Darmowe ebooki » Powieść » Pierścień i róża - William Makepeace Thackeray (efektywne czytanie .txt) 📖

Czytasz książkę online - «Pierścień i róża - William Makepeace Thackeray (efektywne czytanie .txt) 📖».   Wszystkie książki tego autora 👉 William Makepeace Thackeray



1 ... 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17
Idź do strony:
króla Kalafiore, w przeciwnym bowiem razie my, Lulejka I, nazwiemy wyżej wymienionego Padellę złodziejem, zdrajcą, uzurpatorem, oszustem i tchórzem. Niniejszym wyzywamy go również, by zmierzył się z nami w pojedynku na pięści lub pistolety, miecze lub kije, by wyszedł przeciwko nam w pole, sam lub na czele wojska. Wyzwanie niniejsze podpisać pragniemy krwią jego, a przypieczętować jego życiem.”

— Niech żyje król Lulejka I! — krzyknął kapitan Zerwiłebski, stając w strzemionach i zawracając koniem w miejscu.

— Skończyłeś?... — zapytał Padella, usiłując sztucznym spokojem pokryć miotającą nim wściekłość.

— Poselstwo naszego króla skończone — odparł kapitan Zerwiłebski. — Oto jest własnoręczny list Jego Królewskiej Mości oraz jego rękawica... Gdyby którykolwiek z rycerzy krymtatarskich miał cokolwiek pismu mego pana do zarzucenia, każdej chwili i każdego czasu mogę mu dać satysfakcję. — To mówiąc, kapitan wyprostował się i powiódł wzrokiem dokoła. Ani jeden głos nie podniósł się w obronie Padelli.

— Jakież stanowisko zajął wobec pretensji swego bratanka mój kuzyn i teść syna mego, drogi sercu naszemu król Walorozo?

— Stanowisko jeńca wojennego — odparł kapitan. — Stryj Jego Królewskiej Mości został strącony z tronu, który w zdradziecki sposób sobie przywłaszczył, i czeka w więzieniu na wyrok Najjaśniejszego Pana, w towarzystwie eks-ministra Mrukiozy. Po bitwie pod Bombardarą...

— Po bitwie pod Bomb...? — zapytał zaskoczony Padella.

— Pod Bombardarą, gdzie Król i Pan mój byłby zapewne dokazał cudów waleczności, gdyby nie ta okoliczność, że cała armia byłego króla Walorozy przeszła pod jego komendę z wyjątkiem chorągwi księcia Bulby...

— Ha, poznaję mego syna! Bulbo mój nie zhańbił swego rodu, nie został zdrajcą! — wykrzyknął wzruszony Padella.

— Książę Bulbo bowiem, dowiedziawszy się o wystąpieniu króla Lulejki, rzucił się z chorągwią swoją do ucieczki... Dopędziłem go jednak i oddałem w ręce króla jako jeńca i zakładnika. Najjaśniejszy Pan polecił mi oznajmić Waszej Dostojności, że książę Bulbo będzie poddany najokrutniejszym torturom, jeśli bodaj jeden włos spadnie z głowy królewny Różyczki.

— Co?! — ryknął Padella posiniały z wściekłości. — Tortury? Wielka mi rzecz. Tortury! Tym gorzej dla Bulby. Mam dwudziestu takich synów jak Bulbo i każdy w sam raz tak się nadaje na następcę tronu jak on! Bijcie go, męczcie, wydłubujcie mu oczy, wbijajcie go na pal, drzyjcie z niego żywcem pasy, wyrywajcie mu zęby jeden po drugim. Droższy nad źrenicę oka mego jest mi mój syn pierworodny, ale droższa jeszcze jest mi zemsta! Hej, siepacze! Hej, oprawcy! katy! Rozpalić ogień i mieć szczypce w pogotowiu. Kocioł napełnić wrzącym ołowiem! Nuże, bierzcie się do tej dzierlatki!...

Informacje o nowościach w naszej bibliotece w Twojej skrzynce mailowej? Nic prostszego, zapisz się do newslettera. Kliknij, by pozostawić swój adres e-mail: wolnelektury.pl/newsletter/zapisz-sie/
Rozdział szesnasty. Kapitan Zerwiłebski powraca do króla Lulejki.

Usłyszawszy straszliwy rozkaz Padelli, mężny kapitan zawrócił rumaka i wyciągniętym galopem pomknął ku granicy paflagońskiej. Misja, którą mu poruczył król, była już spełniona. Żal mu było niezmiernie królewny, ale czyż mógł przeszkodzić temu, co ją czekało?

Przybywszy do obozu Lulejki, czym prędzej pośpieszył do namiotu królewskiego, w którym młody monarcha oczekiwał jego powrotu z największym niepokojem. Podniecenie jego wzmogło się jeszcze, gdy kapitan opowiedział mu, jaki wynik dało poselstwo.

— Ach, łotr nikczemny! — wykrzyknął Lulejka. — Powiedz, powiedz mi, drogi kapitanie, bo myśli mi się w głowie plączą, czy nie mówi w którymś z wierszy jeden z wielkich naszych wieszczów: „O, jakim łotrem jest mąż, co na kobietę dłoń podnosi.”

— Ach, tak właśnie mówi — przytaknął poczciwy Zerwiłebski.

— Czy byłeś przy tym, gdy mą ukochaną w kocioł z roztopionym ołowiem rzucano? Czyżby na ognia żar i na ołowiu war nie działał wcale anielskiej jej postaci czar? Ach, mów, kapitanie, czy mogłeś patrzeć na jej konanie?

— Na honor mój rycerski, nie mógłbym patrzeć na śmierć tej słodkiej dzieweczki. Wypełniwszy poselstwo Waszej Królewskiej Mości zawróciłem czym prędzej, by tobie, Miłościwy Panie, dać odpowiedź. Mówiłem Padelli, że Bulbo, pierworodny syn jego, życiem za życie królewny zapłaci. W odpowiedzi rzekł: „Na dworze moim mam dwudziestu synów, z których każdy tyle wart, co i Bulbo.” Po czym rozkazał nieludzkim siepaczom zabrać się do roboty.

— Nieludzki ojcze! Nieszczęśliwy synu! — zawołał Lulejka. — Hej, służba! Niech idzie który i przyprowadzi mego jeńca, księcia Krymtatarii Bulbę!

Pod eskortą dwóch żołnierzy nadszedł książę Bulbo.

Bulbo był bardzo zadowolony z niewoli, bo nie potrzebował turbować się o nic i nie słyszał nieustannego zgiełku i wrzawy wojennej. Na rozkaz królewski przerwał na chwilę partyjkę gry w guziki, którą się zabawiał ze strażą od rana do wieczora.

— Biedny mój Bulbo — zaczął król, obrzucając swego jeńca spojrzeniem pełnym współczucia. — Muszę podzielić się z tobą bardzo smutną wiadomością (jak widzicie, Lulejka oględnie przygotował Bulbę do tego, co miał usłyszeć). Krwiożerczy rodzic twój skazał na śmierć królewnę Różyczkę, to jest Rózię, Rózię zamordować rozkazał. Tak, mój książę Bulbo!

— Zamordować Rózię? Bu-u-u! — ryknął płaczem Bulbo. — Naszą śliczną, słodką Rózieńkę! Na całym świecie nie ma milszej dzieweczki od niej, tysiąc tysięcy razy wolę ją od Angeliki!

Rozpacz Bulby była tak szczera, a sposób wyrażania jej tak pełen prostoty, że rozrzewnił Lulejkę serdecznie. Toteż król uścisnął dłoń swego więźnia i powiedział mu, że do najmilszych chwil w życiu swoim zaliczać będzie zawsze tę, w której poznał dzielnego kawalera Bulbę.

Poczciwy Bulbo zaproponował Lulejce, że będzie gwoli pocieszenia go w nieszczęściu wraz z nim palił papierosy. Lulejka zgodził się na to chętnie i zaraz poczęstował nimi Bulbę. Bulbo nie mógł się nimi dość narozkoszować, bo odkąd go więziono, nie miał jeszcze papierosa w ustach.

Możecie sobie wyobrazić, jak przykro było Lulejce, najlitościwszemu z panujących, zawiadamiać Bulbę o czekającej go śmierci. Wyjaśnił mu w najserdeczniejszych słowach, ze wobec zachowania się Padelli względem Różyczki nic innego nie pozostaje mu, jak jego, Bulbę, posłać na rusztowanie.

Lulejka rozpłakał się przy tych słowach, grenadierzy rozpłakali się także i oficerowie także, a najgłośniej płakał biedny Bulbo. Ale Bulbo, wychowany na królewskim dworze, dobrze rozumiał, że słowu królewskiemu musi stać się zadość i że nie pozostaje mu nic innego, jak pogodzić się z losem. Wyprowadzono więc biednego Bulbę z królewskiego namiotu, a kapitan Zerwiłebski, który go eskortował, próbował go pocieszyć, napomykając, że gdyby Bulbo był wygrał bitwę pod Bombardarą, byłby mógł powiesić Lulejkę.

„Ach, co mi to teraz pomoże?...” — myślał Bulbo.

I rzeczywiście, w owej chwili niewiele to pomóc mogło biedakowi.

Przed zamknięciem go w lochu oświadczono mu, że stracenie jego nastąpi nazajutrz z rana o godzinie ósmej. Wszyscy usiłowali mu osłodzić ostatnie chwile życia. Żona dozorcy więziennego posłała mu herbaty z doskonałym arakiem, a córka odźwiernego poprosiła go uprzejmie o wpisanie jakiegoś wierszyka do jej pensjonarskiego albumu. Wielu już godnych panów zrobiło jej tę przyjemność w podobnych jak ta okolicznościach.

— A idźże, panna, do diaska ze swoim albumem! — odpowiedział jej Bulbo.

Przedsiębiorca pogrzebowy wziął miarę na najpiękniejszą i najdroższą trumnę, jaką u niego nabyć było można. Ale i to nie pocieszyło Bulby.

Kucharz przyniósł najlepsze potrawy — więzień nawet nie spojrzał na nie. Usiadł przy stole i zaczął pisać ostatni list do młodej swej małżonki, Angeliki, podczas gdy zegar tykał nieustannie, znacząc wskazówką zbliżanie się fatalnej godziny...

Późnym już wieczorem zapukał jeszcze miejski balwierz, zapytując, czy książę Bulbo nie zechciałby się ogolić przed jutrzejszą uroczystością; ale Bulbo wyrzucił go za drzwi energicznym kopnięciem. I znowu usiadł, pragnąc sklecić bodaj parę słów, ale przeszkadzały mu wskazówki zegara posuwające się z nieubłaganą jednostajnością naprzód i ciągle naprzód. Bulbo porwał się nagle z krzesła, podbiegł do łóżka, ustawił je na stole, na łóżku ustawił stołek, na nim jeszcze pudło od kapelusza i wdrapawszy się na tę piramidę, wspiął się na końce palców i wyjrzał oknem, chcąc się przekonać, czy nie dałoby się umknąć z więzienia. Łatwiej było jednak wyjrzeć przez okno aniżeli przez nie wyskoczyć — a zegar niezmordowanie posuwał się i posuwał naprzód.

Usłyszawszy, że na wieży miejskiej bije godzina siódma, Bulbo przypomniał sobie, że nie spał wcale tej nocy, więc położył się na łóżku, żeby podrzemać po raz ostatni, ledwie jednak zamknął oczy, wszedł dozorca więzienny i rzekł: — Niech Jego Wielmożność raczy wstać, bo za dziesięć minut ósma.

Bulbo wstał, a że nie rozbierał się wcale, więc się i ubierać nie potrzebował. Nie chciał nawet zjeść śniadania, tylko, ujrzawszy grenadierów mających go eskortować na plac egzekucji, powiedział smutnie: — Idźcie naprzód — po czym ponury pochód ruszył. Najstarsi żołnierze nie mogli wstrzymać się od płaczu i łzami skrapiali obficie drogę.

Koło rynku, na którym ustawiono rusztowanie, czekał na Bulbę król Lulejka, który chciał pożegnać go po raz ostatni i królewskimi słowami dodać mu otuchy w tej ciężkiej dla niego godzinie. Zapewniam was, że Lulejka uczynił to w serdeczny i tkliwy sposób. Bulbo dochodził już do rusztowania, gdy wtem... czy słyszycie?

— Hau, hau, wrrr — wrrr, wrr-wrrr, wrr — rozległ się ryk dzikich bestii. Ulicznicy i policjanci rozpierzchli się w popłochu, bo oto w pełnym galopie ukazał się najpierw jeden, a potem drugi olbrzymi lew z królewną Różyczką na grzbiecie!

Posłuchajcie, co się stało! W czasie gdy kapitan Zerwiłebski rozprawiał się z królem Padellą, mądre lwy wypadły z areny ku bramie, połknęły sześciu strażników stojących u wejścia, porwały Różyczkę i, kolejno niosąc ją na grzbietach, pognały ku obozowi Lulejki.

Możecie sobie wyobrazić, z jaką radością pomógł Lulejka Jej Królewskiej Mości zsiąść z tego dziwnego rumaka. Lwy utuczyły się na strażnikach i na Brodaczu Pancernym jak wieprzki i zrobiły się tak łagodne, że każdy mógł je pogłaskać. Lulejka przykląkł na jedno kolano i całował ręce swej ukochanej, a Bulbo objął oba lwy za szyje i całował je w pyski, i tulił się do ich królewskich łbów, płacząc i śmiejąc się na przemian z radości. — Och, zwierzaki moje poczciwe, jakżem rad, że widzę was i że widzę Rózień... królewnę Różyczkę!

— Ach, waszmość tutaj, biedny książę Bulbo? Jakżeż się cieszę, że widzę waszmości — rzekła królewna, podając mu drobną dłoń do pocałowania.

Lulejka poklepał przyjaźnie Bulbę po ramieniu i rzekł:

— Cieszę się serdecznie, że Jej Królewska Mość przybyła dość wcześnie, by cię ocalić od śmierci.

— Oj, i ja się cieszę, oj, cieszę się! — wykrzyknął Bulbo.

W tej chwili zbliżył się kapitan Zerwiłebski i salutując po wojskowemu, oznajmił:

— Najjaśniejszy Panie, melduję pokornie, że zegar zamkowy wybił pół do dziewiątej, czas najwyższy rozpocząć egzekucję.

— Egzekucję? Jaką znowu egzekucję? — zapytał przestraszony Bulbo.

— Oficer trzyma się ściśle rozkazu — odparł kapitan, wyjmując z zanadrza rozkaz stracenia Bulby, ale Jego Królewska Mość roześmiał się serdecznie i wytłumaczył kapitanowi, że Bulbo nie jest już jego jeńcem, tylko gościem, po czym, pełen dobrotliwej łaskawości, zaprosił swego eks-jeńca oraz kapitana na śniadanie.

Rozdział siedemnasty. Jak się rozegrała straszliwa bitwa i kto w niej zwyciężył.

Wściekłość króla Padelli na wieść o ucieczce Różyczki i lwów nie miała granic. Natychmiast kazał wrzucić w przygotowany kocioł z wrzącym ołowiem Wielkiego Kanclerza, Wielkiego Ochmistrza dworu i wszystkich królewskich urzędników, którzy mu się nawinęli pod rękę. Nie zdołało to jednak zaspokoić jego pragnienia krwi i zemsty. W mig powołał pod broń piechotę, konnicę, artylerię i wyruszył w pole na czele nieprzeliczonych tłumów wojska. Dość powiedzieć, że samych doboszów i trębaczów było ponad dwadzieścia tysięcy.

Naturalnie, że warty Lulejki doniosły mu natychmiast o nadciągającym nieprzyjacielu. Ale Lulejka był zbyt dobrze wychowanym młodzieńcem, by niepokoić królewnę, bawiącą u niego w gościnie, przedwczesnymi alarmami wojennymi. Pragnąc uprzyjemnić jej pobyt w obozie, wydał na jej cześć śniadanie i wyprawił wspaniałe i huczne przyjęcie, a wieczorem urządził wspaniały bal, na którym przez cały czas z nią jedną tylko tańczył.

Poczciwy Bulbo, przywrócony do łaski, był także w liczbie zaproszonych. Król odnosił się do niego z nadzwyczajną łaskawością, ofiarował mu kilka nowych garniturów i publicznie nazywał go „kochanym kuzynem”. Mimo to jednak Bulbo nie czuł się szczęśliwy, przeciwnie, widać było, że jest bardzo biedny. A wiecie, co było przyczyną jego smutku? Naturalnie, tajemnicze działanie zaczarowanego pierścienia, który Różyczka nosiła na palcu. Ujrzawszy królewnę w prześlicznej balowej sukni, Bulbo zapłonął ku niej znowu szaloną miłością i najzupełniej zapomniał, że w domu pozostawił żonę, Angelikę, która zresztą, prawdę mówiąc, nie bardzo o nim pamiętała.

Właśnie Lulejka przetańczył dwudziestą piątą turę polki z Różyczką, gdy nagle spojrzawszy na mały paluszek narzeczonej, spostrzegł na nim ze zdumieniem dobrze znaną obrączkę, którą niegdyś ofiarował Angelice. Na pytanie, skąd ma tę obrączkę, Różyczka odpowiedziała, że otrzymała ją w upominku od Gburii-Furii.

Rozmowę ich słyszała Czarna Wróżka, która właśnie przybyła do nich w gościnę. Więc podeszła ku młodej parze i rzekła:

— Tak jest, Lulejko, obrączka ta jest tą samą obrączką, która czas jakiś była w twoim posiadaniu. Ongi, przed wielu już laty, ofiarowałam ją królowej matce twojej, która — nie weź mi za złe tej uwagi — nie bardzo była rozsądna! Pierścionkowi temu nadałam cudowną własność czynienia uroczą osoby, która go nosi na palcu. Różę o podobnej własności posiadał i biedny Bulbo. Dopóki nosił ją na piersi, wydawał się wszystkim przystojny, później jednak oddał ją Angelice i odtąd żona jego zadziwia wszystkich urodą, a on jest takim samym brzydalem, jakim był dawniej.

— Królewna Różyczka nie

1 ... 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17
Idź do strony:

Darmowe książki «Pierścień i róża - William Makepeace Thackeray (efektywne czytanie .txt) 📖» - biblioteka internetowa online dla Ciebie

Uwagi (0)

Nie ma jeszcze komentarzy. Możesz być pierwszy!
Dodaj komentarz