Darmowe ebooki » Powieść » Dzieje Tristana i Izoldy - Autor nieznany (lubię czytać po polsku .txt) 📖

Czytasz książkę online - «Dzieje Tristana i Izoldy - Autor nieznany (lubię czytać po polsku .txt) 📖».   Wszystkie książki tego autora 👉 Autor nieznany



1 ... 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21
Idź do strony:
a dwojgiem strzał w drugiej.

— Jak go ujrzymy?

— Przez pewne okno, mnie wiadome. Ale, jeśli go wam wskażę, co dacie?

— Funt srebra, będziesz najbogatszym z obwiesiów.

— Zatem, słuchajcie — rzekł sługa. — Można zajrzeć do pokoju królowej przez wąskie okno, które wznosi się w górze komnaty, wybite bardzo wysoko w murze. Ale wielka zasłona rozciągnięta przez izbę zasłania otwór. Niechaj jutro jeden z was wejdzie śmiało do sadu; niech utnie długą gałąź głogu i zaostrzy ją na końcu; niech wespnie się wówczas na wysokie okno i wbije gałąź jak rożen w materię. Będzie ją mógł wtedy uchylić lekko i możecie upiec mnie żywcem, panowie, jeśli poza zasłoną nie ujrzycie tego, com powiedział.

Andret, Gondolin i Denoalen prawowali się, który pierwszy zażyje tego radosnego widowiska; zgodzili się wreszcie przyzwolić najpierw Gondoinowi. Rozstali się; jutro o świcie mają się zejść społem; jutro o świcie, mili panowie, strzeżcie się Tristana.

Nazajutrz, wśród nocy jeszcze ciemnej, Tristan, opuściwszy chatę leśnika Orri, przyczołgał się do zamku popod gęste krzewy głogów. Kiedy wychodził z zarośli, spojrzał przez gałęzie i ujrzał Gondoina, który nadchodził ze swej kwatery. Tristan rzucił się z powrotem w głogi i przycupnął w zasadzce:

„Ha! Boże spraw, aby ten tam, który się przysuwa, nie spostrzegł mnie przed sposobną chwilą!”

Z mieczem w garści czekał go; ale przypadkiem Gondoin obrał inną drogę i oddalił się. Tristan wyszedł z zarośli zawiedziony; napiął łuk, wycelował: niestety! tamten był już poza odległością strzału.

W tejże chwili, jadąc powoli ścieżką truchtem na małym karym koniku, przybywa z dalsza Denoalen, wiodąc ze sobą dwa wielkie psy gończe. Tristan czatował nań ukryty za jabłonią. Ujrzał go, jak szczuł ogary, aby wytropiły dzika z chaszczów. Ale, nim psy wytropią zwierza z bajora, pan ich otrzyma taką ranę, że żaden lekarz nie zdoła go wyleczyć. Kiedy Denoalen znalazł się przy nim, Tristan odrzucił burkę, skoczył, wyprężył się naprzeciw wroga. Zdrajca chciał uciekać; na próżno, nie miał czasu ani krzyknąć: „Ranisz mnie!”. Spadł z konia. Tristan urzezał mu głowę, obciął warkocze, które wisiały dokoła twarzy i schował do pludrów: chciał je pokazać Izoldzie, aby ucieszyć serce przyjaciółki. „Niestety! — myślał — cóż stało się z Gondoinem? Wymknął się: czemuż nie mogłem mu wygodzie tą samą zapłatą!”

Wytarł miecz, schował do pochew, przykrył trupa pniem drzewa i zostawiwszy krwawiące ciało, pośpieszył z kapturem na głowie ku miłej.

Gondoin wyprzedził go do tyntagielskiego zamku: już wdrapawszy się na wysokie okno, wbił pręcik głogu w zasłonę, rozsunął lekko połacie materii i patrzał do wnętrza pięknie wysłanej komnaty. Zrazu ujrzał jedynie Perynisa; później Brangien, trzymającą jeszcze grzebień, którym właśnie skończyła czesać królową o złotym warkoczu.

Ale Izolda weszła, potem Tristan. Miał w jednej ręce bzowy łuk i dwie strzały, w drugiej trzymał dwa długie warkocze z głowy człowieka.

Zrzucił płaszcz i piękne jego ciało ukazało się. Izolda Jasnowłosa skłoniła się, aby go pozdrowić; gdy się prostowała, podnosząc głowę ku niemu, ujrzała padający na kotarę cień głowy Gondoina. Tristan rzekł:

— Widzisz te piękne warkocze? To włosy Denoalena. Pomściłem cię na nim. Nigdy już nie kupi ani sprzeda tarczy ani włóczni!

— Dobrze to, panie; ale napnijcie ten łuk, proszę was; chciałabym zobaczyć, czy łatwo się napina.

Tristan zdumiony, na pół rozumiejąc, napiął łuk. Izolda wzięła strzałę, założyła na cięciwę, spojrzała, czy struna dobra i rzekła szybkim i cichym głosem:

— Widzę rzecz, która mnie rani. Mierz dobrze, Tristanie!

Rozkraczył się w nogach, podniósł oczy i ujrzał na szczycie zasłony cień głowy Gondoina.

— Niechaj Bóg — rzekł — prowadzi tę strzałę.

Rzekł, odwraca się ku ścianie, puszcza. Długa strzała świszcze w powietrzu; ani kobuz, ani jaskółka nie pędzi tak chyżo; przebija oko zdrajcy, przeszywa mózg niby miąższ jabłka i zatrzymuje się, drgająca, o czaszkę. Bez krzyku Gondoin zwalił się i spadł na ostry pal.

Wówczas Izolda rzekła do Tristana:

— Uchodź teraz, przyjacielu mój! Widzisz, zdrajcy znają twe schronienie! Andret został przy życiu, opowie królowi; nie masz już bezpieczeństwa dla ciebie w chatynce leśnika! Uchodź, przyjacielu; Perynis, sługa wierny, ukryje ciało w lesie tak dobrze, iż król o nim nie posłyszy. Ale ty uchodź z kraju, dla twego zbawienia, dla mego!

Tristan rzekł:

— Jakoż będę mógł żyć?

— Tak, miły Tristanie, życia nasze są splecione i spojone z sobą. A ja, jakoż będę mogła żyć? Ciało ostaje tu, ty masz moje serce.

— Izoldo, przyjaciółko moja, jadę, nie wiem do jakiego kraju. Ale jeśli kiedykolwiek ujrzysz pierścień z zielonego jaspisu, zali uczynisz, o co poproszę przez niego?

— Tak, wiesz o tym; jeśli ujrzę pierścień z zielonego jaspisu, ani wieża, ani zamek warowny, ani zakaz króla nie przeszkodzą mi spełnić woli przyjaciela, będzieli to rozsądek czy szaleństwo!

— Miła, niechaj Bóg urodzony w Betlejem ci odpłaci!

— Miły, niech Bóg cię strzeże!

XIV. Dzwonek cudowny
Ne membre vus, ma belle amie  
D’une petite druerie? 
 
Szaleństwo Tristana

Tristan schronił się do Galii, na ziemię szlachetnego diuka Żylenia. Diuk był młody, potężny, poczciwy; przyjął go jako miłego gościa. Aby mu wyświadczyć cześć i radość, nie oszczędzał żadnego trudu; ale ani przygody, ani uczty nie mogły ukoić męczeństwa Tristana.

Jednego dnia, gdy siedział przy boku młodego księcia, serce jego wezbrało taką boleścią, iż wzdychał, ani sam wiedząc o tym. Aby uśmierzyć jego mękę, książę nakazał przynieść do poufnej komnaty swą ulubioną zabawę, która jakowymiś czarami w godzinach smutku zachwycała jego oczy i serce. Na stole przykrytym bogatą i szlachetną purpurą, umieszczono pieska Milusia. Był to pies zaczarowany: miał go książę z Wyspy Awalońskiej; przysłała mu go wróżka jako podarek miłości. Nikt nie potrafiłby znaleźć dość zmyślnych słów, aby opisać jego naturę i piękność. Sierść lśniła się cieniami tak cudownie rozłożonymi, iż niepodobna było nazwać koloru; szyja zdawała się zrazu bielsza niż śnieg, zad zieleńszy niż liść koniczyny, jeden bok czerwony jak szkarłat, drugi żółty jak szafran, brzuch niebieski jak kamień lazuru, wszystkie te kolory tańczyły w oczach i mieniły się, kolejno białe i zielone, żółte, niebieskie, purpurowe, ciemne i żywe. Nosił na szyi dzwoneczek zawieszony na złotym łańcuszku, o dźwięku tak wesołym, tak jasnym, tak lubym, iż słysząc go, serce Tristana rozczuliło się, ukoiło i żałość jego stopniała. Nie pamiętał już o mękach wycierpianych dla królowej; taka bowiem była cudowna cnota dzwoneczka, iż serce, słysząc to tak lube, wesołe, jasne dzwonienie, zapominało wszystkiego bólu. I gdy Tristan, wzruszony czarnoksięską mocą, pieścił zaczarowane zwierzątko, które odejmowało mu wszelkie strapienie i którego suknia za dotknięciem ręki, zdała się miększa niż aksamitna materia, pomyślał, że to byłby piękny podarek dla Izoldy. Ale co począć? Książę Żyleń miłował Milusia nad wszystko w świecie i nikt nie mógł go uzyskać prośbą ani podstępem.

Jednego dnia Tristan rzekł do księcia:

— Panie, co dałbyś temu, kto by oswobodził twą ziemię od olbrzyma Urgana Włochatego ściągającego z was ciężkie haracze?

— Zaiste, temu kto by go zwyciężył pozwoliłbym wybrać wśród moich bogactw to, co by uznał za najbardziej cenne; ale nikt nie odważy się porwać na olbrzyma.

— Oto mi szczególne słowo — odparł Tristan. — Nigdy dobro nie płynie skądinąd niż z przygody. Wiedz, iż za wszystko złoto Mediolanu nie wyrzekłbym się chęci potykania z olbrzymem.

— Zatem — rzekł diuk Żyleń — niech Bóg zrodzony z Dziewicy towarzyszy ci i broni cię od śmierci!

Tristan dosięgnął Urgana Włochatego w legowisku. Długo walczyli wściekle. Wreszcie męstwo odniosło górę nad siłą, zwinny miecz nad ciężką maczugą i Tristan, uciąwszy prawą pięść olbrzyma, przyniósł ją księciu:

— Panie, za nagrodę, jako mi przyrzekłeś, daj mi Milusia, pieska swego zaczarowanego.

— Druhu, czegóżeś zażądał? Zostaw mi go i weź raczej moją siostrę i połowę królestwa.

— Panie, siostra twa piękna i piękne twe ziemie, ale po tom walczył z Urganem Włochatym, aby zdobyć psa czarodziejskiego. Pamiętaj o obietnicy!

— Weź tedy; ale wiedz, że zabrałeś radość mych oczu i wesele serca.

Tristan powierzył psa pewnemu rybałtowi galijskiemu, roztropnemu i chytremu, który go zaniósł w jego imieniu do Kornwalii. Przybył do Tyntagielu i oddał poufnie w ręce Brangien. Królowa ucieszyła się wielce, dała w nagrodę rybałtowi dziesięć sztuk złota i rzekła swemu panu, iż królowa Irlandii, jej matka, przysyła ten kosztowny podarek. Kazała złotnikowi wyrobić dla psa domek, kosztownie wykładany kamieniami i złotem i wszędzie, gdzie szła, nosiła go z sobą przez pamięć przyjaciela. I za każdym razem, kiedy nań spojrzała, smutek, męka, żale znikały jej z serca.

Nie pojęła od razu cudowności: jeśli znajdowała taką słodycz w tym, by patrzeć na pieska, to dlatego, myślała, iż pochodzi od Tristana; z pewnością myśl o przyjacielu usypia tak jej boleść. Ale jednego dnia poznała, że to jest czarodziejstwo i że jedynie brzęk dzwoneczka zachwyca jej serce.

„Ha! — pomyślała — godziż się, bym zażywała wytchnienia, podczas gdy Tristan jest nieszczęśliwy? Mógł był zachować tego zaczarowanego psa i zapomnieć w ten sposób całą boleść; przez wdzięczną pamięć wolał raczej mnie go posłać, przekazać mi radość i podjąć swą niedolę. Ale nie godzi się, aby tak być miało: Tristanie, chcę cierpieć równie długo, jak ty będziesz cierpiał”.

Wzięła magiczny dzwonek, potrząsnęła nim ostatni raz, odczepiła z wolna: potem przez otwarte okno rzuciła go w morze.

Informacje o nowościach w naszej bibliotece w Twojej skrzynce mailowej? Nic prostszego, zapisz się do newslettera. Kliknij, by pozostawić swój adres e-mail: wolnelektury.pl/newsletter/zapisz-sie/
XV. Izolda o Białych Dłoniach
Ire de femme est a duter;  
Mol s’en deit bien chascuns garder.  
Cum de leger vient leur amur.  
De leger revient leur haür. 
 
Thomas

Kochankowie nie mogli żyć ani umrzeć jedno bez drugiego. W rozłączeniu nie było to życie ani śmierć, ale i życie, i śmierć razem.

Przez morza, przez wyspy i kraje, Tristan chciał uchodzić swej niedoli. Ujrzał znowuż rodzinną ziemię lońską, gdzie Rohałt Dzierżący Słowo przyjął syna ze łzami rozczulenia: ale nie mogąc ścierpieć odpoczynku w swej ziemi, Tristan wędrował dalej poza księstwa i królestwa, szukając przygód. Z Lonii do Fryzji, z Fryzji do Gawii, z Allemanii do Hiszpanii, służył wielu panom, dokonał wielu dzieł. Ale przez dwa lata żadna wieść nie przyszła doń z Kornwalii, żaden przyjaciel, żadne poselstwo.

Wówczas uwierzył, iż Izolda odeszła odeń myślą i że go zapomniała.

Owóż zdarzyło się, iż jednego dnia, jadąc samowtór z Gorwenalem, wszedł na ziemie Bretanii. Jechali przez opustoszałą równinę: wszędy mury poburzone, wsie bez mieszkańców, pola zżarte ogniem; konie ich brodziły w węglu i popiele. Jadąc przez pusty step, Tristan myślał:

„Jestem znużony i zmordowany. Na co mi się zdadzą te przygody? Moja pani daleko, nigdy jej nie obaczę. Czemu od dwu lat nie kazała mnie szukać po obcych krajach? Żadnego poselstwa od niej. W Tyntagielu król czci ją i służy jej: żyje w radości. Snadź dzwonek psa zaczarowanego dobrze pełni dzieło! Zapomina o mnie: mało jej ważą minione żałoby i radości, mało waży nieszczęśnik, który błądzi po tym rozpacznym kraju. Żaliż ja tylko nie zapomnę o tej, która mnie zapomina? Nigdyż nie znajdę kogoś, kto by uleczył mą nędzę?”

Przez dwa dni Tristan i Gorwenal mijali pola i grody, nie ujrzawszy człowieka, koguta, psa. Trzeciego dnia, o godzinie nony zbliżyli się do pagórka, gdzie wznosiła się stara kaplica i tuż obok mieszkanie pustelnika. Pustelnik nie miał na sobie odzieży tkanej, jeno skórę koźlą wystrzępioną na grzbiecie. Rozciągnięty na ziemi, z nagimi łokciami i kolanami, dopraszał się u Marii Magdaleny, aby go natchnęła zbawienną modlitwą. Pożyczył zdrowia przybyszom i podczas gdy Gorwenal popasał konie, rozdział Tristana ze zbroi, po czym narządził jadło. Nie dał im wybrednych potraw, ale chleba żytniego, ugniecionego z popiołem, i źródlanej wody. Po posiłku, skoro zapadła noc i skoro siedli koło ognia, Tristan spytał, co by to była ta spustoszona ziemia.

— Zacny panie — rzekł pustelnik — to ziemia Bretanii, którą dzierży diuk Hoel. Był to niegdyś piękny kraj, bogaty w łąki i uprawną rolę; tu młyny, tam sady jabłonne, ówdzie folwarki. Ale hrabia Ryjol z Nantes spustoszył wszystko; jego kwatermistrze wszędzie zażegli ogień i zewsząd wybrali łupy. Ludzie jego zbogacili się na długo: taki los wojny.

— Bracie — rzekł Tristan — dlaczego hrabia Ryjol tak pohańbił pana waszego, Hoela?

— Powiem ci tedy, panie, przyczynę tej wyprawy. Wiedzcie, że Ryjol był lennym diuka Hoela. Owóż diuk ma córkę, najpiękniejszą ze wszystkich cór królewskich, i hrabia Ryjol chciał ją pojąć za żonę. Ale ojciec wzdragał się oddać dziecko wasalowi; tedy hrabia Ryjol próbował uprowadzić ją siłą. Mnogo ludzi poległo w tej sprzeczce.

Tristan zapytał:

— Żali diuk Hoel może jeszcze ciągnąć na wojnę?

— Z wielkim trudem, panie. Mimo to ostatni zamek, Karheń, opiera się jeszcze: mury bo są mocne i mocne też serce syna diuka Hoela, Kaherdyna, śmiałego rycerza. Ale nieprzyjaciel przyciska ich i nęka głodem: czy będą mogli strzymać długo?

Tristan zapytał, jak daleko jest zamek karheński.

— Panie, o dwie mile tylko.

Rozstali się i udali na spoczynek. Rankiem, kiedy pustelnik odśpiewał modlitwy i skoro podzielili chleb z jęczmienia i popiołu, Tristan pożegnał cnotliwego męża i ruszył w stronę Karhenia.

Skoro zatrzymał się u stóp zamkniętych murów,

1 ... 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21
Idź do strony:

Darmowe książki «Dzieje Tristana i Izoldy - Autor nieznany (lubię czytać po polsku .txt) 📖» - biblioteka internetowa online dla Ciebie

Uwagi (0)

Nie ma jeszcze komentarzy. Możesz być pierwszy!
Dodaj komentarz