Lekarz wiejski - Honoré de Balzac (jak czytać książki online za darmo .txt) 📖
Powieść o doktorze Benasissie, jego zaangażowaniu w życie mieszkańców małej wsi oraz Genestasie, kapitanie, który zamieszkał u lekarza.
Dzieło Honoriusza Balzaca powstałe w 1833 należy do cyklu Sceny z życia wiejskiegoKomedii ludzkiej, na którą składa się ponad 130 tytułów, w których wielokrotnie pojawiają się te same postacie (łącznie jest ich ponad 2000).
- Autor: Honoré de Balzac
- Epoka: Romantyzm
- Rodzaj: Epika
Czytasz książkę online - «Lekarz wiejski - Honoré de Balzac (jak czytać książki online za darmo .txt) 📖». Wszystkie książki tego autora 👉 Honoré de Balzac
Wymówiwszy te słowa z pewną goryczą, lekarz popadł w chwilową zadumę, którą uszanował Genestas.
— Wreszcie — mówił daléj Benassis — wypadek, który powinien był utrwalić nasz związek, rozerwał go i stał się pierwszą mych nieszczęść przyczyną. Ojciec mój umarł, zostawiając mi znaczny majątek; interesa z odbioru spadku wynikające zawezwały mnie na kilka miesięcy do Langwedocyi; pojechałem sam jeden. Byłem więc znów wolnym. Każde zobowiązanie, choćby najsłodsze, cięży w młodym wieku; potrzeba doświadczyć życia, by się przekonać, jak konieczném jest jarzmo powinności i pracy. Z żywością Langwedogczyka napawałem się swobodą, możnością robienia, co mi się podobało, bez potrzeby zdawania z tego komuś sprawy, nawet dobrowolnie. Nie potargałem wprawdzie odrazu krępujących mnie więzów, ale wspomnienie ich zacierało się w rozlicznych zajęciach, jakim zresztą z przyjemnością się oddawałem i prawie z żalem myślałem o tém, że je znów nawiązać trzeba będzie. Potém doszło do tego, że mówiłem sobie: po-co je nawiązywać napowrót? Wszelako odbierałem listy tkliwe i kochające; ale dwudziesto-dwu-letni młodzieniec wyobraża sobie wszystkie kobiety zarówno tkliwemi i kochającemi, nie umie jeszcze szału chwilowego od prawdziwego uczucia odróżnić. Późniéj dopiéro, poznawszy lepiéj świat i ludzi, zrozumiałem, ile było istotnéj szlachetności w tych listach, gdzie wzgląd osobisty ani jednego nie podyktował słowa, gdzie ta pełna zaparcia się siebie kobieta, radowała się majątkiem tylko z uwagi na mnie, nie przypuszczała, żebym ją mógł zdradzić, bo sama zdolną do zdrady nie była. Ja zaś już tworzyłem ambitne plany, myślałem o rozkoszach życia bogacza, o świetnych związkach. Mówiłem sobie obojętnie: „ona mnie bardzo kocha”, jednocześnie zachodziłem w głowę, jakby się od téj miłości uwolnić. Tego rodzaju położenie doprowadza do okrucieństwa; człowiek, który już zranił swą ofiarę, dobija ją, aby się przed nią nie rumienić. Zastanawiając się późniéj nad temi błędami méj młodości, odkryłem mnóstwo przepaści w sercu ludzkiém ukrytych. Wierzaj mi pan, ci, co poznali z gruntu występki i cnoty ludzkie, przedewszystkiém szukali ich z dobrą wiarą w sobie. Sumienie własne jest punktem wyjścia w tym razie. Sądzimy ludzi według siebie, nie siebie według ludzi. Powróciwszy do Paryża, zamieszkałem w pięknym lokalu, który kazałem nająć, nie uprzedziwszy ani o téj zmianie, ani o mym powrocie jedynéj osoby, którą-to obchodzić mogło. Pragnąłem odgrywać ważną rolę w kołach tak zwanej złotéj młodzieży. Zakosztowawszy przez kilka dni pierwszych rozkoszy bogactwa i upoiwszy się niemi na tyle, że w postanowieniu mojém zmięknąć nie mogłem, poszedłem wreszcie odwiedzić tę biedną istotę, którą zamierzałem opuścić. Wiedziona wrodzoną kobietom przenikliwością, odgadła tajemne me uczucia i łzy mi swoje ukryła. Musiała mną gardzić, ale zawsze dobra i słodka, nigdy mi tego nie okazała. Pobłażliwość jéj dręczyła mię srodze. Każdy zabójca, czy-to szalony, czy rozbójnik na gościńcach, lubi, gdy ofiary jego się bronią; walka wtedy niejako śmierć ich usprawiedliwia. Z początku bywałem bardzo często u pierwszéj méj kochanki. Jeżeli nie byłem czułym, okazywałem się przynajmniéj grzecznym; doszło do tego, że zacząłem traktować ją jak obcą, czemu ona nie sprzeciwiała się wcale, a ja mniemałem, iż postępuję bardzo uczciwie. Jednocześnie rzucałem się w szalony wir świata, by stłumić w nim tę odrobinę wyrzutów, jakie mnie jeszcze czasem dręczyły. Kto nie ma szacunku dla siebie, nie może żyć samotnie; wiodłem więc życie rozwiązłe, hulaszcze, będące udziałem bogatéj młodzieży w Paryżu. Mając dosyć wiadomości i olbrzymią pamięć, wydawałem się uczeńszym, aniżeli byłem w istocie, i sądziłem, że więcéj wart jestem niż inni; ci, którzy mieli w tém swoje wyrachowanie, by wmawiać we mnie wyższość umysłową, zastali mnie już zupełnie w tym względzie przeświadczonym. Wyższość ta była mi tak łatwo przyznaną, że nie zadawałem sobie nawet trudu, aby ją usprawiedliwić. Ze wszystkich światowych wybiegów pochwała najzręczniéj używać się daje. W Paryżu zwłaszcza przewrotność polityki, w każdym kierunku rozwijanéj, potrafi stłumić talent w samym jego zawiązku; zagrzebać go pod przedwczesnemi wieńcami, jakie mu do kolebki rzuca. Nie czyniłem więc wcale zaszczytu opinii, jaką o mnie miano, korzystałem z niéj tylko, by sobie karyerę otworzyć; o pożyteczne zaś stosunki nie chodziło mi wcale. Dopuszczałem się płochości wszelkiego rodzaju. Podlegałem tym miłostkom przelotnym, które są wstydem paryzkich salonów, gdzie każdy idzie, szukając prawdziwego uczucia, obojętnieje na nie w nadaremnych poszukiwaniach i dochodzi zwolna do tego libertynizmu dobrego tonu, który dziwi się czystéj, głębokiéj miłości, jak świat dziwi się pięknemu czynowi. Szedłem w tém za przykładem drugich. Raniłem serca niewinne temi samemi ciosami, jakie mnie zadawano. Pomimo takich fałszywych pozorów, miałem zawsze w głębi duszy poczucie delikatności, któremu byłem posłuszny. Ztąd téż padałem ofiarą oszukaństwa w okolicznościach tego rodzaju, że byłbym się rumienił przed sobą, gdybym się oszukać nie dał, i w oczach świata traciłem z powodu właśnie téj dobréj wiary, za którą sobie w duchu przyklaskiwałem. W istocie, świat jest pełen poszanowania dla zręczności, pod jakąkolwiek ukazuje się ona formą. W jego pojęciach skutek staje się prawem we wszystkiém. Przypisywano mi więc wady, zalety, zwycięztwa i niepowodzenia, do jakich się bynajmniéj nie poczuwałem; ja zaś przez dumę nie prostowałem fałszywych zarzutów, a przez miłość własną przyjmowałem pochlebiające mi plotki. Z pozoru prowadziłem żywot szczęśliwy, w istocie nędzny. Gdyby nie okropne ciosy, jakie mnie wkrótce dotknęły, byłbym stopniowo stracił wszystkie dobre popędy i dał się powodować ujemnym; byłbym doszedł do zupełnego moralnego bankructwa, przez nieustanną grę namiętności, nadużycia wyniszczające ciało i szkaradne przyzwyczajenia egoizmu, zużywające jak rdza najszlachetniejsze sprężyny duszy. W dodatku rujnowałem się majątkowo, co jest nieuniknioném prawie następstwem życia w Paryżu, gdzie człowiek, jakkolwiek byłby bogatym, znajdzie zawsze bogatszego nad siebie, któremu chce dorównać. Stawszy się, jak tylu niedowarzeńców, ofiarą téj walki nierównéj, musiałem po upływie lat czterech sprzedać kilka posiadłości i długi na inne zaciągnąć. Wtedy téż uderzył we mnie cios straszny. Od dwóch lat zaprzestałem już odwiedzać zdradzoną kochankę. Jednego wieczoru, w trakcie wesołéj biesiady odebrałem bilecik, słabą kreślony ręką, te mniéj więcéj zawierający słowa: Kilka już tylko chwil pozostaje mi do życia, mój drogi przyjacielu, chciałabym cię widziéć, by porozmawiać z tobą o losie mego dziecka, dowiedzieć się, czy je przyjmiesz za swoje, a także osłodzić ci żal, jaki-by ci może śmierć moja kiedyś sprawiła. Ten list mię zmroził! Odsłaniał on mi ukryte bóle przeszłości i tajemnice przyszłości. Nie czekając na powóz, wyszedłem piechotą i przebiegłem gwarne ulice Paryża, gnany wyrzutami i owładnięty potęgą pierwszego uczucia, które
Uwagi (0)