Portret Doriana Graya - Oscar Wilde (internetowa wypozyczalnia ksiazek txt) 📖
Jedyna powieść Oscara Wilde'a, zaliczana do klasyki powieści gotyckich. Mimo wstępnego ocenzurowania przez redakcję magazynu literackiego, w którym się ukazała, wywołała oburzenie i ściągnęła na autora oskarżenia o obrazę moralności publicznej. Rok później Wilde opublikował znacznie poszerzoną wersję książkową, łagodząc lub usuwając przy tym najbardziej kontrowersyjne fragmenty. Dodatkowo zaopatrzył ją w przedmowę, która sama stała się głośnym manifestem artystycznym w obronie nieograniczonej swobody twórczej oraz koncepcji sztuki dla sztuki.
Dorian Gray jest nieśmiałym, choć niezwykle przystojnym młodym dżentelmenem. Kiedy pozuje swemu przyjacielowi Bazylemu, spotyka jego znajomego, lorda Henryka. Ten przekonuje młodzieńca, że najważniejsze to korzystać z życia, póki jest się pięknym i młodym. Dorian, przyglądając się swemu portretowi, oznajmia pochopnie, że oddałby swoją duszę, by zachować młodość i urodę, żeby to twarz na obrazie starzała się i szpetniała zamiast niego.
- Autor: Oscar Wilde
- Epoka: Modernizm
- Rodzaj: Epika
Czytasz książkę online - «Portret Doriana Graya - Oscar Wilde (internetowa wypozyczalnia ksiazek txt) 📖». Wszystkie książki tego autora 👉 Oscar Wilde
— I ja tak sądzę — szeptał młodzieniec, strasznie blady, chodząc po pokoju tam i z powrotem. — Uważałem to jednak za swój obowiązek. Nie moja wina, że ta straszna tragedia nie pozwoliła mi postąpić, jak należało. Przypominam sobie, co kiedyś powiedziałem, że nad wszystkimi dobrymi postanowieniami unosi się fatum: zawsze bywają powzięte za późno. Ze mną było tak na pewno.
— Dobre postanowienia to bezcelowe wysiłki przezwyciężenia praw naukowych. Ich źródłem jest czysta próżność. Ich wynikiem jest bezwzględne nic. Niekiedy dostarczają nam owych rozkosznych, bezpłodnych wzruszeń, posiadających niejaki urok dla ludzi słabych. To wszystko, co można o nich powiedzieć. Są to po prostu czeki wystawione na bank, w którym nie mamy rachunku.
— Henryku — zawołał Dorian Gray, podchodząc i siadając obok niego — dlaczego ja nie odczuwam tej tragedii tak, jakbym tego chciał? Nie przypuszczam, abym był bez serca. Jak sądzisz?
— Dorianie — odparł lord Henryk ze swym łagodnym, melancholijnym uśmiechem — w ostatni wieczór popełniłeś zbyt wiele szaleństw, aby mieć prawo do tego miana.
Młodzieniec zmarszczył brwi.
— To wyjaśnienie mnie nie przekonuje — odrzekł. — Jestem wszakże, Henryku, zadowolony, że nie uważasz mnie za samoluba. Nie jestem nim. Wiem o tym. Muszę jednak wyznać, że to zdarzenie nie wzrusza mnie tak, jak powinno. Wydaje mi się podobne raczej do wspaniałego zakończenia wspaniałej sztuki. Ma w sobie całe straszliwe piękno greckiej tragedii, tragedii, w której odegrałem główną rolę, ale wyszedłem z niej bez rany.
— To ciekawe zagadnienie — rzekł lord Henryk, znajdując szczególną przyjemność w wygrywaniu nieuświadomionego egotyzmu młodzieńca — nadzwyczaj ciekawe zagadnienie. Wyobrażam sobie, że prawdziwe wyjaśnienie wygląda tak: zdarza się często, iż istotne tragedie życiowe ukazują się w tak nieartystycznym kształcie, że dotykają nas swą surową gwałtownością, bezwzględnością nieładu, niedorzecznością myśli, zupełnym brakiem stylu. Działają na nas tak, jak działa chamstwo. Robią na nas wrażenie nagiej, brutalnej siły, przeciw czemu buntujemy się. Zdarza się niekiedy, że w życie nasze wkroczy tragedia posiadająca artystyczne pierwiastki piękna. Jeśli te pierwiastki piękna są istotne, wówczas całość działa wprost na nasz zmysł dramatycznego poczucia. Odczuwamy nagle, że nie jesteśmy aktorami w grze, lecz jej widzami. Albo raczej obojgiem. Spoglądamy na siebie samych i ulegamy urokowi widowiska. A cóż zdarzyło się naprawdę w obecnym wypadku? Ktoś zabił się z miłości do ciebie. Chciałbym kiedyś sam doznać podobnego przeżycia. Na resztę mego życia zakochałbym się w miłości. Kobiety, które mnie uwielbiały — nie było ich wiele, ale było kilka — pozostawały zawsze przy życiu, choć dawno przestałem się troszczyć o nie, tak jak one o mnie. Stały się tłuste i nudne, a jeśli je napotkam, natychmiast przywołują wspomnienia. Okropna jest ta kobieca pamięć! To coś strasznego! Dowodzi zupełnego zastoju duchowego! Należy wchłaniać barwę życia, ale nigdy nie pamiętać o jego szczegółach. Szczegóły są zawsze pospolite.
— Zasieję maki w moim ogrodzie — westchnął Dorian.
— To zbyteczne — odparł towarzysz. — Życie ma zawsze maki w swych rękach. Niekiedy, oczywiście, sprawy się dłużą. Pewnego razu przez cały sezon wciąż nosiłem fiołki, jako rodzaj artystycznej żałoby z powodu romansu, który nie chciał skonać. Ostatecznie jednak skonał. Już nie pamiętam, co go zabiło. Zdaje mi się, iż była to jej propozycja, że poświęci dla mnie cały świat. Jest to zawsze straszna chwila. Przejmuje nas grozą wieczności. Oto — czy uwierzysz? — przed tygodniem u lady Hampshire przy obiedzie znalazłem się obok damy, o której mowa, nastawała, abyśmy zaczęli rzecz na nowo, spruli przeszłość, aby utkać przyszłość. Złożyłem swój romans w grobie ze złotogłowi. Wyrwała go stamtąd, twierdząc, że złamałem jej życie. Mogłem zauważyć, że obiad jadła z olbrzymim apetytem, więc nie czułem trwogi. Ale jakiż okazała brak smaku! Jedynym urokiem przeszłości jest to, że minęła. Kobiety jednak nigdy nie wiedzą, kiedy opadła kurtyna. Chciałyby zawsze szóstego aktu i kiedy ustało już nasze zainteresowanie sztuką, pragnęłyby przedłużać ją dalej. Gdyby im pozwolono na to, każda komedia miałaby koniec tragiczny, a każda tragedia kończyłaby się farsą. One są cudownie artystyczne, ale wcale nie mają zmysłu artystycznego. Tyś szczęśliwszy ode mnie. Zapewniam cię, Dorianie, że żadna z kobiet, które znałem, nie zrobiłaby dla mnie tego, co zrobiła dla ciebie Sybilla Vane. Kobieta zazwyczaj pociesza się sama. Niektóre, robiąc to, przybierają uczucie w barwy. Nigdy nie można ufać kobiecie, noszącej malwy, chociażby była nie wiem jak stara, ani też takiej, co po trzydziestym piątym roku życia lubuje się w różowych wstążkach. Oznacza to zawsze jakąś historię. Inne pocieszają się, odkrywając nagle dobre przymioty swych mężów. Chełpią się ze swego szczęścia małżeńskiego, jakby to był najbardziej porywający z grzechów. Niektóre znajdują pociechę w religii. Jej misteria, jak wyznała mi raz pewna kobieta, mają urok kokieterii, co mogę doskonale zrozumieć. Nic jednak nie podbija tak naszej próżności, jak to, gdy nam mówią, że jesteśmy grzesznikami. Sumienie robi z nas wszystkich egotystów. Tak, nie ma końca pocieszeniom, jakie znajduje kobieta w nowoczesnym życiu. Prawda, najważniejszego nawet nie wymieniłem.
— Co masz na myśli, Henryku? — zapytał obojętnie młodzieniec.
— Och, pociechę oczywistą. Gdy samej traci się kochanka, zabiera się go innej. W dobrym towarzystwie jest to dla kobiety zawsze oczyszczenie. Naprawdę jednak, Dorianie, jakże różna musiała być Sybilla Vane od innych spotykanych przez nas kobiet! Jej śmierć ma w sobie coś z doskonałego piękna. Rad jestem, że żyję w stuleciu, w którym zdarzają się podobne cuda. Pozwala to wierzyć nam w rzeczywistość tych rzeczy, którymi się bawimy, jak romans, namiętność i miłość.
— Byłem dla niej okrutny. Nie zapominaj o tym.
— Obawiam się, że okrucieństwo, prawdziwe okrucieństwo cenią kobiety bardziej niż wszystko inne. Mają cudownie pierwotne instynkty. Myśmy je wyzwolili, pozostały jednak niewolnicami oglądającymi się za swym panem, zawsze te same. Lubią podlegać. Jestem pewny, że byłeś świetny. Nigdy cię nie widziałem naprawdę i bezwzględnie zagniewanego, ale wyobrażam sobie, jakeś doskonale wyglądał. Powiedziałeś mi przy tym przedwczoraj coś, co wydało mi się wówczas urojeniem, teraz widzę, że była to bezwzględna prawda, będąca kluczem do wszystkiego.
— Co powiedziałem, Henryku?
— Mówiłeś, że Sybilla Vane jest dla ciebie ucieleśnieniem wszystkich bohaterek poezji — że jednego wieczora jest Desdemoną70, następnego Ofelią71; że jeśli umiera jako Julia, zmartwychwstaje jako Imogena.
— Teraz już nigdy nie zmartwychwstanie — wyszeptał młodzieniec, chowając twarz w dłonie.
— Nie, już nigdy nie wróci do życia. Odegrała swą ostatnią rolę. Ale ta samotna śmierć w jaskrawej garderobie winna być dla ciebie dziwnym, ponurym fragmentem z jakiejś tragedii z epoki Jakuba72, jak czarująca scena Webstera, Forda lub Cyryla Tourneura. Dziewczyna ta nie żyła nigdy naprawdę, więc też nigdy naprawdę nie umarła. Dla ciebie przynajmniej była zawsze marzeniem, zjawą przesuwającą się przez sztuki Szekspira i swą obecnością potęgującą ich urok, była fujarką, dzięki której muzyka Szekspira stawała się bogatsza i pełniejsza w radość. W chwili gdy zetknęła się z rzeczywistością życia, życie ją zniweczyło i zniknęła. Jeśli chcesz, opłakuj Ofelię. Posyp głowę popiołem, gdyż zaduszono Kordelię. Bluźnij niebiosom, że umarła córka Brabancja73. Nie trać jednak swych łez dla Sybilli Vane. Była mniej rzeczywista niż tamte.
Nastało milczenie. Wieczór zmrokiem napełniał pokój. Bez szelestu, srebrzystymi stopami wślizgiwały się cienie z ogrodu. Barwy przedmiotów omdlewały leniwie.
Po pewnym czasie Dorian Gray podniósł oczy.
— Odsłoniłeś mi mnie samego, Henryku — wyszeptał z pewnym westchnieniem ulgi. — Czułem to wszystko, co powiedziałeś, ale bałem się tego i nie umiałem wyrazić. Jak dobrze mnie znasz! Nie mówmy już jednak o tym, co się stało. Było to cudowne doznanie, nic więcej. Wątpię, aby życie zachowywało dla mnie jeszcze coś równie cudownego.
— Życie ma coś zawsze dla ciebie, Dorianie. Nie ma na świecie nic, czego nie zdołałbyś dokazać przy swej nadzwyczajnej urodzie.
— Wyobraź jednak sobie, Henryku, że wychudnę, zestarzeję się, pokryję się zmarszczkami? Co wtedy?
— Ach, wtedy — rzekł lord Henryk, zabierając się do odejścia — wtedy, mój drogi Dorianie, będziesz musiał walczyć o swe zwycięstwa. Na razie same przychodzą do ciebie. Nie, ty musisz zachować swą urodę. Żyjemy w czasach, w których czyta się zbyt wiele, aby być mądrym, i myśli się zbyt wiele, aby być pięknym. Nie możemy się bez tego obejść. Ale teraz przebierz się i przyjedź do klubu. I tak będziemy spóźnieni.
— Spotkajmy się lepiej w operze. Czuję się, Henryku, zbyt zmęczony, abym mógł jeść. Jaki numer ma loża twojej siostry?
— Zdaje się, że dwudziesty siódmy. Przy głównym wejściu. Zobaczysz jej nazwisko na drzwiach. Przykro mi jednak, że nie chcesz pójść ze mną na obiad.
— Nie mam sił — rzekł Dorian z roztargnieniem. — Jestem ci jednak bardzo zobowiązany za wszystko, coś mi powiedział. Jesteś naprawdę mym najlepszym przyjacielem. Nikt mnie nigdy nie rozumiał tak jak ty.
— Myśmy dopiero u początku naszej przyjaźni, Dorianie — odparł lord Henryk, podając mu rękę. — Do widzenia. Spodziewam się zobaczyć cię przed wpół do dziesiątej. Nie zapominaj, że śpiewa Patti.
Gdy zamknęły się za nim drzwi, Dorian Gray zadzwonił. W parę minut zjawił się Wiktor z lampami i opuścił rolety. Dorian niecierpliwie oczekiwał na jego odejście. Zdawało mu się, że służący robi każdą rzecz w nieskończenie długim czasie.
Gdy tylko wyszedł, Dorian podbiegł do parawanu i odsunął go. Nie, nie było dalszych zmian na portrecie. Portret otrzymał wieść o śmierci Sybilli Vane, zanim on sam się o tym dowiedział. Odczuwał zdarzenia życiowe w chwili ich dokonania. Straszny wyraz okrucieństwa, wykrzywiający łagodne linie ust, zjawił się bez wątpienia w tej chwili, gdy dziewczyna wypiła truciznę, cokolwiek nią było. Albo może pozostawał obojętny wobec wydarzeń? Może odzwierciedlał tylko to, co działo się w jego duszy? Zastanowił się, wyobrażając sobie, że pewnego dnia zmiana dokona się przed jego oczami, i zadrżał na myśl o tym.
Biedna Sybilla! Jakimż to było wszystko romansem! Często odgrywała śmierć na scenie. Ją samą dotknęła więc śmierć i zabrała ze sobą. Jak też odegrała tę ostatnią straszną scenę? Czy przeklinała go, umierając? Nie, umarła z miłości do niego i miłość będzie teraz dla niego zawsze sakramentem. Odpokutowała za wszystko ofiarą ze swego życia. Nie będzie nigdy więcej myślał o tym, ile wycierpiał przez nią w ów straszny wieczór w teatrze. Pozostanie w jego myśli jak cudowna postać tragiczna, zesłana na świat po to, aby ukazała wyższą prawdę miłości. Cudownie tragiczna postać! Łzy napłynęły mu do oczu, gdy wspomniał jej dziecięcy wygląd, jej swobodne i pogodne usposobienie, jej nieśmiały i bojaźliwy wdzięk. Szybko otarł łzy i spojrzał na obraz.
Czuł, że nadchodzi czas dokonania wyboru. A może już go dokonał? Tak, życie zdecydowało za niego — życie i jego własna nieograniczona ciekawość życia. Wieczna młodość, nieskończona namiętność, wytworne i tajemne rozkosze, dzikie radości i dziksze grzechy — to wszystko będzie mieć. Portret będzie nosił brzemię jego hańby: oto wszystko.
Dotknęło go uczucie bólu na myśl, jakiemu zniekształceniu ulegnie piękna twarz na płótnie. W dziecięcym porywie, naśladując Narcyza, ucałował kiedyś te malowane usta, uśmiechające się doń teraz tak okrutnie. Co rano siadał przed portretem, podziwiając jego piękność, rozkochując się w niej, jak to mu się czasami zdawało. Czy będzie zmieniał się teraz w miarę każdego wzruszenia, które będzie odczuwał? Czy stanie się obrzydliwy i wstrętny, aby trzeba było ukrywać go w zamknięciu, zasłaniając od światła słonecznego, które tylekroć silniej złociło falujące pukle jego włosów? Co za rozpacz! Co za rozpacz!
Przez chwilę miał ochotę modlić się, aby ustał już ten okropny związek między nim a obrazem. Zmienił się w odpowiedzi na jego modlitwę; może w odpowiedzi na modlitwę będzie mógł pozostać niezmieniony. Któż jednak, choć trochę znający życie, wyrzekłby się losu zachowania wiecznej młodości, choćby ów los był fantastyczny, a jego skutki nieszczęsne? Czyż było to zresztą w jego mocy? Czy naprawdę modlitwa wywołała tę zmianę? Może była w tym wszystkim jakaś dziwna przyczyna naukowa? Jeśli myśl może wpływać na żyjący organizm, czyżby myśl nie mogła wpłynąć na ciała nieorganiczne? Czyż rzeczy będące poza nami nie mogłyby niezależnie od naszej woli i wiedzy drgać zgodnie z naszymi pragnieniami i naszymi namiętnościami, łącząc atomy w tajemnej miłości lub w dziwnym powinowactwie? Przyczyna była jednak bez znaczenia. Nigdy już nie będzie kusił modlitwą straszliwej mocy. Jeśli obraz się zmienia, niech się zmienia. To wszystko. Po co zbytnio się nad tym zastanawiać?
Obserwowanie tego będzie dla niego prawdziwą przyjemnością. Będzie mógł oglądać swą duszę na jej tajemnych drogach. Ten portret będzie dlań najbardziej magicznym zwierciadłem. Jak objawił mu jego własne ciało, tak będzie mu objawiał jego własną duszę. Gdy dla portretu przyjdzie zima, on pozostanie zawsze tu, gdzie wiosna drży u skraju lata. Gdy krew odbiegnie z jego policzków, pozostawiając bladą gipsową maskę o ołowianych oczach, on zachowa krasę chłopięcej młodości. Nie zwiędnie nigdy ani jeden kwiat jego piękności. Nie osłabnie nigdy ani jedno tętno jego życia.
Uwagi (0)