Poglądy księdza Hieronima Coignarda - Anatole France (czytamy książki online .TXT) 📖
Hieronim Coignard był katolickim duchownym oraz profesorem krasomówstwa w kolegium Beauvais, późniejszym m.in. sekretarzem katedry. Był bardzo płodnym pisarzem i zostawił wiele rękopisów niewydanych przed jego tragiczną śmiercią.
Jego dorobek został przekazany jednemu z jego uczniów, spisał on również wspomnienia o Coignardzie, jednak została ona przejrzana i opublikowana dopiero przez Anatole'a France'a. Poglądy księdza Hieronima Coignarda to traktat filozoficzno-moralny z 1893 roku, ubrany w szatę powieści — przedstawia spotkania tytułowego bohatera z różnymi ludźmi i umieszcza go w różnych sytuacjach, prowokujących do ujawnienia jego światopoglądu, a niekiedy interwencji w los bohaterów.
Anatole France był francuskim pisarzem, którego lata twórczości przypadają na przełom XIX i XX wieku. Był bibliofilem i historykiem, prezentował postawę racjonalistyczną i sceptyczną, jego dzieła mają charakter filozoficzny, ale także satyryczny. Miał duży wpływ na twórczość m.in. Conrada, Prousta i Huxleya. W 1921 roku został uhonorowany Nagrodą Nobla w dziedzinie literatury.
- Autor: Anatole France
- Epoka: Romantyzm
- Rodzaj: Epika
Czytasz książkę online - «Poglądy księdza Hieronima Coignarda - Anatole France (czytamy książki online .TXT) 📖». Wszystkie książki tego autora 👉 Anatole France
Cóż ma wspólnego Sprawiedliwy z ludźmi, którzy by nie mogli w czyn wprowadzić sprawiedliwości nawet wówczas, gdyby tego zapragnęli, albowiem jest ich smutnym obowiązkiem patrzeć na czyny podobnych sobie nie pod kątem ich istotnego znaczenia, ale tylko pod kątem interesu społecznego, to znaczy taksować je wedle miary egoizmu, zachłanności, pomyłek i nieporozumień oraz nadużyć, jakie razem wzięte stanowią państwo oddane im w opiekę, którego są ślepymi stróżami i konserwatorami.
Odważając na tej wadze występek, dorzucają jeszcze nieco strachu czy złości, jaką tenże napełnił nikczemną i bezrozumną opinię publiczną. Wszystko to zapisane jest w ich księgach, tak że odwieczny tekst i martwa litera zastępują im rozum, serce i żywą duszę. A wszystkie te przepisy, sięgające nieraz haniebnych czasów bizantyńskiej Teodory, godzą się w jednym punkcie, mianowicie, że należy zachować wszystkie cnoty i zbrodnie świata, który nie chce ruszyć naprzód.
Wina sama w pojęciu prawa jest drobiazgiem bez znaczenia, wszystkim zaś są okoliczności zewnętrzne, tak że czyn w pewnych razach niezbyt lub zgoła nie naganny staje się w innym wypadku zbrodnią nieprzebaczalną zgoła. Weźmy na przykład policzek, który wymierza jeden człowiek drugiemu. Jeśli spadł na twarz mieszczanina, to uważa się go za skutek popędliwości i bagatelizuje, ale dla żołnierza staje się zbrodnią, karaną śmiercią. To barbarzyństwo w czasach naszych grasujące stanie się przedmiotem wzgardy wieków przyszłych.
Nie zwracamy dziś na to uwagi, ale kiedyś zadadzą sobie ludzie pytanie, jak mogliśmy być takimi dzikusami, by karać najokrutniej to, co jest przejawem gorącej krwi młodego człowieka, wystawionego przez przymus prawny na niebezpieczeństwa wojny i koszarowe nudy. Nie ulega kwestii, że gdyby istniała sprawiedliwość, mielibyśmy jeden jeno kodeks, nie zaś dwa, wojskowy i cywilny. Ten wymiar sprawiedliwości wojskowej, którego skutki co dzień oglądamy, odznacza się niepojętym okrucieństwem, a ludzie pokoleń następnych, jeśli w ogóle zechcą dalej żyć w policyjnych ustrojach państwowych, nie zechcą po prostu wierzyć, że mogły istnieć ongiś w czasie pokoju wojenne sądy, mszczące śmiercią prostą obrazę sierżanta czy kaprala.
Nie zechce również wierzyć nikt, że takie mnóstwo nieszczęśników stracono za dezercję w obliczu wroga, i to za wyprawy wojennej, w której rząd francuski nie uznawał wcale przeciwnika za beligerenta równego sobie. Ale najdziwniejsza rzecz to to, że tego rodzaju zbrodnie z urzędu dzieją się w społeczeństwach chrześcijańskich, czczących świętego Sebastiana, zbuntowanego żołnierza, oraz męczenników legionu tebańskiego, których sława na tym polega, że padali ongiś ofiarą sądu wojennego, nie chcąc bić się z Bogodami61!
Dajmy zresztą pokój sprawiedliwości owych ludzi miecza, którzy poginą od miecza kiedyś wedle słów Chrystusa Pana, i wróćmy do urzędników cywilnych.
Sędziowie nie sondują zgoła duszy i nie czytają w sercu, toteż najsprawiedliwsza ich sprawiedliwość jest zwierzęca i powierzchowna zarazem. I dobrze jeszcze, jeśli trzymają się ściśle przynajmniej tej grubej zewnętrznej kory słuszności, na której spisane są kodeksy świata. Jest to nawet znakomicie! Sędziowie są ludźmi, przeto istotami słabymi, poddającymi się łatwo wpływom, uniżeni są wobec potężnych, a nieubłagani dla bezbronnych. Sankcjonują też nieraz wyrokami swymi najjaskrawsze krzywdy społeczne i trudno odróżnić, ile jest w tej stronniczości osobistego łajdactwa, a ile niesprawiedliwości narzuconej przez zawód i obowiązek, polegający w gruncie rzeczy na tym, by zachować państwo razem z jego błędami i zaletami, by czuwać nad obyczajnością publiczną, złą czy dobrą — mniejsza z tym, i uzgodnić z prawami obywateli tyrańską wolę panującego. Pomijam tutaj świadomie całe mnóstwo śmiesznych przesądów, brutalnych nawyczek i zwyczajów, i tym podobnych świństw i głupstw, które mają nietykalny, odwieczny azyl pod cieniem kwitnącej lilii instytucji sądowych całego świata.
Najsurowszy i najnieskazitelniejszy urzędnik może przez samą właśnie uczciwość i ścisłość swoją wydawać wyroki równie oburzające, a może jeszcze bardziej nieludzkie — od urzędnika przekupnego, i co do mnie, nie wiem, którego z nich bałbym się więcej. Nie wiem, który gorszy, czy ten, którego dusza przemieniła się w literę prawa, czy ten, który używa resztek uczuć ludzkich na jego przekręcanie. Drugi może mnie poświęcić swej namiętności albo interesowi, pierwszy zabije mnie z zimną krwią głazem pisanego tekstu.
Zważyć jeszcze trzeba, że urzędnik jest obrońcą zawodowym nie tych nowych przesądów i zabobonów, którym podlegamy mniej więcej wszyscy, ale zabobonów i urojeń starych, przechowanych w prawie, mimo że wygasły już dawno w duszach i obyczajach naszych. Nie ma chyba umysłu jako tako bodaj uzdolnionego do logicznego myślenia i niezależnego, który by nie wyczuwał całego gotycyzmu prawodawstwa. Tymczasem sędziemu nie przysługuje prawo krytyki ani dowolnego wyboru.
Mówię tak, jak gdyby te wszystkie barbarzyńskie i pełne niedomagań prawa były przynajmniej jasne i ścisłe. Niestety, dużo je dzieli rzeczy od onego ideału. Bazgroty czarownika i jego wywijasy diabelskie nierównie łatwiej zrozumieć niż najważniejsze i codziennie stosowane paragrafy kodeksów naszych.
Owe trudności interpretacji spowodowały ustanowienie rozlicznych instancji, czyli stopni jurydycznych, w tej nadziei, że czego odcyfrować nie zdoła małomiejski podsędek, to wyjaśnią niezawodnie i wyklarują panowie członkowie parlamentu. Niesłychane to zaiste zaufanie do onych pięciu mężów w czerwonych togach i graniastych biretach, którzy nawet gdy wyrecytują przed sesją Veni Creator, nie osiągają zgoła odrobiny nieomylności ani też zdrowego, niezależnego rozsądku.
Trzeba przypuścić z konieczności, że najwyższa jurydykcja wydaje wyroki bezapelacyjne z tego jednego i jedynego powodu, iż przed zwróceniem się do niej wyczerpano bez skutku zasób mądrości wszystkich niższych. Takie musi mieć przynajmniej zapatrywanie panujący, bo kpi sobie z wyroków parlamentu i nie podlega im wcale.
Drogi mistrz mój posmutniał i zapatrzył się w wodę, wyobrażającą ten świat, gdzie wszystko przemija, a nic się nie zmienia.
Trwał przez dłuższy czas w zadumie, potem zaś zaczął mówić z cicha:
— Już samo to, drogi mój synu, sprawia mi niezmierną boleść, że z konieczności sędziowie wymierzają sprawiedliwość. Jasnym jest, że mają w tym interes, by uznać winnym tego, co do którego powzięli zrazu podejrzenie. Szukają tedy jeno dowodów swej przenikliwości. W zawodzie sędziowskim kwitnie solidarność stanowa, tak że w każdej procedurze odsuwają i ograniczają obronę, uważając ją za nieznośnego natręta. Nie dają jej dostępu do siebie, zanim oskarżenie przywdzieje całą swą zbroję i w takie ułoży zmarszczki twarz, że przez owe sztuczki przybierze postać dostojnej Minerwy.
Sam instynkt zawodowy skłania ich do uważania każdego obwinionego za łotra, a ta niesamowita ich gorliwość do tego stopnia przestraszyła niektóre narody europejskie, iż co prędzej przydano im w ważnych sprawach tuzin zwykłych, chłopskim rozumem obdarzonych obywateli, wybranych za pomocą losowania. Wynikałoby z tego, że ślepy traf, że przypadek lepszą daje gwarancję życia i wolności oskarżonego niż rozjaśnione wiedzą sumienie sędziego fachowego.
Co prawda, owych urzędników mieszczańskich, wyciągniętych z loteryjnego woreczka, trzyma się całkiem z dala od sprawy, pokazując im jeno gotową i zaaranżowaną maskaradę. Prawdą jest również, że nie znając praw, nie są powołani do ich roztrząsania, ale mają jeno słowem tak lub nie zadecydować, czy ma zostać w danym wypadku zastosowane. Powiadają, że takie sądy przysięgłych dają częstokroć wyniki absurdalne, mimo to jednak narody, które je wprowadziły w życie, uważają tę instytucję za bardzo cenną gwarancję swobód obywatelskich. Jestem tego samego zdania.
Wyobrażam sobie, że wyroki sądów przysięgłych mogą być głupie i okrutne, ale ich absurdalność i barbarzyństwo nie obciąża, że tak rzekę, nikogo. Niesprawiedliwość staje się znośna, jeśli jest dostatecznie bezrozumna, by można ją uważać za mimowolną.
Ten stary woźny, mający tak wielkie odczucie sprawiedliwości, wziął mnie przed chwilą za stronnika złodziei i morderców. Ja, wręcz przeciwnie, odczuwam tak bardzo kradzież i zabójstwo, że znieść nie mogę nawet kopii tych zbrodni ulegalizowanych przez państwo, i najwyższą boleścią napełnia mnie, gdy widzę, że sędziowie nie mogą się zdobyć na nic lepszego od karania złodziei i morderców taką samą zbrodnią przeciw nim skierowaną. Czymże jest, drogi Rożenku mój, w gruncie rzeczy kara śmierci, jeśli nie kradzieżą życia i morderstwem postawionym na wyżynie dostojeństwa i wykonanym z całą ścisłością techniczną?
Czyż nie widzisz, że sprawiedliwość nasza, mimo swej pychy, zmierza jeno do takiego mszczenia złego złym, zbrodni zbrodnią i zdwajania z jakichś względów równowagi czy symetrii przestępstw i wykroczeń wszelkiego rodzaju? Niechybnie i w tym zawodzie można znaleźć pole do okazania pewnego rodzaju uczciwości i bezinteresowności. Może się zdarzyć jakiś drugi Hospital czy Jeffreys, a sam znam jednego sędziego z głową na karku i sercem w piersi.
Ale nie idzie o wyjątki, chciałem, cofając się do podstaw, nakreślić rzeczywisty charakter instytucji, którą pycha sędziów oraz paniczny strach ludów odział bez powodu niezasłużonym majestatem. Chciałem pokazać nikłość pierwotną owych kodeksów, które chce się uczynić dostojnymi, a które są w istocie jeno bezładną kupą dziwacznych sztuczek i fortelów.
Prawa stworzył niestety człowiek, rodowód ich tedy jest bardzo smutny. Powstawały przeważnie zawsze przy sposobności. Głupota, zabobon, pycha panującego, interes prawodawcy, kaprys, fantazja — oto źródła owych wielkich corporum juris, które stają się czcigodne wówczas, kiedy przestały być zrozumiałe. Niejasność spowijająca je mgłą, gęstniejącą w miarę komentowania, nadaje im majestat antycznych wyroczni.
Co chwila mi się obija o uszy i co dzień czytam w gazetach, że obecnie ustanawiamy prawa okolicznościowe i doraźne. Taki pogląd może mieć jeno krótkowidz, nie dostrzegający, że to jest tylko ciąg dalszy odwiecznego zwyczaju i że od stworzenia świata prawo rodziło się zawsze z przypadku.
Ten i ów żali się na niejasność i sprzeczność naszych współczesnych prawodawców, a nikt nie widzi, iż ich poprzednicy byli równie ciemni i chaotyczni.
W rzeczywistości, drogi synu mój, prawa są dobre lub złe nie tyle same przez się, ile przez sposób ich stosowania i żadna najniesprawiedliwsza ustawa nie stanie się szkodliwą, o ile sędzia nie zastosuje jej w danym przypadku.
Obyczaje są silniejsze od praw. Względność w postępowaniu i łagodność duszy są to jedyne sposoby otamowania barbarii legalnej. Bowiem nie da się poprawiać praw przez prawa w sposób dostatecznie szybki i skuteczny i droga to niepewna wielce. Wieki jeno zmienić mogą wiekowe dzieła. Mało też nadziei, by jakiś francuski Numa Pompiliusz napotkał w Compiègne pod drzewami lub pod skałami Fontainebleau drugą nimfę Egerię, która by mu podyktowała mądre prawa.
Patrzył długo na wzgórza, rysujące się błękitno na horyzoncie, a oczy jego miały wyraz smutny i poważny. Potem położył z lekka dłoń na mym ramieniu i ozwał się tonem tak głębokim i miękkim jednocześnie, że echo jego odezwało się w głębi mojej duszy.
— Rożenku, synu mój — powiedział — widzisz oto, że jestem zmieszany i niepewny i słów ni idei znaleźć nie mogę na samą myśl poprawienia tego, co uznałem za złe. Nie sądź, iż uląkłem się, albowiem nie ma na tej ziemi rzeczy, przed którą cofnąłby się umysł mój. Ale posłuchaj uważnie tego, co ci powiem. Jałowe są to prawdy, odkryte rozumem. Serce jeno zdolne jest zapłodnić marzenia, bowiem wlewa życie we wszystko, co ogarnie. Zaródź dobra rzucona została w ziemię przez uczucie, rozum dokazać by tego nie potrafił nigdy. Wyznaję otwarcie, iż byłem dotąd zbyt rozumny, krytykując prawodawstwo i obyczaje. Dlatego też krytyka owa będzie jako kwiat bez owocu i zeschnie, niby gałęź drzewa, ścięta kwietniowym przymrozkiem. Chcąc służyć ludziom, należy odrzucić precz rozum, jako tłumok zawadzający wielce, i wznieść się na skrzydłach zapału ponad ziemię. Póki nie przestaniemy rozumować, wzlot nie nastąpi, bowiem serce będzie skute z niżem podłym i jałowym.
1. Octave Mirbeau (1848–1917) — fr. pisarz i krytyk sztuki. [przypis edytorski]
2. Sagiensis episcopi bibliothecarius sollertissimus (łac.) — uczony bibliotekarz biskupa Séez. [przypis edytorski]
3. judeae manu nefandissima (łac.) — z ręki niegodziwego Żyda. [przypis edytorski]
4. przyjacioły — dziś popr. forma: z przyjaciółmi. [przypis edytorski]
5. stawa — dziś popr. forma: staje. [przypis edytorski]
6. dwususowy — za dwa sous, tj. bardzo tanie, mierne; sous — daw. drobna moneta fr. [przypis edytorski]
7. jeno (daw.) — tylko. [przypis edytorski]
8. Bakon, właśc. Roger Bacon (1214–1294) — filozof i alchemik ang., uważany za twórcę metody naukowej. [przypis edytorski]
9. Dekart, właśc. René Descartes a. Kartezjusz (1569–1650) — fr. uczony i filozof, autor Rozprawy o metodzie. [przypis edytorski]
10. atoli (daw.) — jednak. [przypis edytorski]
11. Teologowie dni naszych zarzucają mu [...] zarzut znajdujemy w artykule jednego z wybitnych myślicieli — Jan Lacoste pisze w „Gazette de France” z dnia 20 maja 1893: Ksiądz Hieronim Coignard to kapłan prudencji, pokory i wiary. Nie twierdzę, by postępowaniem swym czynił zawsze zaszczyt swej tonsurze, a duchowna sukienka jego pokaleczoną została może tu i ówdzie niewielkimi dziurami. Ale nawet wówczas, kiedy ulega pokusie, kiedy diabeł porywa go w szpony, unosząc bez dostatecznego oporu, to nie traci on nigdy wiary i ufa zawsze, że przy łasce Bożej poprawi się i ostatecznie wejdzie do królestwa niebieskiego, przeznaczonego dla sprawiedliwych. W istocie daje nam budujące widowisko śmierci pięknej i godnej chrześcijanina-katolika. Widzimy tedy, że ziarno gorczyczne wiary, zdobiące życie, oraz pokora tkwią w słabostkach ludzkich. Jeśli nawet ks. Coignard nie jest świętym, to kwalifikuje się co najwyżej do czyśćca. Ale mimo że się tam pewnie dostał, to jednak niewiele brakowało, by zleciał na
Uwagi (0)