Wehikuł czasu - Herbert George Wells (czytać ksiązki TXT) 📖
Czy natura mogłaby stworzyć coś doskonalszego niż brytyjski gentleman końca XIX wieku? Czy też po nim może nadejść już tylko degeneracja homo sapiens? Wehikuł czasu pozostawia nas — zafascynowanych malowniczą wizją roku 802 701 — bez jednoznacznej odpowiedzi na to pytanie.
Podróżnik w Czasie trafia do niezwykłego, kwitnącego świata odległej przyszłości. Szybko jednak orientuje się, że ta sielanka to tylko pozór: ludzka kultura wypaliła się i zamiera… na gruzach dawnej cywilizacji żyją nędzni i słabi potomkowie naszego gatunku.
Przyczyn upadku ludzkości nie upatruje jednak autor, w przeciwieństwie do wielu późniejszych powieściopisarzy czy scenarzystów, w postępie technicznym, w jakimś potężnym wynalazku, który wymknął się spod kontroli twórców. Bohater powieści sam jest wynalazcą, zapalonym eksploratorem. Źródeł degeneracji i nieszczęść przyszłego człowieka doszukuje się w porządku społecznym: w niesprawiedliwości współczesnej sobie kultury, faworyzującej arystokrację kosztem krzywdy ludzi pracujących.
- Autor: Herbert George Wells
- Epoka: Modernizm
- Rodzaj: Epika
Czytasz książkę online - «Wehikuł czasu - Herbert George Wells (czytać ksiązki TXT) 📖». Wszystkie książki tego autora 👉 Herbert George Wells
tłum. Feliks Wermiński
Ta lektura, podobnie jak tysiące innych, jest dostępna on-line na stronie wolnelektury.pl.
Dziękujemy panu Robertowi Partyce za sfinansowanie opracowania niniejszej publikacji.
Utwór opracowany został w ramach projektu Wolne Lektury przez fundację Nowoczesna Polska.
ISBN 978-83-288-4006-5
Wehikuł czasu Strona tytułowa Spis treści Początek utworu Rozdział I Rozdział II Rozdział III Rozdział IV Rozdział V Rozdział VI Rozdział VII Rozdział VIII Rozdział IX Rozdział X Rozdział XI Rozdział XII Epilog Przypisy Wesprzyj Wolne Lektury Strona redakcyjnaPodróżnik w Czasie (tak bowiem wypada go nazwać) wyjaśniał nam oto pewien niezwykły problem. Jego szare lśniące oczy błyszczały, a twarz, blada zazwyczaj, ożywiła się jasnym rumieńcem. Ogień na kominku palił się jasno, a łagodne światło srebrnych lamp w kształcie lilii odbijało się w perełkach napoju musującego w szklankach. Fotele wykonane według projektu gospodarza, miast1 stanowić po prostu wygodne siedzenie, obejmowały nas i tuliły. Panowała tu atmosfera poobiedniego błogostanu, kiedy to myśli biegną z pewnym wdziękiem, wolne od więzów ścisłości. Tak też biegły i jego myśli w ciągu wykładu, którego kolejne punkty podkreślał niejako cienkim wskazującym palcem, podczas gdyśmy siedzieli i niedbale podziwiali jego gorące przejęcie się tym, jakeśmy sądzili, nowym paradoksem i niezwykłe bogactwo jego umysłu.
— Zważcie dobrze — mówił. — Zmuszony bowiem będę przeciwstawić się pewnym powszechnie uznanym pojęciom. Geometria, na przykład, której uczyliście się w szkołach, jest oparta na błędnym założeniu.
— Czy nie jest to zagadnienie zbyt poważne, abyśmy się tutaj nim zajmowali? — zapytał rudowłosy Filby, człowiek wygadany co się zowie.
— Ani myślę żądać od was, byście przyjmowali cokolwiek bez dowodów. Wkrótce zgodzicie się ze mną, przynajmniej o tyle, o ile jest mi to potrzebne. Wiecie z pewnością, że linia matematyczna, linia o wymiarach zero, nie istnieje w rzeczywistości. Uczyliście się przecież tego? Nie istnieje płaszczyzna matematyczna. Są to pojęcia abstrakcyjne.
— Wszystko to prawda — rzekł Psycholog.
— Nie istnieje także realnie sześcian o wymiarach długości, szerokości i grubości, czyli wysokości.
— Z tym się już nie zgodzę — powiedział Filby. — Wszak bryła może istnieć? Wszystkie ciała materialne...
— Takie jest powszechne mniemanie. Ale poczekaj chwilkę. Czy może istnieć sześcian momentalny?
— Nie rozumiem — rzekł Filby.
— Czy może istnieć sześcian, który nie trwałby ani jednej chwili?
Filby zamyślił się.
— Oczywiście — ciągnął dalej Podróżnik w Czasie — każde materialne ciało rozciągać się musi w czterech kierunkach i posiadać długość, szerokość, grubość i trwanie. Jednakże przyrodzona nieudolność naszego ciała, którą wam zaraz wyjaśnię, skłania nas do przeoczenia tego faktu. W rzeczywistości istnieją cztery wymiary: trzy, które nazywamy trzema płaszczyznami przestrzeni, i czwarty — czas. Istnieje jednak tendencja do stawiania nieuzasadnionej granicy pomiędzy trzema poprzednimi wymiarami a ostatnim, ponieważ tak się dzieje, że nasza świadomość biegnie z przerwami w jednym kierunku, po linii tego właśnie ostatniego wymiaru, od początku do końca naszego życia.
— Jest to... — odezwał się pewien Bardzo Młody Człowiek, usiłując rozpaczliwie zapalić nad lampą cygaro — jest to... najzupełniej jasne.
— Otóż jest to szczególnie zadziwiające, że się tak powszechnie lekceważy ten fakt — ciągnął dalej Podróżnik z odcieniem lekkiej wesołości. — Oto, według mnie, istota czwartego wymiaru, natomiast wielu ludzi prawi o czwartym wymiarze, nie wiedząc, co to znaczy. A tymczasem jest to tylko odmienny sposób patrzenia na czas. Nie ma bowiem żadnej różnicy pomiędzy czasem a którymkolwiek z trzech wymiarów przestrzeni oprócz tej, że nasza świadomość dąży po linii tego właśnie czwartego wymiaru. Sporo jednak głupców błędnie sobie to pojęcie tłumaczy. Słyszeliście wszyscy, co oni wygadują o czwartym wymiarze...
— Ja nie słyszałem — rzekł Burmistrz z prowincji.
— Rzecz się ma po prostu tak. Przestrzeń, jak utrzymują nasi matematycy, ma jakoby trzy wymiary, które można by nazwać długością, szerokością i grubością, i daje się zawsze określić stosunkiem do trzech płaszczyzn, z których każda leży pod kątem prostym do pozostałych. Lecz pewni zajmujący się filozofią ludzie zapytali: dlaczego tylko trzy wymiary, dlaczego nie jeden jeszcze kierunek pod kątem prostym do trzech pozostałych? — i starali się nawet stworzyć geometrię czterowymiarową. Przed miesiącem profesor Szymon Newcomb miał o tym wykład w Nowojorskim Towarzystwie Matematycznym. Wiecie, jak na płaskiej powierzchni, która ma tylko dwa wymiary, przedstawiamy rysunek bryły trójwymiarowej. Otóż niektórzy sądzą, że za pomocą modeli trójwymiarowych będą mogli analogicznie przedstawić ciała czterowymiarowe — jeżeli tylko owładną perspektywą przedmiotu. Czy pojmujecie?
— Tak sądzę — mruknął Burmistrz z prowincji i zmarszczywszy brwi, pogrążył się w zamyśleniu, poruszając wargami, jak gdyby wymawiał tajemnicze słowa. — Tak, zdaje mi się, że teraz już rozumiem — powiedział po niejakim czasie z twarzą najwyraźniej wypogodzoną.
— No, dobrze! Nie przypominam sobie, czy mówiłem już wam, że przez pewien czas zajmowałem się geometrią czterowymiarową. Niektóre z moich wyników są zadziwiające. Weźmy na przykład portret tego samego człowieka w ósmym roku życia, w piętnastym, w siedemnastym, w trzydziestym trzecim i tak dalej. Wszystko to są jakby przekroje, jakby trójwymiarowe wyobrażenia istoty czterowymiarowej, która jest tworem stałym i niezmiennym. Uczeni — mówił dalej Podróżnik po namyśle potrzebnym dla lepszego sprecyzowania przedmiotu — wiedzą dobrze, że czas jest tylko rodzajem przestrzeni. Oto znany powszechnie wykres — zapis pogody. Krzywa, którą pokazuję, ma wskazywać wahania barometru. Wczoraj rtęć stała wysoko, w ciągu nocy opadła, dziś z rana podniosła się znowu i podnosi się nadal aż do obecnej chwili. Z pewnością, rtęć nie kreśli tej krzywej w żadnym z wymiarów przestrzeni znanych powszechnie, natomiast kreśli niewątpliwie taką krzywą, która, jak możemy wnioskować, przebiega wzdłuż wymiaru czasu.
— Jeśli jednak — odezwał się Lekarz, patrząc uporczywie na płonące węgle — czas jest rzeczywiście czwartym wymiarem przestrzeni, to dlaczego jest i był uważany za coś zupełnie odrębnego? I dlaczego nie możemy się poruszać w czasie tak, jak się poruszamy w każdym innym wymiarze przestrzeni?
Podróżnik w Czasie uśmiechnął się.
— Czy jest pan tak bardzo pewien, że możemy swobodnie poruszać się w przestrzeni? Możemy poruszać się do woli na prawo i lewo, w tył i w przód, i tak ludzie poruszali się zawsze. Przypuszczam, że mamy swobodę ruchów w dwóch wymiarach. Ale jak poruszać się w górę i w dół? Tu krępuje nas ciążenie.
— Niezupełnie — rzekł Lekarz. — Mamy przecież balony.
— Ale przed wynalezieniem balonów, jeżeli pominiemy wymagające wysiłku podskoki oraz nierówności gruntu, człowiek nie mógł swobodnie poruszać się w kierunku pionowym.
— Zawsze jednak mógł poruszać się cokolwiek w górę i w dół — rzekł Lekarz.
— Łatwiej, daleko łatwiej w dół niż w górę.
— Ale nie jest pan w stanie poruszać się w czasie, wyjść z chwili obecnej...
— I tu właśnie pan się myli, kochany panie. Cały świat ma mylne wyobrażenie pod tym względem. Ustawicznie uciekamy od chwili bieżącej. Nasz byt umysłowy, który jest niematerialny i nie ma wymiarów, porusza się w wymiarze czasu z jednostajną szybkością od kolebki do grobu, zupełnie tak jakbyśmy nieustannie schodzili w dół, rozpocząwszy nasze istnienie na wysokości pięćdziesięciu mil2 nad ziemią.
— Największa jednak trudność w tym — przerwał Psycholog — że mogąc się poruszać w każdym kierunku przestrzeni, nie jest pan w stanie poruszać się w czasie.
— To jest właśnie sedno mego wielkiego odkrycia. Nie ma pan jednak racji, mówiąc, że nie możemy poruszać się w czasie. Jeżeli na przykład żywo przypominam sobie jakiś wypadek, to wracam myślą do chwili, w której się wydarzył: staję się wówczas nieobecny, robię na chwilę skok wstecz. Nie możemy, zapewne, zatrzymywać się w czasie na dłużej, podobnie jak człowiek dziki lub zwierzę nie może się utrzymać na wysokości sześciu stóp3 nad ziemią. Ale człowiek cywilizowany stoi pod tym względem wyżej od dzikiego. Wbrew sile ciążenia może wznieść się w górę balonem; dlaczegóż więc nie miałby mieć nadziei, że zdoła wreszcie zatrzymywać lub przyśpieszać swój bieg w czasie, lub nawet zawracać i puszczać się w inną drogę?
— O, co do tego... — zaczął Filby — to jest już...
— Dlaczego nie? — przerwał mu Podróżnik w Czasie.
— Sprzeciwia się to rozumowi — rzekł Filby...
— Jakiemu rozumowi? — zagadnął Podróżnik.
— Argumentami możesz pan dowieść nawet, że czarne jest białym i odwrotnie —
Uwagi (0)