Litwa za Witolda - Józef Ignacy Kraszewski (biblioteka internetowa darmowa txt) 📖
Średniowiecze, czasy panowania Władysława Jagiełły w Rzeczpospolitej i księcia Witolda w Księstwie Litewskim.
Kraszewski opisuje stosunki panujące między obydwoma władcami, ukazuje porządek panujący wówczas na Litwie. Pokazuje także proces przekształcania społeczeństwa pogańskiego w chrześcijańskie oraz relacje Jagiełły i Witolda z Zakonem Krzyżackim, który zostaje rozpoznany jako zagrożenie.
Powieść Litwa za Witolda: opowiadanie historyczne została wydana po raz pierwszy w 1850 roku, w wyniku fascynacji Józefa Ignacego Kraszewskiego Litwą i jej historią. Kraszewski był jednym z najważniejszych — i najpłodniejszych — pisarzy XIX wieku. W ciągu 57 lat swojej działalności napisał 232 powieści, głównie o tematyce historycznej, społecznej i obyczajowej. Zasłynął przede wszystkim jako autor Starej baśni.
- Autor: Józef Ignacy Kraszewski
- Epoka: Pozytywizm
- Rodzaj: Epika
Czytasz książkę online - «Litwa za Witolda - Józef Ignacy Kraszewski (biblioteka internetowa darmowa txt) 📖». Wszystkie książki tego autora 👉 Józef Ignacy Kraszewski
Niewiele pomyślniejszy był wewnętrzny stan kraju, który rządami Witoldowemi, zbyt może srogiemi, uciśniony, znowu skłaniał się do rozpadnienia z ciężko spojonej całości. Tak Aleksander Algimuntowicz uszedł do Moskwy, ks. twerski odstąpił przymierza, ks.ks. smoleńscy stali się otwartemi nieprzyjaciółmi Litwy, Psków także; nareszcie nigdy nieukołysany Świdrygiełło, uszedł znowu do Moskwy, rzucając spalone zamki brański i starodubowski. Powodem do tego było, że znając go dobrze, Witold sposobiący się do wojny, nie chciał za sobą zostawić nieprzyjaciela, który by w domu knuł spiski; myślał więc wziąć go i uwięzić. Uwiadomiony o tem wcześnie Świdrygiełło, uszedł do w. ks. Bazylego z biskupem czernichowskim Izaakiem, Aleksandrem i Patrycym ks.ks. zwinigrodzkiemi, Teodorem Aleksandrowiczem putywelskim, Urustajem mińskim, bojarami z Nowogrodu Siewierskiego, Brańska, Starodubia, Lubuska i Rosławia. Przyjął łaskawie ten niespodziany posiłek w. ks. Bazyli, i Świdrygiełłę z tytułem w. ks. litewskiego osadził na Perejasławiu, Juriewie, Wołoce, Rżewie, pół-Kołomnej i Włodzimierzu nad Klazmą. Posiłki te i zdrady dawały nadzieje łatwego zawojowania Litwy, zawładania Rusią zachodnią, strącenia z tronu Witolda.
Kilkakrotne odkazywania się wzajemne teraz miały już wybuchnąć wojną, która groźną być obiecywała.
Błahy był pozór, którego Witold użył do zerwania przymierza w Wiazmie zawartego i wypowiedzenia wojny. Zagrabienie i odarcie litewskich siewruków (siewierzan86?) na granicach moskiewskich, którym odebrano dwa bobry, kadź miodu, dwie siekiery i troje sukien niedaleko Putywla, o co próżno szukali sprawiedliwości i wynagrodzenia, stało się groźnego uzbrojenia powodem pozornym. Ludzie ci przybywszy do Wilna skarżyli się o gwałt i szkody.
Chwycono się błahej przyczyny, choć pomoc Tatar87, litewskie zbiegi do Moskwy, stare teścia z zięciem na Rusi współzawodnictwo, prócz tego aż nadto wystarczały do wojny. Ze strony Witolda przyjęcie Świdrygiełły dostatecznym już było; cieszył się tym zbiegiem w. ks. moskiewski, nie znając jeszcze, jak dalece zawodne były wielkie obietnice Świdrygiełły, którym już Krzyżacy wierzyć przestali. Zdrajca Świdrygiełło wraz z Edygą, zwycięzcą Witolda u Worskli, wspomagali ks. Bazylego.
Tymczasem litewskie wojska nie dając się uprzedzić, zbierały pod wodzą Rombowda u Smoleńska. Siewierszczyzna, którą podburzyć obiecywał Świdrygiełło, była spokojną. Tatarzy nie przychodzili; a litewskie siły z tysiącem pancernych kopijników od Władysława Jagiełły, jedną chorągwią krzyżacką i Żmudzią posiłkową pod dowództwem Moniwida, Iwana Borejkowicza Chodkowicza, Olelka ks. słuckiego i Zbigniewa z Brzezia, ciągnęły w pole. Witold na czele dobranej Litwy d. 25 czerwca wyszedł z Wilna, ciągnąc wprost do Smoleńska, skąd połączywszy wszystkie swe siły, szedł na spotkanie w. ks. Bazylego, postępującego ku niemu ze Świdrygiełłą.
Ostatni, mający liczne związki na Rusi i w Litwie, ludzi swych posyłał, starań dokładał, rachując bardzo na niechęć, jaką wzbudzało srogie często obejście się Witolda z poddanemi; wmówił był nawet z lekkością sobie zwyczajną w. ks. Bazylemu, że wojska Witoldowe zdradzą go i ku nim przejdą, że miasta poddawać się im dobrowolnie będą, kraje całe podnosić. Lecz wszystko to było lekkomyślną obietnicą i złudzeniem; odzyskanie nawet Nowogrodu Siewierskiego, zajęcie części Rusi od Litwy, trudniejsze już okazywało się nad wszelkie spodziewanie.
Po raz trzeci spotkały się Ruś i Litwa u rzeki Ugry, i znowu do boju nie przyszło, ale do przymierza tylko i układów nowych.
Rzeka Ugra, nad którą stanęły obozy, gdzie nowe przymierze zawierano, granice państw litewskich od Moskwy stanowić miała. Kozielsk, Peremyśl, Lubuck oddane w. księciu Moskwy; Odojew został przy Litwie. Świdrygiełło, o którego wydanie dopominał się Witold, wyłączony został z przymierza, jednakże wstydził się w. ks. Bazyli oddać go w ręce bratu.
Powrót z wyprawy tej był ciężki. Naprzód posiłki żmudzkie wielce Witoldowi niechętne, a niezwykłe do dalekich wypraw, wraz z niewiele chętniejszemi Krzyżakami odciągnęły nazad, nim jeszcze pokój zawarty został; potem wojska idąc nową drogą przez kraj opustoszony wiele ucierpiały z powodu głodu i napadów cząstkowych od Świdrygiełły i Tatarów. Konie w wielkiej liczbie zdychały z głodu, wozy dla złej drogi i braku koni zostawały po drodze: grzęzawica, wezbrane rzeki i rozlane błota utrudniały ten pochód, który zewsząd opasywała ćma tatarska.
Po odjeździe Witolda, który przodem pośpieszył, jak niektórzy chcą, z powodu jakichś tam miłostek, dla których pilno mu wracać było; — wojsko, którego każdy oddział chciał co najpierwej ciągnąć, wpadło w zamieszanie i nieporządek, wywijając się manowcami, chociaż bliższemi, ale wśród pustych stepów, gdzie osad prawie nie było. Wodzów słuchać nie chciano, bezład wkradł się w szyki zbrojne. To było powodem, pisze Wapowski, że kiedy na miejscach błotnistych, od ustawicznych deszczów jeszcze bardziej rozmiękłych, wojsko się sparło bezładnie, pasując z sobą kto kogo wyprzedzi, największa część z końmi i wozami, na których była żywność, w bagniskach zagrzęzła; — jezdni, potraciwszy konie, przeszli na pieszych. Wnet i głód dojmować zaczął, tak dalece, że połowa podobno ludu z nędzy poginęła. Nadto Tatarzy, którzy Moskwie na pomoc przybyli, a których w. ks. Bazyli, skończywszy wojnę, odprawił, niepokoili odwrót najazdami, żołnierzy picujących zabijali i wojsku Witoldowemu rozejść się różnemi gościńcami nie dozwolili. Wreszcie na znużone tylu niewczasami całą siłą uderzyli. Że zaś szyki wojska Witoldowego już po większej części piechota składała, jazda tatarska, z małą w ludziach stratą, bardzo jej szkodziła, dopóki po wstępnych utarczkach wręcz walczyć nic poczęto, bo Litwa wzięła górę i znaczną liczbę Tatarów nad Dnieprem wyciąwszy, już spokojniejszy odwrót miała. Polacy, którzy w tem wojsku walczyli, pozbywszy koni i ciężarów, wrócili na początku zimy do króla Władysława, w Niepołomicach bawiącego (d. 11 listopada), który po królewsku nagrodził im poniesione straty.
W Rusi tymczasem oręż, który miał być użyty na Witolda, obrócił się przeciwko samemu ks. Bazylemu. Tatarzy pod dowództwem Edygi wzmógłszy się w siły, w środku państw jego pustoszyli, dawnych dopominając haraczów. Świdrygiełło przed niemi uszedł z Włodzimierza nad Klazmą z kupą zbrojną tułając się nad Dniestrem podobno.
Zbliżało się grożące już zerwanie pokoju Polski i Litwy z Zakonem; traktowano jeszcze, ale nadaremnie. Wojnie na Rusi radzi byli Krzyżacy, gdyż ona Polskę zostawiała samą pozbawioną pomocy Litwy, a przez to łatwiejszą do ugody. Zawsze nieufny Zakon, w przymierzu nad Ugrą zawartem widział jakiś zamach na Inflanty uknowany. W zapytaniach Witolda, który powróciwszy znad Ugry chciał wiedzieć, czy Prusacy będą posiłkować mistrza inflanckiego w wojnie ze Pskowem, widziano także jakieś zdradliwe zamysły; upatrywano je wszędzie i szukano powodu do zerwania. Zakon, coraz silniejszy, chciał wojny; widział, że Żmudź niełatwo teraz oderwać będzie Witoldowi, który ją zniechęcił; trzymał w rękach, czego pożądał, wojna dać mu mogła nowe zdobycze. Spodziewając się wojny, wzmocniono zamki nadgraniczne, w Tylży, Friedbergu; kończono Dubishajn na Żmudzi. Stosunki i spory z Polską do naszej historii nie należą, wspomnimy je tylko, o ile wpłynęły na losy Litwy lub Witold w nich uczestniczył.
Mistrz bogate dary sypiąc królowi, królowej, arcybiskupowi gnieźnieńskiemu, Witoldowi i w. ks. Annie (której dostał się klawikord i ołtarzyk podróżny), usypiał tych, których podejrzewał, lękał się lub spodziewał od nich co zyskać.
Wiedział Ulrych, co wymawiano jego bratu i poprzednikowi, zamyślał więc wojnę, ale nie chciał na siebie ściągnąć zarzutu, że sam był jej powodem. Stąd ta mieszanina grzeczności i dumy, łagodności i uporu w traktowaniu.
Witold wiedząc, że Zakon trzymał na pogotowiu jako narzędzie do wojny Świdrygiełłę, dopomniał się o to; — odpowiedziano mu, że o nim nic nie wiedzą i dopomagać mu nie myślą wcale. Tak jednak nie było — Zakon skrycie znosił się88 ze zbiegiem.
W. księciu powód zdał się dobrym do pomyślenia o wojnie i odebraniu Żmudzi. Zdaje się pozornie rzeczą niepodobną do wiary, żeby na Żmudzi znaleźć się jeszcze mieli przyjaźni w. księciu, który dwa razy kraj ten w niewolę niemiecką zaprzedał: — a jednak tak było. Zakon już o tajemnych związkach Witolda ze Żmudzinami wiedział, wiedział o wysłańcach litewskich i ruskich, co się snuli niedaremnie po kraju. Jakieś kupy zbrojne zjawiły się tu i poczęły aż ku Pskowu pomykać. Nareszcie Witold z Władysławem Jagiełłą zjechali się, wedle kronik niemieckich, w Nowogródku tajemnie, naradzając o odebraniu Żmudzi i wypowiedzeniu wojny.
Jednej iskierki brakło tylko, aby pożar, tajony długo, wybuchnął.
Wedle dawnej umowy dla zmuszenia Żmudzi do poddania się, postanowiono było przeciąć jej dowóz żywności, soli i handel z Litwą i Polską całkiem powstrzymać.
Wójt żmudzki odebrał stosowne rozkazy, co dowodzi, że kraj ten znowu powstawał i opierać się silniej poczynał Krzyżakom.
Łajano Litwinów wszędzie, krzywdzono ich na granicach, upatrując w nich to wysłańców Witoldowych, to knujących spiski. Nareszcie z niechęci przeciwko w. księciu, o którego zamiarach wiedziano lub wiedzieć chciano, czy przez podejrzenie jakieś, czy dla wywołania wojny z Polską i Litwą, Krzyżacy dwadzieścia łasztów89 zboża z Kujaw przez Zakonu posiadłości do Litwy od Władysława Jagiełły wysłane, gdyż nieurodzaj i drożyzna była wielka, zachwycili90.
Statki te, które prowadzili Zaklika z Międzygórza kanclerz i Jan z Obichowa kasztelan sremski, szły w dół Wisłą do Jeziora Warmińskiego, potem w górę rzeki Pregel mimo Królewca przez Kanał Taplawski. Przez ten kanał do Dejne i zamku Łaukiszek przybyły, stąd do Łabiany i Kurońskiej Zatoki, do której Niemen wpada. Dopiero w Ragnedzie, ostatnim zamku krzyżackim, mistrz Zakonu spędziwszy sterników polskich, gwałtem wstrzymał statki, pod pozorem, że dla Żmudzi broń wiozły.
Gniew w. mistrza za jakiś list Witolda, w którym mu wymawiał posiłkowanie Świdrygielle, był także jednym z powodów do tego zuchwałego kroku. Chcąc wojny, wiedząc o rozdrażnieniu Witolda, poddawał do niej powody. Zabranie statków, wedle dziejopisów polskich, stało się przyczyną wojny; lecz w istocie było tylko pozorem do wybuchu już uknowanego i przygotowanego od wstąpienia na mistrzostwo Ulrycha.
Krzyżacy poczęli się uzbrajać i osadzać twierdze swoje.
Witold zwrócił oczy ku Żmudzi; wysyłani potajemnie Litwini, to do Ragnedy pod pozorem kupna zboża, to w głąb Żmudzi, sposobiąc do buntu i powstania, wieści umyślne rzucali o bliskiej wojnie, zagrzewając do zemsty przeciwko Zakonowi.
Wójt musiał wypędzać przybyszów, zakazać wywozu zboża i niektórym z Litwy zagrabił kupione. Witold wkładając winę na wójta Żmudzi, skarżył się o to mistrzowi, grając jeszcze do czasu rolę przyjaciela, póki by od Świdrygiełły i Tatarów około Moskwy plądrujących nie był spokojniejszy. Król polski także w listach do Zakonu okazywał dlań dawne przyjacielskie uczucia. Szpiegi krzyżaccy tymczasem donosili już o przyborach do wojny, o zamachach króla na zniszczenie Nieszawy.
Gdy mistrz gorliwie się zajmuje odbudowaniem i umocnieniem Memla, Żmudzini zebrawszy się kupą zbrojną z włóczniami i tarczami pod dowództwem dwóch bajorasów, zasiekli się obozem, kładnąc w lasach. Witold, jak donoszono mistrzowi, coraz silniej starał się ich podburzyć przez wysłańców swoich, obiecując nawet napaść na Ragnedę. Były to tylko pogłoski.
Żmudzini bowiem sami swoim domysłem, z rozpaczy raczej niż wyrachowania podeszli pod Memel, zabrali trochę koni komandorowi i pobili ludzi na litewskim brzegu. Przypisano to zaraz Witoldowi i posłano do niego (przed Wielkanocą) z zapytaniem, co by to znaczyło? — marszałka Zakonu i komandora brandenburskiego. Posłowie ci zdaje się poleconem mieć musieli, aby pożądaną dla Zakonu sprowadzić wojnę.
Stawili się bowiem z wymówkami i groźbami, a komandor powiedział w. księciu, że trzy razy Zakon już zdradził, ale jeśli poważy się czwarty raz tego spróbować, może odpokutować ciężko.
Witold odparł mu z dumą obrażoną i upomniał się o taką mowę u w. mistrza, wyrzucając mu wyrazy jego posłów. Zachowano jakieś pozory przyjaźni, chociaż Witold, czując się dotknięty, nie dawał [się] żadnem tłumaczeniem przejednać.
Nie wiedząc już, jak począć sobie, aby Witolda do otwartego wyzwania zmusić, spytał go w. mistrz, niby o radę prosząc, co by począć z powstaniami na Żmudzi? Witold odpowiedział: „dopóki Zakon mnie słuchał, rad mu nie skąpiłem, gdy teraz nie zdaje się dbać o mnie, ja też mu doradzać nie myślę”.
Szukano gwałtem powodów do wojny, bo Zakon chciał się już we krwi skopać; przypisano więc Witoldowi niepotrzebne wmieszanie się w spory Zakonu z Janem ks. mazowieckim o granice; zadano mu, że zakładników ze Żmudzi wybierał tajemnie, gotując się ją zagarnąć, że drogi zawalać kazał i stosunki kraju tego z Prusami utrudniał. Wszystko to cierpiał Witold jeszcze, ale zbroił się i gotował, widząc wojnę nieuchronną.
Nareszcie miał być wysłany na Żmudź dowódca wojsk Witoldowych, marszałek Rombowd, mianowany z ramienia w. księcia namiestnikiem żmudzkim. Żmudź wzywano tajemnie do powstania, a Witold zniechęcony i przywiedziony do ostateczności, wyrzekł: że nie ścierpi, żeby mu Krzyżacy zabierali ziemię jego. Krzyżacy wiedzieli o wszystkiem: o Rombowdzie, że był wysłany, o wyrazach wyszłych z ust Witolda w chwili zapału. Na zapytanie ich o Rombowda, Witold, jeszcze się nie chcąc pierwszy odkryć, odpowiedział wójtowi żmudzkiemu, że jeśli by Rombowd co czynił we Żmudzi przeciwko rozkazom, ukarany zostanie.
Krzyżacy zwłoki te w wypowiedzeniu wojny przypisywali chęci zyskania na czasie, dla dokonania przygotowań wojennych w Polsce, gdzie zbierano pieniądze, ludzi ściągano i o drobne tylko, nieznaczące rzeczy, żalono się przed w. mistrzem, aby przeciągnąć wybuch, ażby się do niego usposobiono. Tymczasem zawarł Jagiełło przymierze z ks. pomorskim, zwoływał ludzi swoich w wojsku króla węgierskiego służących itd.
W połowie czerwca król z silnym wojsk oddziałem wyciągnął do W. Polski, zagrażając stamtąd granicom Zakonu, a Witold uspokojony ze Świdrygiełłą, gotów był także do działania.
Uwagi (0)