Darmowe ebooki » Powieść » Kandyd - Voltaire (Wolter) (barwna biblioteka txt) 📖

Czytasz książkę online - «Kandyd - Voltaire (Wolter) (barwna biblioteka txt) 📖».   Wszystkie książki tego autora 👉 Voltaire (Wolter)



1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 ... 16
Idź do strony:
panowie rozbierają każdego, kto im popadnie w ręce; ale jeszcze więcej zdumiewa mnie, iż wszystkim nam pokładli palec w miejsce, w które my kobiety pozwalamy sobie wkładać zazwyczaj jedynie kankę. Ceremoniał ten wydał mi się bardzo dziwny: oto jaki sąd o rzeczach ma człowiek, który nie wyściubił nosa poza swą parafię. Dowiedziałam się później, że to dlatego, aby się przekonać, czy nie pochowałyśmy tam diamentów; jest to zwyczaj ustalony od niepamiętnych czasów u wszystkich cywilizowanych ludów szukających fortuny na szerokim morzu. Dowiedziałam się, iż kawalerowie Zakonu Maltańskiego nie zaniedbują tego nigdy, ilekroć pojmają Turków lub Turczynki; jest to punkt prawa narodów, któremu nikt jeszcze nie uchybił.

Nie będę wam opowiadała, jak bolesne jest dla młodej księżniczki, kiedy ją prowadzą wraz z matką jako niewolnicę do Maroko; możecie sobie wyobrazić, cośmy wycierpiały na statku. Matka była jeszcze bardzo piękna: dworki nasze, mimo iż proste dziewczyny, miały więcej uroków niż ich można znaleźć w całej Afryce; co do mnie, byłam wprost czarująca, sama piękność, wdzięk, a przy tym dziewica! Nie byłam nią, co prawda, długo; ten kwiat strzeżony dla księcia Massa-Karrara, stracił listki w uścisku kapitana korsarzy. Był to ohydny Murzyn, który w dodatku wyobrażał sobie, iż czyni mi wiele zaszczytu. Zaiste, dowiodłyśmy obie z matką wielkiej wytrzymałości, znosząc wszystko, co nam przyszło wycierpieć aż do Maroko! Ale pomińmy szczegóły: są to rzeczy tak pospolite, że nie warto się nad nimi rozwodzić.

Kiedy przybyliśmy do Maroko, kraj pławił się we krwi. Z pięćdziesięciu synów Muleja Izmaela, każdy miał swoje stronnictwo, czego owocem pięćdziesiąt wojen domowych, czarnych przeciw czarnym, czarnych przeciw cętkowanym, cętkowanych przeciw cętkowanym, Mulatów przeciw Mulatom: słowem, nieustająca rzeź w całym mocarstwie.

Ledwieśmy wylądowali, hufiec czarnych z partii przeciwnej stronnictwu naszych korsarzy zjawił się, aby im wydrzeć zdobycz. Stanowiłyśmy, po złocie i diamentach, najcenniejszą cząstkę łupu. W naszych oczach rozegrała się walka, jakiej nie widujecie w waszej Europie. Ludzie północy nie mają dość gorącej krwi; nie są tak zaciekli na punkcie kobiet, jak się to powszechnie spotyka w Afryce. Zdaje się, że wasi Europejczycy mają mleko w żyłach; natomiast ogień, witriol krąży w żyłach mieszkańców Atlasu i sąsiednich krajów. Walczyli z wściekłością lwów, tygrysów i wężów, rozstrzygając orężem, komu mamy przypaść w udziale. Jakiś Maur chwycił moją matkę za prawe ramię, porucznik przytrzymał ją za lewe; żołnierz mauretański ujął ją za jedną nogę, jeden z piratów za drugą. Toż samo wszystkie dziewczęta zaczęło szarpać po czterech żołnierzy. Kapitan osłonił mnie własną piersią; miał jatagan w dłoni i mordował wszystko, co nastręczyło się jego wściekłości. W końcu ujrzałam wszystkie Włoszki z mego orszaku, jak również i matkę, poszarpane, pocięte w kawałki, zmasakrowane przez potworów, którzy wydzierali je sobie. Jeńcy, moi towarzysze, ci, którzy ich pojmali, żołnierze, majtki, pstrokaci, czarni, biali, Mulaci, wreszcie i sam kapitan, wszystko padło bez życia, a ja, umierająca, ległam na stosie trupów. Podobne sceny rozgrywały się, jak wiadomo, na przestrzeni trzystu mil, przy czym nie opuszczono ani jednej z modlitw codziennych nakazanych przez Mahometa.

Wydobyłam się z wielkim mozołem z ciżby spiętrzonych i krwawiących trupów i zawlokłam się pod drzewo pomarańczowe nad strumieniem; tam padłam zemdlona od grozy, znużenia, przestrachu, rozpaczy, wreszcie głodu. Niebawem owładnął mną sen podobniejszy do omdlenia niż do spoczynku. Pogrążona w tym stanie osłabienia i bezczucia, pomiędzy śmiercią a życiem, uczułam nagle ucisk czegoś poruszającego się na mym ciele; otwarłam oczy i ujrzałam białego przyjemnej powierzchowności, który wzdychał i mruczał między zębami:

— O, che sciagura d’essere senza coglioni32!

Przekaż 1% podatku na Wolne Lektury.
KRS: 0000070056
Nazwa organizacji: Fundacja Nowoczesna Polska
Każda wpłacona kwota zostanie przeznaczona na rozwój Wolnych Lektur.
Dalszy ciąg nieszczęść staruszki

Zdumiona i uszczęśliwiona, iż słyszę rodzinną mowę, zarazem zdziwiona treścią tego wykrzyknika, rzekłam, że istnieją większe nieszczęścia niż to, na które się żali; opowiedziałam mu w krótkich słowach o okropnościach, jakie przeszłam, i znowu popadłam w omdlenie. Zaniósł mnie do pobliskiego domu, kazał położyć do łóżka, nakarmić, usługiwał mi, pocieszał mnie, pieścił, powiadał, iż nic nie widział równie pięknego jak ja i że nigdy tyle nie żałował tego, czego mu już nikt nie wróci.

— Urodziłem się w Neapolu — rzekł — kapłoni się tam corocznie dwa do trzech tysięcy dzieci; jedne giną, inne zyskują głos piękniejszy niźli niewieści, niektórzy dochodzą do władztwa krajem33. Poddano mnie tej operacji z najlepszym skutkiem; zostałem śpiewakiem w kaplicy księżnej Palestryny.

— Mojej matki! — wykrzyknęłam.

— Twojej matki! — zawołał zalewając się łzami — jak to! byłaż byś pani ową młodą księżniczką, którą wychowywałem do szóstego roku i która zapowiadała, że będzie tak piękna jak ty właśnie!

— To ja, ja sama; matka znajduje się o sto kroków stąd, pocięta w kawałki, na stosie trupów...

Opowiedziałam wszystko, co mi się trafiło; on również opowiedział mi swoje przygody; mianowicie, w jaki sposób pewna potęga chrześcijańska wyprawiła go do króla Maroko34, iżby jej imieniem zawarł z tym monarchą traktat, mocą którego potencja owa miała mu dostarczać prochu, armat, okrętów, aby dopomóc do zniszczenia handlu innych chrześcijan.

— Misja moja ukończona — rzekł zbożny eunuch — śpieszę wsiąść na okręt w Ceucie i odwiozę cię do Włoch. Ma che sciagura d’essere senza coglioni!

Podziękowałam ze łzami; on zaś zamiast do Włoch zawiózł mnie do Algieru i sprzedał dejowi. Ledwie mnie tak zaprzedano, kiedy zaraza, która właśnie obiegła Afrykę, Azję, Europę, wybuchła w Algierze z największą wściekłością. Widziałaś pani trzęsienia ziemi, ale czy zdarzyło ci się widzieć morową zarazę?

— Nigdy — odparła baronówna.

— Gdybyś była widziała — podjęła stara — przyznałabyś, że to jest coś o wiele więcej niż trzęsienie ziemi. Choroba ta jest bardzo pospolita w Afryce; uległam jej. Wyobraź sobie, co za los dla córki papieża w piętnastym roku życia, która w ciągu trzech miesięcy doświadczyła nędzy, niewoli, była gwałcona niemal co dzień, patrzała, jak ćwiartowano jej matkę, poznała głód i wojnę i umierała na dżumę w Algierze! Nie umarłam; ale eunuch i dej, i prawie cały seraj zginęli.

Kiedy groza straszliwej zarazy minęła, sprzedano niewolników deja. Pewien kupiec nabył mnie i zawiózł do Tunisu; tam sprzedał mnie innemu kupcowi, który znowu odprzedał mnie w Trypoli; z Trypoli sprzedano mnie do Aleksandrii; z Aleksandrii do Smyrny; ze Smyrny do Konstantynopola. Dostałam się w końcu pewnemu adze janczarów, którego wysłano rychło, aby bronił Azowa przeciw Rosjanom.

Aga, który lubił dobrze żyć, zabrał z sobą cały seraj i umieścił nas w forteczce na Palus-Meotides, pod strażą dwóch czarnych eunuchów i dwudziestu żołnierzy. Narżnięto obficie Rosjan, ale oni oddali nam z nawiązką: spustoszono Azów ogniem i mieczem35, nie zważając na płeć ani wiek. Utrzymała się jedynie nasza forteczka; nieprzyjaciel zamierzył wziąć nas głodem. Dwudziestu janczarów przysięgło nie poddać się do ostatka. Przywiedzeni do ostateczności musieli zjeść dwóch eunuchów, aby ratować się od pogwałcenia przysięgi. Po upływie kilku dni postanowili zjeść kobiety.

Był z nami pewien imam, bardzo pobożny i miłosierny; ten wygłosił do janczarów piękną orację, w której skłonił ich, aby nas nie zabijali całkowicie.

— Wytnijcie — rzekł — każdej z pań na razie po jednym pośladku, będziecie mieli bardzo smaczną biesiadę; jeśli trzeba będzie powtórzyć, za kilka dni możecie znowuż wyciąć sobie porcję; niebo poczyta wam za dobre tak litościwy uczynek i pewnie doznacie odeń pomocy.

Imam był bardzo wymowny; przekonał ich. Poddano nas tej strasznej operacji; imam przyłożył nam balsam, którym opatruje się dzieci świeżo obrzezane: byłyśmy wszystkie wpół żywe.

Ledwie janczarowie uporali się z posiłkiem, jakiegośmy im dostarczyły, Rosjanie wdarli się po pomostach do fortecy: ani jeden janczar nie uszedł. Rosjanie nie zwracali najmniejszej uwagi na nasz stan. Nie masz miejsca na świecie, gdzie by się nie znalazł chirurg francuski: jeden taki, bardzo biegły w swej sztuce, zaopiekował się nami, uleczył nas: i, nie zapomnę tego póki życia, skoro rany moje zabliźniły się, uczynił mi pewne wymowne propozycje. Zresztą tłumaczył nam, byśmy się nie martwiły zbytnio; upewnił, że podobne rzeczy dzieją się nieraz w czasie oblężenia i że to jest prawo wojenne.

Skoro moje towarzyszki mogły chodzić, przepędzono je do Moskwy; ja przypadłam w udziale pewnemu bojarowi, który mnie zrobił ogrodniczką i dawał mi po dwadzieścia batogów dziennie; ponieważ jednak w dwa lata później magnatowi temu wraz z trzydziestoma innymi bojarami ucięto głowę z przyczyny jakiejś dworskiej intrygi, skorzystałam z tej przygody i uciekłam. Przewędrowałam całą Rosję; byłam długo służącą w szynkowni w Rydze, potem w Rostoku, Wismarze, Lipsku, Kassel, Utrechcie, Lejdzie, Hadze, Rotterdamie: zestarzałam się w nędzy i hańbie, mając jedynie pół pośladka i pamiętając ciągle, że jestem córką papieża; sto razy chciałam się zabić, ale kochałam jeszcze życie. Ta śmieszna słabostka jest może czymś najbardziej opłakanym w naszej naturze; czyż może być co głupszego, niż dźwigać ciężar, który co chwilę chciałoby się zrzucić, mieć wstręt do swego jestestwa i upierać się przy nim; pieścić węża, który nas pożera, póki nie przeżre się aż do serca?

W krajach, przez które los mnie przepędził, i w karczmach, w których sługiwałam, zdarzyło mi się widzieć niezliczoną mnogość osób czujących nienawiść do swej egzystencji; ale spotkałam między nimi ledwie dwanaście, które by dobrowolnie położyły koniec swej nędzy: trzech Murzynów, czterech Anglików, czterech Genewczyków i niemieckiego profesora nazwiskiem Robeck36. W końcu dostałam się w służby Żyda Issachara; umieścił mnie u ciebie, piękna panienko; przywiązałam się do ciebie i bardziej byłam przejęta twą dolą niż moją własną. Nie wspomniałabym nawet o swoich nieszczęściach, gdybyś mnie nie podrażniła nieco, i gdyby podczas jazdy okrętem nie było w zwyczaju opowiadać sobie historyjek. Słowem, moja panienko, mam doświadczenie, znam świat; zrób sobie tę przyjemność, wezwij każdego z podróżnych, aby opowiedział swe dzieje; jeśli znajdzie się bodaj jeden który by często nie przeklinał życia, któremu by się nie zdarzyło powiadać sobie w duchu że jest najnieszczęśliwszy z ludzi, wrzuć mnie, proszę, na łeb do morza”.

Jako Kandyd musiał się rozstać z piękną Kunegundą i ze staruszką

Piękna Kunegunda, wysłuchawszy dziejów staruszki, zaczęła się odnosić do niej ze względami należnymi osobie jej urodzenia i stanu. Podjęła propozycję; wezwała wszystkich podróżnych jednego po drugim, aby opowiedzieli swoje przygody. I Kandyd, i ona sama musieli przyznać, że stara ma słuszność.

— Wielka szkoda — rzekł Kandyd — że roztropnego Panglossa powieszono, wbrew obyczajom, podczas autodafé; powiedziałby nam wspaniałe rzeczy o niedolach, od których roją się ziemia i morze; ja zaś zdobyłbym się na to, aby mu przedłożyć uniżenie niejakie wątpliwości.

Gdy każdy kolejno opowiadał swe dzieje, okręt posuwał się naprzód. Wylądowano w Buenos-Aires. Kunegunda, kapitan Kandyd i stara udali się do gubernatora, don Fernanda d’Ibaara y Figueora y Maskarenes y Lampurdos y Suza. Pan ów odznaczał się dumą, jaka przystała posiadaczowi tylu imion. Przemawiał do ludzi z najszlachetniejszą wzgardą, zadzierając nos tak wysoko, podnosząc głos tak niemiłosiernie, przybierając ton tak górny i postawę tak wyniosłą, że wszyscy, którzy składali mu pokłony, czuli niewymowną pokusę wyłojenia mu skóry. Dygnitarz ten lubił kobiety do szaleństwa. Kunegunda wydała mu się najpiękniejszą istotą na ziemi. Pierwszą rzeczą, o którą zapytał, było, czy jest żoną kapitana. Ton, jakim zadał pytanie, przestraszył Kandyda: nie śmiał powiedzieć, że jest żoną, ponieważ w istocie nią nie była; nie śmiał powiedzieć, że siostrą, bo nie była nią również, mimo że to wygodne kłamstwo było niegdyś w modzie u starożytnych i mogło się nadać dla współczesnych, dusza jego była zbyt czysta, aby sprzeniewierzyć się prawdzie.

— Panna Kunegunda — odpowiedział — ma zamiar zaszczycić mnie swą ręką i błagamy Waszą Ekscelencję, aby raczyła zezwolić na nasz ślub.

Don Fernando d’Ibaraa y Figueora y Maskarenes y Lampurdos y Suza podkręcił wąsa, uśmiechnął się dwuznacznie i nakazał kapitanowi, aby pośpieszył odbyć przegląd swej kompanii. Kandyd usłuchał; gubernator został z Kunegundą. Wyznał jej swą miłość, zaklął się, iż nazajutrz zaślubi ją w obliczu Kościoła lub też inaczej, wedle tego, jakie będzie życzenie jej wdzięków. Kunegunda poprosiła o kwadrans czasu, aby się mogła skupić, naradzić ze starą i powziąć postanowienie.

Stara rzekła:

— Panno Kunegundo, masz pani siedemdziesiąt dwa pokoleń i ani szeląga; od ciebie jedynie zależy zostać żoną najmocniejszego pana południowej Ameryki, który ma w dodatku bardzo piękne wąsy; tobież przystało bawić się w niedorzeczną wierność? Zgwałcili cię Bułgarzy; Żyd i inkwizytor cieszyli się twymi łaskami; nieszczęście uprawnia człowieka do wielu rzeczy. Przyznaję, iż, gdybym była na twoim miejscu, nie wahałabym się zaślubić gubernatora oraz tą samą okazją zapewnić los kapitanowi Kandydowi.

Gdy stara przemawiała w ten sposób, z całą roztropnością, jaką daje wiek i doświadczenie, zawinął do portu mały okręcik, wiozący na pokładzie alkada37 i algazilów38; i oto co się okazało:

Stara dobrze odgadła, że to ów franciszkanin ukradł pieniądze i klejnoty w Badajos, wówczas gdy tak spiesznie uciekali z Kandydem. Mnich próbował odprzedać nieco klejnotów złotnikowi. Złotnik rozpoznał własność Wielkiego Inkwizytora. Franciszkanin, nim go powieszono, przyznał się, komu je ukradł; wskazał osoby i kierunek, w którym się udały. Ucieczka Kandyda i Kunegundy była już wiadoma: tropiono ich aż do Kadyksu oraz, nie tracąc czasu, wysłano okręt za nimi. Okręt ten był już w porcie Buenos-Aires. Rozeszła się pogłoska, że przybył alkad i poszukuje morderców wielkiego Inkwizytora. Przezorna staruszka

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 ... 16
Idź do strony:

Darmowe książki «Kandyd - Voltaire (Wolter) (barwna biblioteka txt) 📖» - biblioteka internetowa online dla Ciebie

Uwagi (0)

Nie ma jeszcze komentarzy. Możesz być pierwszy!
Dodaj komentarz