Darmowe ebooki » Powieść poetycka » Maria. Powieść ukraińska - Antoni Malczewski (jak czytac za darmo ksiazki w internecie TXT) 📖

Czytasz książkę online - «Maria. Powieść ukraińska - Antoni Malczewski (jak czytac za darmo ksiazki w internecie TXT) 📖».   Wszystkie książki tego autora 👉 Antoni Malczewski



1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 ... 20
Idź do strony:
się kąpią: 
Tysiące piór, kamieni, w blask, w farby się stroi; 
Tysiące drobnych tęczy odbija się w zbroi; 
A na ich bystrych oczach siedziało Zwycięstwo, 
A na ich serc opoce kwitły wierność, męstwo, 
A na czele tych szyków wyniosły młodzieniec. 
Lecz któż on? Jakiż chwały czy szczęścia rumieniec 
Lniane chcą cienić włosy? Oh! milszy sto razy 
Niż różowe porankiem natury obrazy, 
I słodszy, i jaśniejszy od chwały połysku 
Ten blask — co w jego serca żywi się ognisku, 
Ten uśmiech — w którym może choć część zachwycenia, 
Z jakim wybrani słyszą Cherubinów pienia47. 
Na lotnym jechał koniu — i nad jarów brzegi 
Poprowadził w porządku milczące szeregi; 
Znikli48 w zarosłą przepaść — aż krążąc parowy49, 
Jeszcze raz świetne z krzaków ukazali głowy; 
Jakiś na wzgórku rozkaz młodzieniec dał znakiem — 
I poszli, poszli drogą za żwawym kozakiem, 
Którego lekkie ślady od kopyt bez stali50, 
Wietrzyk z Rosą, jak dzieci, piaskiem przysypali. 
  VIII
I ciche, puste pola — znikli już rycerze, 
A jakby sercu brakli, żal za nimi bierze: 
Włóczy się wzrok w przestrzeni, lecz gdzie tylko zajdzie, 
Ni ruchu nie napotka, ni spocząć nie znajdzie51: 
Na rozciągnięte niwy słońce z kosa świeci  
Czasem kracząc, i wrona i cień jej przeleci, 
Czasem w bliskich burianach52 świerszcz polny zacwierka53, 
I głucho — tylko jakaś w powietrzu rozterka. 
To jakże? Myśl przeszłości w tej całej krainie 
Na żaden pomnik ojców łagodnie nie spłynie; 
Gdzie by tęsknych uniesień złożyć mogła brzemię? 
Nie — chyba lot zwinąwszy, zanurzy się w ziemię: 
Tam znajdzie zbroje dawne, co zardzałe54 leżą, 
I koście55, co nie wiedzieć do kogo należą; 
Tam znajdzie pełne ziarno56 w rodzajnym popiele, 
Lub robactwo rozległe w świeżym jeszcze ciele; 
Ale po polach błądzi nie sparłszy się na nic, 
Jak Rozpacz57 — bez przytułku — bez celu — bez granic. 
  IX
Pod starymi lipami Miecznik dumał stary; 
I dźwigał w zwiędłej głowie utrapień ciężary: 
Chociaż ten czarny żupan58 smutny przy siwiźnie,  
Nosił i jasne barwy, gdy służył ojczyźnie. 
Ojczyźnie! której imię wśrzód boju i rady, 
I spornego wyboru, i hucznej biesiady, 
Czystym gorzało ogniem — a serce, jak w wiośnie 
Ptak do słońca, do niego skakało radośnie! 
Ale czas świetnych uczuć już sciemniał — ej! minął, 
I boli tylko życie, a kwiat jego zginął. 
Dumał — i przeszłe żale, obecne zgryzoty, 
Pokrył kir59 nieprzebity grożącej sromoty60; 
O! póki tchu przynajmniej, tak łatwo i marnie 
Płomień zawziętej pychy gniazda nie ogarnie! 
O! póki czarny żupan żywe członki ciśnie, 
Wyschła ręka w potrzebie starą szablą błyśnie! 
Lecz potem? — dumał Miecznik i wzrok wodził hardy, 
Pełen niechęci — gniewu — a może i wzgardy. 
  X
Przy nim młoda niewiasta — czemuż kiedy młoda, 
Tak zamglonym promieniem świeci jej uroda? 
Ni ją ubiór udatny, ni ją stroją kwiaty; 
Czarne oczy spuszczone i żałobne szaty; 
A w twarzy smutek, czoło co schyla w cichości61, 
Którego całym blaskiem — uśmiech Cierpliwości! 
Lub jeśli kiedy nagle, wpośrzód gęstych cieni, 
Jaka myśl czy pamiątka, jej lica zrumieni, 
To tak mdłym, bladym światłem — jak gdy księżyc w pełni 
Niezwykłym życiem rysy posągu napełni. 
Piękna, szlachetna postać — do Aniołów grona 
Dążyła, ich czystości czarem otoczona; 
Ale trawiący oddech światowych uniesień 
Owiał pąk młodych uczuć i zwarzył jak jesień: 
To jeszcze jest na drodze, gdzie nią wicher miota, 
W ciężkich kajdanach ziemi dla nieba istota; 
Serce nosi uschnięte, a świeci jak zorza. 
Podobna do owoców umarłego morza62, 
Pod których śliczną farbą, wśrzód trudu, mozoły63, 
Podróżny widzi64 nektar, znajduje — popioły. 
Jakaś posępna słodycz w jej każdym ruszeniu; 
Ani łzy, ani żalu w jej mglistym spojrzeniu; 
O! nie — przeszłych już zgryzot nie widać tam wojny, 
Tylko znikłej nadziei grobowiec spokojny, 
Tylko się lampa szczęścia w jej oczach paliła, 
I zgasła, i swym dymem całą twarz zaćmiła. 
  XI
Przy nim młoda niewiasta nad Księgą Żywota65, 
Jak trwożna gołębica, pod jasności wrota 
Wzbijała ducha wiary; i skrzydły drżącemi 
Szukała swego gniazda daleko od ziemi. 
A że nad przepych świata i blasków pozory66 
Widniejsze pióra białe zniżonej Pokory67, 
I drży nić, którą serce do nieba związane: 
To kropla słodkiej rosy upadła w jej ranę. 
I wznosząc w górę oczy, z tym tkliwym wyrazem, 
W którego jednym rzucie wszystkie czucia razem, 
Gdzie Przyszłość do Przeszłości po jasnym promieniu 
Biegnie jak czuła siostra łączyć się w spojrzeniu68 — 
I wznosząc w górę oczy — doznała — jak lubo, 
Rozbłąkanej69 w swym żalu swego szczęścia zgubą, 
Gdy już z ziemskich i chęci, i strachu ochłódła, 
Tęsknić szlachetnej duszy do swojego źrzódła! 
Jak miło, by nie wadzić w światowym zamęcie, 
Zniknąć — na zawsze zniknąć pod Śmierci objęcie! 
A kto by widział wtedy jej twarz promienistą, 
I smutnego Miecznika duszę przejrzał czystą, 
Te lipy rosochate — starodawne stroje, 
Których dla wyobraźni tak przystają kroje; 
A kto by widział jeszcze jak jasność i wonie 
Męczeńskim wieńcem nagle oblekły im skronie 
Oh! może się przenosząc w odleglejsze wieki, 
Świetniejsze okolice, kraj sławny, daleki, 
Nad brzegami Jordanu, pod palmy drzewiną, 
Usiadłby zamyślony z Hebrajską rodziną, 
I w spólnictwie niedoli, czując trwogę świętą70, 
Poznał — tęż samą rękę, wieczną, niepojętą, 
Co swe łaski i kary zsyła lub odwleka; 
Też same zawsze troski wygnańca — człowieka, 
Któremu nawet w szczęściu jeszcze czegoś trzeba, 
tylko wtenczas błogo — gdy westchnie do nieba! 
  XII
«Ojcze! ja nazbyt długo w miłych myśli kole 
Obłąkałam się dzisiaj — a na twoim czole 
Ciemne następstwo zgryzot zawsze się przebija; 
A kiedy radość mignie, to zaraz i mija, 
Jak promyk, co z obłoków71 na wyniosłe góry 
Błyśnie — i znów go skryją wiatrem gnane chmury. 
Oh! czemuż już nie spocznie twoja głowa siwa? 
Tu — na łonie; nie bój się — teraz żal nie spływa, 
Jak wtedy, coś w mych rękach usnął zmordowany 
I wstał, schylonej córki łzami zapłakany! 
Sroga nieszczęść igraszka: — i tak zżółkły parość72 
Popsutym karmił sokiem swego dębu starość; 
I tak zaparte czucia długim uciśnieniem, 
Rwąc tamę mej rozwagi, lały się strumieniem. 
Ah! jakże to boleśnie nazad się obrócić, 
Widzieć Rozpacz grożącą i nie móc się wrócić73! 
Ah, jakże to okropnie w przymusie zostawać, 
Ręką, co chce lekarstwo, truciznę podawać! 
Ojcze! drogi mój ojcze! czyż już żadnej chwili, 
Nigdy ci twoja córka, nigdy nie umili? 
Gorszka74 jej była dola — ale to już przeszło: 
Patrz, jakie słodkie światło we mnie się rozeszło; 
I uśmiech biega w twarzy niż kiedy zabawniej, 
I twój pragnie obudzić — jak w szczęściu — jak dawniej. 
Nieraz ja sobie wspomnę te dziecinne lata, 
Tak lube! tak ulotne!75 i mojego tata 
Jak czasem zasępiony po trudach spoczywa; 
Aż raptem u dziewczynki wesołość się zrywa 
I wciska mu się w serce — powoli — nieznacznie — 
Póki się nie rozjaśni i śmiać się nie zacznie. 
I gdzież to się podziała76 tej dziewczynki władza? 
Pierwej zganiała chmury, a teraz sprowadza; 
I gdzież to żywy, czysty strumyczek upłynął? 
Mruczał na swą nikczemność77, a w jeziorze zginął; 
A nasz śliczny kanarek, gdzież to się obraca? 
Chciał w ogniu piórka złocić i więcej nie wraca. 
O! póki ten, co w moim na zawsze był sercu, 
Nim go moim nazwałam na szlubnym78 kobiercu — 
O! póki ten, co jemu w uczucia się wplatać, 
Brzmić79 w szlachetnych pomysłach, w westchnieniach ulatać, 
W spojrzeniach czuć się światłem i życia potrzebą, 
Było więcej niż szczęście, było dla mnie niebo — 
Ten, co pączek tkliwego, lubego marzenia 
Rozwinął swoim wdziękiem, ocucił z uśpienia, 
Pił jego świeżą rosę, a na jego kwiecie 
Zostawał łzę wdzięczności, której czas nie zmiecie — 
O! póki ten mój miły, ten świat mojej duszy, 
Łańcucha naszych węzłów swą wzgardą nie skruszy; 
Wierny zostanie cnocie, miłości, pamiątkom, 
A gdy znikł pałac szczęścia, wierny jego szczątkom; 
Jeszcze się dla mnie życia nie zamknęło wieko: 
Jeszcze myśl jego o mnie, chociaż on daleko, 
Płynąć będzie tajemnie w umarłe uczucia80, 
I jak cudowny balsam bronić od zepsucia. 
I tę straszną ofiarę — i to rozdzielenie — 
Zniosę — cierpliwie zniosę — póki nasze cienie 
W słodkich, czystych krainach złączone na zawsze, 
Ludzi już nie zobaczą — lecz niebo łaskawsze!» 
 
Rzekła — i jak w stojącej a popsutej wodzie, 
Wzruszone nagle męty osiadłe na spodzie, 
Z serca jej wyszły czucia, co w łzach długo mokły, — 
I zielonym odcieniem jej bladość powlokły. 
 
«Wolałbym dźwigać więzy81 u brodacza Turka, 
Niż żeby mi tak marnie więdnieć miała córka; 
Wolałbym w ciemnej turmie pewnej czekać zguby, 
Niźli patrzeć spokojnie na te smutne szluby; 
Alboż to naszej Polsce braknie na młodzieńcach, 
Co to pannom umieją82 wyskoczyć w rumieńcach, 
I tak jak dawniej było — rycerskie kolano 
Raz w życiu tylko ugiąć — po wianek za wiano! 
Nie, Mario! nie trza wzdychać — twego83 nie obrażam; 
Mężny jest i cnotliwy — wiesz, że go poważam; 
Lecz mnie jego rodzica pycha niecierpliwi — 
A kiedy łzami Marii swoje serce żywi, 
Ha — toć i u mnie szabla nie czczym tylko blaskiem, 
I mignie mu pod oczy święconym obrazkiem84: 
Taż to u naszej szlachty dawne przywileje, 
Skrzesać ognia w pałasze, gdy Przyjaźń sciemnieje 
Przyjaźń? a nasze hufy nie z sobą na sejmie85; 
A nasze veto krzyczy jeszcze i w rozejmie86! 
I gdyby kraju napaść, z Hetmanem umowy, 
Nie rzuciły mnie wówczas Szwedowi na głowy; 
I gdyby twoja matka (daj jej niebo Panie!) 
W swe rańtuchy87 nie skryła młodych serc kochanie; 
A niewieścim w błyskotkach, tajemnicach smakiem 
Nie zawarła tych związków z swych matron orszakiem  
Nigdy by w moje kopce wróg się nie mógł schować88; 
Anibym jego złości dozwolił grasować. 
Bo cóż to ja zastałem? Żonę zmiotła kosa89 
A córę — szczep jedyny — z łez polewa rosa! 
Dla starej karabeli90 zbyt to wielkie dziwy, 
Znosić tak ciężkie razy, los tak obelżywy. 
Alboż choć raz do serca me dziecię przytulił91? 
Alboż młodością — wdziękiem — choć raz się rozczulił? 
Nie — od domu, imienia, ze wzgardą odgania; 
I teraz w Rzymie szuka szlubów rozwiązania! 
O! co tak, to najlepiej92! I mnie to rozwiąże  
Wysunie raźna młodzież93, i ja za nią zdążę; 
Choć może mniejsi w liczbie, Boga w pomoc wezwą: 
To w końcu tej tam waśni — dzwony się odezwą94!» 
 
Otarł znużone czoło, czapkę głębiej wmiesił95, 
Kiwnął ręką, i głowę czarnym myślom zwiesił. 
  XIII
Za wrotami koń grzebie, a we wsi psów wrzawa, 
Skąd to kozak przypędził, że taka kurzawa? 
I zsiada — i na płocie cugle zarzuciwszy, 
Wchodzi w duży dziedziniec, wąsa poprawiwszy. 
Na ogorzałej twarzy ostrych chwil wspomnienie; 
Prosty jego był ukłon, krótkie pozdrowienie; 
Jednak różnym się zdaje od służalców grona, 
Poddany — lecz swobodę z ojca powziął łona96. 
I gdy dumnie pojrzawszy do pana iść żąda, 
Wśrzód wiodącej go zgrai jak władca wygląda; 
Zwinne jego obroty, kroki jego letsze97, 
Bo swoje członki wędził na stepowym wietrze, 
A barania mu czapka, za każdym ruszeniem, 
Miga gdyby chorągiew, czerwonym płomieniem98 — 
Pomiędzy chwast, zarośle — gdzie lipy z okopu 
Są i cieniem, i trwogą poziomemu chłopu — 
Aż przed pana Miecznika stawi się z orszakiem. 
A koń rży, jak za matką tęskni za kozakiem! 
 
«Czy masz pismo? » — «Jest, Panie — i jeszcze list wczora 
Oddałby, nim kur zapiał, bo świsnął z wieczora99, 
Ale że czart na stepie tumany wyprawiał100,  
To żeby was z Jejmością Bóg od złego zbawiał»101. — 
 
«Że wasze mi z listami spóźnił się — to gorzéj: 
Czyj kozak, co się diabłów, abo ludzi trwoży?» 
 
«Alboż wam nie świadoma krasnych czapek sława102, 
Co z rodu panom wierna? — czyj? — grafa Wacława!» 
 
Czyta Miecznik: gdy w Marii ocknionym wejrzeniu 
Nie czcza tylko ciekawość — życie w przesileniu; 
Jej łono podniesione w lekkiej pływa fali, 
Co ją do szczęścia niesie lub szturmem obali; 
Jej lica płomień zajął spod serca zapory103, 
Pięknym, lecz przykrym blaskiem — jak suchot kolory. 
 
«O kozaku i koniu niech mają staranie! 
Ja wraz listy odpiszę — Waszeć czekaj
1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 ... 20
Idź do strony:

Darmowe książki «Maria. Powieść ukraińska - Antoni Malczewski (jak czytac za darmo ksiazki w internecie TXT) 📖» - biblioteka internetowa online dla Ciebie

Uwagi (0)

Nie ma jeszcze komentarzy. Możesz być pierwszy!
Dodaj komentarz