Hrabina Cosel - Józef Ignacy Kraszewski (coczytać .txt) 📖
Życie Anny Cosel, kochanki Augusta II Mocnego, przedstawione w formie powieści dworskiej. Zaskakująco wierna historycznym faktom powieść Józefa Ignacego Kraszewskiego.
Pierwsza część tzw. trylogii saskiej skoncentrowana jest na osobie Anny Cosel, hrabianki ogromnej urody, która wpadła w oko Agustowi Mocnemu. Po szybkim rozwodzie zostaje nałożnicą króla i matką jego dzieci. Jej wpływowa pozycja oznacza jednak, że wiele osób widzi w niej wroga i konkurencję. W efekcie staje się ofiarą intrygantów i na ostatnie czterdzieści lat swojego życia trafia do więzienia. Kraszewski pisanie powieści poprzedził intensywnymi studiami historycznymi, a książka wypełniona jest anegdotami i opowieściami o Auguście II Mocnym.
- Autor: Józef Ignacy Kraszewski
- Epoka: Pozytywizm
- Rodzaj: Epika
Czytasz książkę online - «Hrabina Cosel - Józef Ignacy Kraszewski (coczytać .txt) 📖». Wszystkie książki tego autora 👉 Józef Ignacy Kraszewski
Stanęła w progu poglądając na czarne wieże i mury. Król poszedł daléj. Oglądał wieżę Donatha, zajrzał do izb gdzie niegdyś były katownie, przypatrzył się Janowéj wieżycy zbudowanéj przez biskupa Jana VI, i klucznik idący przodem pokazał mu znowu katownie drugie, podziemię zwane „Dół Mniszy” (Mönchsloch), w którym karano zakonników, więzienia „Richtergehorsam” Janowe i loch „Burquersiess,” do którego skazanych po drabinie spuszczano. Wszystkie one były w dość dobrym stanie, lecz puste. August oglądał je z ciekawością zaostrzoną, jakby w nich szukał śladów ludzi i męczarni; naostatek rzuciwszy okiem na mury forteczne wyszedł powoli.
Zastał Cosel tam gdzie ją zostawił, w niezwykłém pogrążoną zadumaniu i z przestrachem niekiedy rzucającą okiem na wieże zamkowe.
— Cel dzisiejszéj przejażdżki wcale nie wesoły — ozwała się głosem zmienionym — nie można jéj nazwać rozrywką. Chociaż nie widziałam zamku, robi na mnie wrażenie boleśne: zdaje się, że słyszę jęk ludzi co tu cierpieli.
August się uśmiechnął.
— Nie stało się to niewinnie — rzekł obojętnie — trudno mieć czułość dla wszystkich. Ale zkądże ci piękna hrabino, te czarne myśli przychodzą? Odwróćmy się plecami do zamku i idźmy do zwierzyńca. Kazałem tam pod namiotem rozstawić stoły... napędzą nam zwierza, ożywisz się i będziemy przyklaskiwali jak zwykle twéj zręczności.
Jak król rozkazał stało się: u wnijścia do zwierzyńca, pod wspaniałym namiotem tureckim, który pamiętał Wiedeńską wyprawę, stoły były w gotowości. Cosel zajęła pierwsze miejsce. Słońce się było podniosło i dopiekało silnie, powietrze ciężkiém się stało do oddychania i skwar czuć było nawet w usposobieniach wesołego zwykle towarzystwa, które się rozbawić nie mogło. Kyan, który przybył z królem, smutny i zwieszony nad kielichem, nie probował błysnąć dowcipem zawsze gotowym. August nie lubił w swojém otoczeniu takiego pogrzebowego milczenia, prędko więc obniesiono jedzenie, pozdejmowano srebra i łowczowie przynieśli strzelby, z któremi wszyscy weszli w głąb zwierzyńca.
Cosel poszła także z królem, ale z namarszczonemi brwiami; przypisywano to przepowiedni obłąkanéj kobiety, na którą nastręczyła się sama niepotrzebnie. W uszach jéj w istocie brzmiały wyrazy biednéj Mlawy prorokujące straszną przyszłość a choć w téj chwili nic w świecie domyślać się jéj nie dozwalało, Cosel posępną była i smutną. August za nią okazywał nie zwyczajną wesołość i jakby na przekór unosił się nad pięknością Stołpów i mocą warowni, która u granic saskiego kraju mogła stać na jego straży.
Nad wieczór już po zabiciu kilku sarn i dzików, król siadł na koń. Cosel jechała przy nim, ale gdy wyruszyli od stóp góry i mijali już miasteczko, z zachodu nadciągnęła chmura czarna, przed którą znowu do zamku schronić się musiano. W mieście nie było innego gotowego na przyjęcie królewskich gości schronienia. Więc choć od wieków zamek Kurfirstów nie przyjmował, musiano zardzewiałe drzwi komnaty okrągłéj w Janowéj wieży otworzyć. Służba pomieściła się chroniąc od ulewy i deszczu pod bramą Donatową i w murach pustych twierdzy. August i Cosel schronili się do staréj komnaty sklepionéj.
Kilka stołków drewnianych, ławy i stół dębowy, składały cały sprzęt tego smutnego więziennego mieszkania. Cosel wszedłszy doń obejrzała się, wzdrygnęła i przytuliła do króla.
— Panie mój — rzekła — jakże tu okropnie, jak smutno, jak trupem czuć te pustki!
— Gdybym był przeczuł że się tu schronić będziemy musieli, byłbym choć jednę izbę przybrać kazał. Cóż chcesz, nikt tu prócz mnichów i więźniów a ich dozorców nie mieszkał. Nie jest to miejsce rozkoszy... mury choć nieme czuć przeszłością.
Jakby dla zwiększenia wrażenia téj chwili na umyśle kobiéty, która może piérwszy raz w życiu strwożoną się czuła; nadeszła ulewa z gradem tłukąc w okna oprawne ołowiem, sypiąc jakby kamieniami po dachach i błyskawice następujące bez przestanku po sobie, zdawały się w ciskać do izb wnętrza. Z ogromnym hukiem i przerażającą jasnością na wieżę Donatową uderzył piorun, objął ją płomieniem i zlał się ku ziemi. Cosel krzyknęła z trwogi, król stał nieporuszony... ognia wszakże nie wzniecił grom z góry i po nim puścił się tylko deszcz rzęsistszy.
Pół godziny wrzał tak wicher z ulewą po nad zamkiem, kilka jeszcze piorunów padło w blizkości, aż na zachodzie żółtym pasem oświecone pokazało się niebo i ciężar chmur czarnych na wschód się cały przewalił...
Deszcz skończył się jakby rosą cichą i słońce znowu z za poszarpanych chmur końców jasnemi promieniami strzeliło.
Cosel odetchnęła. A! jedźmy, panie mój — zawołała — jedźmy, jedźmy: ja tu nie mogę oddychać!
W chwilę już siedzieli wszyscy na koniach i orzeźwieni powietrzem burzą ochłodłém, zdążali nazad ku miastu. Gdy przyszło przed chatą, u któréj stała Mlawa z rana, przejeżdżać, Cosel szukała jéj oczyma, ale tam jéj już nie było. Opodal nieco czatowała zdało się, aby króla zobaczyć. Milcząc rzuciła okiem na Cosel i z politowaniem uśmiechnęła się do niéj jak dawna znajoma: August konia spiął odwracając się ze wstrętem.
Tak co dzień nową jakąś rozrywką starał się czas skrócić sobie odepchnięty od korony, co go tyle kosztowała, król August II. Miał on nienawiść dla Karola XII, narzekał na przeciwne losy, lecz nic nie dorównywało jego niechęci ku niewdzięcznym Polakom. Im wszystkie przypisywał nieszczęścia swoje i ci co tajemnie mu sprzyjając przybywali się pokłonić jeszcze, jakby przeczuwając przyszłość, doświadczali od niego gniewów jakie miał w sercu dla całego kraju. Król siłacz co o sławę bohatéra wojownika był zazdrosny, który się malować kazał we zbroi i rycerskiéj postawie, nie mógł zapomniéć że go zwyciężył młodzik niepozorny i we własnym kraju mu się rządził.
Potrzebował podnieść swą sławę nadwerężoną jakimś czynem i wysługując się razem cesarzowi, wybrał się jako ochotnik z małą garstką ludzi przeciw Francuzom do Flandryi. Zachowywał jak najściślejsze incognito i wmieszał się w dwór księcia Eugeniusza Sabaudzkiego. Tu chciał koniecznie błysnąć odwagą, zyskać oklaski i narażał się osobiście do tego stopnia iż go ks. Eugeniusz i ks. Marlborough musieli odwodzić, by próżno nie święcił tak drogiego życia.
— Na wojnie — rzekł król — trzeba być trochę kalwinistą i wierzyć w przeznaczenie.
Złośliwi ludzie szeptali z tego powodu, że król mimo świeżo przyjętego katolicyzmu, podobno w nic nie wierzył. „Powiadają że August wiarę zmienił — pisze Loeu — mógłbym to przypuścić, gdyby ją kiedy miał.” To pewna, że już po przyjęciu katolicyzmu, ogromnemu psu faworytowi, bodaj temu co stłukł szacowną flaszkę z merkuryuszem Böttigera, różaniec kładł dla zabawy na szyję...
Nie długo wytrzymawszy na wojnie, która dlań była rozrywką, przewidując że oblężenie Lisle za długo się pociągnąć może, zatęsknił król do Saksonii — i Cosel.
Jednakże w ścisłém incognito pod imieniem hrabiego Torgau wstąpił do Brukselli, gdzie jak najpilniéj mu było zaprosić sobie na wieczerzę tancerkę Dupare, do sławnego naówczas restauratora Vernus pod znakiem obfitości. Cztery panny z opery, król, Vitzthum, Bauditz i hrabia W... zabawiali się do rana, a August pannę Dupare do Drezna zaprosił. Znać mu już hrabina była coraz obojętniejszą, a życie tak ciężkie do dźwigania.
W czasie niebytności króla, namiestnik Fürstemberg i hr. Flemming zmówili się i podali sobie ręce, aby się starać z pod panowania Cosel wyzwolić. Rozkazywała im jak królowa, obchodziła się z nimi z dumą kobiéty, która ufa w siły swoje, szafowała pieniędzmi jak dziecię, które nie zna ich wartości. Przewaga jaką miała nad królem przerażała wszystkich i obóz nieprzyjaciół z każdym się dniem powiększał. Żadna z ulubienic królewskich nie miała takiéj potęgi, wiary w siebie, i nie umiała tak długo niestałego Augusta II utrzymać przy sobie. Można było znieść fantazyą pańską, ale dać się ugruntować władzy, która wzmagała się codzień, stawało się niebezpieczeństwem dla wszystkich. Gorączkowo pragnął dwór cały kimkolwiek zastąpić Cosel, a obalić ją koniecznie. Hrabina raczéj domyślała się tego niż wiedziała o knowaniach, ale gardziła niemi. Gdy jéj donosił o nich wierny Zaklika, który się przysłuchiwał co po dworze krążyło, Cosel śmiała się pogardliwie.
Powoli gromadziły się, skupiały wszystkie siły nieprzyjaciół, chociaż nie śmieli jeszcze wypowiedziéć jawnie wojny. Czekano w królu pewnych symptomów, któreby oznajmiły znużenie i wskazały że walka da się rozpocząć z nadzieją zwycięztwa. Z jednéj strony stały sprzymierzone siły ludzi nadzwyczaj zręcznych i przebiegłych, w intrydze dworskiéj od młodości wyćwiczonych, przez zepsute i chytre kobiéty posiłkowanych; z drugiéj Cosel dumna, zarozumiała, szlachetna, ufna w swe siły i wdzięki, w swe urojone żony nazwisko, w węzeł który stanowiły przyznane jéj dzieci... kilku przyjaciół nie mających znaczenia i kilka osób dwubarwnych, co gościły w obu obozach, wyczekując przewagi jednego aby się doń przyłączyć. Zanosiło się na wojnę długą, ale przeciwnicy Cosel mieli przy zawziętości cierpliwość i w charakterze króla pewność skutku pomyślnego.
Cosel musiało się wreszcie sprzykrzyć ze swemi fantazyami, nienasyconą żądzą przepychu, królewską dumą i charakterem porywczym. Dotąd król znajdował w nim zabawę, lecz przebrana miara lada chwila mogła szalę na stronę drugą przeważyć.
Można powiedziéć iż wszystko co było na dworze znaczniejszego i więcéj znaczącego, stało w obozie przeciwnym... Ks. Fürstemberg, hr. Flemming, hr. Reuss, panna Hülchen, Vitzthumowa liczyły się teraz do zajadłych przeciwniczek. Nieznośna Glasenappowa wkręciła się do domu hrabiny tylko aby ją szpiegować i plotki od niéj wynosić.
Korzystając z niebytności króla, w czasie jego pobytu we Flandryi, namiestnik ze swéj strony, Flemming oddzielnie zmówili się na to, aby króla doniesieniami o zbytkach i przepychu dworu hrabiny, powoli do niéj zniechęcać.
Odmalowali wymagania jéj w tak przesadnych barwach, że August znudzony, polecił pewną położyć im tamę. Chwycił się tego Fürstemberg oparłszy kilka razy rozkazom wszechwładnéj pani, która, gdyby nie stan jéj niedozwalający szukać z nim spotkania, odgrażała się opoliczkować go publicznie. Znający charakter p. Cosel, mogli uwierzyć iż spełniłaby to co obiecywała. Nieostrożne słowo Flemminga ściągnęło nań także burzę i groźby.
Pochlebiali sobie jednak oba, wiedząc z listów Bauditza o zaproszeniu panny Duparc do Drezna, że panowanie faworyty mogło przeminąć i że pora przyszła stanowczo przeciwko niéj wystąpić.
Tymczasem król od obozu przybywszy do Drezna, nie spojrzawszy na Fürstemberga, poszedł wprost do pałacu czterech pór roku, gdzie zastał Cosel znowu ledwie wstającą z łóżka po chorobie, piękniejszą niż kiedy, czułą a spłakaną.
— A! panie, — zawołała rzucając mu się na szyję — zawsze pragnę i pragnęłam powrotu twojego, choćby godzinę tylko trwało oddalenie, ale nigdy może nie tęskniłam tak do twego powrotu! Wybaw mnie od prześladowania. Jestemże jeszcze panią twego serca, czyś mnie już z niego wyrzucił, aby ci ludzie mogli się pastwić nademną!
— Kto? — zapytał król.
— Twoi najlepsi powiernicy i przyjaciele, ten opój przebrzydły Flemming, ten przewrotny świętoszek Fürstemberg, uczynili mnie pośmiewiskiem... spikali się na to by mnie chorą życia zmartwieniem pozbawić. Panie, ratuj mnie, lub powiedz czyś już wyrok wydał na mnie!
Po długiém niewidzeniu, Cosel odzyskała wdziękiem niezrównanym jaki posiadała dawną swą władzę nad królem: August począł ją uspokajać.
— Fürstembergowi i Flemmingowi uszu natrę.. sądzę że i chora wzięła zbyt do serca to co może bez złéj woli!
— Bez złéj woli, ale to są śmiertelni wrogowie moi, tak jak tu wszyscy... niemi tylko jestem otoczona. Zazdrośni radziby mnie wyrwać z twojego serca.
Cosel płakała, król łez nie lubił i starał się ją ukoić.
Gdy po kilkogodzinném pobycie wyszedł do zamku, był już pod urokiem i na piérwszy wyraz oskarżenia, z którém Fürstemberg wystąpił, odpowiedział mu sucho, aby jutro szedł hrabinę przeprosić: książe zamilkł.
— I ty i Flemming winniście; ale nie cierpię kłótni i sfarów u mnie; jutro musicie być u niéj: pogodzę was.
Flemming który sobie czasem pozwalał królowi sprzeciwiać, odparł:
— N. Panie, toby było dla mnie zbyt upokarzającém!
— A jednak przez to przejść musisz — odpowiedział król — inaczéj musiałbyś chyba ze dworu ustąpić, nie obeszłoby się bez kłótni przy piérwszém spotkaniu. Cosel nie przebacza łatwo, a ja awantur nie lubię.
Napróżno generał się oburzał i parskał, spojrzeli po sobie z Fürstembergiem... chwila nie była nadeszła jeszcze, trzeba się było poddać króla rozkazom.
Nie daléj jak nazajutrz król obu powołać kazał do pałacu czterech pór roku: musieli stawić się oba. Cosel była zarumieniona od gniewu i dumną jak królowa. August sam wprowadził winowajców.
— Sądzę — rzekł — że tylko nieporozumienie mogło być przyczyną, iż hrabina mi się uskarżała na niewzględne z nią obejście. Radbym zatrzéć wspomnienie to... hrabina zapomni, panowie jako grzeczni i szanujący płeć piękną nie weźmiecie jéj za złe, jeśli tam słówko jakie w żalu rzuciła. Proszę to puścić z obu stron w niepamięć.
Gdy król to mówił, z obu stron zmierzono się oczyma. Coseli wzrok był jeszcze gniéwu pełen i oburzenia, Fürstemberga nienawiści, Flemminga chytrego szyderstwa. Skłonili się jednak oba grzecznie bardzo, a mruczenie ich można było wziąść za komplement.
Z obu stron nie łudzono się wcale szczerością zgody, wiedziano że to był rozejm do czasu i że walka rozpocznie się przy piérwszéj do niéj zręczności. Po tém urzędowém przejednaniu, którego i sam król pewnie czuł pozorność, książe i generał przemówiwszy kilka słów obojętnych i chłodnych odeszli. Król pozostał u Coseli. Pięć już lat trwała miłość jego stała przynajmniéj powierzchownie dla pięknéj hrabini, oczekiwano co chwila przesytu i zmiany: napróżno. Hrabina Reuss i Vitzthum kandydatki do tronu, napróżno śledziły zmarszczki na czole Coseli, próżno upatrywały zaćmienia blasku jéj piękności; była to jedna z tych dziwnych istot, obdarzonych niemal nieśmiertelną młodością, których lice marmurowe żadna boleść wyszczerbić nie może. Pokątne miłostki króla nietrwałe, gminne, mogły go rozrywać, ale nie potrafiły zastąpić przywiązania do kobiéty, która miała za sobą i charakter szlachetny i umysł wykształcony i wszystko coby ją wśród tysiąca innych odznaczyć mogło. Z hrabiną Cosel August
Uwagi (0)