Darmowe ebooki » Powieść » Tako rzecze Zaratustra - Friedrich Nietzsche (warszawska biblioteka cyfrowa txt) 📖

Czytasz książkę online - «Tako rzecze Zaratustra - Friedrich Nietzsche (warszawska biblioteka cyfrowa txt) 📖».   Wszystkie książki tego autora 👉 Friedrich Nietzsche



1 ... 22 23 24 25 26 27 28 29 30 ... 45
Idź do strony:
Jakim to musem zmusza się wzniosłość ku niskości? I co znaczy, że największej nawet wyniosłości — w górę jeszcze rość? —

Oto równo i spokojnie stoi teraz waga: trzy ciężkie pytania rzuciłem na nią, trzy ciężkie odpowiedzi dźwiga druga szala.

2.

Rozkosz: dla wszystkich włosiennicowych ciała gardzicieli ich żądło i pręgierz, jako „świat” klęta przez wszystkich zaświatowców: gdyż szydzi ona i drwi ze wszystkich błędnych i obłędnych mistrzów.

Rozkosz: dla hołoty ogień powolny, na którym się ona spala; dla wszelkiego robaczywego drzewa, wszystkich łachmanów cuchnących gotowy piec do grzania się i wrzenia.

Rozkosz: dla serc wolnych niewinna i wolna, ogrójcowe szczęście ziemi, wszelkiej przyszłości nadmiar dziękczynienia, składany chwili.

Rozkosz: dla więdłych199 tylko słodka to trucizna, dla lwią wolą sobą władnych wielkie to serca skrzepienie200 i kornie strzeżone wino win.

Rozkosz: wielka szczęścia przenośnia dla wyższego szczęścia i najwyższej nadziei. Gdyż wielu rzeczom sądzonym jest małżeństwo i coś więcej niż małżeństwo, —

— rzeczom bardziej sobie obcym, niźli mężczyzna i kobieta: — a któż pojął kiedy całkowicie, jak obcymi są niewiasta i mąż!

Rozkosz: — lecz chcę wokół myśli swych opłoty mieć i wokół słów swoich: aby mi w ogrody me nie wtargnęły świnie i gnuśniki! —

Żądza panowania: rózga to płomienna najtwardszych z zatwardziałych serc, okrutne męczarnie, które najokrutniejsi dla samych siebie zachowują, ponury płomień żywych stosów.

Żądza panowania: złośliwy hamulec, nakładany najpróżniejszym ludom; szyderczym z wszelkiej cnoty niepewnej, co na każdym rumaku i na każdej dumie cwałuje.

Żądza panowania: trzęsienie ziemi, co wszystko zmurszałe i czcze obala, gromem się tocząca, karząca pobielanych grobów burzycielka; błyskawicowy znak zapytania obok przedwczesnych odpowiedzi.

Żądza panowania: pod jej to wzrokiem człowiek gnie się, pełza, parobcze służby sprawuje i nikczemniejszym się staje od węża i świni: — aż póki wielka wzgarda krzykiem z niego nie buchnie.

Żądza panowania: okrutna mistrzyni wszelkiej wzgardy, która miastom i państwom w oblicza każe: „precz z tobą! — aż póki ich krzyk nie odpowie: „precz ze mną!

Żądza panowania: ta, co wabiąco aż do czystych i samotnych, aż ku samym sobie wystarczającym wyżom sięga, płomienna jako miłość, co purpurowe szczęśliwości na ziemskim maluje niebie.

Żądza panowania: lecz któżby to żądzą zwał, gdy się wyże w dół ku mocy pociągane czują! Zaprawdę, nie masz nic chorowitego, ani schorzałego w pożądaniach i znijściach takich!

Aby samotna wyż nie osamotniała się wiecznie i samej sobie wystarczała; aby góra w dolinę zstąpiła, a wichry wyżyn na niziny: —

Och, któż znajdzie mi właściwe imię chrzestne, imię cnoty dla takiej tęsknicy! „Cnota darząca” — tymi słowy rzecz nienazwalną201 nazwał niegdyś Zaratustra.

I wonczas stało się — i zaprawdę, stało się to po raz pierwszy! —, że słowo jego uświęciło samolubstwo, krzepkie, zdrowe samolubstwo, co z potężnej duszy tryska: —

— z duszy potężnej, z którą ciało bujne w parze chodzi: piękne, zwycięskie, rześkie, wokół którego rzecz każda zwierciadłem się staje:

— ciało giętkie i przekonywające, ciało taneczne, którego przenośnią i streszczeniem jest dusza ochocza. Takich ciał i dusz ochoczość zwie się sama: „cnotą”.

Swymi słowy202 o dobru i złu osłania się taka ochoczość niby gajami świętymi; imieniem szczęścia swego rzuca klątwę na wszystko, co pogardy godne.

Rzuca klątwę na wszystko, co gnuśne; powiada ona: Źle — to znaczy tchórzliwie! Pogardy godnymi zdają jej się ci zawsze troskający się, wzdychający, żałośni i co najlichszej korzyści nie omieszkają skrzętnie zebrać.

Gardzi ona również wszelką do biadań skorą mądrością: gdyż bywa, zaprawdę, i taka mądrość, co w ciemności rozkwita: mądrość nocnych cieni: a wzdycha ona nieustannie: „Wszystko jest marnością!”

Lękliwa nieufność wydaje się jej czymś miałkim oraz każdy, co pragnie przysiąg, zamiast spojrzeń i rąk: podobnież i wszelka zbyt nieufna mądrość, — gdyż jest ona właściwością tchórzliwych dusz.

Podlejszym snadnie203 od rychło204 przypochlebnego zda się jej człek psi, co wnet na grzbiecie leży, pokorny; a bywa i mądrość taka: pokorna, psia, pobożna i rychło przypochlebna.

Nienawistnym i wstrętnym jest dlań ten, co bronić się nie chce, kto jadowitą ślinę i złe spojrzenia połyka, ten nazbyt cierpliwy, wszystko znoszący, na byle czym przestający: gdyż służalczego ducha to rzecz.

A czy kto przed bogami i boskimi pomiataniami służalczo się gnie, czy też przed ludźmi i matołkowatymi sądami ludzkimi: na wszelkie służalstwo ducha plwa ono, samolubstwo owo błogosławione!

Złe: tym słowem zwie ono wszystko, co w pałąk zgięte, czołobitnie służalcze, owe niewolnie mrużące się oczy, zdławione serca i ów fałszywej uległości obyczaj, co szerokimi, gnuśnymi wargami całuje.

Oraz mędrkostwo: tym słowem zwie wszystko, co służalce, starce205 i zmęczeni mędrkują, osobliwie to zgubne, przebiegłe, przechytre kuglarstwo kapłanów!

Zaś półmędrki te, ci kapłani, ci światem umęczeni oraz ci wszyscy, których dusza ma coś z kobiety i niewolnika, — o jakże ich chóry dawały się samolubstwu we znaki!

I to właśnie cnotą miało być oraz cnotą się zwać, że się samolubstwu wstręty czyniło! I „w zaparciu się siebie” — takimi widzieć się pragnęli nie bez powodu wszyscy ci światem umęczeni tchórze i krzyżaki w pajęczynach!

Lecz wszystkiemu temu wybije godzina, nastanie odmiana i miecz nastanie sędziowski, przyjdzie wielkie południe: w którym niejedno objawionym będzie!

A kto ludzkie ja uzdrowi i uświęci, samolubstwo wyzwoli, zaprawdę, wywróży on wróżbiarz i to, co się jemu zwiastuje: „Patrzcie, oto idzie, oto się zbliża, wielkie idzie południe! —

 

Tako rzecze Zaratustra.

O duchu ciężkości
1.

Me usta — ludu to usta: nadto z gruba, nadto serdecznie gadam ja dla jedwabistych zajęcy. A bardziej jeszcze obco brzmi ma mowa atramentnicom oraz lisom biurkowym.

Ma dłoń — sowizdrzała to dłoń: biada wszystkim stołom i ścianom, oraz wszystkiemu, co miejsca użyczyć gotowe sowizdrzalskim ozdóbkom i pisankom!

Ma noga — konia to noga: nią to tępam i cwałuję poprzez wykrot i głaz: przed się, w pola, w schwał; a diabła uciechy pod skórą mam w szalonym pędzie tym.

Żołądek mój — snadź orła to jest żołądek? Gdyż najchętniej żywi się on jagnięciną. Więc, po prawdzie, ptaka to tylko żołądek.

Niewinnym karmem206 syty, karmem nieobfitym, zawsze gotów i niecierpliwy do lotu, do odlotu — mego to obyczaju rzecz: jakżeby więc we mnie coś z ptaka być nie miało!

Osobliwie, żem jest duchowi ciężkości tak wrogi: ptasiego rodu to znamię: — i zaprawdę, temu duchowi jam wrogiem śmiertelnym, pierworodnym wrogiem od prapoczątku!

Och, dokądże nie latała i nie polatywała ma wróżda207!

O tym niejedną mógłbym zaśpiewać pieśń — i zaśpiewam ją wraz: aczkolwiek sam jeden w pustym siedzę domu i własnym tylko uszom śpiewać muszę.

Bywają wprawdzie inni śpiewacy, którym dopiero pełne sale rozmiękczają gardło, czynią im dłoń wymowną, oko wyrazistym, serce czujnym: — jam nie jest, jak ci śpiewacy. —

2.

Kto człowieka kiedyś latać nauczy, ten wszystkich rubieży kamienie przesunie; wszystkie kamienie graniczne w powietrze mu się uniosą, a ziemię na nowo ochrzcić on będzie musiał — jako „lekką”.

Struś biega prędzej, niźli najbystrzejszy koń, wszakże i on w ciężką ziemię ociężale głowę chowa: tako i człowiek, co latać nie potrafi.

Ciężką jest mu ziemia, ciężkim życie; tak duch ciężkości chce! Kto zaś lekkim chce się stać i ptakiem być, samego siebie kochać powinien: — tako ja pouczam.

Aliści nie miłością schorzałych i chorzejących: gdyż u nich cuchnie nawet i miłość własna!

Należy nauczyć się samego siebie miłować — tako ja pouczam — czerstwą i zdrową miłością: aby człek z samym sobą rad przestawał i nie wałęsał się wszędy.

Takie wałęsanie się chrzci siebie „miłością bliźniego”: słowem tym dotychczas i kłamano, i obłudy wszelkie czyniono najudatniej, osobliwie pośród tych, którzy całemu światu ciążyli.

I zaprawdę, przykazanie to nie na dziś i nie na jutro, samego siebie kochać się nauczyć. Sztuka to raczej najwykwintniejsza, w podstępy najbardziej zasobna, sztuka ostatnia i najcierpliwsza.

Przed swym właścicielem jest wszelka własność dobrze ukryta, a ze wszystkich skarbów bywa ten własny najpóźniej odkopanym, — duch ciężkości to sprawia.

Nieomal że w kołysce dają nam już ciężkie słowa i wartości, jak oto: „dobro” i „zło” — tak się posag nasz zwie. W imię jego wybaczają nam to, że żyjemy.

I przeto pozwala się dziatkom do siebie przychodzić, aby ich zawczasu ostrzec, by siebie nie kochały: tako zdziaływa duch ciężkości.

Zaś my — wleczemy sumiennie to, co nam przydano, na twardych wleczemy barkach i poprzez ciężkie drogi! A gdy potniejemy w trudzie, powiadają nam: „O tak, życie jest ciężkim brzemieniem!”

Lecz człowiekowi samego siebie tylko dźwigać jest ciężko! Jako że zbyt wiele obcego władował na swe barki. Jako wielbłąd przyklęka on i pozwala się dobrze obładowywać!

Osobliwie silny, juczny człowiek, w którym pokora zamieszka: za wiele cudzych ciężkich słów i wartości władowuje on na siebie, — i oto życie pustynią mu się zdaje!

I zaprawdę! Nawet niejedna rzecz własna jest ciężka do dźwigania. A wiele wnętrznego208 w człowieku jest, jako ostryga: wstrętne, śliskie i trudne do uchwycenia — ,

— tak, że szlachetna skorupa ze szlachetnymi ozdoby209 orędować tu musi. I tej jeszcze sztuki należy się nauczyć: małżowinę swą mieć i piękny pozór i ślepotę przezorną!

Tysiąckrotnie zwodzi co do człowieka i to, że niejedna skorupa bywa pospolita i smutna, i przy tym zanadto skorupą. Za wiele dobroci i siły nigdy odgadniętym nie bywa; najsmakowitsze kęski nie znajdują smakoszy!

Wiedzą o tym kobiety najsmakowitsze: nieco tłustsza, nieco chudsza — och, ileż doli jest w takiej błahostce!

Ciężko odkryć człowieka, najciężej zaś samego siebie; nieraz duch o duszy kłamie. Duch ciężkości to sprawia.

Ten zaś samego siebie odkrył, kto powiada: oto jest moje dobro i zło: tym zmusił do milczenia kreta i karła mówiącego: „wszystkim dobry, wszystkim zły”.

Zaprawdę, nie znoszę ja i tych, dla których rzecz każda jest dobra, a świat zgoła najlepszy. Takich zwę ja nadto skromnymi.

Niewybredność, co wszystko smakować potrafi: to nie jest smak najwykwintniejszy! Szanuję oporne i wybredne języki i żołądki, które nauczyły się mówić „ja”, „tak” i „nie”.

Wszystko w gębę kłaść i wszystko trawić — prawdziwie świński to obyczaj! Zawsze „ta-ak” mówić, tego się osieł tylko nauczył oraz kto z jego jest ducha! —

Głęboka żółtość i czerwień gorąca: tak mi smak mój nakazuje, — krew on miesza do wszystkich barw. Zaś kto dom swój pobiela, o pobielanej mówi mi to duszy.

Ci w mumiach zakochani, tamci w upiorach; i jedni i drudzy wrodzy ciału i krwi: — och, jakże się to z moim kłóci poczuciem! Gdyż ja lubię krew.

I tam też mieszkać, ani przebywać nie chcę, gdzie wszystko spluwa i plwa, — raczej bym żył pośród złodziei i krzywoprzysiężców. Nikt złota w ustach nie nosi.

Wstrętniejszymi są mi jednak śliny zlizywaczy; zaś najohydniejsze zwierzę ludzkie, którem kiedykolwiek spotkał, nazwałem pasożytem: zwierzę, co kochać nie chciało, a z miłości żyć pragnęło.

Nieszczęsnymi zwę tych, którym jedno tylko do wyboru pozostaje: albo złymi zwierzętami się stać, albo złymi poskramiaczami: pośród nich nie zbudowałbym ja chaty.

Nieszczęsnymi zwę i tych, którzy ciągle czekać muszą, — i ci sprzeciwiają się smakowi memu: wszyscy ci celnicy, kramarze i króle oraz inni krain i sklepów dozorcy.

Zaprawdę, poznałem ja do głębi czekanie, — lecz tylko czekanie na siebie. A przede wszystkim uczyłem się stać i chodzić, i biec, i skakać, wspinać się, a tańczyć.

Lecz oto ma nauka: kto się kiedyś chce lotu nauczyć, winien się wprzódy nauczyć stać, chodzić, biegać, wdrapywać i tańczyć: — nie wzlatujeż bo się od razu do lotu!

Po węzłowych drabinach do niejednego wdrapywałem się okna, rączymi nogi210 wspinałem się na niejeden wysoki maszt: na wysokich masztach poznania siadywać wydało mi się niemałą rozkoszą, —

— jako małe płomyki na wysokich masztach migać: drobne wprawdzie to światła, lecz wielkie pocieszenie dla zbłąkanych i rozbitków! —

Na wielu drogach i wieloma sposoby211 doszedłem ja do swojej prawdy: nie na jednej tylko drabinie wspiąłem się ja na mą wyżynę, skąd me oko w moje dale wybiega.

I niechętnie o drogi pytałem, — przeciwiało się to zawsze smakowi memu! Chętniej zapytywałem drogi same i doświadczałem ich.

Doświadczaniem i pytaniem było wszelkie me chadzanie: — i zaprawdę, nauczyć się też trzeba odpowiadać na pytania takie! Lecz takim jest — mój smak:

— ni zły, ni dobry to smak, lecz mój własny, czego się nie wstydzę i z czym się nawet nie taję.

„Oto — moja droga, — a gdzież jest wasza? tak odpowiadam tym wszystkim, którzy mnie „o drogę” pytają. Drogi? — nie maż jej zgoła! —

 

Tako rzecze Zaratustra.

O starych i nowych tablicach
1.

Oto siedzę tu i czekam, wokół mnie stare połamane tablice, zarówno jak i nowe na poły zapisane. Kiedyż godzina ma nadejdzie?

— godzina mego znijścia i zajścia: gdyż raz jeszcze chcę ja do ludzi zejść.

Czekam tedy: gdyż wprzódy znak zwiastować mi musi, że moja to godzina, — lew nadejść winien uśmiechnięty w chmarze gołębiej.

Tymczasem jak ktoś, co czas ma jeszcze, mówię z samym sobą. Nikt mi nic nowego nie opowiada: opowiem więc siebie

1 ... 22 23 24 25 26 27 28 29 30 ... 45
Idź do strony:

Darmowe książki «Tako rzecze Zaratustra - Friedrich Nietzsche (warszawska biblioteka cyfrowa txt) 📖» - biblioteka internetowa online dla Ciebie

Uwagi (0)

Nie ma jeszcze komentarzy. Możesz być pierwszy!
Dodaj komentarz