Dwa lata pracy u podstaw państwowości naszej (1924-1925) - Władysław Grabski (polska biblioteka internetowa .txt) 📖
Wspomnienia Władysława Grabskiego, dwukrotnego prezesa rady ministrów II Rzeczpospolitej, obejmujące okres jego premierostwa w latach 1923–25 — czas reformy walutowej i powstania Banku Polskiego.
Treść jest próbą podsumowania własnych działań w perspektywie szerokiej oceny ówczesnej sytuacji geopolitycznej, a przede wszystkim uzasadnienia koniecznych z punktu widzenia Grabskiego zmian. Potrzeba usprawiedliwienia wynikała z reakcji społecznych — strajki i wzrost bezrobocia sprawiły, że reformy rządu nie były postrzegane jednoznacznie pozytywnie. Skomplikowana sytuacja w województwach wschodnich i relacje z mniejszościami narodowymi, podpisanie konkordatu ze Stolicą Apostolską, kulisy polityki — to tylko niektóre z tematów poruszanych w tekście Grabskiego, powstałym już po złożeniu jego rezygnacji ze stanowiska szefa rządu, w roku 1927.
- Autor: Władysław Grabski
- Epoka: Dwudziestolecie międzywojenne
- Rodzaj: Epika
Czytasz książkę online - «Dwa lata pracy u podstaw państwowości naszej (1924-1925) - Władysław Grabski (polska biblioteka internetowa .txt) 📖». Wszystkie książki tego autora 👉 Władysław Grabski
Tymczasem wyniki budżetowe 1925 r. kształtowały się dużo gorzej, niż to można było, sądząc po wynikach ostatniego kwartału 1924 r., przypuszczać. Przedewszystkiem styczeń wykazał wydatków 203,8 milj. zł., łącznie z wydatkami z okresu ubiegłego roku, tak zwanego ulgowego. Ponieważ tenże miesiąc, dał dochodów 140,1 milj., pochłonął więc on w ten sposób wszystkie rezerwy kasowe z 1924 r. Wprawdzie wydatki styczniowe odnosiły się w dużej mierze do okresu 1924 roku, ale nie zmniejszyło to tego stanu rzeczy, że rezerwy kasowe w ten sposób zbyt szybko topniały. Ponieważ zaś zostały one w znacznym stopniu ulokowane w Banku Gospodarstwa Krajowego i Rolnym, więc na wycofanie ich nie można było rachować. Jako rezerwa na cały szereg ciężkich miesięcy 1925 r. pozostawał tylko bilon i bilety skarbowe, przewidziane w budżecie.
Rok 1924 wykazał, że wpływy skarbowe jesienne zdolne są przekroczyć wydatki tego okresu, że więc w pierwszych trzech kwartałach można wyczerpywać zapasy kasowe rachując, że się je w kwartale czwartym znów uzupełni. Ale jak duże powinny być te zapasy, tego trudno było przewidzieć.
Zapasy jakiemi rozporządzaliśmy były jak widzieliśmy nie wielkie: było to 103 miljonów złotych, znajdujących się w kasach skarbowych oraz w bankach rządowych i w Banku Polskim. Z tego 60 miljonów poszło w styczniu na rachunek przeważnie 1924 r., reszta była to suma oczywiście zupełnie nie wystarczająca. Właściwie zatem po obliczeniu tego, co w styczniu i lutym trzeba było wydać na rachunek roku poprzedniego, cała przewyżka dochodów 1924, na którą można było liczyć w 1925 roku, wyniosła 50 miljonów złotych.
Jako dalszy zapas wolno było i należało uważać ilość bilonu i biletów, które Ministerstwo Skarbu miało prawo w myśl ustawy wypuścić i z których część znaczną, ale nie wszystko, budżet 1925 przewidział i upoważnił do wydania. Rezerwa ta była bardzo mała. Ale niezależnie od tego, że rezerwy na 1924 r. były skromne, bo niedosięgały jednomiesięcznego budżetu, najgorszem było to, że rezerwy te były w formie zupełnie niewłaściwej: z jednej strony były one w lokatach bankowych, płatnych nie wcześniej niż na jesieni 1925 r., z drugiej w biletach skarbowych, a więc jedna i druga forma były bardzo w momentach krytycznych zawodne i nieodpowiednie, jak to się później okazało.
W takiej sytuacji było rzeczą bardzo z mej strony nieopatrzną, że zgodziłem się, ażeby pożyczkę Dillona przeznaczyć na potrzeby gospodarcze, na które miała być natychmiastowo użyta. Powinienem był żądać, by pożyczka ta stanowiła rezerwę kasową, aż do okresu jesiennego. Dillonowi było to wszystko jedno, gdyż on żadnej kontroli nad użyciem funduszu nie wymagał. Jak się później okazało, spodziewane wpływy skarbowe nie dopisały. Bank Gospodarstwa Krajowego i Rolny lokat rządowych nie oddały, a pożyczka Dillonowska była wydana na kredyty budowlane. W dodatku apetyty kredytowe były tak duże, że nie zostały zaspokojone przez użycie tej pożyczki. Najlepszem użyciem pożyczki było zatrzymanie jej w zapasie skarbowym i wypożyczenie jej bankom rządowym w momencie zwrotu lokat rządowych. Wtedy niepotrzebną okazałaby się emisja biletów zdawkowych, jaka na jesieni nastąpiła z konieczności.
Nowy kurs mojej polityki gospodarczej, który trwał w ciągu całego pierwszego kwartału 1925 r. był niewątpliwie błędem, biorąc ze stanowiska odległych jej skutków. Zwiększona działalność kredytowa na korzyść życia gospodarczego, zwiększała niewątpliwie nie tylko produkcję, ale i zdolność konsumpcyjną społeczeństwa. A konsumpcja ta, nadmierna jak na rok nieurodzaju, stawała się czynnikiem zabójczym.
Nowy kurs mojej polityki był ustępstwem z mojej strony, uczynionym opinji publicznej. Na szczęście spostrzegłem się, że zrobiłem krok fatalny i że potrzeba wrócić do polityki twardej ręki.
Nie ustawały w stosunku do mnie petycje i delegacje o kredyty, a jednocześnie mnożyła się w całym kraju ilość samochodów prywatnych, ruch uliczny w Warszawie ożywiał się z miesiąca na miesiąc i śladów depresji, wywołanej klęską nieurodzaju, nie było wcale w głównych ośrodkach widać. Obcokrajowcy podziwiali, jak wielce ożywił się ogólny wygląd kraju.
Zorjentowałem się, że kontynuując politykę dogadzania społeczeństwu, popełniam błąd, który może mieć skutki fatalne. Od drugiego kwartału 1925 roku zrobiłem nowy zwrot w polityce gospodarczej, zwrot, idący po linji obrony naszego bilansu handlowego przez zmniejszenie importu.
Dawniejszym mojem hasłem było: powiększać eksport. Hasło to było słuszne, zdrowe i racjonalne pod tym warunkiem, by społeczeństwo było silne i zdrowe. Myślałem, że przy pomocy kredytów siły i zdrowie wzmocnię. Ale przekonałem się, że na to rachować nie można, że tą drogą szybkich rezultatów nie otrzymam, więc postanowiłem zastosować inne środki i spotęgować działanie ceł w kierunku zmniejszenia importu, oraz wzmódz utrudnienia paszportowe.
Ten mój nowy zwrot w polityce gospodarczej, który zaczął się na wiosnę 1925 r., uznany został następnie za spóźniony. Oczywiście, że gdyby on nastąpił o całe pół roku lub rok wcześniej, byłoby lepiej. Ale trzeba sobie uświadomić, że zwrot ten w każdym razie dokonałem wcześniej, niż opinja publiczna, niż Sejm, lub prasa. Przez dokonanie tego zwrotu wykazałem, że na niebezpieczeństwa walutowe zareagował rząd wcześniej znacznie, niż Bank Polski. Rząd już w kwietniu skasował ulgi celne dla przedmiotów pierwszej potrzeby, jak tanie ubrania, bieliznę i obuwie, zaprowadził nowe restrykcje paszportowe, a w maju wprowadził podwyżki celne na większość produktów importowych, podczas gdy Bank Polski dopiero w czerwcu zaczął zmniejszać emisję swoich banknotów, a na zmniejszenie kredytów wekslowych poszedł dopiero w sierpniu, gdy było po niewczasie.
Obok fatalnych wyników bilansu handlowego, na zmianę kursu mojej polityki gospodarczej na wiosnę 1925 r. wpłynęła świadomość potrzeby przygotowywania się naszego do możliwości wypowiedzenia nam wojny celnej przez Niemcy. Część pożyczki Dillonowskiej została z góry zarezerwowana na budowę linji kolejowej, skierowującej transport węgla górnośląskiego przez terytorjum wyłącznie polskie. Ale o wojnie celnej z Niemcami będziemy mówili osobno.
Sprawy polityczne w pierwszej połowie 1925 r. Konkordat. Mniejszości słowiańskie. Strejki rolne i reforma rolna
Wspomniane przezemnie przesunięcie się gabinetu na lewo, jako skutek rozpraw sejmowych na jesieni 1924 r. miało swój wyraz w powołaniu na Ministra pracy p. Sokala, oraz na wicepremjera posła Thugutta, co nastąpiło 17 listopada. Słabą kontrwagą na korzyść prawicy, było powierzenie stanowiska wiceministra spraw wewnętrznych posłowi Smulskiemu, w miesiąc później (24 grudnia). Czuł się on zbyt zależnym na tem stanowisku, by módz przeprowadzać swój punkt widzenia, od którego nie chciał odstępować, mając swoje wyrobione poglądy. Wolał przeto po paru miesiącach ustąpić. Wtedy wytworzył się tak jednostronny skład rządu, że, dla wyrównania jego charakteru politycznego, koniecznem było powołać na stanowisko ministra oświaty mego brata Stanisława (25 marca 1925 r.). W ten sposób w rządzie znaleźli się wybitni przedstawiciele dwóch krańcowych skrzydeł: lewicy i prawicy.
Jako koncepcja rządów nie było to pójście po linji bezpartyjności, a więcej międzypartyjności. Dla utrzymania równowagi w Sejmie był to sposób dobry. Dla pracy twórczej państwowej sposób ten był już trudniejszym.
Co jednak właśnie musi być uwzględnione to to, że znalezienie się w jednym gabinecie przedstawicieli tak krańcowo usposobionych stronnictw nie było dziełem jedynie kombinacyj taktycznych, a wynikiem dążenia do umożliwienie twórczej pracy państwowej. Przed wejściem do gabinetu brat mój dobrze zasłużył się państwu i wykazał wobec wszystkich stronnictw swoje walory męża stanu przez ułożenie i przeprowadzenie ze Stolicą Apostolską Konkordatu, oraz przez przygotowanie i ułożenie wraz z Thugutem ustaw językowych, tyczących się mniejszości narodowych słowiańskich.
W sprawie stosunku do mniejszości położony został jeden z pierwszych fundamentów myśli państwowych, twórczych i realnych w postaci ustaw językowych, które przeszły w Sejmie przy zupełnie niezwykłej harmonji i zgodności zapatrywań ogromnej większości głosów polskich zarówno z prawicy, jak z lewicy. Ustawy te stały się dowodem, że jest rzeczą możliwą ustalić państwowy, a nie partyjny punkt widzenia na tak trudne zagadnienie, jak polityka kresowa. Szkoda tylko, że wzięta wówczas linja nie znalazła później swojej konsekwentnej kontynuacji. Dalszym krokiem na tej drodze był kompromis z żydami, ale sprawa ta nie miała tak przemyślanego charakteru, jak ustawy językowe i nosiła cechy więcej próbnych posunięć, niż twórczej pracy organiczno państwowej.
Wielkie znaczenie ma dla Polski to, że ze Stolicą Apostolską zawarty został konkordat wcześniej, niż zrobili to Niemcy i Litwa. Stało się to jedynie dzięki bardzo umiejętnemu wzięciu się do tej sprawy przez brata mego Stanisława, zanim został ministrem Oświaty. Wszyscy byli przekonani, że układy o konkordat trwać muszą lata całe. Brat mój zdołał je przeprowadzić w parę miesięcy. Sprawy natury ogólno politycznej zostały w konkordacie ułożone ze znacznemi korzyściami dla Polski. Stosunek władzy kościelnej do rządowej również czyni zadość wszystkim postulatom nowoczesnej państwowości. W Sejmie konkordat przeszedł dość łatwo. Część duchowieństwa była niezadowolona i to niesłusznie. Konkordat polski jest dobrem dziełem prawniczem i doskonałem dziełem politycznem.
Opinja, że rząd mój ograniczył się do spraw finansowych, była błędną. — W trudnych dziedzinach wyżej wyłożonych dokonał rzeczy poważnych, w sposób sprawny i fachowy.
W zagadnieniach socjalnych widziałem, że dokonać rzeczy programowych było rzeczą na razie niemożliwą. — Miałem bolesne doświadczenie, jak Sejm potraktował sprawę świąt w sposób polegający na dogadzaniu skłonnościom społeczeństwa do próżniactwa. Uważałem, że w sprawach socjalnych maksimum tego dobrego, co można było osiągnąć to to, by na czas jakiś wszystko zostało tak jak było i by praca nie była przerywana strejkami. — Ale tak samo jak stronnictwa prawicowe wykazały, że nie umieją zdobyć się na konsekwentne postępowanie w imię idei wzmagania pracowitości w narodzie, gdyż uchwalały powiększenie liczby świąt, tak samo partje lewicowe wykazały, że nie rozumieją doniosłości dla rzesz pracujących spokojnej pracy na dogodnych warunkach, gdyż na wiosnę 1925 r. ogłosił związek socjalistyczny robotników rolnych strejk. Powstał on na skutek niezadowolenia tego związku z legalnego orzeczenia komisji rozjemczej.
W sprawie strejku rolnego na wiosnę i latem 1925 r. musiałem zająć się czynnie pertraktacjami zarówno z jedną stroną jak i z drugą, t. j. związkiem pracodawców i pracowników. W tych warunkach szło mnie o to, by interes państwowy zwyciężył. Pierwszą rzeczą dla mnie było to, by strejk, o ile nie mógł być powstrzymany, nie rozszerzał się i nie zakłócił produkcji, oraz by, wobec małych szans realnych strejku, strona słaba, jaką byli pracownicy, nie została rozgoryczoną w stosunku do państwa i jego reprezentantów, czy władz na miejscu. — Obydwa te cele zostały w obydwóch tych strejkach osiągnięte i to muszę uważać za wynik właśnie tej polityki, jaką w tej sprawie przeprowadziłem. Jeżeli dodam, że pomimo dwukrotnych strejków, obydwie strony również wyszły bez szczególnego zaognienia stosunków wzajemnych, to należy uznać, że strejki te były łagodnym tylko naruszeniem równowagi stosunków na wsi i ogólnej równowagi stosunków społecznych w całym kraju, jaka istniała w 1924 i 25 r.
Natomiast w sprawie agrarnej nie udało się mnie osiągnąć tego rezultatu, by doprowadzić do załagodzenia stosunków. W sprawie rolnej przedewszystkiem nie mogłem ująć nici przewodniej w moje ręce. Nici te bowiem wyrywali sobie wciąż Piast i Wyzwolenie. Nie chciałem jednak i w tej dziedzinie być jedynie świadkiem zapasów tych dwóch stronnictw i wysunąłem sprawę zabezpieczenia, przy każdem rozdrabnianiu gruntów folwarcznych, interesów służby folwarcznej. — O tę ostatnią żadne z tych stronnictw nie dbało, a socjaliści, którzy się tą warstwą opiekują, zbyt są zapatrzeni w sprawę interesów czysto klasowo robotniczych, by umieli sformułować postulaty, mające na celu zabezpieczenie interesów tych z pośród służby folwarcznej, którzy by mieli przechodzić z rzędu proletarjatu robotniczego do kategorji drobnych posiadaczy. Tymczasem w dobie kryzysu gospodarczego parcelować majątki wśród samych małorolnych, a bezrolnych wyrzucać na bruk, by powiększali szeregi bezrobotnych, utrzymywanych przez państwo, było by to równoznaczne z prowadzeniem polityki antygospodarczej, nie mówiąc o tem, że taka polityka była by antysocjalną.
Ponieważ ani Wyzwolenie, ani Piast w swoich projektach nie uwzględniali tej strony zagadnienia reformy, więc opracowałem sam odnośny wniosek, który został przyjęty przez rząd i włączony do projektu wniesionego przez Ministra Reform Rolnych do Sejmu. Był to drugi projekt reformy, który wniósł Minister Reform Rolnych w okresie rządów moich. Pierwszy projekt wniesiony przez Ludkiewicza, obalony był przez Piasta i Wyzwolenie łącznie. Drugi miał zapewnione poparcie stronnictw robotniczych wobec tego, że w nim poraz pierwszy mieściło się zabezpieczenie praw do gruntu i do szczególnej pomocy dla służby folwarcznej. Wobec tego Piast i Wyzwolenie nie mogli rozpocząć gry, polegającej na odrzuceniu en bloc projektu, jak to poprzednio uczyniły. Wniósł projekt Minister Kopczyński, który był mnie polecony przez zarząd stronnictwa Wyzwolenia, ale stronnictwo to bynajmniej nie poczuwało się do obowiązku bronienia swego Ministra. Gdy się uwidoczniło, że Wyzwolenie przechodzi do opozycji, minister Kopczyński musiał ustąpić, a miejsce jego zajął Radwan, którego zadanie polegało na tem, by projekt rządowy w Sejmie przeprowadzić, uzgadniając go z możliwie największą ilością stronnictw. Ponieważ z góry najbliżej projektu rządowego stały stronnictwa robotnicze, więc szczególnie zadaniem rządu było uzyskanie kompromisu na tle tego projektu między temi stronnictwami a w pierwszym rzędzie Polską Partją Socjalistyczną, a Związkiem Ludowo Narodowym. Gdy to się okazało możliwem, wtedy i przystąpienie Piasta do kompromisu musiało nastąpić. Gdy już możliwość takiego kompromisu została ustalona, wówczas Marszałek Rataj zorganizował u siebie konferencję przedstawicieli Z. L. Nar., Pol. P. Soc. i Piasta, w których przyjmowałem aktywną rolę. — Dla mnie nie było rzeczą tyle ważną, by projekt reformy rolnej przeszedł przez Sejm przed ferjami letniemi, byleby przeszedł w atmosferze możliwie szeroko uzgodnionej. Piast natomiast bardzo do tego parł, by się spieszyć z przeprowadzeniem ustawy. Ja zaś zaznaczałem, że nie będę się przyczyniał do przeprowadzenia reformy na terenie Sejmu, o ile nie nastąpi między temi trzema stronnictwami pełne uzgodnienie
Uwagi (0)