Puk z Pukowej Górki - Rudyard Kipling (czytaj książki za darmo .txt) 📖
Wiejskie dzieci z małej miejscowości o wdzięcznej nazwie Pukowa Górka spędzają czas na zabawie w teatr. Przed wiejskimi krowami, wcielając się we dwoje w wiele postaci, wystawiają Sen nocy świętojańskiej Szekspira.
Ku ich zdziwieniu, w trakcie przedstawienia zjawia się tajemnicza, długoucha, niewielka postać. Okazuje się, że wioska nie bez przyczyny nosi tę nazwę — rzeczywiście mieszka w niej elf Puk. Od tej chwili Puk towarzyszy dzieciom, opowiada im o historii Europy, a także przedstawia innym gościom.
Puk z Pukowej Górki to powieść autorstwa angielskiego pisarza Rudyarda Kiplinga, wydana w 1907 roku. Kipling zasłynął przede wszystkim jako autor Księgi dżungli, jego twórczość była kierowana głównie do młodzieży.
- Autor: Rudyard Kipling
- Epoka: Współczesność
- Rodzaj: Epika
Czytasz książkę online - «Puk z Pukowej Górki - Rudyard Kipling (czytaj książki za darmo .txt) 📖». Wszystkie książki tego autora 👉 Rudyard Kipling
— Kogo on miał na myśli, pisząc o synu swego zwierzchnika? — zapytał Dan.
— Myślał o Teodozjuszu, cesarzu rzymskim, synu owego Teodozjusza, pod którego rozkazami walczył niegdyś w czasie wojny z Piktami. Dwaj ci ludzie nigdy się nie lubili, a gdy Gracjan zamianował młodszego Teodozjusza cesarzem Wschodu (przynajmniej takie mnie doszły słuchy), Maximus rozpoczął wojnę z synem swego zwierzchnika. To było jego fatum153 i przyczyną jego upadku. Ale cesarz Teodozjusz, o ile mi wiadomo, to dobry człowiek.
Parnezjusz zamilkł na chwilę, a potem znów podjął opowieść:
— Odpisałem Maximusowi, że choć na razie mamy na Wale spokój, jednak byłbym wielce rad, gdybym miał nieco więcej ludzi i kilka nowych katapult. On mi na to odpowiedział: „Musicie jeszcze czas jakiś poczekać w cieniu mych laurów, póki nie zmiarkuję, co zamierza młody Teodozjusz. Może powita we mnie kolegę-cesarza, ale być też może, że zbroi się przeciwko mnie. Tak czy owak, nie mogę w chwili obecnej dać wam ani jednego żołnierza”.
— Ależ on zawsze to samo pisał — zauważyła Una.
— To prawda. Nie usprawiedliwiał się przed nami i powiadał, że dzięki wieściom o jego zwycięstwach mieliśmy przez długi, długi czas zapewniony spokój na Wale. Piktowie wypaśli się jak ich własne owce na wrzosowiskach, a garstka żołnierzy, jaka przy mnie została, wyćwiczyła się doskonale w sztuce wojennej. Zresztą i Wał miał wygląd obronny i warowny. Ja jednak zdawałem sobie sprawę, jak słabi jesteśmy w istocie. Wiedziałem, że gdyby nawet fałszywa wieść o jakiejś klęsce Maximusa dotarła do Skrzydlatych Kołpaków, oni by tu na pewno zawitali z poważniejszą siłą, a wtedy... a wtedy... Wał musiałby runąć! Na Piktów nie zważałem wcale, ale w ciągu lat ubiegłych zapoznałem się po trosze z siłą Skrzydlatych Kołpaków. Siła ta rosła z dniem każdym, ja natomiast nie mogłem powiększyć liczby mych żołnierzy... Maximus ogołocił z ludzi Brytanię na naszych tyłach, a ja sam czułem się jako człowiek stojący ze spróchniałym kijem przed połamaną zagrodą i zamierzający odpędzać rozjuszone byki... Takie, moi drodzy, mieliśmy życie na Wale... oczekując, oczekując i oczekując posiłków, których Maximus ani myślał nam przysyłać. Nagle doniósł nam, że przygotowuje armię przeciwko Teodozjuszowi. Takie to słowa odczytał mi przez ramię Pertinax, gdyśmy byli razem na naszej kwaterze: „Powiedz ojcu, że fatum zmusza mnie do tego, bym poganiał trzy muły, bo inaczej one rozedrą mnie na strzępy. Mam nadzieję, że w ciągu roku uporam się raz na zawsze z Teodozjuszem, synem Teodozjusza. Wówczas ty dostaniesz w zarząd Brytanię, a Pertinax, jeśli będzie miał ochotę, zostanie namiestnikiem Galii. Dziś chciałbym mieć was przy sobie, byście zaprowadzili ład w moich wojskach posiłkowych. Proszę was, nie dawajcie wiary pogłoskom o mej chorobie. Wprawdzie jakieś tam drobne licho siedzi w mym cielsku, ale wyleczę się żwawą konną przejażdżką do samego Rzymu”.
Wówczas rzekł Pertinax: „Z Maximusem już kaput! Pisze jak człek obłąkany. Widzę to dobrze, bom sam już ogarnięty rozpaczą. A cóż to on zamieścił w dopisku? »Powiedz Pertinaxowi, że spotkałem się z nieboszczykiem jego wujem, duumwirem w Divio, i że otrzymałem od niego dokładne wyrachowanie z pieniędzy należących się jego matce. Wyprawiłem ją z odpowiednią eskortą, jako matkę bohatera, do Nicei, gdzie klimat jest cieplejszy«”.
„Oto masz dowód — rzekł Pertinax. — Nicea154 jest już niedaleko od Rzymu. W razie wojny matka może wsiąść na okręt i uciec do Rzymu. Tak jest, Maximus przewiduje śmierć rychłą i dlatego spełnia kolejno wszystkie swoje obietnice! W każdym razie cieszę się, że wuj mój się z nim spotkał”.
„Czy dziś napastują cię czarne myśli?” — zapytałem.
„Czarne czy nie czarne, ale prawdziwe — odrzekł Pertinax. — Bogom sprzykrzyła się ta gra, którą wiedliśmy przeciw nim. Teodozjusz rozbije Maximusa. Wszystko skończone!”
„Czy mu to napiszesz?” — zapytałem.
„Patrz, co mu napiszę!” — odrzekł i wziąwszy pióro, napisał list radosny jak pogodny dzień, czuły jak list kobiecy, a pełen żartów. Nawet ja, czytając przez ramię, nabierałem otuchy... póki... póki... nie obaczyłem jego twarzy!
„A teraz — rzekł zapieczętowując pismo — obaj jesteśmy już nieboszczykami, mój bracie. Chodźmy do świątyni”.
Modliliśmy się przez chwilę do Mithrasa w miejscu, gdzie tylekroć zasyłaliśmy doń modły. Odtąd dzień za dniem upływał nam wśród ponurych wieści. Tak doczekaliśmy się zimy...
Pewnego poranku, gdy wyjechaliśmy konno na wschodnie wybrzeże, znaleźliśmy tam na piasku jasnowłosego mężczyznę, na pół zmarzniętego, przywiązanego do kilku strzaskanych desek. Przewróciwszy go, poznaliśmy po sprzączce u pasa, że był to Got z jednego ze wschodnich legionów. W pewnej chwili człowiek ten otworzył oczy i krzyknął głośno: „On już nie żyje! Miałem przy sobie listy, ale Skrzydlate Kołpaki zatopiły okręt!” To rzekłszy skonał nam na rękach.
Nie pytaliśmy, kto już nie żyje. Wiedzieliśmy doskonale! Gnani śnieżną zawieruchą, popędziliśmy do Hunno, myśląc, że Allo może się tam znajduje. Był już tam istotnie, czekał w naszej stajni. Po twarzach naszych zmiarkował, jaką otrzymaliśmy wiadomość.
„Stało się to w namiocie nad brzegiem morza... — wyjąkał. — Został ścięty przez Teodozjusza. Wysłał list do was, pisany w przededniu stracenia. Skrzydlate Kołpaki list ten przejęły, rozbiwszy okręt, na którym jechał posłaniec. Wieść rozszerza się jak pożar po wrzosowiskach. Nie miejcie do mnie żalu! Już nie potrafię utrzymać naszych młodzieńców na wodzy”.
„Obym mógł to samo powiedzieć o naszych żołnierzach — odrzekł ze śmiechem Pertinax. — Ale oni nie potrafią uciec, za co niech Bogom będą dzięki!”
„Cóż poczniecie? — zapytał Allo. — Przynoszę wam rozkaz... a raczej zlecenie... od Skrzydlatych Kołpaków, byście przystali do nich wraz z waszymi ludźmi i wyruszyli na południe grabić Brytanię”.
„Bardzo mi przykro — odrzekł Pertinax. — Ale nas tu postawiono właśnie w tym celu, żeby zapobiec ich najazdowi i grabieży”.
„Zabiją mnie, jeżeli im zaniosę tę odpowiedź — rzekł Allo. — Zawsze obiecywałem Skrzydlatym Kołpakom, że zbuntujecie się, gdy Maximus upadnie. Ja... ja nigdy nie przypuszczałem, by on mógł upaść...”
„Niestety, stało się tak, mój biedny barbarzyńco! — odrzekł Pertinax śmiejąc się ciągle. — No, no! Nie miej strachu! Za dużo dobrych koni kupiliśmy od ciebie, byśmy cię mieli rzucić na pastwę twoim przyjaciołom. Jesteś wprawdzie posłem, ale my cię uwięzimy”.
„Tak, to będzie najlepsze — rzekł Allo wyciągając jeden z postronków. Związaliśmy go lekko, bacząc na sędziwy wiek poczciwca.
„Teraz Skrzydlate Kołpaki mogą ciebie szukać; my przez to tylko zyskamy na czasie! Patrzcie no, jak liczenie na zwłokę staje się z wolna nałogiem człowieka!” — zauważył Pertinax zawiązując postronek.
„Nie — odpowiedziałem. — Zwłoka istotnie może nam pomóc. Skoro Maximus napisał do nas list w więzieniu, to nie kto inny, tylko Teodozjusz wyprawił ów okręt, który miał nam przywieźć to pismo. Jeżeli zaś mógł przysłać statek, tedy może przysłać i posiłki”.
„Cóż nam z tego przyjdzie? — odburknął Pertinax. — Służymy Maximusowi, a nie Teodozjuszowi. Nawet gdyby jakimś cudem bożym Teodozjusz przysłał wojsko i ocalił Wał, nie możemy oczekiwać czego innego niż takiej śmierci, jaką poniósł Maximus”.
„Naszą rzeczą jest bronić Wału, bez względu na to, który cesarz umiera, a który innych zabija” — odpowiedziałem.
„Słowa te godne są brata twego, filozofa — ofuknął mnie Pertinax. — Co do mnie, jestem człowiekiem bez nadziei, więc nie gadam tak uroczyście i od rzeczy! Zbudź załogę!”
Powołaliśmy wszystkich pod broń i cały Wał od końca do końca obsadziliśmy zbrojnymi ludźmi. Starszyźnie oznajmiliśmy, że rozeszła się pogłoska o zgonie Maximusa, która może na nas ściągnąć najazd Skrzydlatych Kołpaków, lecz gdyby nawet owa pogłoska okazała się prawdziwą, można być pewnym, że Teodozjusz, chcąc ocalić Brytanię, przyśle nam pomoc... przeto powinniśmy trwać niezłomnie na posterunku... Wierzcie mi, moi drodzy, aż dziw bierze, gdy się widzi, jak ludzie znoszą złe wieści! Nieraz najsilniejszy człowiek staje się wówczas słaby jak mucha, a słaby głowę podnosi i bogom siłę zabiera. Tak było i z nami. Ostatecznie jednak Pertinax dzięki swym żartom, swej uprzejmości i pracowitości wlał odwagę i karność w nasze szczupłe zastępy — w większym stopniu, niż mogłem się spodziewać. Nawet nasza kohorta libijska — nieznośne „trzeciaki” — stała spokojnie w podbitych kirysach i nie utyskiwała na zmęczenie.
Po trzech dniach zjawiło się u nas siedmiu wodzów i przedniejszych rycerzy z narodu Skrzydlatych Kołpaków. Wśród nich był też i Amal, ów wysoki młodzian, którego spotkałem był niegdyś na wybrzeżu. Uśmiechnął się obaczywszy mój naszyjnik. Pozdrowiliśmy ich uprzejmie, jako posłów, po czym pokazaliśmy im Alla, żywego, ale związanego. Byli przekonani, żeśmy go zabili, i widziałem, że nie bardzo byliby się tym zmartwili. Allo też to spostrzegł i minę miał skwaszoną. Potem zeszliśmy się na naradę w naszej kwaterze w Hunno155. Posłowie oświadczyli, że Rzym już upada i że powinniśmy zawrzeć z nimi przymierze. Oddawali mi w zarząd całą południową Brytanię, ale wpierw żądali z niej haraczu.
„Cierpliwości! — odparłem. — Tego Wału nie kupuje się za byle co, niby pierwszą lepszą rzecz zrabowaną. Dajcie mi dowód, że mój wódz nie żyje”.
„Hola! — rzekł jeden ze starszyzny. — Dowiedźcie nam wpierw, że on żyje”. A drugi dodał przebiegle: „Co nam dacie, jeżeli przeczytamy wam jego ostatnie słowa?
„Nie jesteśmy kupcami, by się targować! — zawołał Amal. — Zresztą temu człowiekowi zawdzięczam życie. Oto dowód, jakiego żąda”. I cisnął ku mnie list jakiś. Poznałem pieczęć: był to list Maximusa.
„Znaleźliśmy to pismo na okręcie, któryśmy zatopili! — zawołał. — Nie umiem czytać, ale rozpoznałem jeden znak, który każe mi wierzyć owej pogłosce”. I wskazał mi na grzbiecie rękopisu ciemną plamę; z ciężkim sercem stwierdziłem, iż był to ślad bohaterskiej krwi Maximusa.
„Przeczytaj! — rzekł Amal. — Przeczytaj, a przekonamy się, czyimi jesteście sługami”.
Pertinax, rzuciwszy okiem na pismo, odezwał się cichym głosem: „Słuchajcie, barbarzyńcy! Przeczytam wam wszystko!” I przeczytał to, co od tej chwili noszę stale na sercu.
To mówiąc Parnezjusz wydobył z zanadrza zwinięty i poplamiony kawałek pergaminu i jął czytać ściszonym głosem:
— „Maximus, niegdyś cesarz Galii i Brytanii, a obecnie więzień, oczekujący śmierci w Teodozjuszowym obozie nad morzem, przesyła Parnezjuszowi i Pertinaxowi, dzielnym komendantom rzymskiego Wału, pozdrowienie i pożegnanie”.
„Wystarczy! — zawołał młody Amal. — Oto dowód, któregoście żądali! Teraz musicie do nas przystać!
Pertinax spoglądał nań przez długi czas w milczeniu, a jasnowłosy młodzian zawstydził się i zarumienił jak młoda dziewczyna. Pertinax zaś czytał dalej:
„»Z przyjemnością wyrządziłem w mym życiu niejedno zło tym wszystkim, którzy mi źle życzyli, ale jeżeli kiedy skrzywdziłem was dwóch, żałuję tego i proszę, byście mi przebaczyli. Trzy muły, które usiłowałem prowadzić, rozszarpały mnie na sztuki, jak przepowiedział mi twój ojciec, Parnezjuszu. Nagie miecze czyhają u wnijścia namiotu, by zadać mi śmierć, jaką zadałem był Gracjanowi. Przeto ja, wasz wódz i cesarz, daję wam zwolnienie i chlubne świadectwo tej służby, którąście u mnie pełnili nie dla grosza i dla dostojeństwa, ale, jak miło mi przypuszczać, z miłości dla mnie!«”
„Na światłość słoneczną! — przerwał Amal. — To był człowiek niezwykły! Zdaje się, że mieliśmy mylne mniemanie o jego sługach!”
A Pertinax czytał dalej: „»Daliście mi termin, jakiego żądałem. Nie narzekajcie, jeżelim nie umiał go wyzyskać. Graliśmy wspaniale przeciwko bogom, ale oni dobrze znają wagę swoich kostek, przeto mnie przyszło płacić przegraną. Pamiętajcie, że jam był, ale Rzym jest i będzie. Powiedz Pertinaxowi, że jego matka przebywa bezpiecznie w Nicei, a jej pieniądze znajdują się pod opieką prefekta w Antipolis. Wspomnij o mnie ojcu twojemu i matce, których przyjaźń bardzo ceniłem. Moim małym Piktom i Skrzydlatym Kołpakom daj takie zlecenie, iżby mogły je zrozumieć ich tępe głowy. Gdyby wszystko poszło po mej myśli, dziś bym jeszcze posłał wam trzy legiony. Nie zapominajcie o mnie. Pracowaliśmy razem. Bądźcie zdrowi! Bądźcie zdrowi! Bądźcie zdrowi!«” Taki był list ostatni mojego cesarza!...
(Tu dzieci posłyszały chrzęst pergaminowej karty, którą Parnezjusz chował z powrotem w zanadrze).
„Omyliłem się — rzekł Amal. — Słudzy takiego męża nie sprzedadzą niczego inaczej jak za cenę miecza. Rad jestem temu!” — to mówiąc wyciągnął rękę do mnie.
„Ależ Maximus zwolnił was ze służby! — ozwał się jeden z posłów. — Macie teraz prawo służyć lub rozkazywać... komu tylko zechcecie. Jeżeli nie macie ochoty nam podlegać, to zawrzyjcie z nami przymierze!”
„Dziękujemy wam — odrzekł Pertinax — przypomnijcie sobie jednak, że Maximus przykazał nam, byśmy dali wam takie zlecenia, które będą (wybaczcie, iż przytaczam jego słowa)... które będą dla waszych tępych głów zrozumiałe”. To mówiąc pokazał im przez otwarte drzwi katapultę przygotowaną do strzału.
„Rozumiemy — rzekł jeden z posłów. — Tedy zdobycie Wału nie obejdzie się bez ofiar?”
„Bardzo mi przykro — odrzekł Pertinax śmiejąc się. — Ale tylko tym sposobem można go zdobyć!” I poczęstował ich najlepszym winem południowym,
Uwagi (0)