Księżna DeClèves - Maria De La Fayette (czytanie książek przez internet txt) 📖
XVI-wieczna Francja, dwór króla Henryka II. Szesnastoletnia panna de Chartes przybywa po raz pierwszy na dwór królewski. Ze względu na swoją wyjątkową urodę od razu budzi zainteresowanie hrabiego i księcia.
Chociaż nie odwzajemnia uczuć ani jednego, ani drugiego, decyduje się ostatecznie na małżeństwo z księciem. Przyrzeka matce, że dochowa wierności mężowi, którego nie kocha. Problem pojawia się później, gdy dziewczyna zakochuje się — z wzajemnością — w innym księciu, mającym opinię uwodziciela. Czy księżna dochowa wierności małżeńskiej i spełni obietnicę daną matce?
Księżna de Cleves to powieść autorstwa Marii de La Fayette. Dzieło zostało opublikowane po raz pierwszy anonimowo w 1678 roku. Uchodzi za pierwszą powieść nowoczesną w historii literatury francuskiej. Łączy rzeczywistość fikcyjną z fabularną. Utwór został bardzo entuzjastycznie przyjęty przez czytelników, do dzisiaj jest jedną z ważniejszych lektur francuskich.
- Autor: Maria De La Fayette
- Epoka: Barok
- Rodzaj: Epika
Czytasz książkę online - «Księżna DeClèves - Maria De La Fayette (czytanie książek przez internet txt) 📖». Wszystkie książki tego autora 👉 Maria De La Fayette
Chciał mówić dalej, ale niemoc odjęła mu głos. Pani de Clèves przywołała lekarzy, znaleźli go niemal bez życia. Kwękał mimo to jeszcze kilka dni, wreszcie umarł z cudownym męstwem.
Pani de Clèves była pogrążona w tak gwałtownej zgryzocie, że niemal postradała rozum. Królowa przybyła ją odwiedzić i zawiozła ją do klasztoru; nie wiedziała, dokąd ją prowadzą. Kiedy bratowe odwiozły ją do Paryża, jeszcze nie była zdolna opatrzyć się w swej boleści. Skoro zaczęła ją sobie uprzytamniać, skoro ujrzała, jakiego męża straciła, i że to ona była przyczyną jego śmierci i że spowodowała ją namiętność jej dla innego mężczyzny, niepodobna wyobrazić sobie wstrętu, jaki uczuła do siebie samej i do pana de Nemours.
Książę nie śmiał w pierwszych chwilach okazywać jej więcej względów ponad te, jakie mu zalecała przystojność. Znał na tyle panią de Clèves, aby wiedzieć, że większa skwapliwość byłaby jej niemiła; ale to, czego się dowiedział później, pouczyło go, że długi czas winien się trzymać tej samej drogi.
Giermek jego powtórzył mu, iż dworzanin pana de Clèves, z którym był zażyły, powiadał w pierwszym żalu po śmierci pana, że podróż pana de Nemours była przyczyną tego zgonu. Pan de Nemours zdziwił się wielce tą mową; ale po zastanowieniu domyślił się po trosze prawdy. Zrozumiał, jakie muszą być pierwsze uczucia pani de Clèves i jaką odrazę musi mieć do niego, jeżeli przypuszcza, że choroba męża wynikła z zazdrości. Pomyślał, że nie trzeba nawet tak rychło przypominać jej swego istnienia i, mimo całej przykrości, trzymał się tego postępowania.
Bądź co bądź wybrał się do Paryża i nie mógł się wstrzymać, aby nie spytać odźwiernego o zdrowie pani. Powiedziano mu, że nie przyjmuje nikogo i że zabroniła nawet wymieniać tych, którzy ją będą odwiedzać. Może ten tak surowy rozkaz był wydany przez wzgląd na niego i aby nie słyszeć o nim? Pan de Nemours nadto był zakochany, aby móc żyć tak zupełnie pozbawiony widoku pani de Clèves. Postanowił znaleźć sposoby, choćby najtrudniejsze, aby wydobyć się ze stanu, który mu się zdawał nieznośny.
Boleść księżnej przechodziła granice rozsądku. Ten mąż umierający, i to umierający z jej przyczyny, i z taką czułością dla niej, nie schodził jej z myśli. Rozważała bezustannie w duchu wszystko, co mu była winna, i czyniła sobie zbrodnię z tego, że nie kochała go namiętnie, jak gdyby to była rzecz będąca w jej mocy. Jedyną jej pociechą była myśl, że go żałuje tak, jak na to zasługiwał, i że przez resztę życia będzie czyniła tylko to, z czego on byłby rad, gdyby jeszcze żył.
Zastanawiała się często, w jaki sposób on się dowiedział, że pan de Nemours był w Colomiers; nie posądzała księcia, aby to rozpowiadał, ale gdyby nawet tak było, było jej to obojętne; tak dalece czuła się wyleczoną i daleką od dawnej dlań miłości. Sprawiało jej wszakże dotkliwy ból uprzytamniać sobie, że on jest przyczyną śmierci męża, i z przykrością przypominała sobie obawę umierającego, aby nie wyszła za pana de Nemours; ale wszystkie te cierpienia spływały się w żalu po stracie męża, tak iż sądziła, że to jest jej jedyna boleść.
Po upływie kilku miesięcy ustąpiła ta gwałtowna zgryzota i przeszła w stan smutku i omdlenia. Pani de Martigues przybyła do Paryża i odwiedzała ją pilnie w czasie swego pobytu. Opowiadała jej o dworze i o wszystkim, co się tam działo; i mimo że pani de Clèves nie objawiała ciekawości, pani de Martigues robiła, co mogła aby ją rozerwać.
Opowiadała jej nowiny o widamie, o panu de Guise, i o wszystkich osobach, które wyróżniały się swoją osobą lub swymi zaletami.
— Co do pana de Nemours — rzekła — nie wiem, czy polityka zajęła w jego sercu miejsce miłości; ale wydaje mi się o wiele mniej wesoły niż bywał, i trzyma się dosyć daleko od kobiet. Często jeździ do Paryża, sądzę nawet, że jest tu w tej chwili.
Nazwisko pana de Nemours zaskoczyło panią de Clèves i przyprawiło ją o rumieniec. Odmieniła rozmowę, a pani de Martigues nie zauważyła jej pomieszania.
Nazajutrz księżna, która szukała zajęć zgodnych ze swoim stanem, udała się w pobliże swego domu odwiedzić pewnego człowieka, który wykonywał roboty jedwabiem z osobliwą zręcznością; poszła tam w zamiarze wyuczenia się podobnych. Skoro jej pokazano wszystko, ujrzała drzwi wiodące do pokoju, gdzie myślała, że jeszcze są inne roboty; kazała sobie otworzyć. Mistrz odpowiedział, że nie ma klucza i że pokój ten zajmuje człowiek, który przychodzi tam czasami we dnie, aby rysować piękne domy i ogrody widoczne z jego okien.
— To bardzo urodziwy mężczyzna — dodał — i nie wygląda na człowieka, który by musiał zarabiać na życie. Za każdym razem, kiedy tu przychodzi, widzę zawsze, jak patrzy na domy i ogrody, ale nigdy nie widziałem, aby coś rysował.
Pani de Clèves słuchała tych słów z wielką uwagą. To, co jej powiedziała pani de Martigues, że pan de Nemours bywa niekiedy w Paryżu, połączyło się w jej wyobraźni z owym urodziwym człowiekiem, który przesiaduje w pobliżu niej, i obudziło w niej myśl o panu de Nemours silącym się ją widzieć; wszystko to wprawiło ją w dziwne pomieszanie, którego sama nie znała przyczyny. Podeszła do okien, aby zobaczyć, gdzie wychodzą; ujrzała, że widać z nich cały jej ogród i front mieszkania. I kiedy się znalazła w swoim pokoju, z łatwością zauważyła to samo okno, w którym powiadano jej, że przesiaduje ów człowiek. Myśl, że to jest pan de Nemours zmieniła całkowicie stan jej duszy; pierzchnął ów smętny spokój, w którym zaczynała smakować; uczuła się niespokojna i wzburzona. Wreszcie, nie mogąc usiedzieć w domu, wyszła zaczerpnąć powietrza w ogrodzie za miastem, gdzie myślała, że będzie sama. Zaszedłszy tam, sądziła, iż będzie tak w istocie: nie ujrzała żadnego śladu ludzkiej istoty i przechadzała się dość długo.
Przebywszy mały lasek, spostrzegła na końcu alei, na samym skraju ogrodu, altanę; zbliżywszy się, ujrzała człowieka leżącego na ławce i pogrążonego w głębokiej zadumie; poznała, że to pan de Nemours. Na ten widok stanęła jak wryta. Ale ludzie jej, idący za nią, uczynili nieco zgiełku, który wyrwał pana de Nemours z zadumy. Nie patrząc, kto jest przyczyną hałasu, podniósł się, aby uniknąć zbliżającej się ku niemu kompanii, i przeszedł w inną aleję, składając bardzo niski ukłon, który nie pozwolił mu nawet widzieć, komu się kłania.
Gdyby wiedział, kogo unika, z jakimż zapałem wróciłby z drogi! Ale szedł dalej przed siebie i pani de Clèves ujrzała, jak wychodzi tylną bramą, gdzie go czekała karoca. Jakież wrażenie uczynił ten przelotny widok na pani de Clèves! Jak uśpiona namiętność obudziła się w jej sercu, i jak gwałtownie! Usiadła w miejscu, skąd wyszedł pan de Nemours; była jakoby bezwładna. Książę zjawił się jej myślom, luby nad wszystko w świecie, kochający ją od dawna miłością pełną czci i wiary, gardzący wszystkim dla niej, szanujący nawet jej boleść, starający się ją widzieć, nie narzucając się jej oczom, unikający dworu którego był rozkoszą, aby iść patrzeć na mury jej domu, aby dumać w miejscu, gdzie nie mógł się spodziewać, że ją spotka; słowem, człowiek godny, by go kochać bodaj dla jego przywiązania, i do którego miała skłonność tak gwałtowną, że byłaby go kochała, gdyby nawet on jej nie kochał; co więcej, człowiek wysokiego stanu, stosowny dla niej. Żaden obowiązek, żadna cnota nie sprzeciwiały się jej uczuciom; wszystkie zapory runęły; z poprzedniego ich stanu została tylko miłość pana de Nemours do niej i jej miłość do niego.
Wszystkie te myśli były nowe dla księżnej. Zgryzota z powodu śmierci pana de Clèves dosyć ją zaprzątała, aby przesłonić wszystko inne. Widok pana de Nemours przywiódł tłumnie owe myśli: ale kiedy ją napełniły całkowicie i kiedy sobie także przypomniała, że ów człowiek, na którego patrzała z myślą o małżeństwie, był tym, którego kochała za życia męża i który był przyczyną jego śmierci, że jeszcze umierając mąż wyraził lęk, by go nie zaślubiła, surowa jej cnota tak się wzdrygnęła przed tymi myślami, że zaślubić pana de Nemours wydało się jej zbrodnią nie mniejszą, niż kochać go za życia męża. Poddała się myślom tak wrogim jej szczęściu; umocniła je jeszcze rozmaitymi racjami tyczącymi jej spokoju i nieszczęść, które przewidywała w razie, gdyby zaślubiła księcia. Wreszcie przetrwawszy dwie godziny w tym zaciszu, wróciła do domu przekonana, że powinna unikać jego widoku jako rzeczy wręcz przeciwnej jej obowiązkom.
Ale to przekonanie, będące wynikiem jej rozumu i cnoty, nie zagarnęło jej serca. Serce pozostało oddane panu de Nemours z gwałtownością, która wtrącała ją w stan godny współczucia i nie zostawiała jej już spokoju: spędziła noc jedną z najokrutniejszych w życiu. Rano pierwszym jej odruchem było sprawdzić, czy nie ma kogo w oknie wychodzącym na jej okna; podeszła i ujrzała pana de Nemours. Widok ten zaskoczył ją, cofnęła się z szybkością, która zdradziła księciu, że go poznano. Często pragnął tego, od czasu, jak jego miłość podsunęła mu ten sposób widywania pani de Clèves; kiedy zaś nie spodziewał się tej rozkoszy, wówczas szedł dumać w owym ogrodzie, w którym go zastała.
Zmęczony wreszcie tak nieszczęśliwym i niepewnym stanem, postanowił pokusić się o jakiś sposób wyjaśnienia swego losu.
„Czegóż mam czekać — powiadał — od dawna już wiem, że ona mnie kocha; jest wolna, nie dzieli jej ode mnie żaden obowiązek. Czemuż mam się skazywać na to, aby ją widywać niewidziany i nie mówiąc do niej? Czy podobna, aby miłość odjęła mi do szczętu rozsądek i odwagę i aby mnie uczyniła tak różnym od tego, jakim byłem wprzódy? Powinienem był uszanować boleść pani de Clèves; ale szanuję ją zbyt długo i daję jej możność ugaszenia skłonności do mnie”.
Zaczem myślał nad sposobami, jakimi należało się posłużyć, aby ją zobaczyć. Sądził, że nic go już nie zmusza do ukrywania swej miłości przed widamem de Chartres; postanowił mu się zwierzyć oraz wyznać mu zamiary, jakie miał na jego siostrzenicę.
Widam był wówczas w Paryżu; wszyscy tam przybyli, aby przygotować pojazdy i suknie na podróż z królem, który miał odprowadzić królową hiszpańską. Pan de Nemours udał się tedy do widama i wyznał mu szczerze wszystko, co mu ukrywał dotąd, z wyjątkiem uczuć pani de Clèves, których nie chciał się okazać świadomy.
Widam przyjął jego zwierzenia z wielką radością i upewnił go, iż, nie znając jego uczuć, często, od czasu jak pani de Clèves była wdową, myślał, że ona jest jedyną osobą godną jego. Pan de Nemours prosił widama, aby mu ułatwił widzenie się z nią i wybadanie jej intencji.
Widam ofiarował się zaprowadzić go do niej: pan de Nemours lękał się, aby jej to nie uraziło, ile że nie widywała jeszcze nikogo. Uznali, że najlepiej będzie, jeśli widam zaprosi ją pod jakimś pozorem do siebie, a pan de Nemours przybędzie tam ukrytymi drzwiami, niewidziany przez nikogo. Stało się, jak postanowili: pani de Clèves przyszła, widam wyszedł na jej przyjęcie i zaprowadził ją do sali na końcu mieszkania. W jakiś czas potem wszedł pan de Nemours, jak gdyby sprowadzony przypadkiem. Pani de Clèves zdziwiła się bardzo jego widokiem; zaczerwieniła się i próbowała ukryć rumieniec. Widam mówił zrazu o rzeczach obojętnych i wyszedł pod pozorem dania jakichś rozkazów. Poprosił panią de Clèves, aby zechciała robić honory domu, mówiąc, że wróci za chwilę.
Niepodobna wyrazić tego, co czuli pan de Nemours i pani de Clèves, kiedy się znaleźli sami, pierwszy raz w możności mówienia z sobą. Przez jakiś czas nie mówili nic; wreszcie pan de Nemours przerwał milczenie.
— Czy daruje pani widamowi — rzekł — że mi dał sposobność widzenia pani i pomówienia z panią, tę sposobność, której mi pani zawsze tak okrutnie broniła?
— Nie powinnam mu darować — odparła — iż zapomniał o stanie, w jakim się znajduję i naraził moją reputację.
Wyrzekłszy te słowa, chciała odejść; ale pan de Nemours zatrzymał ją.
— Niech się pani niczego nie obawia — odparł — nikt nie wie, że ja tu jestem, i niczego nie potrzebujesz się lękać. Wysłuchaj mnie pani, wysłuchaj mnie; jeżeli nie przez dobroć, to przynajmniej przez miłość siebie samej i aby cię uchronić od szaleństw, do jakich popchnęłaby mnie niechybnie namiętność, której nie jestem już panem.
Pani de Clèves uległa po raz pierwszy skłonności swej do pana de Nemours i, patrząc nań oczyma pełnymi słodyczy i uroku, rzekła:
— Ale jakie nadzieje pan wiąże — rzekła — z ustępstwem, którego żądasz? Będzie pan może żałował, żeś je uzyskał, a ja będę żałowała na pewno, że go panu użyczyłam. Zasługuje pan na szczęśliwszy los niż ten, który miałeś dotąd, i ten, który cię czeka w przyszłości, o ile go nie poszukasz gdzie indziej!
— Ja, pani — rzekł — miałbym szukać szczęścia gdzie indziej! Czyż istnieje inne szczęście niż być kochanym przez ciebie? Mimo że nigdy pani o tym nie mówiłem, nie mogę uwierzyć, pani, abyś nie wiedziała o mej miłości i nie czuła, że ta miłość jest najszczersza i najmocniejsza, jaka była w świecie.
Uwagi (0)