Darmowe ebooki » Powieść » Małe kobietki - Louisa May Alcott (czytaj online książki za darmo .txt) 📖

Czytasz książkę online - «Małe kobietki - Louisa May Alcott (czytaj online książki za darmo .txt) 📖».   Wszystkie książki tego autora 👉 Louisa May Alcott



1 ... 16 17 18 19 20 21 22 23 24 ... 37
Idź do strony:
bo kula Kasi była przedostatnia i leżała blisko słupka.

— Na Jerzego, wygraliśmy! Żegnaj, Kasiu! Panna Ludwika winna mi jedną, więc skończyłyście! — wykrzyknął Fred z podnieceniem, gdy się wszyscy przysunęli, żeby się przyjrzeć, jaki będzie obrót gry.

— Jankesi mają zwyczaj zachowywać się szlachetnie w stosunku do swych nieprzyjaciół — rzekła Ludka z takim spojrzeniem, że się chłopiec zaczerwienił — zwłaszcza gdy ich pobiją — dodała i nie dotykając kuli Kasi, wygrała zręcznym uderzeniem.

Artur podrzucił w górę kapelusz, lecz przypomniawszy sobie, że nie wypada cieszyć się niepowodzeniem gości, powstrzymał się w połowie żartu i szepnął do przyjaciółki:

— Gratuluję, Ludko, widziałem, że oszukiwał. Wprawdzie nie można mu tego powiedzieć, ale daję ci słowo, że więcej sobie na to nie pozwoli!

Małgosia wzięła siostrę na bok pod pozorem upinania luźnego warkocza i rzekła z pochwałą:

— Strasznie cię prowokował, ale zachowałaś panowanie nad sobą, co mnie bardzo cieszy.

— Nie chwal mnie, bo niewiele brakowało, żebym mu dała policzek. Byłabym z pewnością wybuchła, gdybym nie postała w zaroślach, póki mi się nie udało poskromić wściekłości na tyle, by powstrzymać język. Jeszcze cała się gotuję i wolałabym, żeby mi schodził z drogi — odrzekła Ludka i przygryzła wargi, zapalczywie spoglądając na Freda spod wielkiego kapelusza.

— Czas na przekąskę — odezwał się pan Brooke, patrząc na zegarek. — Intendencie, rozpal ogień i przynieś wody, a panna March, panna Salomea i ja nakryjemy stół. Kto umie robić dobrą kawę?

— Ludka — odrzekła Małgosia z zadowoleniem, że może polecić siostrę.

Ludka, pewna siebie po lekcjach gotowania, wzięła się za imbryczek. Dziewczynki poszły zbierać suche gałęzie, a chłopcy rozpalili ogień i przynieśli wody z pobliskiego źródła. Miss Katarzyna szkicowała, a Franek rozmawiał z Elizą, która wyplatała małe maty z sitowia, mające służyć za półmiski.

Naczelny wódz z pomocnikami wkrótce ustawili na przykrytym obrusem stole ponętne pokarmy i napoje, pięknie ozdobione w zielone liście. Ludka oznajmiła, że kawa już gotowa, i wszyscy zasiedli do wesołej uczty, bo ruch rozwija apetyt w młodzieży. Było to bardzo ożywione śniadanie, wszystko bowiem wydawało się nowe, zabawne, i częste wybuchy śmiechu wystraszały sędziwego konia, pasącego się w pobliżu. Z powodu nierównych nóg u stołu szklankom i talerzom przytrafiały się nieszczęśliwe wypadki; żołędzie wpadały do mleka, czarne mrówki, bynajmniej nieproszone, częstowały się chłodnikiem, a kosmate gąsienice spuszczały się z drzewa, żeby zobaczyć co się dzieje. Troje jasnowłosych dzieci zaglądało przez płot, a kłótliwy pies szczekał na nie z całej siły po drugiej stronie rzeki.

— Proszę, to sól, jeżeli chcesz — rzekł Artur, podając Ludce salaterkę z poziomkami.

— Dziękuję, wolę pająki — odparła, łowiąc dwa nierozważne, które znalazły śmierć w śmietance. — Jak śmiesz przypominać mi ten okropny obiad, kiedy twój tak się udał pod każdym względem — dodała i śmiejąc się, jedli we dwoje z jednego talerza, bo zabrakło porcelany.

— Dzisiejszy dzień jest dla mnie szczególnie miły, a jeszcze nie koniec przyjemności. Nie moja w tym zasługa, bo nic sam nie robię, tylko ty, Małgosia i Brooke umilacie czas, za co jestem nieskończenie wdzięczny. Co będziemy robić po jedzeniu? — zapytał.

— Możemy bawić się w gry, póki nie jest gorąco. Proponuję „autorów”, a miss Katarzyna pewnie zna coś nowego i zabawnego. Idź ją zapytać. Jest gościem, więc powinieneś więcej przy niej siedzieć.

— A czy ty nie jesteś gościem? Sądziłem, że spodoba się Brooke’owi, ale on cały czas rozmawia z Małgosią, a Kasia właśnie wpatruje się w nich przez te swoje śmieszne szkła. Pójdę, ale przestań prawić morały o przyzwoitości, bo nie powinnaś.

Miss Katarzyna istotnie znała różne nowe gry i ponieważ dziewczęta nie chciały już jeść, a chłopcy nie mogli, zgromadzono się w pokoju bawialnym, żeby się bawić w „klepaninę”, co odbywa się w ten sposób, że ktoś zaczyna opowiadać cokolwiek i mówi, póki mu się podoba, dopiero w jakim znaczącym miejscu milknie nagle, a druga osoba podchwytuje słowo i opowiada dalej. To bardzo zabawne, jeśli dobrze idzie, robi się bowiem śmieszna mieszanina rzeczy komicznych i dramatycznych.

— Panie Brooke, proszę zacząć — rzekła Kasia z rozkazującym gestem, który zaskoczył Małgosię, bo ona traktowała nauczyciela z takim samym szacunkiem, jak każdego innego gentlemana.

Leżąc na trawie u nóg dwóch panienek, pan Brooke posłusznie zaczął opowiadanie, wpatrzony pięknymi ciemnymi oczyma w połyskującą rzekę.

— Dawno, dawno temu pewien książę wyruszył się w świat, żeby szukać szczęścia, bo nic nie miał prócz miecza i tarczy. Podróżował długo, prawie dwadzieścia osiem lat, i ciężkie chwile przeżywał, aż nareszcie trafił na pałac dobrego i starego króla, który obiecał nagrodę temu, kto zdoła ujeździć jego ulubione źrebię, ładne, lecz krnąbrne. Książę zgodził się na odbycie próby i zaczął jeździć powoli, lecz śmiało. Dzielny rumak prędko pokochał swego pana, chociaż był kapryśny i dziki. Książę, dając codzienną lekcję ulubieńcowi króla, objeżdżał miasto i rozglądał się za piękną twarzą, którą widział nieraz we śnie, lecz nigdy na jawie. Pewnego dnia na jakiejś cichej ulicy w zrujnowanym zamku zobaczył w oknie te urocze rysy. Rozradowany, spytał, kto tam mieszka. Odpowiedziano, że kilka księżniczek uwięzionych czarami i że cały dzień przędą, żeby zebrać pieniądze i kupić sobie wolność. Książę gorąco zapragnął je wyzwolić, ale był ubogi i mógł tylko przejeżdżać co dzień, przyglądać się lubej twarzy i tęsknić za chwilą, kiedy ją zobaczy w blasku słonecznym. Nareszcie postanowił wejść do zamku i zapytać, w jaki sposób może im pomóc. Poszedł i zapukał... wielka brama otworzyła się na oścież i ujrzał...

— ...prześliczną damę, która wykrzyknęła z radością: „Nareszcie!” — ciągnęła dalej Kasia, oczytana we francuskich romansach i rozmiłowana w ich stylu. — „To ona!”, zawołał hrabia Gustaw i padł jej do nóg w radosnym uniesieniu. „Ach, powstań!”, rzekła, wyciągając marmurowo białą rękę. „Nie wstanę, póki mi nie powiesz, w jaki sposób mogę cię uwolnić”, przysięgał książę, klęcząc ciągle. „Niestety, srogi los skazał mnie na to więzienie, póki mój tyran nie zostanie zgładzony ze świata”. „Gdzie jest ten nikczemnik?” „W błękitnej sali. Idź, zacny człowieku i wyrwij mnie z rozpaczy”. „Odchodzę, wrócę zwycięski lub zginę”. Po tych przeszywających słowach wybiegł i otwierając drzwi od błękitnej sali, już miał wejść, kiedy uderzył go...

— ...gruby leksykon grecki, którym rzucił w niego pewien jegomość w czarnym ubraniu — rzekł Ned. — Sir Jak-Mu-Tam natychmiast doszedł do siebie, wyrzucił tyrana przez okno i powrócił do damy z triumfem, lecz i z guzem na czole. Zastawszy drzwi zamknięte, podarł firanki na pasy, zrobił z nich drabinę, zszedł do połowy, ale drabina pękła i padł głową w rów głęboki na sześćdziesiąt stóp. Ponieważ pływał jak kaczka, okrążył zamek, aż dotarł do furtki, strzeżonej przez dwóch wielkich drabów. Uderzył ich głowami o siebie, aż pękły jak orzechy, potem niewielkim wysiłkiem swych olbrzymich sił wyłamał drzwi, wszedł na kilka kamiennych schodów pokrytych gęstym kurzem, ropuchami dużymi jak pięść i pajęczyną, która przyprawiła by pannę March o konwulsyjny strach. Na szczycie schodów uderzył go widok, który mu zatamował oddech i ściął krew.

— Była to wielka postać w bieli, z zasłoną na twarzy i z lampą w wychudłej ręce — mówiła dalej Małgosia. — Skinęła głową, przesunąwszy się przed nim cicho po korytarzu ciemnym i zimnym jak grób. Ponure postacie w zbrojach stały z jednej i z drugiej strony wśród śmiertelnej ciszy i przy płomieniach jednej lampy, a upiór ciągle się zwracał ku niemu, ukazując blask strasznych oczu przez białą zasłonę. Doszli do zasłoniętych drzwi, za którymi brzmiała przyjemna muzyka. Skoczył naprzód, żeby wejść, lecz widmo, pchnąwszy go w tył, groźnie potrząsało...

— ...tabakierką — rzekła Ludka grobowym głosem, który przeraził słuchaczy. — „Dziękuję ci”, grzecznie powiedział książę, biorąc niuch tabaki i kichnął siedem razy tak gwałtownie, że mu głowa odpadła. „Ha, ha!”, roześmiał się duch, spojrzawszy przez dziurkę od klucza na księżniczkę, przędącą ciągle, żeby wykupić drogie życie. Szatan chwycił swą ofiarę i włożył ją do wielkiej cynowej skrzyni, gdzie już było jedenastu książąt upakowanych bez głów, jak sardynki. Powstali oni wszyscy i...

— ...rozpoczęli taniec angielski — wtrącił się Fred, gdy Ludka przerwała, żeby zaczerpnąć tchu — a kiedy tańczyli, zniszczony, stary zamek przemienił się we fregatę pod pełnymi żaglami. „Zrefować foka, uzbroić działa!”, zawołał kapitan, ujrzawszy portugalski statek piratów z powiewającą na maszcie flagą czarną jak atrament. „Naprzód, po zwycięstwo!”, krzyknął znowu kapitan i rozpoczęła się okropna bitwa. Ma się rozumieć, że Brytyjczyk zwyciężył, bo oni zawsze biorą górę, a wziąwszy do niewoli kapitana piratów, podpłynął do szkunera, którego pokład był pokryty ciałami i spływał krwią, bo rozkaz brzmiał: „Na noże i bądźcie twardzi!”. „Bosmanie, weź kawał tego łopoczącego foka i zastrasz złoczyńcę, jeżeli się nie wyspowiada prędko z grzechów!”, rzekł kapitan. Portugalczyka poprowadzono po desce, ale chytry pies zanurkował pod fregatą, przedziurawił ją i pod pełnymi żaglami poszła na dno morza, morza, morza, gdzie...

— Ach, mój Boże, co ja powiem? — wykrzyknęła Salusia, gdy Fred skończył swą „klepaninę”, w której pomieszał marynarskie wyrażenia i fakty wzięte z ulubionej książki. — Poszli więc na dno, gdzie zostali przyjęci przez miłą rusałkę, ale się bardzo zmartwiła, znalazłszy skrzynię z książętami bez głów. Przejęta litością, zamarynowała ich w wodzie morskiej, spodziewając się, że odkryje związaną z nimi tajemnicę, gdyż jako kobieta była ciekawa. Wkrótce zszedł na dno nurek, a rusałka powiedziała: „Dam ci tę skrzynię pereł, jeżeli ją wyniesiesz na powierzchnię morza”, chciała bowiem przywrócić do życia tych biedaków, a nie mogła sama podnieść tak wielkiego ciężaru. Nurek wydobył skrzynię z głębin i bardzo się zawiódł, bo otworzywszy, nie znalazł pereł. Zostawił ją na wielkim, pustym polu, gdzie została znaleziona przez...

— ...małą gęsiarkę, która pasła stado tłustych gęsi na polu — rzekła Amelka, gdy Salusi skończyły się już pomysły. — Małej dziewczynce żal się ich zrobiło i zapytała pewnej staruszki, w jaki sposób mogłaby ich wskrzesić. „Twoje gęsi ci to powiedzą”, odparła stara. Zapytała je zatem, z czego ma zrobić nowe głowy w miejsce utraconych, a całe stado, otworzywszy dzioby, krzyknęło...

— „Z kapusty!” — prędko dopowiedział Artur. — „Dobra myśl!”, odparła dziewczynka i pobiegła do ogrodu po tuzin pięknych sztuk. Gdy tylko je przyłożyła, książęta zaraz ożyli, podziękowali, ruszyli w drogę z radością i nigdy się nie dowiedzieli o zamianie, bo tak wiele było podobnych głów na świecie, że nie zwracali uwagi. Nasz książę wrócił szukać pięknej damy i dowiedział, że księżniczki wyprzędły sobie wolność i wszystkie prócz jednej wyszły za mąż. Wsiadł na źrebaka, który go nie odstępował w szczęściu i nieszczęściu, i podążył do zamku, żeby się przekonać, która pozostała. Zaglądając przez żywopłot, zobaczył królową swych uczuć, zrywającą kwiaty w ogrodzie. „Czy dasz mi pani różę?”, zapytał. „Musisz wejść i sam ją wziąć. Nie mogę pójść do ciebie, bo to byłoby nieprzyzwoite”, rzekła z miodową słodyczą. Próbował się wspiąć na żywopłot, który zdawał się rosnąć coraz wyżej i wyżej. Rozpacz go ogarniała, lecz cierpliwie odłamywał gałązkę po gałązce, aż wreszcie zrobił mały otwór, przez który zajrzał, mówiąc błagalnie: „Wpuść mnie, wpuść!”, lecz piękna księżniczka zdawała się nie rozumieć, bo spokojnie rwała róże, zostawiając go samego, by wywalczył sobie drogę. Czy się ta praca powiodła, opowie nam Franek.

— Nie mogę, nie gram, ja nigdy nie gram — powiedział Franek, nie mając ochoty wyprowadzać tej niedorzecznej pary z tak sentymentalnego położenia. Eliza schowała się za Ludkę, a Gracja usnęła.

— A więc biedny książę skazany jest na utknięcie w żywopłocie, nieprawdaż? — zapytał pan Brooke, który patrzył ciągle na rzekę, bawiąc się dziką różą zatkniętą w butonierkę80.

— Domyślam się, że księżniczka dała mu bukiet i otworzyła furtkę po niejakim czasie — powiedział Artur, uśmiechając się do siebie, i rzucił żołędziem w swego nauczyciela.

— Jakie brednie pletliśmy! Przy wprawie można by stworzyć coś dobrego. Czy znacie „prawdę”? — zapytała Salusia, gdy się uśmiali ze swej powieści.

— Tak mi się zdaje — rzekła Małgosia.

— Zapewne mówisz o grze?

— Co to jest? — zapytał Fred.

— Każde z was wybierze jakąś liczbę. Włożycie wszyscy ręce do koszyka z numerami i po kolei będziecie je wyciągać. Komu dostanie się wybrany przez niego numer, ten będzie musiał odpowiadać prawdziwie na pytania reszty towarzystwa. To bardzo zabawne!

— Spróbujmy! — rzekła Ludka, lubiąca wszelkie nowości.

Miss Katarzyna i pan Brooke, Małgosia, Ludka i Artur ułożyli ręce piramidalnie i ciągnęli. Los padł na Artura.

— Kto są twoi bohaterowie? — spytała Ludka.

— Mój dziadek i Napoleon.

— Która dama wydaje ci się najpiękniejsza? — rzekła Salusia.

— Małgorzata.

— Którą najbardziej kochasz? — spytał Fred.

— Ma się rozumieć, że Ludkę.

— Jakie niedorzeczne pytania zadajecie — wykrzyknęła Ludka, wzgardliwie wzruszając ramionami, gdy inni śmieli się ze stanowczego tonu Artura.

— Próbujmy jeszcze, „prawda” jest niezłą grą — rzekł Fred.

— Bardzo dobra dla ciebie — z cicha odparła Ludka.

Następnie na nią przyszła kolej.

— Jaką masz największą wadę? — spytał Fred.

— Żywy temperament.

— Czego sobie najbardziej życzysz? — rzekł Artur.

— Pary sznurowadeł — odparła, chcąc zniweczyć cel, który odgadywała.

— To nieszczera odpowiedź, musisz wyznać, czego sobie życzysz.

— Geniuszu, czy nie chciałbyś mi go dać czasem? — rzekła z figlarnym uśmiechem, widząc zawód na jego twarzy.

— Jakie cnoty najbardziej cenisz w mężczyźnie?

— Odwagę i uczciwość.

— Teraz moja kolej — rzekł Fred, gdy na koniec wydobył swą rękę.

— Odpłać mu się — szepnął Artur do Ludki, która skinęła głową i zapytała Freda:

— Czy oszukiwałeś w krokiecie?

1 ... 16 17 18 19 20 21 22 23 24 ... 37
Idź do strony:

Darmowe książki «Małe kobietki - Louisa May Alcott (czytaj online książki za darmo .txt) 📖» - biblioteka internetowa online dla Ciebie

Uwagi (0)

Nie ma jeszcze komentarzy. Możesz być pierwszy!
Dodaj komentarz