Fabryka Absolutu - Karel Čapek (biblioteki w internecie txt) 📖
Jeżeli Bóg jest wszędzie, to czy można go stamtąd wyekstrahować? Inżynier Marek jest wynalazcą technologii, która ze spalanej materii wzywa Absolut w stanie czystym.
W pobliżu ludzie zaczynają prorokować i uzdrawiać, a kiedy przedsiębiorczy kapitalista, pan Bondy, rozpoczyna masową produkcję Karburatorów, sprzedawcy masowo rozdają towar za darmo, pracownicy banków przekazują potrzebującym pieniądze, i tylko chłopi pozostają odporni na epidemię altruizmu. Kościół początkowo się wzbrania, ale ostatecznie kapituluje, zawiera umowę z Absolutem i uroczyście organizuje jego deifikację. Tymczasem uwolniony Absolut szuka sobie pracy. Można by pomyśleć, że powinno to rozwiązać wszystkie problemy ludzkości…
W swojej antyutopii z 1922 r. Karel Čapek ukazuje szeroką panoramę kapitalistycznego społeczeństwa: fabrykantów, dziennikarzy, duchownych, naukowców i zwykłych robotników. Historia oddziaływania przedziwnego wynalazku stanowi kanwę, na tle której wyraziście zarysowuje się krytyka stosunków społecznych, niosąca głęboko humanistyczne przesłanie.
- Autor: Karel Čapek
- Epoka: Dwudziestolecie międzywojenne
- Rodzaj: Epika
Czytasz książkę online - «Fabryka Absolutu - Karel Čapek (biblioteki w internecie txt) 📖». Wszystkie książki tego autora 👉 Karel Čapek
— Istotnie — odezwały się głosy.
Dr Hubka uśmiechał się ironicznie.
— I na co tych piętnaście kilometrów toru?
— Na dowóz węgla i surowca. Liczymy się z dziennym zużyciem ośmiu wagonów węgla, gdy fabryka będzie w pełnym biegu. Nie wiem, co się panu doktorowi Hubce nie podoba w dowozie węgla.
— A to mi się nie podoba — zawołał dr Hubka i podskoczył — że cała ta rzecz jest bardzo podejrzana. Tak jest, panowie, w najwyższym stopniu podejrzana. Pan prezes Bondy zmusił nas do zbudowania fabryki Karburatorów. Zapewnił nas, że Karburator to jedyna siła pędna przyszłości. Jak wmawiał w nas, że Karburator daje tysiąc sił końskich21 z jednej szufli węgla. A teraz opowiada nam tu coś o dwunastu kotłach parowych, o całych wagonach węgla dla naszych kotłów. Powiedzcie mi, panowie, czemuż więc nie wystarczy szufla węgla jako napęd dla naszej fabryki? Na co nam kotły parowe, skoro możemy mieć motory atomowe? Jeśli, proszę panów, cały Karburator nie jest zwyczajnym szwindlem, to zupełnie nie rozumiem, dlaczego pan prezes nie organizuje naszej fabryki na napęd karburatorowy. Ja tego nie rozumiem i nikt tego nie zrozumie. Czemuż to pan prezes nie ma dość zaufania do tych swoich Karburatorów i nie zaprowadza ich w naszych zakładach? Proszę panów, bardzo to kiepska reklama dla naszych Karburatorów, skoro sam wytwórca nie chce, czy nie może ich używać! Proszę panów, zapytajcie pana prezesa Bondy’ego jakie są tego przyczyny. Co do mnie — mam zdanie jasne. Skończyłem, panowie!
Po tych słowach dr Hubka usiadł i zwycięsko smarkał w chustkę.
Członkowie rady zarządzającej milczeli zakłopotani. Zarzuty dra Hubki były aż nadto jasne. Prezes Bondy nie podnosił oczu znad swoich papierów. Nic nie drgnęło w jego twarzy.
— Noo tak — ozwał się pojednawczo stary Rosenthal — pan prezes da nam wyjaśnienie. Hmm tak, to się wyjaśni, panowie. Ja sądzę, że hmm, noo tak, tak jest, względem tego, co nam zakomunikował.
Prezes Bondy podniósł wreszcie oczy.
— Przedstawiłem wam, panowie, opinię naszych inżynierów o Karburatorze — mówił cicho. — Wszystko jest tak, jak mówiłem. Karburator nie jest szwindlem. Zbudowaliśmy ich dziesięć na próbę. Wszystkie pracują nienagannie. Tutaj mam dowody. Karburator numer pierwszy pędzi tłoki pompy na Sazawie22, pracuje idealnie już dwa tygodnie. Numer drugi, bagrownica23 na górnej Wełtawie, pracuje wspaniale. Numer trzeci jest w laboratorium doświadczalnym politechniki w Brnie. Numer czwarty uszkodzony podczas transportu. Numer piąty oświetla Hradec Kralové24. Jest to typ dziesięciokilowy. Pięciokilowy typ, numer szósty, pędzi młyn w Slanem25. Numer siódmy zainstalowany do centralnego ogrzewania bloku domów na Nowym Mieście. Właścicielem tych domów jest obecny tu fabrykant Machat. Proszę, panie Machat, niech pan sam powie.
Starszy pan tego nazwiska zbudził się jakby ze snu.
— Proszę...
— Pytamy, jak się sprawuje u pana centralne ogrzewanie.
— Co? Jakie ogrzewanie?
— W pańskim nowym bloku domów — nacierał łagodnie prezes Bondy.
— W jakim bloku?
— W nowych domach pana.
— W moich domach? Ja żadnych domów nie mam.
— Nonono — odezwał się Rosenthal. — Zeszłego roku budował pan przecie!
— Ja? — dziwił się Machat. — Ach tak, ma pan rację, budowałem. Ale wie pan, ja te domy rozdałem. Wie pan, rozdałem je.
Prezes Bondy spojrzał na niego bardzo uważnie.
— Komu pan je rozdał?
Machat zaczerwienił się z lekka.
— No, biednym ludziom, wie pan... Powprowadzałem tam ubogich ludzi. Ja... ja... doszedłem do przekonania... jednym słowem dałem je ubogim ludziom. Rozumie pan?
Pan Bondy nie spuszczał z niego oczu niby sędzia śledczy.
— Dlaczego rozdał pan te domy?
— Ja... ja musiałem, że tak powiem — odpowiadał Machat coraz bardziej zmieszany. — Tak mnie coś przymusiło. Musimy być świętymi, prawda?
Prezes nerwowo bębnił palcami po stole.
— A rodzina pana?
Machat zaczął się pięknie uśmiechać.
— O, my jesteśmy wszyscy tego samego zdania, wiecie panowie? Ci biedni ludzie są tacy święci. Są wśród nich chorzy. Córka moja im służy, ach tak. Wszyscy zmieniliśmy się tak bardzo!
G. H. Bondy spuścił oczy. Córka Machata. Elen, płowowłosa Elen, mająca siedemdziesiąt milionów, służy chorym! Elen, która mogła, która miała, która na poły zgodziła się zostać panią Bondy’ową! Bondy zagryzł usta. To się udało! Nie ma co mówić!
— Panie Machat — zaczął zduszonym głosem — chciałem się dowiedzieć, jak ogrzewa wasze domy ten nowy Karburator...
— O, wspaniale! Jest tak cudownie ciepło w tych wszystkich domach, jak gdyby były ogrzewane nieskończoną miłością! Wie pan — wywodził Machat ekstatycznie, ocierając oczy — kto tam wejdzie, staje się od razu innym człowiekiem. Jest tam jak w raju. Żyjemy jak w niebie, my wszyscy. O, przyjdźcie między nas!
— Widzicie więc, panowie — rzekł prezes Bondy, opanowując się z całej siły — że Karburatory pracują tak, jak wam to zapowiedziałem. Proszę, aby panowie nie stawiali mi dalszych pytań.
— My chcemy tylko wiedzieć — zawołał dr Hubka wojowniczo — dlaczego nie przystosowujemy nowej fabryki do napędu karburatorowego? Dlaczego mamy używać kosztownego węgla, skoro dla innych organizujemy atomową energię? Czy prezes Bondy zamierza przedstawić nam swoje dowody?
— Nie zamierza — oświadczył Bondy. — My będziemy palili węglem. Z powodów mnie wiadomych napęd karburatorowy nie nadaje się dla naszej fabryki. Dość, panowie! Całą sprawę uważam za kwestię zaufania do mnie.
— Gdybyście wiedzieli — ozwał się Machat — jak cudownie żyje się człowiekowi w stanie świętości! Szczerze wam radzę, panowie: rozdajcie wszystko, co macie! Stańcie się ubogimi i świętymi. Pozbądźcie się mamony i wzywajcie Jedynego Boga!
— No — uspokajał go Rosenthal. — Pan, panie Machat, jest bardzo miłym i dobrym człowiekiem, noo tak. Bardzo porządnym. A panu prezesowi to ja ufam. Tak, panie Bondy. Wie pan co, niech mi pan pośle jeden karburator do mego centralnego ogrzewania! Wiecie, panowie, ja rzecz wypróbuję. Co wy na to? Co tu dużo gadać! A więc, panie Bondy?
— Jesteśmy wszyscy braćmi wobec Boga — wywodził dalej promieniejący Machat. — Drodzy panowie, oddajmy fabrykę ubogim. Składam wniosek, abyśmy zakłady MEAS przemienili w gminę religijną Pokornych Serc. Będziemy jądrem, z którego wyrośnie Drzewo Boże, dobrze? Będziemy Królestwem Bożym na ziemi.
— Proszę o głos! — krzyczał dr Hubka.
— No więc, pan Bondy — napierał stary Rosenthal. — Widzi pan, stoję przy panu. Niechże mi pan pożyczy jeden z tych Karburatorów! Panie Bondy!
— Albowiem sam Bóg zstępuje na ziemię — mówił podniecony Machat. — Słuchajcie Jego wezwania: bądźcie świętymi i prostymi, otwórzcie serca swoje nieskończoności. Bądźcie absolutni w swej miłości. Wiecie, kochani panowie...
— Proszę o głos — krzyczał ochrypły dr Hubka.
— Cicho! — zawołał prezes Bondy, blady i z płomieniem w oczach, powstał w całej okazałości cetnarowego26 mężczyzny. — Proszę panów, jeśli wam się nie podoba fabryka Karburatorów, przejmę ją na własny rachunek. Wyliczę się z wami, co do grosza, z dotychczasowych wydatków. Składam swój urząd, panowie. Polecam się.
Dr Hubka podskoczył jak oparzony.
— Ale ja, proszę panów, ja protestuję! My protestujemy! My nie sprzedamy wyrobu Karburatorów! Nie, panowie, nie pozbędziemy się tak znakomitego artykułu handlowego! Nie pozwolimy nikomu wodzić się za nos, nabijać w butelkę i wyzbywać tak świetnego interesu. Pozwólcie panowie, że...
Prezes Bondy zadzwonił.
— Przyjaciele — rzekł zasępiony — dajmy spokój sporom. Zdaje się, że nasz przyjaciel Machat jest troszkę, tego ten... chory. Co do Karburatorów, to zaręczam dywidendę stupięćdziesięcioprocentową. Wnoszę zakończenie debat.
Dr Hubka dorwał się do słowa:
— Proponuję, panowie, aby każdy z członków rady zarządzającej otrzymał jeden Karburator, że tak powiem, do wypróbowania.
Prezes Bondy zmierzył spojrzeniem wszystkich zebranych. W jego twarzy coś drgnęło, jak gdyby chciał coś powiedzieć, ale wzruszył jedynie ramionami i wycedził przez zęby:
— Dobrze.
— Jak stoimy w Londynie? — Akcje MEAS wczoraj 1470. Onegdaj 720.
— Dobrze.
— Inżynier Marek został mianowany członkiem honorowym siedemdziesięciu towarzystw naukowych. Nagrodę Nobla dostanie z pewnością.
— Dobrze.
— Masa zamówień z Niemiec. Przeszło pięć tysięcy Karburatorów.
— Aha.
— Z Japonii dziewięćset zamówień.
— Patrzyjcież27!
— W Czechach zainteresowanie mierne. Trzy nowe zapytania.
— Hm. Należało tego oczekiwać. Och te nędzne, małe stosunki!
— Rząd rosyjski zamówił od razu 200 sztuk.
— Dobrze, ogółem?
— Trzynaście tysięcy zamówień.
— Doskonale. Jak jest z budowaniem?
— Oddział samochodów atomowych jest pod strzechą. Sekcja samolotów atomowych w ciągu tygodnia rozpocznie pracę. Kładziemy podwaliny pod oddział atomowych lokomotyw. Jedno skrzydło oddziału motorów okrętowych już pracuje.
— Zaraz. Wprowadźcie nazwy: atomobil, atomotor, atomotywa, rozumiecie? Jak daleko jest Krolmus z atomowymi działami?
— Już buduje model w Pilźnie. Nasz atomowy cyclecar dojeżdża w tej chwili na brukselskim autodromie trzydziesty tysiąc kilometrów. Robi 270 kilometrów na godzinę. Na półkilowe atomotorki mamy, w ostatnich dwóch dniach, siedemdziesiąt tysięcy zamówień.
— Mówił pan przed chwilą, że ogółem trzynaście tysięcy.
— Trzynaście tysięcy leżących atomowych kotłów. Osiem tysięcy ogrzewających armatur do centralnego ogrzewania. Niemal dziesięć tysięcy atomobilów. Sześćset dwadzieścia atomowych samolotów. Nasz samolot A7 doleciał z Pragi do Melbourn w Australii bez zatrzymywania się. Pasażerowie wszyscy zdrowi. Oto depesza.
Prezes Bondy wyprostował się:
— No, drogi kolego, wszystko idzie wspaniale!
— W oddziale maszyn rolniczych pięć tysięcy zamówień. W oddziale małych motorów do napędu dwadzieścia dwa tysiące. Sto pięćdziesiąt atomowych czerpaków. Trzy atomowe prasy. Dwanaście atomowych pieców hutniczych. Siedemdziesiąt pięć atomowych stacji radiotelegraficznych. Sto dziesięć atomowych lokomotyw, wszystkie do Rosji. Założyliśmy generalne agentury w czterdziestu wielkich miastach. Amerykański Steel-Trust, berlińska AEG, włoski Fiat, Mannesman, Greuzot i szwedzkie stalownie proponują fuzję. Koncern Kruppa kupuje nasze akcje po każdej cenie.
— Nowa emisja?
— Pokryta trzydziestopięciokrotnie. Gazety prorokują dwustuprocentową superdywidendę. Zresztą gazety nie piszą o niczym innym tylko o naszej sprawie: socjalna polityka, sport, technika, wiedza, wszystko to nic wobec Karburatora. Niemiecki korespondent posłał nam siedem ton wycinków, francuski cztery cetnary28, angielski jeden wagon. Naukowa literatura specjalna, jaka ma się tego roku ukazać o motorze atomowym, będzie miała, według przewidywań, około sześćdziesięciu ton. Angielsko-japońska wojna została zlikwidowana wobec braku zainteresowania nią publiczności. W samej Anglii jest dziewięćset tysięcy górników bez pracy. W zagłębiu belgijskim było powstanie: około czterech tysięcy zabitych. Przeszło połowa kopalń całego świata wstrzymała eksploatację. „Nafta” w Pensylwanii podpaliła swoje przepełnione składy. Pożar trwa.
— Pożar trwa — powtórzył sobie prezes Bondy w rozmarzeniu. — Pożar trwa. Dobry Boże, to znaczy, że wygraliśmy wielką stawkę!
— Prezes Związku Kopalń się zastrzelił. Giełda po prostu szaleje. W Berlinie stoimy dzisiaj ponad 8000. Rada ministrów zasiada w permanencji; chcą ogłosić stan oblężenia. Panie prezesie, to nie jest wynalazek, to jest przewrót!
Prezes Bondy i generalny dyrektor MEAS spoglądali po sobie w milczeniu. Ani jeden, ani drugi nie był poetą, ale w tej chwili dusze ich śpiewały.
Dyrektor przysunął krzesło nieco bliżej i rzekł półgłosem:
— Panie prezesie, Rosenthal zwariował.
— Rosenthal? — zawołał G. H. Bondy.
Dyrektor przyświadczył z ponurą miną.
— Zrobił się z niego ortodoksyjny żyd. Uprawia talmudystyczną mistykę i kabałę. Dał dziesięć milionów na syjonizm. Onegdaj strasznie pokłócił się z doktorem Hubką. Bo, wie pan, Hubka przystał do Braci Czeskich.
— Nawet Hubka?
— Niestety. Sądzę, że do naszego zarządu zawlókł tę zarazę stary Machat. Pan nie był na ostatnim zebraniu, panie prezesie. Po prostu zgroza, co się działo! Wszyscy rozprawiali o religii aż do samego rana. Hubka złożył wniosek oddania naszych zakładów robotnikom. Na szczęście zapomnieli o głosowaniu nad tym wnioskiem. Byli wszyscy jak postrzeleni.
Prezes Bondy gryzł palce.
— Powiedzcie, dyrektorze, co mam z nimi zrobić?
— Hm. Zupełnie nic. To taka jakaś nerwica naszych czasów. Nawet w gazetach bywa tu i ówdzie coś w tym guście. Ale nie ma na to miejsca, bo całe gazety pełne są Karburatorów. Ogromna masa przypadków religiomanii. Jakaś epidemia psychiczna, czy co? Onegdaj widziałem doktora Hubkę. Stał przed bankiem Żivno i wygłaszał kazanie do tłumu. Wzywał ludzi, aby oświecili sumienia swoje i prostowali Drogi Pańskie. Okropnie mętna gadanina. Robił nawet cuda. Forst jest taki sam. Rosenthal zidiociał zupełnie. Miller, Homola i Kolator złożyli wniosek dobrowolnego ubóstwa. Rady zarządu zwoływać już nie możemy. Dom wariatów, a nie rada zarządu, panie prezesie. Musi pan cały ten kram sam wziąć w ręce.
— Ależ to straszne, dyrektorze! — westchnął G. H. Bondy.
— Straszne. Czy słyszał pan o Banku Cukrowników? Tam wszyscy urzędnicy dostali ataku od razu. Pootwierali okna i rozdawali pieniądze wszystkim, co chcieli brać. Na dziedzińcu palili nawet — całe stosy banknotów.
— W Banku Cukrowników... Czy tam nie mają przypadkiem naszego Karburatora?
— Oczywiście, mają. Do centralnego ogrzewania. Bank Cukrowników pierwszy zaprowadził centralne ogrzewanie karburatorowe. Teraz policja Bank zamknęła. Bo nawet prokurenci i dyrektorzy dostali ataku.
— Panie dyrektorze, zakazuję dostarczania Karburatorów bankom.
— Czemuż to?
— Zakazuję i basta! Niech używają węgla!
— Trochę za późno. Wszystkie banki już instalują nasze ogrzewanie. W tej chwili zaprowadzamy je w sejmie i we wszystkich ministerstwach. Centralny Karburator na Sztwanicy29 jest gotów i będzie oświetlał całą Pragę. Jest to pięćdziesięciokilowy kolos, wspaniały motor. Pojutrze o szóstej wieczorem zostanie uroczyście puszczony w ruch w obecności głowy państwa, starosty miasta, miejskiej rady i przedstawicieli MEAS. Musi pan tam być. Pan przede wszystkim.
— Broń mnie Boże! — zawołał pan Bondy przerażony. — Nie, nie, broń mnie Boże! Ja tam nie pójdę!
— Musi pan, panie prezesie. Nie możemy posłać tam Rosenthala albo Hubki. Przecie to są wściekłe wariaty. Wygadywaliby straszne rzeczy. Chodzi o honor naszych zakładów. Starosta miasta ma przygotowaną mowę ku uczczeniu naszego dzieła. Przyjdą przedstawiciele obcych państw i zagranicznej prasy. Ogromna uroczystość. Jak tylko na ulicach rozbłysną światła, orkiestry wojskowe zagrają na placach intrady i fanfary, będzie śpiewał Hlahol
Uwagi (0)