Darmowe ebooki » Powieść poetycka » Maria. Powieść ukraińska - Antoni Malczewski (jak czytac za darmo ksiazki w internecie TXT) 📖

Czytasz książkę online - «Maria. Powieść ukraińska - Antoni Malczewski (jak czytac za darmo ksiazki w internecie TXT) 📖».   Wszystkie książki tego autora 👉 Antoni Malczewski



1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 ... 20
Idź do strony:
Komentarz Józefa Ujejskiego I. Antoni Malczewski 1. Koleje życia 2. Koleje twórczości II. Maria 1. Geneza psychologiczna, historyczna i literacka 2. Kompozycja 3. Przyroda i ludzie 4. Styl 5. Co nowego wniosła Maria do literatury polskiej? 6. Kilka słów o wydaniu obecnym Bibliografia Przypisy Wesprzyj Wolne Lektury Strona redakcyjna
Maria Powieść ukraińska

Do Jaśnie Wielmożnego Juliana Niemcewicza

Dawno już niedoznana pociecha ożywia serce moje w chwili, w której mi wolno, przypisując JWWPanu tę powieść, publicznie wyrazić uwielbienie dla Jego charakteru i tej niezmordowanej życiem, świetnej wyobraźni a pełnej wdzięków erudycji, jakich nie przestajecie używać na wzbogacanie literatury polskiej w coraz nowe i tak szacowne dzieła. Nie dziw, że mnie to bardzo podchlebia, iż mi pozwalacie ozdobić karty moje Waszym imieniem; kiedy dusza każdego rodaka lubi się karmić słodyczą Waszego pióra i nie tylko mój umysł rad się przegląda w biegu czystym i użytecznym Waszego życia: więcej powiem — i nikt mnie o przesadę nie oskarży — imię Wasze jest dla młodych Polaków noszonym przy sercu zabytkiem, bośmy się o Waszej sławie jeszcze od naszych ojców dowiedzieli, a Wy czarownym sposobem przypominacie się ciągle naszej wdzięczności1. Nie znajdziecie w moich wierszach tego powabu, który swoim nadawać umiecie; tęskne i jednostajne jak nasze pola i jak mój umysł, ciemną tylko farbą zakryślą Wam niewykończone obrazy: ale jeśli ten hołd słaby, oddany Waszej zasłudze, wznieci w Was jakie miłe uczucie, już ja wtedy hojnie zapłacony będę za moje posępne malowidło, kiedy się choć chwilę zastanowicie, jak to ziomkowie wysoko cenić umieją Wasze przymioty i prace.

Jaśnie Wielmożnego WPana

Najniższy sługa

Malczeski2

Przyjaciele Wolnych Lektur otrzymują dostęp do prapremier wcześniej niż inni. Zadeklaruj stałą wpłatę i dołącz do Towarzystwa Przyjaciół Wolnych Lektur: wolnelektury.pl/towarzystwo/
Pieśń I
Wszystko się dziwnie plecie 
Na tym tu biednym świecie: 
A kto by chciał rozumem wszystkiego dochodzić, 
I zginie, a nie będzie umiał w to ugodzić.  
 
Jan Kochanowski I
Ej! ty na szybkim koniu, gdzie pędzisz, kozacze3? 
Czy zaoczył4 zająca, co na stepie skacze? 
Czy rozigrawszy myśli, chcesz użyć swobody 
I z wiatrem ukraińskim puścić się w zawody? 
Lub może do swej lubej, co czeka wśrzód5 niwy, 
Nucąc żałosną dumkę, lecisz niecierpliwy? 
Bo i czapkęś nasunął, i rozpuścił wodze, 
A długi tuman kurzu ciągnie się na drodze. 
Zapał jakiś rozżarza twojej twarzy śniadość, 
I jak światełko w polu błyszczy na niej radość, 
Gdy koń, co jak ty, dziki, lecz posłuszny żyje, 
Porze6 szumiący wicher wyciągnąwszy szyję. 
Umykaj, Czarnomorcu7, z swą mażą8 skrzypiącą, 
Bo ci synowie stepu9 twoją sól roztrącą. 
A ty, czarna ptaszyno, co każdego witasz, 
I krążysz, i zaglądasz, i o coś się pytasz, 
Spiesz się swą tajemnicę odkryć kozakowi — 
Nim skończysz twoje koło, oni ujść gotowi. 
  II
Pędzą — a wśrzód promieni zniżonego słońca, 
Podobni do jakiego od Niebianów gońca — 
I długo, i daleko, słychać kopyt brzmienie: 
Bo na obszernych polach rozległe milczenie; 
Ani wesołej szlachty, ni rycerstwa głosy10, 
Tylko wiatr szumi smutnie uginając kłosy11; 
Tylko z mogił westchnienia i tych jęk spod trawy, 
Co śpią na zwiędłych wieńcach swojej starej sławy. 
Dzika muzyka — dziksze jeszcze do niej słowa, 
Które Duch dawnej Polski potomności chowa — 
A gdy cały ich zaszczyt12, krzaczek polnej róży, 
Ah13! czyjeż serce, czyje, w żalu się nie nuży? 
  III
Minął już kozak bezdnię14 i głębokie jary, 
Gdzie się lubią ukrywać wilki i Tatary; 
Przyleciał do figury (co jej wzgorek znany, 
Bo pod nią już od dawna upior pochowany), 
Uchylił przed nią czapki, żegnał się trzy razy 
I jak wiatr świsnął stepem z pilnymi rozkazy. 
I koń rzeski15, żadnym się urokiem nie miesza, 
Tylko parschnął16, i wierzgnął, i dalej pospiesza. 
Ciemny Boh17 po granitach srebrne szarfy snuje, 
A śmiały, wierny kozak myśl pana zgaduje — 
Szumi młyn na odnodze, i wróg w łozie szumi, 
A żwawy wierny konik kozaka rozumi18 — 
I przez kwieciste łąki, przez ostre bodiaki19 
Lżej się nie przesuwają pierszchliwe sumaki20; 
I jak strzała schylony na wysokiej kuli21, 
Czai się zwinny kozak, do konia się tuli; 
I przez puste bezdroża król pustyni rusza — 
A step — koń — kozak — ciemność — jedna dzika dusza. 
O! któż mu tam przynajmniej pohulać zabroni? 
Zginął — w rodzinnym stepie nicht22 go nie dogoni. 
  IV
Ruszaj, ruszaj, kozacze — pośpiech nakazany; 
W starym, wyniosłym zamku niemałe odmiany: 
Pan Wojewoda, z synem od dawna w rozprawie23, 
Długo teraz rozmawiał — i bardzo łaskawie; 
A jednak — żywe były urazy i zwady, 
Zatruta serc pociecha, zniszczone układy24, 
I łzy czułej rozpaczy i pychy zapału 
Płynęły — często — gorsko25 — ale bez podziału26. 
Już inaczej w tym zamku — znikły niesmak, żałość, 
Jaśnieje przepych pański, naddziadów wspaniałość; 
Już wśrzód licznego dworzan i służby orszaku, 
Grona paziów, rycerzy domowego znaku27, 
W okazałe komnaty (długo niewidziany) 
Zeszedł pan Wojewoda, bogato przybrany; 
A gdy każdy to szczęście usiłował głosić28 — 
Zdawał się więcej synem niż chlubą unosić. 
W spokojnych jego rysach29 trudno poznać znamię 
Głębokich wewnątrz uczuć; tylko dzielne ramię — 
Świetna mowa30, dla ludzi — imię znakomite — 
Co w sobie, to na zawsze dla wszystkich ukryte; 
Lecz teraz, czy z potrzeby, czy w nagłym wzruszeniu, 
W pieszczotach dawał ulgę długiemu cierpieniu; 
I gdy w cichości z synem jakąś sprawę waży, 
Widocznie — uśmiech igrał na poważnej twarzy; 
A w oczach się mignęła szybka, dzika radość, 
Jak kiedy długim chęciom już się staje zadość, 
Jak gdy w trudzącym biegu i myśli ucisku 
Spocznie kto już na chwilę — choćby na mrowisku. 
Spocznie? — oh! może tylko czoło pałające 
Położy, gdzie go żądeł czekają tysiące. 
  V
Do późnej nocy w zamku zgiełk i tętent trwały; 
Do późnej nocy trąby i wiwaty grzmiały: 
Dawny wrócił obyczaj, wspaniała ochota, 
Długie się stoły śklniły31 od srebra i złota; 
I loch pański jak serce zdawał się otwarty — 
A stary węgrzyn32 płodził nie bez duszy żarty; 
I godząc huczne tony z wesołym hałasem, 
Muzyka z swą melodią przebiła się czasem33. 
Do późnej nocy twarze — ostre — malowane — 
Przodków w długim szeregu zebranych na ścianę, 
Zdały się iskrzyć nieraz martwymi oczami 
I śmiać się do pijących, i ruszać wąsami. 
  VI
W ustach mieszka wesołość — w oczach myśl zgadnienia34 
W głębi to, w głębi serca35 robak przewinienia; 
A gdy jaka uciecha razem ludzi zbierze, 
I Pycha, i Pochlebstwo śmieją się — nieszczerze. 
Może tak w dawnym zamku — bo w rznięte podwoje36 
Już Noc zaprowadziła ciemne rządy swoje; 
Już ucichli surmacze37; Sen Szczęście osłania; 
I puszczyk z wieży zaczął grobowe wołania; 
A jeszcze — w bocznym skrzydle obszernej budowy, 
Gdzie dzielny Wojewoda wzrok orli, surowy, 
Pomarszczoną powieką w ustroniu przyciska, 
Jak w jaszczur38 kryją kamień, którym duma błyska — 
Jeszcze stuk chodu słychać — lub ciężkie westchnienia, 
W przerwanym tępotaniu39, wracają sklepienia. 
Nicht tam niezawołany wnijść się nie poważy — 
Tam jego myśl ukryta samotnie się żarzy — 
Tam może brnąć już w rozpacz, w niezwykłej niemocy, 
Depce burzliwym krokiem po ciemnościach nocy, 
Jakby w jej czarnym tchnieniu chciał gdzieś znaleźć rękę 
Krwawej, zgubnej przyjaźni — lub zgasić swą mękę! 
I gdy z gorących oczów40 sen trwożny odlata, 
I gdy mu duszną była wysoka komnata, 
Otworzył wąskie okno — patrzał czas niejaki 
Na swoje liczne hufce, rozwinięte znaki, 
Co się do nakazanej zbierały wyprawy; 
Słuchał budzącej trąby i wojennej wrzawy: 
Prychają rącze konie, brzęczą w ruchu zbroje, 
Szumią skrzydła husarzy, chcą lecieć na boje. 
Dla nich wstające słońce w różowej pościeli 
Blaskiem złotych warkoczy widokres weseli41, 
I wznosząc świetne czoło, najpierwszym spojrzeniem 
W ślniącej stali swe wdzięki postrzega z zdziwieniem; 
Dla nich pachnący wietrzyk, co swój oddech świeży 
Dmucha na włosy dziewic i pióra rycerzy; 
Dla nich gwar małych ptasząt, w żywej słodkiej nucie, 
Co z mokrych rosą dziobków wyrywa uczucie: 
Nie dla niego42 — on nie chciał na widoku zostać — 
W niknących cieniach zamku zanurzył swą postać, 
Jak te straszące mary43, które bojaźń nasza 
Widzi w bezsennej nocy — poranek rozprasza. 
  VII
Dano znak — wrzasły trąby — szczęknęły podkowy — 
Mężnego towarzysza wierny szeregowy44 
Jak cień nie odstępuje; i szybkim obrotem, 
W ciasną gotycką bramę suną się z łoskotem. 
Zagrzmiała długim echem do sklepienia drząca — 
Aż łagodniejszą ziemię45 lżej kopyto trąca; 
I ciszej, ciszej brzęcząc — już słabo — z daleka — 
Głuchy dochodzi odgłos i coraz ucieka. 
Dopiero to na polu — gdzie ogromne koło 
Wytoczyło już słońce — bujają wesoło; 
I pstrym swoim proporcem nim sławy dostąpią46, 
W żywych strumieniach światła jak orły
1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 ... 20
Idź do strony:

Darmowe książki «Maria. Powieść ukraińska - Antoni Malczewski (jak czytac za darmo ksiazki w internecie TXT) 📖» - biblioteka internetowa online dla Ciebie

Uwagi (0)

Nie ma jeszcze komentarzy. Możesz być pierwszy!
Dodaj komentarz