Darmowe ebooki » Powiastka filozoficzna » Tak toczy się światek... - Voltaire (Wolter) (biblioteka informatyczna .txt) 📖

Czytasz książkę online - «Tak toczy się światek... - Voltaire (Wolter) (biblioteka informatyczna .txt) 📖».   Wszystkie książki tego autora 👉 Voltaire (Wolter)



1 2 3 4
Idź do strony:
Podoba Ci się to, co robimy? Wesprzyj Wolne Lektury drobną wpłatą: wolnelektury.pl/towarzystwo/
IV

Wśród tego Babuk zauważył, iż pani domu, która zrazu żądała czule nowin o mężu, rozmawia pod koniec obiadu czulej jeszcze z pewnym młodym magiem16. Ujrzał, jak pewien sędzia w obecności żony zaleca się dość natarczywie do młodej wdówki; wdowa, pełna pobłażania, okoliła jedną ręką szyję dygnitarza, podczas gdy drugą podawała siedzącemu obok urodziwemu i skromnemu młodzieńcowi. Sędzina wcześniej podniosła się od stołu, aby pomówić w sąsiednim pokoju ze swym spowiednikiem, który nieco spóźnił się na obiad. Spowiednik, człowiek pełen wymowy, roztrząsał jej sumienie z taką gwałtownością i namaszczeniem, że za powrotem dama miała wilgotne oczy, rozpalone policzki, niepewny chód, głos drżący.

Wówczas Babuk zaczął się obawiać, że geniusz Ituriel ma słuszność. Dzięki talentowi, z jakim umiał jednać sobie zaufanie, stał się jeszcze tego dnia powiernikiem pani domu. Wyznała mu skłonność swoją dla młodego maga i upewniła, że we wszystkich damach Persepolisu znajdzie podobne stosunki. Babuk osądził, iż takie społeczeństwo nie może trwać: że zazdrość, niezgoda, zemsta muszą raz po raz okrywać żałobą wszystkie domy; że łzy i krew muszą tam płynąć codziennie; że z pewnością mężowie zabijają gachów żoninych lub też znajdują śmierć z ich ręki; że wreszcie Ituriel uczyni bardzo dobrze, niszcząc od jednego zamachu miasto pogrążone w nałogowym nierządzie.

V

Podczas gdy Babuk tonął w tych żałosnych myślach, zjawił się u drzwi poważny człowiek w czarnym płaszczu i zażądał pokornie rozmowy z młodym dygnitarzem. Ten, nie wstając, nie patrząc nań, z wyniosłą i z roztargnioną twarzą, wręczył mu jakieś papiery i odprawił go. Babuk spytał, kto był ów człowiek. Pani domu rzekła po cichu:

— To jeden z najlepszych adwokatów w mieście; będzie już pięćdziesiąt lat, jak studiuje prawo. Ten pan, który ma lat ledwie dwadzieścia pięć i jest satrapą prawa17 od dwóch dni, polecił mu sporządzić wyciąg z procesu, który ma sądzić jutro, a którego jeszcze nie rozpatrzył.

— Ów młody trzpiot roztropnie sobie poczyna — rzekł Babuk — iż zasięga rady poważniejszych; ale dlaczegóż samego starca raczej nie uczyniono sędzią?

— Żartuje pan! — odpowiedziała dama — nigdy ludzie, którzy posiwieli na pracowitych i podrzędnych stanowiskach, nie dochodzą do dygnitarstw. Ten młody człowiek posiadł wysoki urząd, ponieważ ma odpowiednio bogatego ojca; prawo wymierzania sprawiedliwości kupuje się tu jak folwark.

— O obyczaje! O nieszczęśliwe miasto! — wykrzyknął Babuk — to już szczyt nadużycia. Niewątpliwie ci, którzy nabyli prawo sądzenia, sprzedają swoje wyroki: wszędzie widzę tu jeno otchłań nieprawości.

Gdy tak dawał wyraz swej boleści i zdumieniu, młody wojownik, który wrócił tegoż samego dnia z pola, rzekł:

— Dlaczego pan jesteś przeciwny, aby kupowano urzędy sędziowskie? Toć ja tak samo kupiłem prawo narażania się na śmierć na czele dwóch tysięcy ludzi, którymi dowodzę. Kosztowało mnie w tym roku czterdzieści tysięcy złotych daryków, iż mogłem przez trzydzieści nocy z rzędu spać na ziemi w czerwonym kubraku i że następnie dostałem dwa tęgie postrzały z łuku, które czuję jeszcze. Jeżeli ja się rujnuję, aby służyć cesarzowi perskiemu, którego nigdy nie widziałem na oczy, satrapa sędziowskiego stolca może coś zapłacić za tę przyjemność, aby przyjmować na posłuchaniu panów procesowiczów.

Babuk, oburzony, nie mógł się wstrzymać, aby w duszy nie potępić kraju, gdzie puszcza się na handel godności władców pokoju i wojny; wyciągnął pospieszny wniosek, że ludzie muszą tu nie mieć pojęcia o wojnie i o prawach i że gdyby nawet Ituriel nie wytępił tych ludów, zginęłyby one same, a to wskutek opłakanych rządów.

Babuk utwierdził się jeszcze w swym mniemaniu na widok nowo przybyłego grubasa, który, pozdrowiwszy poufale całe zgromadzenie, zbliżył się do młodego oficera i rzekł:

— Nie mogę panu pożyczyć więcej niż pięćdziesiąt tysięcy daryków; na honor, wszystkie cła cesarstwa przyniosły mi w tym roku ledwie trzysta tysięcy.

Babuk zapytał, kto jest ów człowiek, który się skarży na tak mały zarobek; dowiedział się, iż istnieje w Persepolis czterdziestu takich plebejskich królów, którzy dzierżawią całe państwo perskie i oddają zeń coś niecoś monarsze.

VI

Po obiedzie Babuk udał się do jednej z najwspanialszych świątyń w mieście; usiadł wśród gromadki osób, przybyłych tam dla zabicia czasu. Na wysokim wzniesieniu pojawił się mag i długo mówił o występku i cnocie. Mag ów podzielił na kilka części to, czego wcale nie było potrzeba dzielić; dowiódł metodycznie rzeczy na wskroś jasnych; pouczył o wszystkim, co było dobrze wiadome. Miotał się, krzyczał, palił na zimno i wyszedł zlany potem i zziajany. Wówczas zgromadzeni obudzili się z drzemki z przeświadczeniem, iż wysłuchali wielce budującej nauki. Babuk rzekł:

— Oto, zaiste, człowiek, który dołożył wszelkich starań, aby na śmierć zanudzić paruset współbliźnich; ale intencje miał dobre; to nie byłaby racja, aby zniszczyć Persepolis.

Stamtąd zaprowadzono go na uroczystość publiczną powtarzającą się codziennie; odbywała się w rodzaju bazyliki, w głębi której widać było pałac. Najpiękniejsze obywatelki Persepolis, najznaczniejsi satrapi usadowieni w pięknym ordynku tworzyli widowisko tak piękne, że Babuk myślał zrazu, iż na tym polega cała uroczystość. Niebawem ukazało się w przedsionku pałacu parę osób wyglądających na królów i królowe. Mowa ich była bardzo różna od gwary ludu: miarowa, harmonijna i podniosła. Nikt nie spał, słuchano w głębokiej ciszy, przerywanej jedynie oznakami wzruszenia i podziwu. Powinność królów, miłość cnoty, niebezpieczeństwa namiętności odmalowane były w tak żywych i wzruszających rysach, iż Babuk nie mógł się wstrzymać od łez. Był przekonany, że ci bohaterowie i bohaterki, ci króle i królowe, przemawiający tak wzniośle, to są kaznodzieje cesarstwa. Miał zamiar nawet zachęcić Ituriela, aby się tam wybrał, pewny, iż takie widowisko pojednałoby go na zawsze z miastem.

Po skończeniu uroczystości Babuk zapragnął ujrzeć główną królową, która wygłosiła w tym pięknym pałacu tak szlachetne i czyste nauki. Kazał się zaprowadzić przed jej majestat; zawiedziono go schodkami na drugie piętro, gdzie w licho umeblowanym pokoju ujrzał równie licho odzianą kobietę. Na jego widok rzekła szlachetnym i patetycznym tonem:

— Rzemiosło, które uprawiam, nie daje mi tyle, aby wyżyć; z łaski jednego z książąt, których oto widziałeś, zostanę niebawem matką; nie mam pieniędzy na połóg, a bez pieniędzy nie ma się prawa rodzić.

Babuk dał jej sto złotych daryków, myśląc: „Gdyby tylko tyle było złego w tym mieście, Ituriel nie miałby znów o co tak bardzo się gniewać”.

Stamtąd udał się do sklepów z przedmiotami bezpożytecznego wykwintu i zbytku. Pewien niegłupi człowiek, z którym zawarł znajomość, służył mu za przewodnika. Babuk zakupił, co mu wpadło w oko; obsłużono go wielce uprzejmie, licząc towar o wiele wyżej wartości. Skoro znaleźli się w domu, przyjaciel zwrócił mu uwagę, jak bardzo go oszukano. Babuk zapisał na swoich tabliczkach imię kupca, aby go zalecić Iturielowi w dzień pokarania miasta. Podczas gdy pisał, ktoś zapukał do drzwi; był to tenże sam kupiec; odnosił sakiewkę, którą Babuk zapomniał na ladzie sklepowej.

— Jak to możliwe — wykrzyknął Babuk — by człowiek, który oto okazuje się tak szlachetnym i rzetelnym, nie miał wprzódy wstydu sprzedać mi tych fatałachów cztery razy wyżej wartości?

— Nie ma w tym mieście ani jednego wybitniejszego kupca — odparł pryncypał — który by tak samo nie odniósł panu zgubionej sakiewki. Ale oszukano pana, mówiąc, że sprzedałem ci towar cztery razy powyżej wartości: sprzedałem dziesięć razy drożej. Jest to tak dalece prawdą, iż gdybyś za miesiąc zechciał go odprzedać, nie otrzymałbyś ani dziesiątej części ceny. I to jest zupełnie słuszne; wszak ci to przelotne upodobanie publiczności stanowi cenę tych błahostek; kaprys ten wyżywia stu robotników, których zatrudniam; on to daje mi piękny dom, wygodny pojazd, konie; on podsyca przemysł, utrzymuje smak, krążenie dóbr i dostatek. Sprzedaję sąsiednim narodom też same drobnostki jeszcze drożej niż tobie i przez to jestem użytecznym państwu.

Babuk, podumawszy nieco, wymazał imię kupca ze swych tabliczek. „Ostatecznie bowiem — pomyślał — przedmioty zbytku znajdują się w obfitości jedynie wówczas, kiedy wszystkie użyteczne sztuki posiadają zbyt i kiedy naród jest liczny i dostatni. Ituriel wydaje mi się nieco zbyt surowy”.

Informacje o nowościach w naszej bibliotece w Twojej skrzynce mailowej? Nic prostszego, zapisz się do newslettera. Kliknij, by pozostawić swój adres e-mail: wolnelektury.pl/newsletter/zapisz-sie/
VII

Bardzo niepewny, co ma myśleć o Persepolis, Babuk postanowił odwiedzić magów i uczonych. „Jedni — rozumował – zgłębiają wiedzę, drudzy religię; ci może tedy okupią błędy reszty ludu”. Zaraz następnego ranka udał się do kolegium magów. Archimandryta wyznał mu, iż posiada sto tysięcy talarów dochodu z tego tytułu, iż uczynił ślub ubóstwa; jak również wykonywa18 dość rozległą władzę na mocy ślubu pokory; po czym oddał Babuka w ręce młodego braciszka, iżby go oprowadził wszędzie jak należy.

Podczas gdy braciszek pokazywał Babukowi wspaniałości tego domu pokuty, rozeszła się pogłoska, iż przybył on, aby zreformować wszystkie te przybytki. Natychmiast każdy klasztor pospieszył z odpowiednim memoriałem; wszystkie zaś przemawiały w tym duchu: „Zachowaj nasz zakon, a zniszcz wszystkie inne”. Gdyby sądzić z apologii, jaką każde wygłaszało na własną korzyść, stowarzyszenia te były wszystkie potrzebne; wedle brzmienia wzajemnych oskarżeń, zasługiwały wszystkie na unicestwienie. Podziwu godnym jest, iż nie było ani jednego, które by dla umoralnienia świata nie żądało panowania nad nim. Następnie zjawił się jakiś człeczyna, coś w rodzaju pół-maga, i rzekł:

— Są znaki, iż dzieło niebawem się spełni, albowiem Zerdust19 powrócił na ziemię. Małe dziewczynki głoszą proroctwa, każąc się szczypać szczypczykami z przodu, a ćwiczyć rzemieniem z tyłu. Jasnym jest, że świat się ma ku końcowi: czy nie mógłbyś, nim ten piękny dzień nastąpi, wziąć nas w obronę przeciw Wielkiemu Lamie20?

— Jak to — rzekł Babuk — przeciw najwyższemu kapłanowi-królowi, który rezyduje w Tybecie?

— Tak — odparł pół-mag z zaciętym uśmieszkiem — przeciw niemu.

— Wydajecie mu tedy wojnę; macież21 choć wojsko?

— Nie — odparł — ale napisaliśmy przeciw niemu kilka tysięcy grubych ksiąg22, których nikt nie czyta, i tyleż broszurek, które dajemy do czytania kobietom. Zaledwie że słyszał o nas: skazał nas po prostu na zagładę, tak jak pan domu nakazuje, aby obrano z gąsienic drzewa w ogrodzie.

Babuk zadrżał nad szaleństwem tych ludzi, którzy z zawodu uprawiali mądrość; nad intrygami tych, którzy wyrzekli się świata; nad ambicją, chciwością i pychą tych, którzy głosili wyrzeczenie i pokorę. Ostatecznie uznał, iż Ituriel ma słuszne przyczyny, aby wytępić całe to nasienie.

VIII

Wróciwszy do domu, posłał do księgarni po nowe książki, aby ukoić swe troski, oraz zaprosił na obiad paru uczonych, aby się rozerwać. Przyszło ich dwa razy więcej, niż pragnął, niby osy znęcone miodem. Pasożyty te jadły i gadały z niesłychanym pośpiechem. Chwalili dwa rodzaje osób: umarłych i samych siebie, nigdy zaś swoich współczesnych, wyjąwszy pana domu. Jeżeli któryś powiedział coś dowcipnego, inni spuszczali oczy i gryźli wargi z żalu, że nie oni. Byli mniej obłudni niż magowie, ponieważ nie mieli tak ambitnych celów. Każdy z nich marzył jedynie o posadzie lokaja i o reputacji wielkiego człowieka; rzucali sobie wzajem w twarz obelgi, które uważali za wytwór dowcipu. Zasłyszeli już co nieco o misji Babuka. Jeden prosił go po cichu o zniweczenie autora, który nie dosyć go chwalił przed pięciu laty; inny domagał się zagłady obywatela, który się nie śmiał na jego komediach; trzeci prosił o wytracenie akademii, ponieważ nie mógł się wcisnąć w jej grono. Gdy obiad się skończył, każdy z pasożytów oddalił się sam, ponieważ nie było w całej zgrai dwóch ludzi, którzy by się mogli znosić, ani zgoła mówić do siebie gdzie indziej niż u bogaczy cierpiących ich u swego stołu. Babuk osądził, iż nie byłoby wielkiej szkody, gdyby to robactwo zginęło w ogólnym spustoszeniu.

IX

Skoro się ich pozbył, zabrał się do czytania nowych książek. Poznał w nich ducha swoich współbiesiadników. Oburzeniem napełniły go zwłaszcza owe gazetki będące organem potwarzy; te archiwa złego smaku, dyktowane przez głód, zawiść i nikczemność; bezwstydne satyry, w których oszczędza się sępa, a rozszarpuje gołębia; romanse pozbawione wyobraźni, ozdobione portretami kobiet, których autor nie widział na oczy.

Rzucił w ogień wszystkie te ohydne piśmidła i wyszedł, aby zażyć wieczornej przechadzki. Przedstawiono go sędziwemu pisarzowi, który nie przybył pomnożyć liczby pasożytów. Literat ten unikał stale ciżby, znał ludzi, stykał się z nimi w miarę potrzeby i udzielał się z umiarkowaniem. Babuk zwierzył mu z boleścią refleksje nad tym, co widział i czytał.

— Czytałeś pan rzeczy niegodne tego zaszczytu — rzekł uczony pisarz — ale we wszystkich czasach, ziemiach i rodzajach od złego się roi, a dobre jest rzadkie. Gościłeś w swoim domu samą zakałę pismactwa, ponieważ we wszystkich zawodach to, co najmniej jest godne pokazywać się na oczy, to właśnie ciśnie się z największym bezwstydem. Prawdziwi mędrcy żyją między sobą, z dala od świata i zacisznie; są jeszcze śród nas ludzie i książki godne twej uwagi.

Podczas gdy tak mówił, przyłączył się do nich inny pisarz; rozmowa, która się zadzierzgnęła była tak miła i pouczająca, tak wznosząca się ponad przesądy

1 2 3 4
Idź do strony:

Darmowe książki «Tak toczy się światek... - Voltaire (Wolter) (biblioteka informatyczna .txt) 📖» - biblioteka internetowa online dla Ciebie

Uwagi (0)

Nie ma jeszcze komentarzy. Możesz być pierwszy!
Dodaj komentarz