📖» - biblioteka internetowa online dla Ciebie

Uwagi (0)

Nie ma jeszcze komentarzy. Możesz być pierwszy!
Dodaj komentarz