O miłości - Stendhal (gdzie czytac ksiazki txt) 📖
O miłości to obszerne studium autorstwa Stendhala dotyczące miłości.
Autor wyróżnia różne rodzaje miłości, począwszy od takiej z potrzeby serca, przez błahą oraz rządzoną namiętnościami, po miłość z próżności. Wypowiada się na temat przeżywania miłosnych uniesień przez obie płcie, analizuje różne przeżycia, a także udziela porad — jednym z uzupełnień do powieści jest Katechizm uwodziciela, opublikowany na podstawie wczesnego szkicu Stendhala, odnalezionego w 1909 roku.
Marie-Henri Beyle, piszący pod pseudonimem Stendhal, to jeden z najsłynniejszych francuskich pisarzy początku XIX wieku. Był prekursorem realizmu w literaturze — uważał, że zostanie zrozumiany dopiero przez przyszłe pokolenia. Sformułował koncepcję powieści-zwierciadła.
Czytasz książkę online - «O miłości - Stendhal (gdzie czytac ksiazki txt) 📖». Wszystkie książki tego autora 👉 Stendhal
Co do wartości jakiegoś postępku jako znaku: w przystępie gniewu wywracam stół na nogi mego sąsiada, boli go to diabelnie, ale rzecz da się załatwić — lub czynię gest, jak gdybym go policzkował.
Różnica niewierności u obu płci jest tak istotna, że kochająca kobieta może przebaczyć niewierność, co jest niemożliwe mężczyźnie.
Oto rozstrzygające doświadczenie dla odróżnienia miłości namiętnej a miłości przez próżność; u kobiet niewierność niemal zabija jedną, a zdwaja drugą.
Kobiety dumne ukrywają swą zazdrość przez ambicję. Spędzają długie, milczące i zimne wieczory z człowiekiem, którego ubóstwiają, którego panicznie lękają się stracić, a w którego oczach czują wstręt. Musi to być jedno z największych cierpień, a także jedno z najżywszych źródeł nieszczęścia w miłości. Aby uleczyć kobiety tak godne naszego szacunku, trzeba ze strony mężczyzny jakiegoś niezwykłego i energicznego postępku; trzeba zwłaszcza, aby nie zdradził, iż widzi, co się dzieje: na przykład daleka wspólna podróż, postanowiona w ciągu doby.
Ten „punkt honoru” jest to odruch próżności; nie chcę, aby mój przeciwnik miał nade mną górę, i biorę przeciwnika za sędziego mojej wartości. Chcę zrobić na nim wrażenie. Dlatego przekracza się tu o wiele granice rozsądku.
Niestety, aby usprawiedliwić własne szaleństwo, powiadamy sobie wręcz, że ten współzawodnik chce nas wywieść w pole.
Punkt honoru będąc chorobą honoru o wiele częstszy jest w monarchiach138 i musi się pojawiać o wiele rzadziej w krajach, gdzie ludzie zwykli oceniać postępki wedle ich użyteczności, na przykład w Stanach Zjednoczonych.
Żaden człowiek, a Francuz mniej niż inny, nie lubi być wystrychnięty na dudka; mimo to lekkomyślność dawnego monarchicznego charakteru francuskiego139 nie dozwala punktowi honoru czynić zbytnich spustoszeń poza miłostkami. Punkt honoru rodził spustoszenia jedynie w tych monarchiach, w których z natury klimatu charakter jest bardziej ponury (Portugalia, Piemont).
We Francji mieszkańcy prowincji tworzą sobie pocieszny obraz tego, jakim powinien być człowiek honoru, a potem całe życie spędzają niby na czatach, śledząc, czy ktoś nie zamierza im uchybić. Tym samym przepada wszelka naturalność, punkt honoru jest wciąż w grze, a mania ta czyni ich śmiesznymi nawet w miłości. Jest to, po zawiści, rys, który najbardziej obrzydza pobyt w małym miasteczku; trzeba o tym pamiętać, kiedy się podziwia malownicze położenie takiej mieściny. Najpiękniejsze i najszlachetniejsze wzruszenia więdną w zetknięciu z tymi nizinami cywilizacji. Na domiar okropności mieszczuchy te mówią wciąż o zepsuciu wielkich miast140.
Punkt honoru nie istnieje w prawdziwej miłości; tu wchodzi w grę duma kobieca („Jeżeli się dam poniewierać kochankowi, zbrzydnę mu i nie potrafi mnie już kochać”) lub zazdrość z całym swym szaleństwem.
Zazdrość pragnie śmierci osoby, której się lęka. Punkt honoru daleki jest od tego; pragnie, aby rywal jego żył, a zwłaszcza aby był świadkiem jego tryumfu.
Punkt honoru nierad byłby, aby rywal dał za wygraną; wówczas ośmieliłby się może pomyśleć: „Gdybym był dłużej oblegał tę osobę, wygrałbym sprawę”.
W punkcie honoru nie chodzi zgoła o cel, jedynie o zwycięstwo. Widać to dobrze w miłości dziewcząt z baletu: jeśli usuniesz rywalkę, rzekoma namiętność, dla której dziewczyna była gotowa rzucić się z okna, gaśnie natychmiast.
Miłość przez punkt honoru mija w jednej chwili, w przeciwieństwie do miłości sercem. Wystarczy, aby przeciwnik w niedwuznaczny sposób wyznał, że ustępuje pola. Mimo to waham się z postawieniem zasady; mam na nią tylko jeden przykład i to wątpliwy. Oto fakt, czytelnik osądzi.
Donia Diana jest to panna dwudziestotrzyletnia, córka jednego z najbogatszych i najdumniejszych mieszkańców Sewilli. Jest piękna, niewątpliwie, ale pięknością ekscentryczną; przyznają jej wiele inteligencji, a jeszcze więcej dumy. Kochała namiętnie, przynajmniej na pozór, młodego oficera, którego rodzina nie życzyła sobie dla niej. Oficer jedzie do Ameryki z generałem Morillo; pisują do siebie bez ustanku. Jednego dnia u matki donii Diany, w licznym towarzystwie, cymbał jakiś oznajmia śmierć tego sympatycznego młodzieńca. Wszystkie oczy zwracają się na nią, ona zaś mówi tylko tyle: „Szkoda go, taki młody!” Czytaliśmy właśnie tego dnia sztukę starego Massingera, która kończy się tragicznie, ale w której bohaterka przyjmuje z pozornym spokojem śmierć ukochanego. Widziałem, że matka zadrżała mimo swej nienawiści i dumy; ojciec wyszedł, aby ukryć radość. Wśród tego wszystkiego, wobec widzów zmieszanych i dających oczami znaki nieszczęsnemu nowinkarzowi, donia Diana, jedyna zachowująca spokój, rozmawiała dalej, jakby nic nie zaszło. Przerażona matka kazała pokojówce, aby ją miała na oku, ale nie zauważono w jej zachowaniu żadnej zmiany.
W dwa lata później bardzo przystojny młody człowiek zaczął się ubiegać o jej względy. I tym razem — wciąż dla tej samej przyczyny, ponieważ starający się nie był szlachcicem — rodzice sprzeciwili się małżeństwu; donia Diana oświadczyła, że wyjdzie za niego. I ojciec, i córka uczynili sobie niejako punkt honoru z tej sprawy. Wzbroniono młodemu człowiekowi wstępu do domu. Zabroniono donii Dianie wyjeżdżać na wieś, niemal bywać w kościele; odjęto jej wszystkie środki widywania ukochanego. On odwiedza ją z rzadka, potajemnie i w przebraniu. Ona zacina się coraz bardziej i odtrąca najświetniejsze partie, nawet tytuł i wysoki urząd na dworze Ferdynanda VII. Całe miasto przejęte jest niedolą kochanków i ich bohaterską stałością. Wreszcie zbliża się dzień pełnoletności donii Diany; daje do zrozumienia ojcu, że skorzysta ze swych praw. Rodzina, przyparta do muru, zaczyna rokowania; kiedy je doprowadza do połowy na uroczystym zebraniu dwóch rodzin, młodzieniec, po sześciu latach stałości, odrzuca rękę donii Diany141.
W kwadrans później nic nie było znać. Diana pocieszyła się; czy kochała przez punkt honoru? czy też była to wielka dusza, która nie raczy wydać swej boleści na łup gawiedzi? Często gorąca miłość nie może dopłynąć — mamż powiedzieć do szczęścia? — inaczej niż budząc punkt honoru miłości własnej. Wówczas uzyskuje na pozór wszystko, czego może pragnąć; skargi jej byłyby śmieszne i wydałyby się niedorzeczne. Nie może nikomu zwierzyć swego nieszczęścia, a mimo to czuje wciąż i stwierdza to nieszczęście; dowody jego splatają się, jeśli można tak rzec, z okolicznościami najpochlebniejszymi i najbardziej zdolnymi dać czarowne złudzenia. Nieszczęście to ukazuje swą wstrętną głowę w najtkliwszych chwilach, jak gdyby urągając kochankowi i dając mu uczuć równocześnie i całe szczęście posiadania uroczej i nieczułej istoty, którą tuli w ramionach, i to że szczęście owo nigdy nie będzie jego udziałem. Jest to może, po zazdrości, najokrutniejsza męka.
Pamiętają jeszcze może w pewnym wielkim mieście142, jak człowiek łagodny i uczuciowy, ogarnięty taką wściekłością, zabił kochankę, która kochała go jedynie na przekór siostrze. Namówił ją pewnego wieczoru na przejażdżkę sam na sam w ładnym czółnie, które sam sporządził; wypłynąwszy na pełne morze, nacisnął sprężynę, łódź się otwarła i znikła na zawsze.
Widziałem sześćdziesięcioletniego mężczyznę, który nawiązał stosunek z najbardziej kapryśną, szaloną, uroczą, zdumiewającą aktorką londyńskiego teatru, miss Cornel. „I pan masz pretensję, aby ci była wierną?” — pytano go. „Ani trochę; ale będzie mnie kochała, może do szaleństwa”.
I kochała go cały rok, często do utraty rozumu; i wytrwała trzy miesiące, nie dając mu powodu do skargi. Stworzył punkt honoru miłości własnej, pod wieloma względami nader gorszący, między swą kochanką a swoją córką.
Punkt honoru święci tryumfy w miłostce, rozstrzyga o jej losach. Jest to doświadczenie, za pomocą którego najlepiej się odróżnia miłostkę od miłości. Stara to zasada wojenna (pouczają o niej młodych ludzi świeżo przybyłych do pułku), że kiedy się ma kwaterę w domu, gdzie są dwie siostry, i chce się rozkochać jedną, trzeba się umizgać do drugiej. Z większością młodych Hiszpanek, nieopornych wobec miłości, jeżeli chcesz być kochany, wystarczy, gdy okażesz skromnie i w dobrej wierze, że nie czujesz żadnego pociągu do pani domu. Tej pożytecznej maksymy udzielił mi przezacny generał Lasalle. Jest to najgroźniejszy sposób obudzenia namiętności.
Punkt honoru miłości własnej tworzy węzeł najszczęśliwszych małżeństw, poza tymi, które skojarzyła miłość. Niejeden mężczyzna zapewnił sobie na długie lata miłość żony, biorąc kochankę w dwa miesiące po ślubie143. Wytwarza się nawyk myślenia wyłącznie o jednym mężczyźnie, węzły zaś rodzinne czynią ten nawyk niezwyciężonym.
Jeżeli w wieku Ludwika XV i na jego dworze zdarzyła się wielka dama (pani de Choiseul) ubóstwiająca męża, to dlatego iż zdawał się żywić tkliwą sympatię dla jej siostry, księżnej de Gramont144.
Najbardziej zaniedbywana kochanka, z chwilą gdy okaże, że woli innego mężczyznę, odejmuje nam spokój i budzi wszystkie pozory namiętności.
Odwaga Włocha to napad gniewu, odwaga Niemca to chwila pijaństwa, odwaga Hiszpana to gest dumy. Gdyby istniał naród, w którym odwaga byłaby często jedynie punktem honoru, między żołnierzami każdej kompanii, między pułkami każdej dywizji, wówczas w porażce — ponieważ nie byłoby już porównania — nie byłoby sposobu zatrzymać armię tego narodu145. Przewidzieć niebezpieczeństwo i starać się mu zaradzić byłoby ostateczną śmiesznością wobec tych próżnych zmykaczy.
„Wystarczy wziąć do ręki jakikolwiek opis podróży wśród dzikich Północnej Ameryki — powiada jeden z najmilszych filozofów francuskich146 — aby się dowiedzieć, iż zwykłym losem jeńców jest nie tylko to, że ich palą żywcem i zjadają, ale przedtem przywiązują ich do słupa w pobliżu płonącego stosu, aby ich przez szereg godzin dręczyć wymysłami najokrutniejszej i najwyszukańszej wściekłości. Trzeba czytać, co opowiadają o tych potwornych scenach podróżnicy, świadkowie kanibalskiej radości obecnych, a zwłaszcza szału kobiet i dzieci oraz piekielnej rozkoszy, z jaką silą się współzawodniczyć w okrucieństwie. Trzeba widzieć, jak to wzmacnia heroizm i niewzruszoną stałość jeńca, który nie tylko nie okazuje bólu, ale urąga katom i wyzywa ich wszystkim, na co się może zdobyć najwynioślejsza duma, najjadowitsza ironia, najzelżywszy sarkazm; opiewa własne czyny, wylicza wobec swych katów ich krewnych i przyjaciół, których zabił, wylicza męki, jakie im zadał, zarzuca dręczycielom tchórzostwo, podłość, niezręczność w zadawaniu cierpień; aż wreszcie, rozpadając się w strzępy i pożerany żywcem we własnych oczach przez wrogów pijanych wściekłością, oddaje ducha, zionąc ostatnią obelgą zamierającą wraz z głosem147. Wszystko to byłoby nie do wiary u narodów cywilizowanych, wyda się bajką naszym najnieustraszeńszym148 grenadierom i kiedyś będzie uznane za bajkę”.
Ten objaw psychologiczny wiąże się z osobliwym stanem duszy jeńca; między nim a jego katami zawiązuje się walka na ambicję, turniej próżności: kto zwycięży?
Nasi dzielni chirurgowie wojskowi zauważyli często, że ranni, którzy w normalnym stanie wydawaliby w czasie operacji głośne krzyki, okazują, przeciwnie, spokój i męstwo, skoro ich przygotować w pewien sposób. Chodzi o to, aby pobudzić ich punkt honoru; trzeba twierdzić, zrazu oględnie, później z drażniącą przekorą, że nie potrafią znieść operacji bez krzyków.
Istnieją dwa jej rodzaje:
1. w którym swarliwy kocha;
2. w którym nie kocha.
Jeżeli jedno z kochanków zbytnio góruje nad drugim co do przymiotów, które cenią oboje, miłość drugiego musi obumrzeć: obawa wzgardy wcześniej czy później udaremni krystalizację.
Nie ma nic wstrętniejszego dla ludzi miernych niż wyższość umysłowa — oto w naszej epoce źródło nienawiści; jeżeli zaś nienawiść na tym tle nie dochodzi do ostateczności, to jedynie dlatego że ludzie, których dzieli, nie muszą żyć z sobą. Cóż dopiero w miłości, gdzie wszystko jest naturalne, zwłaszcza ze strony istoty wyższej: wyższości nie przesłania tedy żaden wzgląd społeczny.
Aby miłość mogła wyżyć, musi strona niższa znęcać się nad swym partnerem, inaczej ten nie będzie mógł nawet zamknąć okna, aby druga strona nie czuła się obrażona.
Co do istoty wyższej, ta stwarza sobie złudzenia; miłości jej nie tylko nic nie grozi, ale słabostki ukochanej osoby czynią ją nam tym droższą.
Tuż po miłości namiętnej i wzajemnej między ludźmi jednakiej miary trzeba pomieścić — co do trwałości — miłość swarliwą, w której dokuczający nie kocha. Znajdziecie jej przykłady w anegdotach o księżnej de Berry (Pamiętniki Duclosa).
Związana z owymi chłodnymi nawykami, opartymi na prozaicznej i samolubnej stronie życia i nieodłącznie towarzyszącymi człowiekowi do grobu, miłość ta może trwać dłużej niż prawdziwa namiętność. Ale to już nie jest miłość, to przyzwyczajenie wytworzone przez miłość i mające z niej jedynie wspomnienia i rozkosz fizyczną. Przyzwyczajenie to cechuje niewątpliwie duszę z lichszego kruszcu. Codziennie rozgrywa się mały dramat: „Czy mnie połaje?”, który zaprząta wyobraźnię, tak jak w namiętności co dzień potrzebowało się nowego dowodu uczuć. Obacz anegdoty o pani d’Houdetot i panu de Saint-Lambert149.
Możliwe jest, iż duma wzbrania się przywyknąć do takich wzruszeń, wówczas po kilku miesiącach burz duma zabija miłość. Ale widzimy, jak ta szlachetna namiętność długo się opiera, zanim wyzionie ducha. Małe zwady szczęśliwej miłości długo utrzymują w złudzeniach serce, które kocha jeszcze i znosi. Tkliwe pojednania mogą jeszcze złagodzić to przejście. Pod pozorem jakiejś tajemnej zgryzoty, życiowego niepowodzenia kobieta usprawiedliwia człowieka, którego bardzo kochała; przywyka wreszcie do łajań. Gdzie znaleźć w istocie, poza namiętną miłością, poza grą, poza władzą150, inne źródło codziennych wzruszeń dorównujące temu co do siły? Jeżeli taki tyran umrze, ofiara, która go przeżyła, bywa niepocieszona. Zasada ta stanowi węzeł wielu mieszczańskich małżeństw; strona łajana słyszy cały dzień o tym, co najbardziej kocha.
Istnieje też fałszywy rodzaj miłości swarliwej. Z listu bardzo inteligentnej kobiety zaczerpnąłem rozdział XXXIII:
„Wciąż mała wątpliwość do uspokojenia — oto co podtrzymuje nieustanne pragnienie w szczęśliwej miłości... Ponieważ najżywsza obawa nie opuszcza jej nigdy, rozkosze jej nie mogą nigdy znudzić”.
U ludzi zrzędnych, źle wychowanych lub z natury gwałtownych
Uwagi (0)