Lekarz wiejski - Honoré de Balzac (jak czytać książki online za darmo .txt) 📖
Powieść o doktorze Benasissie, jego zaangażowaniu w życie mieszkańców małej wsi oraz Genestasie, kapitanie, który zamieszkał u lekarza.
Dzieło Honoriusza Balzaca powstałe w 1833 należy do cyklu Sceny z życia wiejskiegoKomedii ludzkiej, na którą składa się ponad 130 tytułów, w których wielokrotnie pojawiają się te same postacie (łącznie jest ich ponad 2000).
- Autor: Honoré de Balzac
- Epoka: Romantyzm
- Rodzaj: Epika
Czytasz książkę online - «Lekarz wiejski - Honoré de Balzac (jak czytać książki online za darmo .txt) 📖». Wszystkie książki tego autora 👉 Honoré de Balzac
Genestas pochylił głowę, jak gdyby rozumiał.
— Byłem zdecydowany — mówił daléj Benassis. — Ta cela z nagiemi ścianami, to twarde łoże, ta samotność przemawiały do mojéj duszy. Kartuzi byli właśnie w kaplicy, poszedłem modlić się wraz z niém i tam postanowienia moje pierzchnęły. Kapitanie, nie chcę sądzić Kościoła katolickiego, jestem wielkim ortodoksem i wierzę we wszystkie jego prawa i dzieła. Ale słuchając śpiewu tych starców nieznanych światu i umarłych dla świata, odkryłem w klasztornéj głębi rodzaj podniosłego egoizmu. Odosobnienie takie pożyteczném być może tylko dla używającéj go jednostki; a i tak nawet jest według mnie długiém samobójstwem; chociaż nie potępiam go bynajmniéj. Jeżeli Kościół stworzył te groby, są one zapewne konieczne dla niektórych ludzi, zupełnie niepotrzebnych światu. Co do mnie mniemałem, iż postąpię lepiéj, jeżeli żal mój i poprawę na pożytek społeczeństwa obrócę. Wracając z klasztoru zagłębiałem się w poszukiwaniach drogi, na jakiéj mógłbym ten zamiar uskutecznić! Już wiodłem w wyobraźni życie prostego majtka, lub oddawałem się na usługi ojczyzny walcząc w ostatnich szeregach, ale życie takie, aczkolwiek pracowite i pełne poświęcenia, nie wydawało mi się jeszcze dostatecznie jak dla mnie użyteczném. Jeżeli Bóg obdarzył mnie pewną umysłową wyższością, to oddać się fizycznym czysto zajęciom nie byłoż tém samém co sprzeciwiać się Jego widokom? Nie byłoż moim obowiązkiem dary rozumu na pożytek obrócić? Zresztą, jeżeli mam mówić otwarcie, jest we mnie coś, co się mechanicznéj tylko pracy sprzeciwia. W życiu marynarzy nie widziałem odpowiedniéj karmi dla téj dobroci, będącéj cechą mego charakteru, jak cechą każdego kwiatu jest jego odrębny zapach. Nadmieniłem już panu, że byłem zmuszony nocować tutaj. Wtedy, zdało mi się słyszéć rozkaz Boga we współczuciu, jakiém mnie stan téj biednéj miejscowości napełnił. Zakosztowałem już okrutnych rozkoszy macierzyństwa; postanowiłem oddać się im całkowicie w obszerniejszym zakresie i stać się siostrą miłosierdzia dla tutejszéj ludności opatrując ciągle rany nędzarzy. Widziałem jasno palec boży w tém mojém przeznaczeniu, gdym pomyślał, iż pierwszym poważniejszym popędem méj młodości była skłonność do medycyny, postanowiłem spożytkowywać ją tutaj. Zresztą sercom zranionym cień i milczenie, powiedziałem w liście do Eweliny; pragnąłem spełnić to, co sam sobie przyrzekłem. Wszedłem na drogę spokoju i poddania się woli bożéj: Fuge, late, tace kartuza jest tutaj moją dewizą, praca moja jest ciągłą modlitwą, moje samobójstwo moralne jest życiem tego kantonu, nad którym lubię wyciągać dłoń siejąc nań szczęście i radość, dając to, czego sam nie posiadam. Ciągłe obcowanie z wieśniakami, odsunięcie się od świata przeobraziły mnie całkowicie. Zmienił się także i wyraz mojéj twarzy, które słońce opaliło, a czas zmarszczkami poorał. Przybrałem ludową odzież, ludowy sposób wyrażania się i prostacze ruchy. Moi paryscy przyjaciele, lub piękności okolicy, których byłem czyczysbejem, nie poznałyby nigdy człowieka, będącego jakiś czas w modzie, rozmiłowanego w strojach, świecidłach, zbytkach i rozkoszach. Dziś, wszystko to jest mi całkowicie obojętne, jak każdemu, kto do poważnego i jasno określonego celu dąży. Dla mnie tym celem jest koniec życia, nie zrobię nic, coby go przyśpieszyć mogło, ale bez żalu położę się, gdy przyjdzie ostatnia chwila, na wieczne niepowstanie. Masz więc pan w całéj szczerości obraz wypadków, które obecne moje życie poprzedziły. Nie ukryłem panu nic z moich błędów; były one wielkie, ale wspólne wielu ludziom. Cierpiałem dużo, cierpię jeszcze, ale w cierpieniach tych widzę rękojmię szczęśliwéj przyszłości. Jednakowoż, pomimo rezygnacyi, są chwile, są widoki, wobec których jestem bezsilny. Dziś, o mało co nie upadłem pod brzemieniem tajemnych męczarni... przy tobie, kapitanie, i bez twojéj wiedzy...
Genestas podskoczył na krześle.
— Tak, kapitanie Bluteau, pan byłeś wtedy przy mnie. Czyż nie pokazałeś mi sam posłania matki Colas, gdyśmy kładli biednego Jasia na łóżku. Widzisz pan, nie mogę patrzéć na dzieci, aby sobie nie przypomniéć aniołka, którego straciłem; możesz więc pojąć, jakich doznawałem cierpień układając to dziecko, na śmierć skazane. Nie mogę bez bólu spojrzéć na dziecko...
Genestas pobladł.
— Nie mogę — kończył Benassis — bo te jasne, niewinne główki przywodzą mi zawsze na pamięć moje nieszczęście i budzą dręczące mnie katusze. Straszno mi pomyśléć, że tylu ludzi dziękuje mi za tę trochę dobrego, jakie tutaj czynię, skoro to dobro jest owocem wyrzutów sumienia. Ty tylko jeden, kapitanie, znasz tajemnicę mego życia. Gdybym tę odwagę do czynu czerpał w uczuciu czystszém niż żalu za grzechy, byłbym bardzo szczęśliwym, ale nie miałbym téż nic do opowiedzenia o sobie.
Skończywszy opowiadanie, Benassis zauważył na twarzy swego słuchacza wyraz tak frasobliwy, iż go to uderzyło. Pewien, że go wywołały smutne jego dzieje, zaczął sobie prawie wyrzucać, iż zmartwił poczciwego wojaka i rzekł:
— Ależ, kapitanie Bluteau... Moje nieszczęścia...
— Nie nazywaj mnie pan kapitanem Bluteau — zawołał Genestas przerywając lekarzowi i wstając raptem, w sposób zdradzający wewnętrzne niezadowolnienie. — Nie ma tu wcale kapitana Bluteau, a ja jestem łajdak i koniec!
Benassis z podziwem patrzył na Genestasa, który biegał tam i napowrót, po salonie jak bąk, co wpadłszy nieostrożnie do pokoju, szuka miejsca, którędyby się mógł wydostać.
— Ależ, kimże pan jesteś? — zapytał Benassis.
— A otóż to właśnie — odparł komendant zatrzymując się przed lekarzem, na którego nie śmiał oczu podnieść.
— Oszukałem pana — mówił daléj zmienionym głosem. — Pierwszy raz w życiu skłamałem i jestem porządnie ukarany, bo nie mogę już panu wyjawić powodu ani moich odwiedzin, ani tego przeklętego szpiegostwa. Odkąd, że tak powiem, przejrzałem duszę pana, byłbym wolał dostać policzek, niż słyszéć, jak mnie nazywałeś kapitanem Bluteau. Pan możesz mi to szalbierstwo darować, ale ja, Piotr-Józef Genestas, któryby nawet dla uratowania życia przed sądem wojennym nie skłamał, ja sobie tego nigdy nie przebaczę.
— Więc to pan jesteś komendantem Genestasem — zawołał Benassis powstając żywo i biorąc rękę starego żołnierza, którą serdecznie uścisnął. — A! panie kochany! tak jak to niedawno utrzymywałeś, byliśmy przyjaciołmi nie znając się jeszcze. Pragnąłem gorąco poznać pana, po tém, co mi o tobie pan Gravier opowiadał. Nazywał cię mężem, godnym zająć miejsce w wizerunkach Plutarcha.
— Nie godzien jestem ani Plutarcha, ani pana — odpowiedział Genestas — i chętnie-bym się wybił. Trzeba mi było wyznać panu poprostu swoję tajemnicę. Ale nie! mnie się zachciało przyjść tu pod maską i wybadywać pana. Teraz wiem, że powinienem milczéć. Gdybym postąpił otwarcie, sprawiłbym panu przykrość, a niech mnie Bóg broni, bym sobie najlżejszy twój smutek miał do wyrzucenia.
— Ależ nie pojmuję cię, komendancie.
— Zostawmy rzeczy tak, jak są. Nie jestem wcale chory, spędziłem
Uwagi (0)