Hugo - Juliusz Słowacki (wolna biblioteka internetowa .txt) 📖
Krótki opis książki:
Przeczytaj książkę
Podziel się książką:
- Autor: Juliusz Słowacki
- Epoka: Romantyzm
- Rodzaj: Liryka
Czytasz książkę online - «Hugo - Juliusz Słowacki (wolna biblioteka internetowa .txt) 📖». Wszystkie książki tego autora 👉 Juliusz Słowacki
Juliusz Słowacki
Hugo
Ta lektura, podobnie jak tysiące innych, jest dostępna on-line na stronie wolnelektury.pl.
Utwór opracowany został w ramach projektu Wolne Lektury przez fundację Nowoczesna Polska.
ISBN 978-83-288-3928-1
Hugo Strona tytułowa Spis treści Początek utworu I. Ucieczka II. Rycerz sądów tajemnych III. Zgon Przypisy Wesprzyj Wolne Lektury Strona redakcyjna
Hugo
Przyjaciele Wolnych Lektur otrzymują dostęp do prapremier wcześniej niż inni. Zadeklaruj stałą wpłatę i dołącz do Towarzystwa Przyjaciół Wolnych Lektur: wolnelektury.pl/towarzystwo/
I. Ucieczka
Młoda dziewica dziś w klasztornym murze
Bogu na całe poświęcona życie,
Gdy odrzucała świeże wianku róże,
Łzy z pięknych oczu płynęły obficie;
Gdy pod całunem1 legła na marmurze,
Ustało prawie drżące serce bicie;
Łzy już nie płyną, lecz bladość straszliwa
Jak w chwilę śmierci jej lica pokrywa.
Już mrok zapadał, już wieczorne chłody
Wróciły niebu barwy lazurowe2.
Przed krzyżowymi kryjąc się narody3,
Słońce skwarami utrudzoną głowę
Chowało w Morza Bałtyckiego wody;
Lecz nim się skryło w fale bursztynowe,
Zajrzało w gmachu zasępione skrzydła
Przez szyb kościelnych ciemne malowidła.
Już lud ze świętych wychodzi podwoi4,
Skończone boskich tajemnic ofiary.
Czemuż ten rycerz nieruchomy stoi,
O marmurowe oparty filary?
Twarzy nie widać, ale znać ze zbroi,
Że to obrońca chrześcijańskiej wiary.
Lecz w noc tak późną czegoż jeszcze czeka,
Gdy wszyscy wyszli, on odejście zwleka?
Stał nieruchomy, jako posąg z głazu,
Co strzeże grobów zimnego marmuru.
Tam coś mignęło? — Nie, to błysk obrazu,
Co tak pozłotą odbija od muru.
Jakiś szmer słychać? — To odgłos wyrazu
Cichej modlitwy, przyniesiony z chóru.
A rycerz zadrżał, to może ze strachu?
W tak ciemną porę! W tak posępnym gmachu!
Już księżyc wstąpił na niebieskie smugi,
I patrzał w ciche klasztoru ustronie5.
Wychodzi rycerz, z rycerzem ktoś drugi;
Oba skoczyli z pośpiechem na konie;
Pewnie miał giermka6, pazia7 do posługi;
Lecz czemuż pędzą tak spiesznie przez błonie8?
Czemuż tak prędko z bitej zeszli drogi,
Biorąc się w lasy i dzikie odłogi9?
Z początku żadnej nie wiedli rozmowy;
Starszy ostrogą zachęcał rumaka,
A potem nagle gniew gorzkimi słowy10
Wyrwał się z piersi gorącej Krzyżaka:
«Z radosnym sercem jam rzucić gotowy
Kraj ten przeklęty; chciałbym lotem ptaka
Z miejsc tych ulecieć, kędy mojej głowie
Grożą tajemnych wyroków sędziowie.
Lubię zakonu turnieje, gonitwy,
Ale nie znoszę szpiegów tajnej sprawy;
Od nich uciekam w kraje dzikiej Litwy;
Lasy mi słodsze nad ciągłe obawy.
Jagiełło z bratem tocząc krwawe bitwy,
Przyzwał nas w swoje odległe dzierżawy;
Już zamek trocki11 do niego należy,
I tam krzyżackich osadził rycerzy.
Tam ja nad braćmi zakonu przewodzę,
Śledzę Litwinów i spraszam biesiady;
A ufny w silnej i licznej załodze,
Wrogów choć licznych nie lękam się zdrady;
I sąd, co trzymał mych czynności wodze,
Puścić je musiał i stracił ich ślady.
W Litwie podstępem zdrady nie otoczy,
W Litwie nie dojrzy, choć ma bystre oczy.
Oto krzyżackie zniknęły klasztory,
I błyszczy Niemen12 szeroki przed nami!»
Zaraz się w rzekę rzucił rumak skory13,
Parskał i pianę mieszał z wód pianami.
Na drugim brzegu czerniły się bory,
Srebrnymi nocy uwieńczone mgłami.
Księżyc posępny, płonąc na zachodzie,
Długim się słupem srebrzył w Niemna wodzie.
Nim je grom spali, nim je ludzie wytną,
Piękne są bory, cudny las sosnowy!
Tysiączne kwiaty w jego głębiach kwitną,
Wiatr tajemnicze prowadzi rozmowy;
Tam dzwonki14 barwą błyszczą się błękitną,
Owdzie kobierce ściele wrzos różowy.
Przez takie bory zarośnięte wrzosem,
Prędkim tętniły kopyta odgłosem.
W pośpiechu szybko mijają rycerze
Rozległe książąt na Lidzie15 dziedziny.
Z wschodzącym słońcem witały się wieże,
Choć cień pod zamkiem zalegał doliny,
Ze słońcem jeźdźców migały puklerze16,
Słońcu nadbrzeżne kłaniały się trzciny,
Niejeden pączek przed słońcem rozkwita,
Błyszczy się ziemia kwiatami okryta.
Lecz prędko szybkie przemknęły rumaki.
Znikł obraz Lidy jak senne marzenie,
Znów ciemne bory, zarośla i krzaki,
I jednostajne rumaków tętnienie.
Słońce, przebiegłszy lazurowe szlaki,
Już za Ponary17 chowało promienie;
Już cień na ziemię spuszczał się ponury,
Gdy starszy Krzyżak wskazał zamku mury.
«Patrz! Oto pyszna Kiejstutów18 stolica,
To ich dzierżawy, kędy zajrzysz okiem.
Nad zamkiem wieża, to pogan kaplica;
Tam między gęstym kadzidła obłokiem,
Boga piorunu szczerozłote lica,
Patrzą się jasnym, brylantowym wzrokiem.
Widzisz to wielkie błękitu przestworze?
To trocki zamek! A to Trockie Morze19!»
*
Podoba Ci się to, co robimy? Wesprzyj Wolne Lektury drobną wpłatą: wolnelektury.pl/towarzystwo/
II. Rycerz sądów tajemnych
Stokroć weselsze są Malborga20 gmachy,
Niż te posępne Kiejstuta komnaty;
Ani je srebrne rozjaśniają blachy,
Ani kobierców21 złocą jasne szaty.
Sala zamkowa jak głuche więzienie,
Wiatr po niej szumi i wolno przewiewa,
Jej głębie wieczne zalegają cienie;
A setne z ziemi wybiegłszy filary,
To się zrastają jak altany drzewa,
To się znów dzieląc na setne konary,
Wspierają różnie łamane sklepienie;
A okna cięte w gwiazd rozlicznych wzory
W dzień dają światło słabe jak o świcie,
Inne, okrągłe lśnią w tęczy kolory,
Dziś okna, jutro strzelnice w potrzebie.
A jedno w sklepień zasępionych szczycie,
Tak błyszczy z dala, jak miesiąc22 na niebie.
Choć noc głęboka, choć w tak późnej chwili,
Jeszcze się lampa w ciemnym gmachu pali;
I dwaj rycerze czuwają na sali,
Dwaj, którzy wczoraj jeszcze z Prus przybyli.
Starszy miał szyszak23 i pancerz stalowy,
I płaszcz szeroki z wizerunkiem krzyża;
A ile razy do światła się zbliża,
Na piersiach miga krzyż dyjamentowy24,
I miecz u boku obosieczny, długi.
Znam go! To komtur25 zakonu krzyżaków,
To młody Hugo... Lecz kto jest ten drugi!
Ile z widocznych poznać mogłem znaków,
Nie miał on jeszcze ostrogi rycerza,
Ani swej piersi krył ciężką kolczugą26;
Ubiór miał pazia, lecz pan mu się zwierza,
Pan z nim rozmawia nie tak jak ze sługą.
Słowa Hugona skryte, tajemnicze;
Często na pazia spogląda oblicze.
Bo też oblicze tak piękne, czarowne,
Spojrzenie pazia tak czułe, dobitne,
I oczy jasne jak niebo błękitne,
Ćmią długie rzęsy, gdy nadto wymowne;
Włos jego spływa w złociste pierścienie,
Ale na twarzy smutek, zamyślenie.
Jakiż to rycerz w tę porę przybywa?
Czarną miał ściśle zamkniętą przyłbicę27,
I czarny pancerz i naramiennice28.
Olbrzymią postać żelazo okrywa,
Schylił się wchodząc pod wielkie filary,
Stanął w milczeniu i załamał dłonie.
«Czegoś tu przyszedł?» rzekł Hugo ponuro,
«Czyś jest brat rycerz chrześcijańskiej wiary?
Co mi przynosisz?» «Twoją śmierć, Hugonie!»
Czoło komtura okryło się chmurą,
I rzekł do siebie: «Wybadać go muszę»...
«Twa mowa, bracie, śmiercią mi zagraża?
Czyliś gdzie widział Bodelszwingu gruszę?
Czyli z Saudkirchen powracasz cmentarza?»29
Na te nazwiska rycerz spuścił dłonie,
I milcząc, tylko dwakroć głowę skłonił...
Pielęgnowany troskliwie w wazonie
W oknach zamkowych kwiat róży się płonił.30
Zerwał go Hugo i rycerza bada;
A rycerz milczy, milcząc wziął kwiat róży,
Do piersi niesie i do ust przykłada.
Czoło Hugona posępniej się chmurzy,
Zgasły na licu rumieńca szkarłaty;
Ale dowodów jeszcze nowych szuka.
«Powiedz, rycerzu, czyliś jest bogaty?
Gdzie twoi bracia? Gdzie twoja rodzina?»
«Bogactwem moim jedna złota sztuka,
Bogactwem moim są trzy miary wina31;
A brat mój tutaj na mieczu wyryty;
W jednej ma ręce wieniec z róż uwity,
A w drugiej sztylet, co w krwi wroga tonie.
Tacy rycerze są braćmi moimi,
Taka rodzina jest w Czerwonej ziemi32,
Czy dosyć na tym? Czy znasz mnie, Hugonie?
Znasz mnie! I dom mój, i moją rodzinę.
Słuchaj więc, krótkie są wyroku słowa:
Zbrodnia spełniona i kara gotowa.
Znasz wielkość zbrodni, umrzesz za godzinę!
A ty! co pazia pożyczasz ubioru,
Ażeby kazić ludzi świętej wiary;
Tam, skąd przybyłaś, wracaj do klasztoru,
Tam cię czekają wstyd, hańba i kary.»
Wyszedł, a Hugo jak ze snu się zbudził.
«Czy słyszysz, luba, odgłos jego kroków?
Słyszysz! To poseł okropnych wyroków!
On mi śmierć przyniósł, gdym się szczęściem łudził.
O, łatwiej, łatwiej było skonać wczora,
Dziś szczęśliwemu trudniej mi umierać.
Patrz! Księżyc zaczął przez szyby przezierać,
Słyszysz, jak szumią tam fale jeziora;
Księżyc mnie żegna, żegnają mnie fale.
A sen mój jaki będzie za godzinę?...
Lecz próżno! Próżno! Ja marnie nie zginę!
Mieliżby życiem zarządzać zuchwale?
Czekaj tu, Blanko, zostawiam w tej sali
Ten płaszcz, on w boju plątałby mi dłonie,
Ten hełm z piórami z nadto kruchej stali,
I miecz ten nadto lekki na ich głowy.
Weź, moja luba, i krzyż brylantowy,
On długo, długo błyszczał mi na łonie,