Kuszenie świętego Antoniego - Gustaw Flaubert (nasza biblioteka TXT) 📖
„Kuszenie św. Antoniego”, określane jako dramat, poemat prozą lub powieść, wyróżnia się nie tylko syntezą form. Dla Flauberta było to „dzieło całego mojego życia”. Pracował nad nim przez ćwierć wieku, od pierwszej, naznaczonej pesymizmem wersji, ukończonej w roku 1849, po trzecią i ostateczną, opublikowaną w roku 1874. Powstały tekst równie jak obrazy fascynuje bogatą i żywą wizją pokus, z jakimi mierzy się pustelnik. Przewijający się przed Antonim oszałamiający korowód przedstawicieli rozmaitych wyznań wczesnochrześcijańskich, gnostyckich, manichejskich, herezjarchów i cudotwórców, prezentujących różnorodne poglądy na Boga i świat, wir wiar, bogów, fantastycznych istot i potworów zmusza go do zmierzenia się z brakiem pewności co do wiary i wiedzy.
- Autor: Gustaw Flaubert
- Epoka: Pozytywizm
- Rodzaj: Epika
Czytasz książkę online - «Kuszenie świętego Antoniego - Gustaw Flaubert (nasza biblioteka TXT) 📖». Wszystkie książki tego autora 👉 Gustaw Flaubert
Cała Azja zresztą może ci powiedzieć...
ANTONIJestem chory. Opuśćcie mnie!
DAMISSłuchajże. Z Efezu widział on zabójstwo Domicjana210, który był w Rzymie.
ANTONICzy to możliwe?
DAMISTak, w teatrze, w jasny dzień, czternastego dnia kalend październikowych211 nagle wykrzyknął: „Zabijają Cezara!” I od czasu do czasu dodawał: „Upadł na ziemię! O, jakże walczy! Podniósł się, chce uciekać; drzwi zamknięte; skończyło się! Oto umarł!” I tegoż dnia, jak wiesz, Tytus Flawiusz Domicjan w istocie został zamordowany.
ANTONIBez pomocy diabła zapewne.
APOLONIUSZDomicjan chciał mnie zgładzić ze świata. Damis uciekł z mego rozkazu i ja zostałem sam w więzieniu.
DAMISByła to wielka śmiałość, trzeba przyznać.
APOLONIUSZPo pięciu godzinach żołnierze zaprowadzili mnie przed sąd. Miałem mowę całą przygotowaną, ukrytą w płaszczu.
DAMISByliśmy na brzegu Puzzoli212. Sądziliśmy, żeś martwy i płakaliśmy. Gdy oto o godzinie szóstej zjawiłeś się nagle i rzekłeś: „Otom jest”.
ANTONIJak On!
DAMISZupełnie.
ANTONIO, nie, wy kłamiecie, nieprawdaż, wy kłamiecie!
APOLONIUSZOn zestąpił z Nieba. Ja zaś idę do nieba, dzięki mej cnocie, która mnie podniosła do wysokości Zasady.
DAMISTyana, jego miasto rodzinne, na jego cześć wysławiła świątynię z kapłanami.
APOLONIUSZBo ja znam wszystkich bogów, wszystkie rytuały, wszystkie modlitwy, wszystkie wyrocznie. Przeniknąłem do jaskini Trofoniusza213, syna Apollona! Syrakuzankom przygotowałem opłatki, które one noszą na góry! Przeszedłem osiemdziesiąt prób Mitry214! Przyciskałem do piersi węża Sabazjusza215, otrzymałem wstęgę Kabirów, wykąpałem Kybele216 w wodach przystani kampańskich i trzy miesiące przebyłem w jaskiniach Samotraki217.
DAMISAch, ach, tajemnice dobrej bogini!
APOLONIUSZA teraz rozpoczynamy pielgrzymkę na nowo. Idziemy na północ do krainy łabędzi i śniegów. Na białej równinie ślepe hippopody218 poruszają końcem swych kopyt roślinę zamorską.
DAMISPójdź, oto jutrznia. Kogut zapiał, koń rży, żagle rozpięte.
ANTONIKogut nie zapiał. Słyszę świerszcza w piasku i widzę księżyc nieruchomy na niebie.
APOLONIUSZIdziemy na południe poza góry i wielkie morza, szukać w zapachach istoty miłości. Poznasz woń myrrodionu, od której umierają słabi. Kąpać się będziesz w jeziorze oliwy różanej, na wyspie Junonii219. Zobaczysz śpiącą na pierwiosnkach jaszczurkę, która się budzi w wieku, gdy z czoła jej opada dojrzały karbunkuł. Gwiazdy drżą, jak oczy, kaskady śpiewają jak liry; upojenia tchną z rozkwitłych kwiatów. Duch twój się rozszerzy aromatem powietrznym, zarówno w twoim sercu, jak i na obliczu.
DAMISMistrzu, czas w drogę. Wiatr szumieć zaczyna, jaskółki się budzą, liść mirtu uleciał.
APOLONIUSZTak, idźmy!
ANTONIJa zostaję.
APOLONIUSZChcesz bym ci powiedział, gdzie kwitnie roślina balis, która wskrzesza umarłych?
DAMISPytaj go lepiej o androdamas, który przyciąga srebro, spiż i żelazo.
ANTONIO, jakże ja cierpię, jak cierpię!
DAMISZrozumiesz głosy wszystkich istot, wycie i gruchanie.
APOLONIUSZNauczę cię jeździć na jednorożcach, smokach, hipocentaurach220 i delfinach.
ANTONIOch, och, och!
APOLONIUSZPoznasz demony, które zamieszkują jaskinie, które przemawiają w lasach, które poruszają fale, które poruszają obłoki.
DAMISZwiąż swój pas, zapleć sandały.
APOLONIUSZWytłumaczę ci przyczyny kształtów boskich: dlaczego Apollon stoi, Jowisz siedzi, dlaczego Wenus jest czarna w Koryncie, kwadratowa w Atenach, stożkowata w Pafos221.
ANTONINiech idą, niech idą!
APOLONIUSZZerwę wobec ciebie pancerze bogów, zdruzgoczemy ołtarz najświętszy; jeżeli zechcę, będziesz mógł zgwałcić Pytię.
ANTONINa pomoc, Panie!
Jakie twe pragnienie? twoje marzenie? Spiesz, mów!
ANTONIRatuj mnie, o Chryste Panie, ratuj o Jezu!
APOLONIUSZCzy chcesz, abym ci wywołał tu Jezusa?
ANTONICo, jak?
APOLONIUSZTo będzie on, nikt inny. Zrzuci swą koronę i będziemy rozmawiali ze sobą oko w oko.
DAMISPowiedz, że chcesz, powiedz, że bardzo pragniesz tego!
Uspokój się, dobry pustelniku! Drogi, święty Antoni, człowieku czysty, człowieku znakomity, człowieku, którego nigdy się dość nie nachwali! Nie lękaj się; to sposób mówienia nieco przesadny, wzięty ze wschodu. To zresztą nie przeszkadza...
APOLONIUSZZostaw go, Damisie! Wierzy on sposobem nieokrzesanym w rzeczywistość zjawisk. Bojaźń bogów przeszkadza mu ich zrozumieć, a swojego sprowadza do poziomu zazdrosnego króla! Ty, synu mój, nie opuszczaj mnie!
Ponad całym zbiorowiskiem form, daleko poza ziemią, wysoko poza niebem, znajduje się świat Idei, przepełniony Słowem! Jednym skokiem przebędziemy całą przestrzeń; i pojmiesz Wiekuistość, Absolut, Byt, w całej ich nieskończoności. Podaj mi rękę. Płyńmy!
Ten starczy za całe piekło!
Nabuchodonozor tak mnie nie oszołomił! Ani królowa Saby tak mnie głęboko nie oczarowała. Jego sposób mówienia o Bogach budzi chęć ich poznania. Przypominam sobie, żem setki ich widział naraz, na wyspie Elefantynie222 za czasów Dioklecjana. Cesarz ustąpił nomadom wielki kraj z warunkiem, aby granic strzegli, i umowę zawarto w imię „Potęg niewidzialnych” gdyż bogowie każdego ludu byli innym ludom nieznani.
Barbarzyńcy sprowadzili swoje bóstwa. Zajęli oni wzgórze piaszczyste nad brzegiem rzeki. Trzymali swe bałwanki na ręku niby wielkie dzieci paralityczne lub też płynąc śród katarakt na pniu palmowym, z dala pokazywali amulety na swych szyjach i wypukłe rysunki na piersiach. I nie jest to bardziej zbrodnicze od religii Greków, Azjatów i Rzymian.
Gdym zamieszkał świątynię w Heliopolis223, przyglądałem się często obrazom na murach: sępy z berłami w szponach, krokodyle grające na lirze, postaci ludzkie z ciałem wężów, kobiety o twarzy krowiej224 w pokłonach wobec bóstw ityfallicznych225, a ich formy nadprzyrodzone nęciły mnie ku innym światom. Chciałbym zrozumieć, co widzą te spokojne oczy...
Aby materia mogła tyle mieć potęgi, musi zawierać ducha. Dusza bogów wiąże się z tymi obrazami.
Wyobrażenia o pozorach pięknych mogą czarować... Ale inne... ohydne, straszliwe — jakże w to wierzyć?...
I oto przechodzą po ziemi liście, kamienie, muszle, gałęzie drzew, niewyraźne wyobrażenia zwierząt, dalej rodzaj karłów puchlinowatych... To bogowie. Antoni śmiechem wybucha.
Inny śmiech słychać za nim i staje przed nim Hilarion za pustelnika przebrany, większy niż przedtem, ogromny.
ANTONIJakże głupim być trzeba, aby to ubóstwiać!
HILARIONIstotnie niezmiernie głupim!
Wówczas defilują przed nimi bałwany wszystkich narodów i wszystkich wieków: drewniane, kruszcowe, granitowe, pierzaste, skórzane... Najstarsze przedpotopowe bóstwa znikają pod morszczynem zwisającym jak grzywy. Niektóre, zbyt długie w stosunku do podstaw, pękają w kolanach i łamią biodra w pochodzie. Innym piasek się sypie dziurami z wnętrzności.
Antoni i Hilarion bawią się niezmiernie i od śmiechu trzymają się za boki.
Następnie idą bóstwa o twarzy baraniej. Kuleją na wykrzywionych ku wewnątrz nogach, otwierają powieki i jąkają się jak niemi: „Ba, ba, ba!” W miarę jak się zbliżają do ludzkiej postaci, bardziej gniewają Antoniego. Uderza je rękami i nogami, wścieka się na nie.
Bogi stają się straszne: mają wysokie pióropusze, oczy jak bąble na wodzie, ramiona zakończone szponami, szczęki rekina. I wobec tych bogów kapłani zabijają ludzi na ołtarzach kamiennych; innych miażdżą w kadziach, tratują pod kołami, przybijają do drzew. Jest jeden bóg z żelaza rozpalonego do czerwoności, o rogach byka — pożeracz dzieci.
ANTONIO zgrozo!
HILARIONAle bogowie żądają zawsze męczarni... Nawet twój chciał...
ANTONIO, nie kończ, milcz!
Obwód skał zmienia się w dolinę. Stado wołów szczypie nędzną trawę.
Pasterz prowadzący je obserwuje obłoki i rzuca w powietrze głosem ostrym słowa rozkazujące.
HILARIONPotrzebując deszczu, stara się on zaklęciem zmusić króla niebios, aby otworzył chmurę płodotwórczą.
ANTONICo za marna pycha!
HILARIONA po cóż ty robisz egzorcyzmy?
Dolina staje się mlecznym morzem, nieruchomym, bezgranicznym.
Po środku płynie długa kołyska złożona z węzłów olbrzymiego węża, którego wszystkie głowy, chyląc się jednocześnie, ocieniają boga uśpionego na jego ciele...
Bóg jest młody, bezbrody, piękniejszy niż dziewczyna i pokryty przezroczystymi zasłonami. Perły jego tiary świecą łagodnie jak księżyce, szkaplerz z gwiazd kilkakrotnie jego pierś otacza. Jedną rękę ma pod głową, drugą wyciągnął przed siebie, odpoczywa z twarzą marzącą i upojoną.
Kobieta w kucki siedząc u jego nóg, czeka na jego przebudzenie.
HILARIONTo dwoistość pierwotna Brahmanów226 — Absolut niewyrażający się w żadnej postaci.
Patrzcie, co za pomysł...
HILARIONOjciec, Syn i Duch Święty podobnież jedną stanowią osobę.
Trzy głowy się uchylają,trzej wielcy bogowie228 się ukazują.
Pierwszy jest różowy; gryzie wielki palec swej nogi.
Drugi jest niebieski; porusza czworo swych ramion.
Trzeci jest zielony; nosi naszyjnik z czaszek ludzkich.
Naprzeciw nich natychmiast powstają trzy boginie229: jedna owinięta trzciną, druga z kielichem w ręku, trzecia z łukiem.
Bogowie i boginie łączą się ze sobą, mnożą się w dwoje, w czworo, w dziesięcioro, na ich barkach wyrastają ramiona; na końcu ramion ręce trzymają chorągwie, topory, puklerze, miecze, parasole, bębny. Wodotryski biją z ich głów, trawy zakwitają w ich nozdrzach.
Wierzchem na grzbiecie ptaków, kołysząc się w palankinach230, siedząc na złotych tronach, stojąc w gniazdach z kości słoniowej, marzą, wędrują, rozkazują, piją wino, wdychają zapach kwiatów. Tanecznice wirują, olbrzymy ścigają potwory, u progu do jaskiń samotnicy rozmyślają. Nie podobna już odróżnić źrenic od gwiazd, chmur od chorągwi. Pawie poją się u źródeł złotego pyłu, haft namiotów miesza się z cętkami lampartów, barwne promienie krzyżują się na błękitnym powietrzu ze strzałami wyrzucanymi z łuków i z kadzidłem kołyszącym się na dymnych ołtarzach.
I wszystko to rozwija się niby wielka płaskorzeźba podstawą oparta na skałach i aż do nieba wchodząca.
ANTONICo za niezmierna liczba! I czegóż oni chcą?
HILARIONTen, co brzuch sobie skrobie trąbą słoniową, to Bóg słoneczny, dawca mądrości.
Ten drugi, którego sześć głów dźwiga wieżyce, a czternaścioro ramion dziryty, to książę wojsk, Ogień-pożeracz.
Starzec wierzchem jadący na krokodylu obmywa na brzegu dusze umarłych. Dręczyć je będzie ta kobieta czarna o zębach zgniłych, władczyni piekieł.
Wóz ciągniony przez kobyły czerwone, którymi kieruje woźnica bez nóg, w pełni lazuru, wiezie boga słońca. Bóg-miesiąc mu towarzyszy, w lektyce, zaprzężonej w trzy gazele.
Klęcząc na grzbiecie papugi, bogini Piękna231 pokazuje Kandarpie232, synowi swemu, okrągłe swoje ramiona. Oto spójrz dalej skacze ona z radości po łąkach. Patrz, patrz! Przystrojona olśniewającą mitrą, biega po niwach, po falach, ulatuje w powietrze, rozpływa się wszędzie.
Śród tych bogów siedzą geniusze wiatrów, planet, miesięcy, dni... Sto tysięcy innych... A ich postacie są rozmaite, ich przeobrażenia szybsze od błyskawicy. Patrz — ów z ryby naraz staje się żółwiem, przybiera ryj dzika, wzrost karła...
ANTONII po cóż?...
HILARIONAby stworzyć równowagę, aby zwalczyć zło... Ale życie się wyczerpuje, kształty się zużywają, a byty muszą się doskonalić przez przeobrażenia.
siedzący na piasku, ze skrzyżowanymi nogami. Wielki nimb drga zawieszony za nim. Małe loki jego czarnych włosów o odcieniu błękitnym symetrycznie okrążają wypukłość na czubku jego czaszki. Bardzo długie jego ramiona zwieszają się po linii boków. Otwarte dłonie spoczywają płasko na udach. Podeszwę jego stóp ozdabia rysunek dwóch słońc. Trwa nieruchomo naprzeciw Antoniego i Hilariona ze wszystkimi bogami dokoła, uszczeblonymi na skałach niby na stopniach amfiteatru.
Usta jego się otwierają i głosem głębokim mówi:
Jestem panem wielkiej jałmużny, ochroną stworzeń, a wiernym jako i niewtajemniczonym wykładam zakon233.
By świat wyzwolić, chciałem się urodzić śród ludzi. Bogowie płakali, gdy ich opuszczałem.
Szukałem naprzód niewiasty jak przystoi: z rasy wojowniczej, małżonki królewskiej, bardzo dobrej, nader pięknej, o pępku głębokim, o ciele twardym jak diament... i w czasie pełni bez pomocy mężczyzny wszedłem do jej łona. Wyszedłem prawym bokiem. Gwiazdy się zatrzymały.
HILARION„A gdy ujrzeli, że gwiazda się zatrzymała, poczuli radość ogromną”234.
Z głębi Himalajów stuletni zakonnik przybył, aby mnie zobaczyć.
HILARION„Człowiek imieniem Symeon, który miał nie umrzeć, póki nie ujrzy Chrystusa”236.
BUDDAPosłano mnie do szkoły; wiedziałem więcej, niż doktorzy.
HILARION„...Śród doktorów; a ci, co go słuchali, byli zdumieni jego mądrością”237.
Nieustannie rozmyślałem w ogrodach. Cienie drzew się odwracały, ale cień drzewa, pod którym ja spoczywałem, był nieruchomy.
Nikt mi nie mógł wyrównać w znajomości pisma, w wyliczaniu atomów, w kierowaniu słoni, w obrabianiu wosku, astronomii, poezji, walce na pięści, we wszystkich ćwiczeniach i sztukach.
By się przystosować do obyczaju ludzkiego, pojąłem małżonkę. I przebywałem dni w swym
Uwagi (0)