Kajtuś Czarodziej - Janusz Korczak (czytanie książek online za darmo TXT) 📖
Powieść dla dzieci autorstwa Janusza Korczaka, wydana po raz pierwszy w roku 1934, za pieniądze autora. Opowiada historię kilkuletniego chłopca, który zdołał wyćwiczyć w sobie umiejętność czarowania.
Poza tym pozostaje jednak zwykłym dzieckiem, a swoje zdolności wykorzystuje głównie do psocenia i siania zamętu najpierw w szkole, a potem w całej Warszawie. Wkrótce musi stawić czoła konsekwencjom swoich działań: gdy dla odmiany postanowił zrobić coś pożytecznego i stworzył pałac na wiślanej wyspie, został zaatakowany przez wojsko jako osoba niebezpieczna dla porządku w kraju. W ten sposób zaczął się dla Kajtusia okres podróży zagranicznych, stanowiących zarazem jego drogę do dojrzałości. Kim nasz bohater zostanie u jej końca?
- Autor: Janusz Korczak
- Epoka: Dwudziestolecie międzywojenne
- Rodzaj: Epika
Czytasz książkę online - «Kajtuś Czarodziej - Janusz Korczak (czytanie książek online za darmo TXT) 📖». Wszystkie książki tego autora 👉 Janusz Korczak
Ta lektura, podobnie jak tysiące innych, jest dostępna on-line na stronie wolnelektury.pl.
Utwór opracowany został w ramach projektu Wolne Lektury przez fundację Nowoczesna Polska.
ISBN 978-83-288-3379-1
Kajtuś Czarodziej Strona tytułowa Spis treści Początek utworu Rozdział pierwszy Rozdział drugi Rozdział trzeci Rozdział czwarty Rozdział piąty Rozdział szósty Rozdział siódmy Rozdział ósmy Rozdział dziewiąty Rozdział dziesiąty Rozdział jedenasty Rozdział dwunasty Rozdział trzynasty Rozdział czternasty Rozdział piętnasty Rozdział szesnasty Rozdział siedemnasty Rozdział osiemnasty Rozdział dziewiętnasty Rozdział dwudziesty Dedykacja Przypisy Wesprzyj Wolne Lektury Strona redakcyjnaKajtuś lubi się zakładać — Kajtuś wchodzi do sklepów i udaje, że chce coś kupić, a nie ma ani grosza
— A bo co?
— Bo nic.
— Nie wierzysz?
— Nie.
— To się załóż.
Kajtuś lubi się zakładać z kolegami.
— Załóż się, że zafundujesz do kina.
— Dobrze, zgoda.
— Daj rękę. Pamiętaj: w niedzielę kino.
— Ale poczekaj — zaraz.
— No widzisz, już się boisz.
— Nie boję się, tylko chcę wiedzieć, jak to będzie.
Kajtuś powtarza:
— Wejdę do dziesięciu sklepów. Będę udawał, że chcę coś kupić. Nie mam ani grosza w kieszeni.
— Mówiłeś, że do dwunastu sklepów...
— Niech będzie dwanaście.
Założyli się.
Tak. Wstąpi. Niby, że kupuje.
Ano, ostatnia lekcja.
Ano, ostatni dzwonek.
Zapakowali teczki.
Czapki na głowy.
— Więc idziemy?
— Idziemy.
Ano, schody, podwórko.
Potem brama.
I już ulica.
— Ja będę stał przed sklepem.
— Jak sobie chcesz. Tylko nie śmiej się w szybę, bo się domyślą.
Pierwszy sklep — apteka.
Wchodzi Kajtuś do apteki.
Pan wydaje lekarstwa powoli, żeby się nie pomylić — Kajtuś cierpliwie czeka swej kolejki.
— A tobie, mały, czego?
— Proszę o dwa zeszyty: jeden w kratkę, a drugi do rysunków.
— Nie mamy do rysunków, tylko wszystkie w kratkę — zażartował pan aptekarz.
— To przepraszam.
Kajtuś ukłonił się grzecznie.
Żal się panom zrobiło.
— Idź na prawo, obok. Tam dostaniesz.
— Dziękuję.
Znów się ukłonił i wyszedł.
Powiedział koledze, jak było.
Obok apteki jest sklep pomocy szkolnych.
Wchodzi Kajtuś.
Rozgląda się.
— Proszę o ciastko z kremem.
— Czego?
— Ciastko czekoladowe z kremem.
— A ty ślepy jesteś? Nie widzisz?
— Owszem, widzę.
Stoi i dziwi się, czego od niego chcą.
— Chodzisz do szkoły?
— Chodzę.
— Nie wiesz, gdzie się ciastka kupuje?
— Jeszcze nas nie uczyli.
Wzrusza ramionami.
Niby nie wie, co robić.
Rozgniewał się pan.
— Na co czekasz?
— Już nic.
I wychodzi.
— No co? — pyta się kolega.
— Obraził się. Złośnik jakiś.
— On taki zawsze — mówi kolega. — Znam ten sklep. Nigdy tu nie kupuję.
— To trzeba było powiedzieć.
— Myślałem, że ci się uda.
— No i udało się. Przecież mnie nie zabił.
Idą dalej.
Odważnie wchodzi do trzeciego sklepu.
Sklep spożywczy. Są tu sery, masło, cukier, śledzie, sielawy1.
— Dzień dobry.
— Dzień dobry.
— Czy można dostać wieloryba?
— Wieloryba?
— Tak. Dziesięć deka. Marynowanego.
— A kto cię przysłał?
— Kolega. O, stoi tu przed sklepem.
— Powiedz koledze, że łobuz, a ty gapa.
— Więc nie ma?
— Nie, nie ma. Będzie dopiero.
— Kiedy będzie?
— Jak się ociepli. No, dosyć. Ruszaj! Drzwi zamknij.
Ostrożnie zamknął drzwi i opowiada, jak było.
— Nie bałeś się, że pozna?
— A co? Sprzedają morskie łososie. Śledzie też są morskie. Nie wolno się zapytać?
— Czekaj. Dopiero trzy sklepy. Możesz jeszcze przegrać.
— Zobaczymy.
Czwarty — mały sklepik.
Szewc.
Akurat nie ma roboty.
Już pora obiadowa, a sprzedał dopiero parę sznurowadeł i pudełko pasty do butów.
Czeka, żeby kto kupił.
Wchodzi Kajtuś.
— Proszę sera śmietankowego.
A szewc, czy się domyślił, że żarty, czy zły, że głowę zawracają.
Łap za pasek.
— Dam ja ci sera, błaźnie jeden!
Zamachnął się.
Nie bardzo się udało, trzeba było prędko umykać.
Ominął Kajtuś kilka małych sklepów.
Zatrzymał się przed fryzjerem i myśli.
— Ale ty ciągle to samo. To nie sztuka.
— Nie podoba ci się, to nie. Sam sobie chodź i wymyślaj co innego.
— No już dobrze. A tu co powiesz?
— Nie spiesz się. Poczekaj. Zobaczę.
Wchodzi.
Ładnie tu. Czysto. Pachnie.
Perfumy w różnych butelkach. Mydła kolorowe. Grzebienie. Pomady2. Puder.
Kasjerka czyta książkę.
— Czego sobie życzysz, kawalerze? — pyta się pan.
Pan młody i wesoły.
— Proszę o pomadę na porost królewskich wąsów.
— Dla kogo?
— Dla mnie.
Pani przerywa czytanie i patrzy.
Pan oczy szeroko otworzył.
— A na co ci wąsy?
Kajtuś patrzy naiwnie i mówi:
— Na przedstawienie w szkole.
— A co będziesz przedstawiał?
— Króla Sobieskiego3.
— Mogę namalować ci wąsy.
— Ja wolę prawdziwe.
— A potem co zrobisz po przedstawieniu?
— A ogolę.
Śmieją się.
Uwierzyli.
— Niech mu pan da wody kolońskiej.
— Nie chcę — otrząsa się Kajtuś.
— Dlaczego nie? Będziesz pachniał.
— Nie chcę. Chłopaki śmiać się będą. Powiedzą, że się chcę żenić.
— A ty się nie chcesz żenić?
— Pewnie, że nie. Na co?
Nudzi się młodym w sklepie, więc radzi pożartować.
Ale weszła kupująca. Rozmowę przerwała.
— Przyjdź, to cię pomaluję. Będą jak prawdziwe.
— Ale zaprosisz nas na przedstawienie? Pamiętaj.
Kolega się niecierpliwi.
— Coś tak długo siedział?
— Perfumować mnie chcieli.
— Za darmo?
— No chyba.
— Dlaczego nie dałeś?
— Co mają towar marnować? Pożartować można. Ale nie jestem pętakiem. Nie lubię oszukańców4.
— No pewnie.
Wszedł Kajtuś do mydlarni5. Prosi o truciznę na pchły.
Dała mu.
— Masz na pchły, na pluskwy i na karaluchy.
— U nas nie ma pluskiew ani karaluchów. Mama kazała tylko na pchły.
— Nie szkodzi. Ten proszek dobry, wszyscy go kupują. Pokaż, ile masz pieniędzy.
Kajtuś mocno zaciska pustą pięść.
— Nie... Muszę się zapytać... Muszę się słuchać mamy.
— No to idź się zapytaj. I powiedz, że złotówkę kosztuje. A wy daleko mieszkacie?
— Tu zaraz.
— Jak będziesz często kupował, dostaniesz cukierków... O, widzisz.
— Widzę.
Pokazała słój z cukierkami.
— Mądra baba: dawaj jej zaraz złotówkę! Myśli, że się połakomię na cukierek. Pewnie farbowane. Ile już było sklepów?
— Sześć.
— Akurat połowa.
— No, idziemy dalej.
— Czego się spieszysz? Niech trochę odpocznę. Już mi się w głowie kręci.
Ale nic. Wchodzi.
Siódmy sklep — ogrodniczy.
— Czy można dostać palmę kokosową?
— Nie ma.
— Niech pani poszuka. Pan od przyrody kazał.
— Więc powiedz panu od przyrody, że ma fiołki w głowie.
— Wcale nie. Nasz pan wie, co
Uwagi (0)