Księga dżungli - Rudyard Kipling (książki w bibliotece .txt) 📖
Mauli, chłopiec wychowany przez wilki w dżungli i przyjęty do społeczności, musi niebawem opuścić dżunglę — jest już prawie dorosłym człowiekiem i musi wrócić do ludzi.
Zanim odejdzie, będzie musiał nie tylko pożegnać się z opiekunami, lecz także pokazać tym, którzy go nie akceptowali i chcieli zabić jako dziecko, swoją potęgę. W życiu Mauliego zajdą niebawem ogromne zmiany. Doświadczenie zdobyte w dżungli oraz nauki od zwierząt nie zostaną jednak tak szybko zapomniane.
Księga dżungli to najsłynniejsza powieść autorstwa angielskiego pisarza Rudyarda Kiplinga, wydana w 1894 roku. Wielokrotnie ekranizowana, stała się jedną z najbardziej popularnych narracji, ma wiele odniesień w innych tekstach kultury. Rudyard Kipling zasłynął przede wszystkim jako autor powieści młodzieżowych.
- Autor: Rudyard Kipling
- Epoka: Współczesność
- Rodzaj: Epika
Czytasz książkę online - «Księga dżungli - Rudyard Kipling (książki w bibliotece .txt) 📖». Wszystkie książki tego autora 👉 Rudyard Kipling
— Wracaj niedługo! — dodał wilk-ojciec — Wracaj niedługo, kochana, rozumna żabko, jeśli chcesz nas zobaczyć, bo wraz z matką jesteśmy już starzy oboje.
— Odwiedź nas rychło, drogi, mały nagusku!— powiedziała matka-wilczyca — Teraz, przy rozstaniu, mogę ci powiedzieć, że kochałam cię bardziej od moich własnych dzieci!
— Powrócę niezawodnie! — odrzekł Mauli — Powrócę niedługo po to, by rozesłać skórę Shere Khana na Skale Rady. Nie zapominajcież tedy o mnie i powiedzcie wszystkim w całej dżungli, by również o mnie nie zapominali.
Świt się czynił właśnie, gdy Mauli zeszedł ze wzgórza, kierując się w stronę, kędy przebywały dziwne, tajemnicze istoty, zwane ludźmi.
To, co mamy opowiedzieć, stało się dużo przed czasem, kiedy Mauli10 został wydalony ze stada wilków seeoneeńskich i skarcił należycie tygrysa Shere Khana.
Wówczas to dopiero stary Balu11 uczył go praw dżungli. Opasły i zwalisty, brunatny niedźwiedź stary był już i poważny, dotąd atoli nie miał jeszcze tak sprytnego i łatwo pojmującego wychowanka, toteż cieszył się nim bardzo. Młode wilki nie chciały zazwyczaj z całego kodeksu praw zapoznawać się z niczym więcej ponad przepisy, dotyczące ludu wilków i najbliższych pobratymców. Uważały się za zupełnie wykształcone, skoro tylko wyuczyły się jako tako tej reguły:
— Nogi nie sprawiają szelestu, oczy przenikają ciemń, uszy czują wiatr, a kły są białe i ostre. Oto oznaki, po których poznajemy bliźnich naszych. Coś podobnego cechuje również szakala Tabaki12 i hienę cętkowaną, ale twory owe są godne pogardy.
Tyle tylko umiały wilki, ale Mauli był człowiekiem, nauczył się tedy mnóstwa innych rzeczy.
Czasem zaciekawiona tą nauką Bagera13, czarna pantera wędrująca bezustannie po dżungli, przysłuchiwała się lekcjom chłopca, leżąc w trawie z głową opartą o pień drzewa. Mauli umiał równie dobrze wspinać się na drzewa, jak pływać i biegać, Balu przeto, w przeświadczeniu, że winien znać wszystkie prawa uczył go zarówno przepisów leśnych, jak i wodnych. Musiał się nauczyć rozróżniać gałąź zdrową od spróchniałej, by nie spaść na ziemię, wiedzieć, jak się przemawia do dzikich pszczół, gdy się spotka niespodzianie barć na znacznej wysokości i nie tylko nie chce zostać pokąsany, ale ma zamiar dostać w podarku smakowitego miodu, a także nie zawadziły mu inne wiadomości. Trzeba naturalnie przeprosić uprzejmie nietoperza, Manga, gdy się go przypadkiem zbudzi w gęstwinie w biały dzień, a trzeba również uprzedzić węże wodne, w jeziorach leśnych mieszkające, zanim się da nura do wody, celem odświeżenia ciała. Dżungla pełna jest ludów rozmaitych, z których żaden nie lubi, by go niepokojono, toteż niewykształconemu i nieznającemu praw, obyczajów i haseł wielkie wszędzie zagraża niebezpieczeństwo.
Poza tym nauczył się Mauli wszystkiego, czego potrzeba w wycieczkach łowieckich zagranicą. Ktokolwiek chce polować poza obrębem własnego terytorium, winien dawać hasło właściwe i powtarzać je tak długo, aż otrzyma odpowiedź. Prawo zabrania przekraczać granice i trzeba koniecznie poprosić.
— Pozwólcie mi polować tutaj, bowiem jestem głodny!
A odpowiedź, o ile jest przychylna, brzmi:
— Poluj swobodnie, ale tylko dla zaspokojenia głodu, łowów dla przyjemności zabraniamy ci stanowczo!
Z tego, cośmy powiedzieli, widać, jakie mnóstwo wiadomości przyswoić sobie musiał Mauli, a powtarzanie ich na pamięć w kółko po sto razy na dzień nużyło go bardzo. Pewnego dnia Balu skarcił go za nieposłuszeństwo uderzeniem łapy, gdy się zaś oddalił, rzekł nauczyciel do Bagery:
— Mauli, choć mały jeszcze, jest jednak człowiekiem, przeto musi poznać prawo dżungli od deski do deski.
— Słusznie mówisz! — odrzekła — Zważ tylko, że jest bardzo mały i nie może mu się w głowie pomieścić cała twoja wiedza.
Bagera byłaby niewątpliwie na nic rozpieściła chłopca, gdyby jej powierzono jego wychowanie.
— Każde, najmniejsze nawet stworzenie w dżungli może zostać zabite. Dlatego musi się bronić chłopak i dlatego uczę go wszystkiego, a karzę, oczywiście bardzo delikatnie, gdy na to zasłuży.
— Delikatnie? — zdziwiła się — Czyż ty, stary rozbójniku, wiesz, co znaczy delikatność? Przez tak zwaną delikatność twą ma dzisiaj twarz i całe ciało posiniaczone! Wstydź się!
— Lepiej, bym go zbił całego na kwaśne jabłko — odrzekł Balu — ja, który go kocham, niżby skutkiem nieuctwa spotkać go miało nieszczęście w kniei. Właśnie teraz uczę go zaklęć, które go ochronią przed napaścią ptaków, ludu węży oraz wszystkich czworonogów, oczywiście z wyjątkiem jego własnego ludu. Gdy sobie je przyswoi, będzie w stanie przywołać na pomoc w potrzebie całą dżunglę. Czyż dla pozyskania takich korzyści nie warto poddać się lekkiej karze?
— Pamiętaj tylko, Balu, byś kiedy nie zabił chłopca. Nie jest to przecież pień, o który ostrzyć można stępione pazury. Ale rada bym posłyszeć owe zaklęcia, mimo że nie nawykłam zwracać się o pomoc do nikogo.
Tak mówiła Bagera, przyglądając się z lubością swym zakrzywionym, lśniącym połyskiem stali szponom.
— Zawołam chłopca, by ci je powtórzył. Może się zdecyduje przyjść tutaj. Mauli! Chodź tu zaraz! Słyszysz?
Chłopiec ozwał się z wierzchołka drzewa, niechętnie, głosem rozkapryszonym:
— Dość mam tego, burzy mi w głowie od ciągłej nauki!
Po chwili jednak zsunął się na dół i stanął przed nimi, ale minę miał na poły obrażonego skarceniem.
— Przychodzę do Bagery, nie do ciebie, niepoczciwy, stary Balu! — powiedział.
— Jest mi to obojętne! — rzekł Balu, starając się ukryć, jak bardzo dotknęły go słowa wychowanka. — Powtórz Bagerze zaklęcia, których nauczyłeś się dzisiaj!
— Zaklęcia? A którego z ludów? — spytał Mauli zadowolony, że będzie się mógł popisać umiejętnością, — W dżungli ludy mówią różnymi narzeczami, a ja znam wszystkie bez wyjątku!
— Nie pleć! Umiesz coś nie coś, ale daleko ci do doskonałości! — zauważył Balu i dodał, zwracając się do Bagery — Widzisz, Bagero, jaką to wdzięczność otrzymuje w udziale nauczyciel. Ani jeden wilk nie podziękował mi dotąd za naukę. No, mów, skoroś taki mądry, jakie jest zawołanie ludów czworonożnych czasu łowów.
— Ja i wy jesteśmy jednej krwi! — zawołał Mauli głosem niedźwiedzi, dodając okrzyk właściwy ludowi niedźwiadków.
— Dobrze! — rzekł Balu. — A teraz powiedz hasło ptaków.
Mauli wygłosił to samo odmiennym akcentem, dodając krzyk sępa.
— A teraz hasło wężów! — rzekła Bagera.
Mauli wydał syk niepodobny do naśladowania potem zaś, zadowolony z siebie samego, podskoczył, zaklaskał w dłonie i usiadł okrakiem na grzbiecie pantery, waląc ją piętami po bokach i wykrzywiając się szkaradnie staremu Balu.
— Znowu ci się za to należy lanie! — zgromił go niedźwiedź, zadowolony w gruncie z ucznia — Czekaj! Co się odwlecze to nie uciecze!
Potem opowiedział Bagerze, jak Mauli udał się do dzikiego słonia-samotnika, imieniem Hati14, który posiada mądrość nieprzebraną i jak tenże Hati zaprowadził chłopca do pewnego jeziora, gdzie wielki pyton nauczył go hasła ludu wężów, którego sam Balu wymówić nie był w stanie. Mauli, dodał niedźwiedź, jest teraz zabezpieczony od wszelkich wypadków w dżungli, a żadne stworzenie, czy to czworonóg, czy ptak lub wąż nie uczyni mu najmniejszej krzywdy.
— Nie potrzebuje się już lękać nikogo! — zakończył, drapiąc się z zadowoleniem po kudłach.
— Prócz członków własnego ludu! — mruknęła doświadczona Bagera, a potem powiedziała głośniej do chłopca:
— Cóż to wyrabiasz, chłopcze! Przestańże mnie walić po bokach!
Mauli, chcąc zwrócić na siebie uwagę rozmawiających, kopał raz po raz panterę i szarpał ją za skórę na karku. Dokazawszy swego, krzyknął głośno i radośnie:
— Niezadługo będę miał własne stado i będę go wiódł po nadziemnych gościńcach wedle woli.
— Cóż to znów za głupstwa gadasz, chłopcze? — spytała Bagera.
— To prawda! Będziemy rzucać gałęzie i różne paskudztwa na głowę rudego Balu! — krzyknął upojony Mauli. — Rzecz postanowiona!
— Uuu! — warknął Balu i olbrzymią swą łapą zmiótł chłopca z grzbietu pantery, tak że legł na grzbiecie tuż przed nim. Leżąc zauważył, że stary nauczyciel jest mocno rozsierdzony.
— Mauli! — powiedział Balu — Zdaje mi się, że musiałeś rozmawiać z bander-logami, z ludem małp!
Mauli spojrzał na Bagerę, chcąc się dowiedzieć, co o tym myśli, ale zauważył, że oczy jej błyszczą zimnym, stalowym, okrutnym blaskiem.
— Zadawałeś się więc z ludem małp — warczał niedźwiedź — z rudymi bestiami, nie znającymi praw, z hołotą, co pożera wszystko bez wyboru? Haniebnego się dopuściłeś czynu, Mauli!
— Balu! — zawołał Mauli, leżąc dalej — Wybiłeś mnie po głowie, więc odszedłem bardzo smutny, a wówczas rude małpy spuściły się z drzew, by się nade mną użalić. One jedynie ujęły się za mną!
Zaczął płakać rzewnie.
— Litość małp... to cisza górskiego potoku, to chłód słońca w porze letniej, to absurd! — rzeki Balu — I cóż stało się dalej? Mówże, chłopcze!
— Przyniosły mi orzechów i innych przysmaków, potem zaś wzięły mnie w ramiona i zaniosły na sam szczyt drzewa. Tam oświadczyły, że jestem ich krewniakiem, a brak mi tylko ogona. Przyrzekły mnie uczynić swym naczelnikiem i wodzem.
— Małpy nie mają wodzów! — warknęła Bagera — Skłamały, jak zresztą zawsze kłamią!
— Okazywały mi dużo sympatii i prosiły, bym do nich wrócił! Dlaczegóż to żadne z was nie zapoznało mnie dotąd z ludem małp? Wszakże chodzą, jak ja na dwu nogach! Przy tym są delikatne, nie dają szturchańców łapami. Są wesołe i bawią się po całych dniach. Pójdę do nich! Puść mnie, szkaradny Balu! Chcę z nimi poigrać!
— Milcz! — ryknął gromowo Balu, aż ryk ten rozległ się echem po dżungli. — Nauczyłem cię praw obowiązujących wszystkie ludy puszczy prócz ludu małp, żyjącego na drzewach! A stało się to dlatego, ponieważ zwierzęta owe nie mają praw, nie znają ojczyzny, a nawet własnym nie posługują się językiem. Mowa ich składa się z wyrazów podsłuchanych i skradzionych innym, szlachetnym ludom, które szpiegują z wysokości drzew. Nie ma nic wspólnego pomiędzy wolnymi ludami puszczy, a tą bandą. Rude małpy nie mają wodzów, nie posiadają też zgoła pamięci. Wrzeszczą przez cały dzień, wychwalając się, iż są ludem wielkim, zdolnym do czynów niezwykłych, do zawładnięcia dżunglą, ale wystarczy, by spadł orzech z drzewa, a zaraz zapominają o wszystkim i zanoszą się od śmiechu. Nikt w całej puszczy nie zadaje się z małpami, nie uczęszczamy tam, gdzie one przebywają, nie pijemy z tych samych źródeł, nie polujemy wraz z nimi, a nawet zwłoki nasze znajdują się daleko od ich trupów. Wszakże sam wiesz, że nikt do dziś dnia nie wspomniał ci o bandar-logu.
— Prawda! — przyznał Mauli, a słowo to zatętniło donośnie w ciszy, jaka nastała, gdy Balu zamilkł.
— Wszystkie ludy dżungli wygnały imię ich z pamięci swojej. Małpy są głupie, złe, niechlujne, bezczelne, nie posiadają odrobiny wstydu, a pałają jednym tylko pożądaniem, chcą, by ludy puszczy zwracały na nie uwagę. Ale nie zważamy na nie wcale, wówczas nawet, kiedy obrzucają nas orzechami, gałęźmi i rożnym paskudztwem.
Zaledwo to wyrzekł Balu, z drzew posypały się orzechy, kamyki i gałązki, a jednocześnie rozległy się pomruki, skowyty i pełne złości skoki wśród konarów.
— Lud małp obłożony został klątwą! — zakończył Balu — Wiedz o tym!
— Tak, to prawda! — potwierdziła Bagera — Ale mimo to dziwię się czemu, Balu, nie zabezpieczyłeś przeciw nim chłopca?
— Czyż mogłem przypuścić, że wejdzie w komitywę z tą hołotą? Czyż mogłem go o to posądzać? Pfuj!
Nowe, coraz liczniejsze pociski zaczęły im spadać na głowy, toteż oddalili się co prędzej, zabierając z sobą wychowanka.
Prawdą było to, co Balu mówił o małpach. Przemieszkują one na samych szczytach drzew, a ponieważ ludy puszczy nie podnoszą zazwyczaj tak wysoko głów, przeto bardzo rzadko mają sposobność zobaczenia bandar-loga. Ile razy natomiast małpy napotkają ranne zwierzę, wilka czy tygrysa, zawsze naigrawają się zeń i dręczą. Poza tym miotają wszystkim na głowy różne różności, już to z głupoty, już to z chęci zwrócenia na siebie uwagi. Najczęściej po całych dniach wyją przeraźliwie, śpiewają piosenki, pozbawione zgoła sensu, wyzywają na bój wszystkie ludy kniei, zapraszają je w odwiedziny do
Uwagi (0)