Dzieje Tristana i Izoldy - Autor nieznany (lubię czytać po polsku .txt) 📖
Tristan, siostrzeniec i wasal Marka, króla Kornwalii, odważnie staje do walki z potężnym rycerzem, Morhołtem. Wygrywa, ale zostaje bardzo poważnie ranny. Od śmierci ratuje go piękna Złotowłosa Izolda.
Tristan wraca na dwór króla. Ten po pewnym czasie planuje ożenić się z właścicielką złotego włosa przyniesionego przez jaskółkę. Wasal próbuje ją odnaleźć — przeżywa kolejne przygody i okazuje męstwo w walce ze smokiem, a w zamian otrzymuje rękę pięknej Izoldy. Na statku do Kornwalii oboje przez przypadek wypijają zaczarowane wino, po którym zakochują się w sobie. W życiu Tristana pojawiają się kolejne komplikacje — małżeństwo Marka z Izoldą, opuszczenie Kornwalii i ukochanej, a także kolejna piękna kobieta, nosząca to samo imię…
Dzieje Tristana i Izoldy to jedna z najpopularniejszych historii miłosnych w literaturze. Powstała na motywach legendy celtyckiej. W prezentowanej tu wersji została spisana przez Josepha Bédiera w 1900 roku. Stała się inspiracją dla wielu utworów literackich, muzycznych i scenicznych.
- Autor: Autor nieznany
- Epoka: Średniowiecze
- Rodzaj: Epika
Czytasz książkę online - «Dzieje Tristana i Izoldy - Autor nieznany (lubię czytać po polsku .txt) 📖». Wszystkie książki tego autora 👉 Autor nieznany
Po liściach i suchych gałęziach usłyszała zbliżające się kroki Tristana. Wyszła na jego spotkanie jak zazwyczaj, aby wziąć odeń oręż. Wzięła z rąk Tristana łuk Niechybny i strzały, odwiązała rapcie miecza.
— Przyjaciółko moja — rzekł Tristan — to oręż króla Marka. Ten miecz winien był nas zabić, a oszczędził nas.
Izolda wzięła miecz, ucałowała złotą rękojeść. Tristan ujrzał, iż płacze.
— Miła — rzekł — ach, gdybym mógł uczynić pokój z królem Markiem! Gdyby mnie dopuścił do zaświadczenia bitwą, iż nigdy ani w czynie, ani w słowach nie miłowałem cię występną miłością, wszelki rycerz jego królestwa, od Lidanu aż do Durhamu, który ważyłby się sprzeciwić, znalazłby mnie uzbrojonego na udeptanej ziemi. Później, gdyby król zechciał ścierpieć i zatrzymać mnie w orszaku, służyłbym mu z wielką czcią jako panu i ojcu; gdyby wolał mnie oddalić, a ciebie zachować, udałbym się do Fryzji lub Bretanii z Gorwenalem jako jedynym towarzyszem. Ale wszędzie, gdziekolwiek bym poszedł, królowo, zawsze pozostałbym twoim. Izoldo, nie myślałbym o rozłączeniu, gdyby nie sroga nędza, którą cierpisz dla mnie od dawna, piękna moja, w tej odludnej ziemi.
— Tristanie, wspomnij na Ogryna, pustelnika zamieszkałego w lesie. Wróćmy ku niemu i obyśmy mogli ubłagać łaski potężnego króla niebieskiego, Tristanie, miły kochanku!
Zbudzili Gorwenala; Izolda siadła na konia, którego Tristan prowadził za cugle i całą noc, przechodząc po raz ostatni ukochane lasy, wędrowali tak bez słowa.
Rankiem spoczęli trochę, później szli znowuż, aż doszli do pustelni. Na progu kaplicy Ogryn czytał w książce. Ujrzał ich i z daleka przywołał czule:
— Przyjaciele! Jakże oto miłość was pędzi z niedoli w niedolę! Jak długo będzie trwało wasze szaleństwo? Odwagi! Kajajcie się wreszcie!
Tristan rzekł:
— Posłuchaj, panie Ogrynie. Pomóż nam uzyskać jednanie z królem. Oddałbym mu królową. Później odszedłbym daleko, do Bretanii albo Fryzji. Kiedyś, gdyby król życzył ścierpieć mnie przy sobie, wróciłbym i służyłbym mu, jakom powinien.
Pochylona u stóp pustelnika Izolda rzekła z kolei, bolesna:
— Nie wyżyję już tak dłużej. Nie powiadam, bym żałowała, iż kochałam i kocham Tristana jeszcze i na wieki, ale bodaj ciała nasze będą odtąd rozłączone.
Pustelnik zapłakał i uwielbił Boga: „Boże, dobry królu wszystkomogący! Dzięki Ci składam, iż pozwoliłeś mi żyć dość długo, aby przyjść z pomocą tym dwojgu!”. Udzielił im mądrych rad, po czym wziął inkaust15 i pergamin i wypisał pismo, w którym Tristan ofiarował jednanie królowi. Skoro pomieścił wszystkie słowa, które Tristan mu powiedział, ów przypieczętował je swoim pierścieniem.
— Kto zaniesie pismo? — spytał pustelnik.
— Ja sam zaniosę.
— Nie, panie Tristanie, nie puszczaj się na to niebezpieczne poselstwo; pójdę za ciebie, znam dobrze mieszkańców zamku.
— Daj pokój, miły ojcze Ogrynie; królowa zostanie w pustelni; skoro noc zapadnie, pójdę z koniuszym, który będzie mi strzegł konia.
Skoro ciemności zapadły na las, Tristan puścił się w drogę z Gorwenalem. Przy bramach Tyntagielu opuścił go. Na murach strażnicy grali pobudkę. Wślizgnął się w rów i przemknął przez miasto z niebezpieczeństwem życia. Okroczył, jak niegdyś, ostre palisady, ujrzał cembrowanie z marmuru, źródło i wielką sosnę i zbliżył się do okna, za którym król spał. Zawołał go łagodnie. Marek obudził się.
— Ktoś jest, kto mnie wołasz w nocy, o takiej godzinie?
— Panie — odparł Tristan — przynoszęć pismo, zostawiam je tutaj, na kracie okna. Każ przywiązać odpowiedź do gałęzi Czerwonego Krzyża.
— Na Boga, miły siostrzeńcze, czekaj!
Rzuca się na próg i po trzy razy woła w noc ciemną:
— Tristanie! Tristanie! Tristanie, synu mój!
Ale Tristan uciekł. Dopadł koniuszego i lekkim skokiem dostał się na siodło.
— Szalony — rzekł Gorwenal — śpiesz się, umykajmy tą drogą.
Dotarli wreszcie do pustelni, gdzie ich oczekiwał pustelnik pogrążony w modłach i Izolda płacząca.
Marek kazał obudzić kapelana i podał mu list. Kleryk złamał wosk i skłonił się najpierw królowi imieniem Tristana, po czym bystro odcyfrowawszy pisane słowa, zdał mu sprawę z tego, co Tristan pisze. Marek wysłuchał, nie mówiąc słowa i weselił się w sercu, miłował bowiem jeszcze królowę.
Zwołał imiennie co najmożniejsze baroństwo i kiedy się wszyscy zgromadzili, zamilkli, a król przemówił:
— Panowie, otrzymałem to pismo odręczne. Jestem królem nad wami i wyście moi wierni lennicy. Wysłuchajcie, co pisze, a potem radźcie, proszę was o to, skoro winni mi jesteście radę.
Kapelan wstał, rozwinął pergamin obiema rękami i stojąc przed królem, rzekł:
— Panowie, Tristan przekazuje najpierw pozdrowienie i miłość królowi i całej baronii. „Królu, dodaje, kiedy zabiłem smoka i zdobyłem córkę króla Irlandii, mnie to ją dano; byłem mocen zatrzymać ją, ale nie chciałem, powiodłem Izoldę w twoje strony i oddałem tobie. Mimo to, ledwie pojąłeś ją za żonę, zausznicy zyskali u ciebie wiarę w swoje łgarstwa. W gniewie swoim, miły wuju, panie mój, chciałeś nas oboje spalić bez sądu. Ale Bóg powziął współczucie; błagaliśmy go, ocalił królową i był w tym sprawiedliwy. Ja także, skacząc z wyniosłej skały, wyszedłem cało, dzięki mocy boskiej. Cóż uczyniłem od tego czasu, co można by zganić? Królową wydano trędowatym, przyszedłem jej z pomocą, uprowadziłem ją; żali mogłem chybić w potrzebie tej, która omal nie umarła niewinnie z mej przyczyny? Uciekałem z nią przez lasy: zaliż, aby ci ją oddać, mogłem wynijść z lasu i zstąpić w równinę? Nie nakazałżeś, aby nas ujęto żywych lub umarłych? Ale dziś jak wówczas gotów jestem, miły królu, dać zakład i przeciw każdemu, kto zechce, podtrzymać bitwę, iż nigdy królowa nie żywiła dla mnie, ani ja dla królowej miłości, która by ci była obrazą. Nakaż walkę; nie odtrącam żadnego przeciwnika i jeśli nie zdołam dowieść swego prawa, każ mnie spalić w oczach ludzi. Ale skoro odniosę tryumf i jeśli ci się spodoba wziąć z powrotem Izoldę o jasnej twarzy, żaden z baronów nie będzie ci służył lepiej ode mnie; jeżeli natomiast nie dbasz o me służby, przebędę morze, pójdę ofiarować się królowi Gawii albo królowi Fryzji i nie usłyszysz nigdy mego imienia. Królu, rozważ to, a jeśli nie zgadzasz się na żadne jednanie, odprowadzę Izoldę do Irlandii, skąd ją wziąłem i będzie królową w swoim kraju”.
Kiedy baronowie Kornwalii usłyszeli, że Tristan wydaje im bitwę, rzekli wszyscy do króla:
— Królu, weź królową z powrotem, to szaleńcy oczernili ją przed tobą. Co do Tristana, niechaj idzie, jak się ofiaruje, wojować w Gawii lub przy boku króla Fryzów. Nakaż, aby ci przywiódł Izoldę w oznaczonym dniu i rychło.
Król zapytał po trzykroć:
— Żali nikt nie podnosi się, aby obwiniać Tristana?
Wszyscy milczeli. Wówczas rzekł kapelanowi:
— Wygotuj zatem pismo jak najśpieszniej; słyszałeś, co trzeba w nim pomieścić, a krzątaj się żywo; Izolda zbyt wiele wycierpiała w swoich młodych leciech! I niechaj pergamin powieszą na gałęzi Czerwonego Krzyża dziś przed wieczorem, śpiesz się.
Dodał:
— Powiedz jeszcze, że przesyłam obojgu pozdrowienie i miłość.
Około północy Tristan przebył Białą Równię, znalazł pismo i przyniósł je zapieczętowane do pustelnika Ogryna. Pustelnik wyłożył mu litery. Marek godził się za radą baronów przyjąć z powrotem Izoldę, ale nie życzył zatrzymać Tristana jako lennika; skoro od dziś za trzy dni przy Szalonym Brodzie odda królowę w ręce króla Marka, należy mu wędrować za morze.
— Boże — rzekł Tristan — jakaż żałoba stradać ciebie, miła przyjaciółko! Trzeba wszelako, skoro ci mogę oszczędzić cierpienia, które znosiłaś z mojej przyczyny. Kiedy przyjdzie na nas chwila rozłączenia, dam ci upominek, zakład mej miłości. Z nieznanego kraju, dokąd się udaję, poślę ci posłańca; powie mi twoje pragnienie i na pierwsze wezwanie z ziemi dalekiej przybiegnę.
Izold westchnęła i rzekła:
— Tristanie, zostaw mi Łapaja, swego psa. Nigdy najcenniejszy ogar nie zażywał większej czci i pieczy. Ilekroć go ujrzę, przypomnę sobie ciebie i będę mniej smutna. Przyjacielu mój, mam pierścień z zielonego jaspisu, weź go przez miłość dla mnie, noś na palcu; jeśli kiedykolwiek poseł będzie twierdził, iż przybywa od ciebie, co bądź by czynił lub mówił, nie uwierzę mu póty, póki nie pokaże tego pierścienia. Ale skoro go zobaczę, żadna powaga, żaden zakaz króla nie przeszkodzą mi uczynić tego, co zlecisz, będzieli to rozsądek czy szaleństwo.
— Miła moja, daję ci psa.
— Miły mój, weź ten pierścionek w odpłatę.
I oboje ucałowali się w usta.
Owóż zostawiwszy kochanków w pustelni, Ogryn powędrował o kuli aż do Mont; nakupił tam siwego futra, sukna lśniącego, gronostaju, płócien jedwabnych, purpury, szkarłatu i muślinu bielszego niż kwiat lilii, i dzianeta przybranego w rząd pozłocisty, idącego łagodnym truchtem. Ludzie śmieli się, widząc go, jak na te osobliwe i wspaniałe zakupy trwoni długo ciułane grosze. Ale starowina władował na rumaka kosztowne materie i wrócił do Izoldy.
— Królowo, odzienie twoje opada w strzępach; przyjm te podarki, iżbyś była piękniejszą w dniu, w którym udasz się do Szalonego Brodu. Lękam się, iż nie zdadzą ci się piękne; nie jestem biegły w dobieraniu takowych strojów.
Tymczasem król kazał okrzyczeć w Kornwalii nowinę, iż za trzy dni przy Szalonym Brodzie uczyni jednanie z królową. Damy i rycerze udali się tłumnie na to zgromadzenie; wszyscy pragnęli ujrzeć królowę Izoldę, wszyscy kochali ją za wyjątkiem trzech zdrajców będących jeszcze przy życiu.
Ale z tych trzech jeden umrze od miecza, drugi zginie przeszyty strzałą, trzeci utopiony; zasię co się tyczy leśnego, Perynis, szczery, jasnowłosy druh, zatłucze go kijami w lesie. Tak Bóg, który nienawidzi wszelkiego przebrania miary, pomści kochanków na ich nieprzyjaciołach!
W dniu naznaczonym na zgromadzenie u Szalonego Brodu łąka lśniła się daleko, cała zasłana i ozdobiona pięknymi bogatymi namiotami baronów. W lesie Tristan jechał wraz z Izoldą i w obawie zasadzki przywdział pancerz pod łachmany. Tak oboje ukazali się na skraju lasu i ujrzeli króla Marka pośród baronów.
— Przyjaciółko — rzekł Tristan — oto król, twój pan, rycerze jego i lennicy idą ku nam; za chwilę nie będziemy mogli już mówić do siebie. Na potężnego i wspaniałego Boga, zaklinam cię: jeśli kiedy wyślę poselstwo do ciebie, uczyń, coć przykażę!
— Miły Tristanie, z chwilą gdy ujrzę pierścień z zielonego jaspisu, ani wieża, ani mur, ani warowny zamek nie przeszkodzą mi spełnić woli przyjaciela.
— Izoldo, niech ci Bóg odpłaci!
Konie ich szły stępa, bok przy boku; przyciągnął ją do siebie i uścisnął.
— Przyjacielu — rzekła Izolda — usłysz ostatnią prośbę: opuścisz ten kraj; owo zaczekaj przynajmniej kilka dni; ukryj się, póki nie doświadczę, jak się obchodzi ze mną król w swym gniewie lub dobroci!... Jestem sama: kto mnie obroni od podstępnych zdrajców? Boję się! Leśnik Orri przyjmie cię potajemnie; wślizgnij się w nocy do rozwalonego lamusa, poślę tam Perynisa, aby ci powiedział, czy nikt nie znęca się nade mną.
— Miła, nikt się nie odważy. Zostanę ukryty u leśnika; kto bądź wyrządzi ci obrazę, niech się strzeże mnie jak Złego.
Dwie gromady znalazły się dość blisko, aby wymienić pokłony. Na strzelenie z łuku przed swoimi król jechał śmiało; wraz z nim Dynas z Lidanu.
Skoro baronowie podjechali bliżej, Tristan, trzymając za cugle dzianeta Izoldy, skłonił się królowi i rzekł:
— Królu, oddaję ci Izoldę Jasnowłosą. Wobec ludzi tej ziemi upraszam, byś mi dozwolił bronić się przed całym dworem. Skazano mnie bez sądu. Uczyń, bym mógł usprawiedliwić się bitwą; skoro ulegnę, spal mnie w ogniu z siarki; jeśli zwyciężę, zatrzymaj przy sobie; albo, jeśli nie zechcesz zatrzymać, odejdę w daleki kraj.
Nikt nie przyjął Tristanowego wyzwania. Wówczas Marek ujął dzianeta Izoldy za cugle i powierzywszy ją Dynasowi, usunął się na stronę, aby zasięgnąć rady.
Dynas pełen wesela świadczył królowej samą cześć i mnogie dworności. Zdjął jej płaszcz z pysznego szkarłatu i ciało ukazało się wdzięczne pod cienką tuniką i wielką jedwabną opończą. Aż królowa uśmiechnęła się na wspomnienie starego pustelnika, który nie pożałował groszy. Suknia jej bogata, członeczki wdzięczne, oczy świetliste, włosy jasne jak promienie słońca.
Skoro zausznicy ujrzeli ją piękną i czczoną jak niegdyś, podjechali zgniewani do króla. W tejże chwili baron pewien, Andrzej z Nikolu, silił się go przekonać:
— Panie — powiadał — zatrzymaj Tristana przy sobie: będziesz dzięki niemu zażywał większej czci u nieprzyjaciół.
I tak pomału miękczył serce Marka. Ale zausznicy przybyli zawczasu i rzekli:
— Królu, posłuchaj rady, którą dajemyć z wiernego serca. Spotwarzono królowę; niesłusznie, przyznajemy; ale jeżeli Tristan i ona wrócą oboje wraz na dwór, znowu rozpoczną się ludzkie gadania. Pozwól raczej Tristanowi oddalić się na jakiś czas: później, kiedyś, z pewnością powołasz go znowu.
Tak uczynił Marek: polecił przez baronów Tristanowi, aby oddalił się bez zwłoki. Wówczas Tristan podszedł do królowej i pożegnał ją. Popatrzyli na siebie. Królowa zawstydziła się z przyczyny zgromadzenia i spłonęła rumieńcem.
Ale król wzruszył się litością i przemawiając do siostrzeńca po raz pierwszy, rzekł:
— Gdzież pójdziesz w tych oto łachmanach? Weź w moim skarbie, ile zechcesz, złota, srebra, sukna i futer.
— Królu — rzekł Tristan — nie wezmę ani denara, ani jednego oczka koszuli żelaznej. Jak stoję, pójdę służyć z wielkim weselem bogatemu królowi Fryzji.
Zatoczył koniem i odjechał ku morzu. Izold biegła za nim spojrzeniem i tak długo, jak
Uwagi (0)