Bez dogmatu - Henryk Sienkiewicz (gdzie czytac za darmo ksiazki .TXT) 📖
Dziennik Leona Płoszowskiego, będący diagnozą współczesnego Sienkiewiczowi dekadenckiego młodego pokolenia.
Płoszowski, inteligentny, wykształcony i bogaty mężczyzna wiodący bezproduktywne życie, nie może odnaleźć swojego miejsca w świecie. Codzienność upływa mu na rozrywkach, spotkaniach oraz podróżach, a wszystkie zdarzenia i przemyślenia opisuje w dzienniku. Leon, dzięki staraniom swojej ciotki, poznaje piękną Anielkę i zakochuje się w niej z wzajemnością. Zagraniczny wyjazd, wymuszony śmiercią ojca mężczyzny, zmienia ich relację. Leon nabiera wątpliwości i wdaje się w romans. Po jego powrocie do Polski okazuje się, że sytuacja diametralnie się zmieniła.
- Autor: Henryk Sienkiewicz
- Epoka: Pozytywizm
- Rodzaj: Epika
Czytasz książkę online - «Bez dogmatu - Henryk Sienkiewicz (gdzie czytac za darmo ksiazki .TXT) 📖». Wszystkie książki tego autora 👉 Henryk Sienkiewicz
Klara.”
Jest we mnie człowiek, który umie odczuć i ocenić każde słowo tego listu. Nic z niego dla mnie nie ginie i mówię sobie: tembardziej warto wrócić, im bardziej to serce jest uczciwe, proste i kochające.
Ale jest we mnie także człowiek zmęczony, któremu odebrano siłę życia, który, współczując, nie kocha, bo w tamto uczucie włożył wszystko, co w nim było — i który widzi jasno, że gdy raz odejdzie, to już mu będzie niepodobieństwem wrócić.
28 Października
Jestem zupełnie pewny, że Klara wcale nie wróci do Berlina, a co więcej, że ona, wyjeżdżając do Hanoweru, wyjeżdżała już ze stanowczym zamiarem nie wracania. Chciała uniknąć moich podziękowań. Myślę o niej z żalem i wdzięcznością, a żal mi najbardziej tego, że ona nie trafiła na innego, niż ja, człowieka. Jest w tem wszystkiem jakaś ironia losu; gdybym ja Klarę choć w setnej części tak kochał, jak kochałem Anielkę, możnaby z tego stworzyć cały świat szczęścia. Ale co mi z tego przyjdzie, jeżeli będę sam siebie łudził? Ja dotąd jestem pod jarzmem wspomnień. Przypominam sobie tę Anielkę taką, jaką była w Płoszowie, w Warszawie, w Gasteinie — i od tej przeszłości nie mogę oderwać myśli. Zresztą tyle weszło w nią sił i życia, że się nawet sobie nie dziwię. Jak może być inaczej? Człowiekowi najtrudniej jest niepamiętać.
Co chwila chwytam się na rozpamiętywaniach o Anielce — i chcąc się od nich uwolnić, muszę sobie przypomnieć, że ona już jest inna, że uczucia jej popłyną, a prawdopodobnie już popłynęły, w zupełnie innym kierunku i że ja jestem już dla niej niczem.
Dawniej wolałem o tem nie myśleć, bo mi głowa pękała, teraz czasem czynię to umyślnie, bo inaczej nie umiem się bronić głosom, które podnoszą się we mnie i coraz częściej pytają: „Co ona winna, że jej narzucono to dziecko? skąd wiesz, co się dzieje w jej sercu? nie byłaby kobietą, gdyby nie pokochała dziecka, skoro ono na świat przyjdzie, ale kto ci powiedział, że nie czuje się teraz równie nieszczęśliwa, jak ty?”
I chwilami zdaje mi się, że ona może być jeszcze nieszczęśliwszą, a wówczas chciałbym dostać drugiego zapalenia płuc. Życie z takim chaosem myśli jest niemożliwe.
30 Października
Im czuję się zdrowszy, tem częściej wracam do dawnego błędnego koła. Doktor twierdzi, że za kilka dni będę mógł wyjechać. I pojadę, bo tu mi jest za blisko do Warszawy i Płoszowa. Jestto może jedno z moich nerwowych dziwactw, ale wydaje mi się, że w Rzymie, na Babuino, będzie mi spokojniej. Nie obiecuję sobie nie myśleć o przeszłości — owszem, będę o niej myślał od rana do wieczora, ale to już będą rozmyślania, podobne chyba do takich, jakie się snują za kratą klasztorną. Zresztą, czy ja wiem, co będzie?! — wiem tylko, że tu nie wysiedzę. Po drodze wstąpię do Angelego. Muszę w Rzymie mieć jej portret.
2 Listopada
Porzucam Berlin, wyrzekam się Rzymu i wracam do Płoszowa. Dawniej już napisałem: „To nietylko najbardziej kochana kobieta, to już moja najdroższa w świecie głowa.” Tak jest! tak jest! Niech to się sobie nazywa newrozą, czy szaleństwem starczem, czy czem chce, wszystko mi jedno: ja mam to już we krwi i w duszy. Pojadę do Płoszowa, będę jej służył, będę jej doglądał, pilnował — i za całą nagrodę chcę tylko patrzeć na nią.
Dziwię się, jak mogłem przypuszczać, że potrafię żyć bez jej widoku. Jeden list ciotki wyprowadził na jaw to, co było we mnie. Ciotka mówi: „Nie rozpisywałam się o nas, bo nie mogłam ci donieść nic wesołego, a że nie umiem kłamać, więc wolałam milczeć, niż cię niepokoić, wiedząc, że nie jesteś zdrów. Mam wielkie zmartwienie z powodu Kromickiego i chciałabym zasięgnąć twej rady. Stary Chwastowski pokazywał mi list syna, w którym ten donosi, że interesa Kromickiego są w najokropniejszym stanie, a on sam zagrożony odpowiedzialnością sądową. Wszyscy go tam zawiedli. Zażądano nagle olbrzymich dostaw, że zaś termin był krótki, więc on nie mógł sprawdzić, czy materyał, jakiego mu dostarczono, był dobry. Otóż wszystko okazało się złe, zepsute i fałszywe — i wszystko zostało odrzucone — a w dodatku wisi nad Kromickim proces o oszustwo. Oby Bóg dał, żeby choć to na niego nie spadło, tembardziej, że jest zupełnie niewinny. Mniejsza o ruinę, byleby nie było hańby. Ale ja tracę głowę, co zrobić i jak go ratować? Boję się narazić tej sumy, którą przeznaczyłam dla Anielki, a tu trzeba koniecznie uwolnić go przynajmniej od procesu. Radź, Leonie, bo ty masz rozum i zawsze umiesz jakiś plan wymyślić. Ani Celinie, ani Anielce, nie powiedziałam dotąd ani słowa, bo zwłaszcza Anielka niepokoi mnie okropnie. Nie wyobrazisz sobie, co się z nią teraz dzieje. Celina jest zacna kobieta, ale zawsze przesadzała w pruderyi i tak samo wychowała Anielkę. Nie wątpię, że Anielka będzie najlepszą matką, ale teraz aż złość mnie czasem bierze, bo kiedy się wychodzi za mąż, to trzeba być gotową na następstwa, a tymczasem Anielka jest w takiej rozpaczy, jakby to była hańba. Codzień widuję na jej twarzy ślady łez. Litość bierze patrzeć na jej zmizerowaną twarz, podbite oczy, na tę gotowość do płaczu, na ten wyraz jakiejś boleści i upokorzenia, który ma w oczach. Jak życie moje, nie widziałam, żeby kobieta tak znosiła ten stan. Próbowałam perswazyi i łajania, ale to nic nie pomaga. Powiem ci szczerze, że nadto ją kocham, a może być, iż na starość tracę dawną energię. Przytem, to takie skądinąd poczciwe! Żebyś ty wiedział, jak ona codzień dopytuje się o ciebie, czy nie było listu, czyś zdrów, gdzie zamierzasz jechać, jak długo zabawisz w Berlinie? Ona wie, że ja lubię rozmawiać o tobie i umyślnie po całych godzinach rozmawia. Żeby tylko Bóg zlitował się nad nią i dał jej siłę do zniesienia tych zmartwień, które ją czekają. Ja wprawdzie, tak boję się o jej zdrowie, że nie mam odwagi jednem słowem jej napomknąć o położeniu męża. Ale przecie prędzej, później, musi to wyjść na jaw. Nie mówiłam nic także i Celinie, bo ona ogromnie przybita rozdrażnieniem Anielki i zachodzi w głowę, dlaczego Anielka bierze tak tragicznie swój stan?”
Dlaczego? Ja jeden w świecie to rozumiem, ja jeden mógłbym odpowiedzieć na to pytanie — i dlatego — wracam do Płoszowa.
Nie! Ona nie swój stan bierze tragicznie, ale moją ucieczkę, moją rozpacz, której się domyśla, ale potarganie tego stosunku, który stał jej się drogim od czasu, jak po tylu trudach, tylu cierpieniach i wysileniach zdołała go wreszcie zmienić na czysty. Teraz oto wchodzę w jej duszę i myślę za nią. Jej tragedya jest warta mojej. Od chwili, gdym wrócił do Płoszowa, uczucie walczyło w tej niepowszednio szlachetnej istocie z obowiązkiem. Chciała pozostać czystą i wierną temu, komu zaprzysięgła wiarę, bo natura jej duchowa wyłącza brud i kłamstwo, a jednocześnie nie mogła oprzeć się uczuciu dla człowieka, którego pokochała pierwszą miłością — i nie mogła tembardziej, że ten człowiek był przy niej, że ją kochał i był nieszczęśliwy.
Całe miesiące płynęły jej w najstraszniejszej rozterce. Nareszcie, gdy nastała chwila uspokojenia, gdy wydało się jej, że to uczucie przeszło w związek dusz tak nadziemski, iż ani czystość myśli, ani zaprzysiężona wiara na nim nie tracą — nagle wszystko rozerwało się i ona została sama, z takąż pustką przed sobą, jak moja. Oto powód jej teraźniejszej niedoli.
Czytam obecnie w jej duszy, jak w książce — i dlatego wracam.
Również, widzę dopiero teraz, że ja prawdopodobnie nie byłbym jej opuścił, gdybym miał zupełną pewność, że jej uczucie dla mnie przetrwa wszelkie wypadki. Sama zwierzęca zazdrość, która przepełnia serce wściekłością, a wyobraźnię ohydnemi widzeniami tych praw, z których korzystał kto inny, nie miałaby dość siły, aby mnie oderwać od tej kobiety, w której był mój świat. Ale ja sądziłem, że to dziecko, zanim jeszcze przyjdzie na świat, już owładnie wszystkiemi jej uczuciami, że zbliży ją do męża, a mnie wymaże na zawsze w jej sercu z listy żyjących.
I nie łudzę się; wiem, że nie będę dla niej tem, czem byłem, a zwłaszcza czem mogłem zostać, gdyby nie ten zbieg rzeczy. Mogłem bowiem zostać jej jedyną drogą istotą, wiążącą ją z życiem i szczęściem — teraz zaś tak już nie będzie. Ale póki będzie się w niej tliła choć iskierka uczucia dla mnie, nie odejdę, bo odejść nie mogę i nie mam dokąd.
Więc wrócę i zacznę tę iskrę rozdmuchiwać i zacznę się rozgrzewać przy niej. Gdybym tego nie uczynił, zmarzłbym niechybnie.
Odczytuję jeszcze raz te słowa ciotki: „Żebyś ty wiedział, jak ona codzień dopytuje o ciebie, czy nie było listu, czyś zdrów, jak długo zabawisz w Berlinie” — i nie mogę się niemi nasycić. Zupełnie mi jest tak, jakbym umierał z głodu i jakby mi ktoś niespodzianie przyniósł kawałek chleba. Jem — i z wdzięczności chce mi się płakać. Może to już miłosierdzie Boże zaczyna się nademną?
Bo jednak czuję, żem ja się zmienił przez te ostatnie dni — i że dawny człowiek zmarł we mnie. Ja już się nie będę burzył przeciw jej woli, przeniosę wszystko, uspokoję ją, uciszę, wyratuję nawet jej męża...
4 Listopada
Po namyśle zatrzymałem się jeszcze w Berlinie przez dwa dni. Jestto z mojej strony ofiara, bo ledwie mogę tu usiedzieć, ale trzeba było koniecznie wysłać naprzód list, donoszący, że przyjeżdżam. Depesza mogłaby Anielkę nastraszyć, równie jak moje niespodziewane przybycie. Wysłałem list wesoły, a zakończyłem go tak serdecznem pozdrowieniem dla Anielki, jakby nigdy nic między nami nie zaszło. Chcę, żeby zrozumiała, iż pogodziłem się z moim losem i że wracam takim, jakim byłem dawniej.
Ciotka zapewne spodziewała się trochę mego przyjazdu.
Warszawa, 6 Listopada
Przyjechałem dziś rano. Ciotka uprzedzona moim listem, czekała mnie w Warszawie.
W Płoszowie nieźle, Anielka spokojniejsza. Od Kromickiego nie było żadnych w ostatnich czasach wiadomości.
Biedne ciotczysko powitało mnie okrzykiem: „Co się z tobą stało, Leonie!” Nie wiedziała nic, żem chorował, a oczywiście tak długa choroba musiała mnie mocno wycieńczyć. Prócz tego, włosy moje posiwiały tak przy skroniach, że waham się czy ich sztucznie nie przyciemniać. Nie chcę teraz być starym, ani wyglądać na starego.
Ale i ciotka zmieniła się w ostatnich czasach ogromnie. Przecie nie tak dawno, jakeśmy się rozłączyli, a znalazłem ogromną różnicę. Twarz jej straciła jakoś dawny stanowczy wyraz, rysy stały się jednak więcej nieruchome. Zauważyłem zaraz, że głowa poczyna jej się nieco trząść, co się szczególnie daje widzieć, gdy czego słucha z uwagą. Gdym jej się wypytywał z niepokojem, jak się ma, odpowiedziała mi z całą, właściwą sobie otwartością:
— Po powrocie z Gasteinu miałam się wybornie — ale teraz obróciło się wszystko na złe i czuję, że już na mnie czas.
Po chwili zaś dodała:
— Wszyscy Płoszowscy kończą na paraliż — mnie zaś lewa ręka drętwieje co rano. Ale nie warto o tem mówić — wola Boska.
I nie chciała więcej mówić. Natomiast naradzaliśmy się obszernie, jak przyjść w pomoc Kromickiemu i postanowiliśmy nie dopuścić do procesu, choćby kosztem największych ofiar. Ratować go od ruiny nie mogliśmy, chyba za cenę naszej własnej ruiny, na co niepodobna się było zgodzić ze względu na Anielkę. Uczyniłem projekt sprowadzenia, po usunięciu procesu, Kromickiego do kraju i osadzenia go na gospodarstwie. Bóg widzi, że cała dusza wzdrygała się we mnie na samą myśl jego obecności przy Anielce, ale żeby ofiara była zupełną, postanowiłem wypić i tę truciznę.
Ciotka ofiaruje się oddać mu jeden ze swoich folwarków, przyległych do Płoszowa, ja dostarczę odpowiedniego kapitału i wszystko to, razem wzięte, utworzy wiano Anielki. Kromicki musi się tylko zobowiązać do porzucenia raz na zawsze spekulacyj.
Tymczasem wyślemy mu w pomoc jednego z adwokatów tutejszych, zaopatrzonego we wszelkie środki, potrzebne do umorzenia procesu.
Skończywszy tę naradę, począłem wypytywać o Anielkę. Ciotka opowiadała mi o niej bardzo obszernie; powiedziała mi między innemi, że zmieniła się już znacznie i zbrzydła. Usłyszawszy to, uczułem tylko większą litość dla niej. Nic już nie potrafi odwrócić od niej mego serca.
To moja głowa najdroższa!
Chciałem dziś, zaraz po naradzie, jechać do Płoszowa, ale ciotka oświadczyła, że jest zmęczona i że pragnie zanocować. Ponieważ przyznałem się jej, żem był chory na zapalenie płuc, więc podejrzewam ją, że została umyślnie, by mnie nie narażać na drogę w powozie podczas niepogody.
Deszcz pada od rana.
Zresztą, nie mogliśmy dziś wyjechać, a jutro wyjedziemy prawdopodobnie dopiero wieczorem. Sprawa Kromickiego wymaga pośpiechu. Trzeba zaraz jutro umówić adwokata i wysłać go jak najprędzej.
7 Listopada
Przyjechaliśmy do Płoszowa o siódmej wieczór; teraz jest północ i cały dom już śpi. Chwała Bogu, powitanie nie wzruszyło jej nadto. Wyszła do mnie zmieszana, z przymusem, z niepewnością, z zawstydzeniem i jakby ze strachem w oczach, ale ja sobie przysiągłem, że powitam ją tak swobodnie, tak naturalnie, jakbyśmy się wczoraj rozstali. I odjąłem powitaniu wszelki odcień przejednania, przebaczenia i wszelki nastrój uroczysty. Spostrzegłszy ją, zbliżyłem się do niej spiesznie i wyciągnąwszy ręce, zawołałem prawie wesoło:
— Jak się masz, Anielko kochana! Tak stęskniłem się za wami, żem odłożył swoją morską podróż
Uwagi (0)