Hop-frog - Edgar Allan Poe (gdzie czytać książki online .TXT) 📖
Hop-frog, czyli Żabi skoczek, to nowela autorstwa Edgara Allana Poego. Opowiada historię kulawego karła, nadwornego błazna pewnego króla.
Karzeł nie znosi wina, ponieważ doprowadza go ono do szaleństwa. Na jednym z przyjęć król zmusza karła do picia wina, gdyż chce od niego ciekawego pomysłu na zaplanowany bal przebierańców. Zły i upokorzony karzeł proponuje, by króla i jego siedmiu ministrów przebrać za rozwścieczone orangutany i przestraszyć gości. Królowi ten pomysł bardzo przypada do gustu, nie wie jednak, że to początek zemsty zaplanowanej przez karła.
Edgar Allan Poe to amerykański pisarz epoki romantyzmu, przedstawiciel nurtu gotyckiego. Uznawany jest za najsłynniejszego twórcę XIX-wiecznej fantastyki i horroru, inspirował kolejne pokolenia autorów, m.in. Stefana Grabińskiego, Gustava Meyrinka, H.P.
- Autor: Edgar Allan Poe
- Epoka: Romantyzm
- Rodzaj: Epika
Czytasz książkę online - «Hop-frog - Edgar Allan Poe (gdzie czytać książki online .TXT) 📖». Wszystkie książki tego autora 👉 Edgar Allan Poe
— Tam do licha, jest nas ośmiu! — zawołał król, podkreślając śmiechem swój wytworny wynalazek. — Ośmiu — bez reszty! Ja — i siedmiu moich ministrów. Nuże, cóż to za figiel?
— Nazywamy to — rzekł kulawiec — ósemką skutych orangutanów — i jest to zaprawdę gra czarująca, o ile trafi na przednich wykonawców.
— My ją osobistym obdarzymy wykonaniem — odrzekł król prostując się i mrużąc oczy.
— Czar tej zabawy — ciągnął dalej Hop-Frog — polega na popłochu, który szerzy wśród niewiast.
— W to nam graj! — ryknęli chórem monarcha i jego ministerium.
— Nikt inny jeno ja przebiorę was za orangutany — mówił dalej karzeł — zaufajcie mi na ślepo we wszystkim. Podobieństwo będzie tak dokładne, iż wszystkie maski wezmą was za rdzenne bydlęta, i ma się rozumieć, zdradzą tyleż przerażenia, ile podziwu.
— O, to wprost porywające! — zawołał król — Hop-Frog, wykierujemy cię na ludzi!
— Kajdany mają na celu — wzmożenie rozgardiaszu swym szczękiem. Najlepiej w tym razie odpowiada wam pozór zgrai, która wymknęła się dłoniom swych pogromców. Wasza Królewska Mość nie może sobie wyobrazić owego zamętu, który ósemka skutych orangutanów, prawdziwych dla większości zgromadzenia zwierząt, wytworzy na balu maskowym swym pełnym dzikich poryków rozpędem poprzez tłumy zalotnie i zbytkownie postrojonych mężczyzn i kobiet. Kontrast, który nie ma sobie równego.
— Niechże tak będzie! — rzekł król i rada — ponieważ było już późno — powstała pośpiesznie z swych miejsc, aby przystąpić do wykonania pomysłu Hop-Froga. Pomysł przeobrażenia tych wszystkich ludzi w orangutany był wielce prosty, lecz aż nadto odpowiadał jego celom.
W czasach, o których mowa w niniejszej opowieści, rzadko widywano tego rodzaju zwierzęta w tych lub innych częściach cywilizowanego świata i ponieważ larwy, przez karła zmajstrowane, były pod dostatkiem drapieżne i bardziej niż pod dostatkiem wstrętne, tedy zdaniem wszystkich można było zaufać stopniowi podobieństwa.
Króla i jego ministrów wtłoczono najpierw w giezła i trykoty obcisłe. Potem — otynkowano ich smołą. W tym okresie kolejnych zabiegów ktoś z gromady poddał myśl opierzenia. Wszakże myśl tę bez ogródki odrzucił karzeł, który niezwłocznie i poglądowo przekonał dostojną ósemkę, iż len o wiele wierniej naśladuje sierść takich jak orangutan zwierząt. Na tej więc zasadzie do pokostu smoły dodano gruby pokost lnu. Zaopatrzono się wówczas w gruby łańcuch. Po czym okolono nim biodra królewskie i pozbawiono króla władzy. Następnie przerzucono łańcuch na innego członka ósemki i również pozbawiono go władzy, po czym kolejno i w ten sam sposób obezwładniono resztę. Gdy ukończono ową z łańcuchem mitręgę, wszystkich ośmiu utworzyło koło, usuwając się nawzajem od siebie na możliwie sporą odległość i, dla dopełnienia pozorów, Hop-Frog pozostałą resztę łańcucha przeciągnął poprzez obwód koła w kształcie dwóch pod kątem prostym skrzyżowanych średnic — zgodnie z obyczajem, który po dziś dzień uprawiają w Borneo łowcy szympansów lub innego grubego zwierza.
Olbrzymia sala, gdzie bal się miał odbyć, była komnatą okrągłą, bardzo wysoką, a której promieni słonecznych udzielało jedno okno w suficie. Nocą (sala była wyłącznie na nocny przeznaczona użytek) oświetlano ją przytwierdzonym łańcuchami do środka ramy olbrzymim pająkiem9, który podnosił się lub opuszczał za pomocą zwykłych ciężarów. Te ostatnie, aby nie psuć wytwornej całości, znajdowały się poza sklepieniem, na dachu. Zdobnictwo sali pozostawiono dozorowi Tripety, która wszakże w kilku szczegółach uległa, zda się, milczącym nakazom swego druha-karła. Za jego to poradą dla obecnej uroczystości ściągnięto pająk ku górze. Nieunikniony w tak zagrzewnej atmosferze upływ wosku dotkliwie by uszkodził bogate stroje gości, którzy wobec przeludnienia sali nie mogliby ominąć jej środka, czyli podwładnej pająkowi dziedziny. W rozmaitych częściach sali utwierdzono nowe kandelabry10 opodal tłumem zajętej przestrzeni i po jednej wonnym kadzidłem dymiącej pochodni przydano do prawicy każdej z owych kariatyd, które piętrzyły się popod murami, a których ogółem było pięćdziesiąt lub sześćdziesiąt.
Ósemka orangutanów, posłuszna radzie Hop-Froga, cierpliwie odraczała swój występ na chwilę, gdy sala po brzegi wypełni się maskami, to znaczy — na godzinę północną. Nie zdążył wszakże zegar dokonać swych uderzeń, a już członkowie ósemki wpadli, a raczej wtoczyli się pokotem — niektórzy bowiem dzięki pętom łańcucha poupadali, wszyscy zaś zaznaczyli swe wejście potykaniem się o własne nogi. Wzruszenie masek było — niesłychane, i serce królewskie na ów widok rosło z radości. Zgodnie z przewidywaniem pokaźna ilość gości uwierzyła, iż te istoty o pyskach drapieżnych, jeśli nie są czystej krwi orangutanami, należą wszakże do określonego skądinąd rodzaju zwierząt prawdziwych. Niektóre niewiasty pomdlały z przerażenia, i gdyby król nie wzbronił zapobiegliwie wszelkiego oręża, i on, i jego zgraja przypłaciłaby krwią własny figiel. Słowem — powstał gromadny natłok ku drzwiom. Król wszakże dał rozkaz, aby drzwi zamknięto natychmiast po jego wejściu, zaś klucze — zgodnie z poradą karła — oddano mu do rąk własnych.
Podczas gdy zgiełk doszedł do szczytu, a każda maska jeno o własnym przemyśliwała ocaleniu, ponieważ — koniec końcem — w tym popłochu i w tej ciżbie niebezpieczeństwo stało się rzeczywistością, ujrzano nagle, iż łańcuch, na którym wisiał pająk, a który zgoła wciągnięto, opuszcza się i opuszcza aż do chwili, gdy jego w hak zagięta kończyna dosięgła trzech stóp odległości od ziemi.
W chwilę potem, król i jego siedmiu druhów, kłębem przebiegłszy salę we wszystkich kierunkach, znaleźli się wreszcie w jej środku i w bezpośredniej z łańcuchem styczności. Podczas, gdy tak właśnie trwali, karzeł, który nieustannie szedł za nimi w ślady, upominając, aby się strzegli zbytnich wstrząsów ciałem, pochwycił ich łańcuch w miejscu skrzyżowania dwóch jego po średnicy przywiązanych części. Wówczas z błyskawiczną szybkością umocował doń hak, na którym zazwyczaj wsiał pająk, i w okamgnieniu, jakby niewidzialną siłą porwany, łańcuch wzbił się ku górze o tyle, że hak stał się niedosiężny i, ma się rozumieć, pociągnął za sobą cały zespół orangutanów — tkwiących — twarz w twarz — jeden naprzeciw drugiemu.
Tymczasem maski zaniechały poniekąd swego popłochu i, ponieważ jęły patrzeć na to wszystko jak na zręcznie uknuty figiel, wybuchły przeto gromkim śmiechem na widok zajętego przez małpy stanowiska.
— Mnie ich jeno powierzcie! — zawrzasnął wówczas Hop-Frog, a jego głos przenikliwie górował nad zgiełkiem. — Mnie ich jeno powierzcie! Zdaje mi się, że znam ich osobiście. Niech no ja tylko dobrze się im przyjrzę, a powiem wam natychmiast, co to za jedni!
Tedy, nogami i rękami kłusując po głowach ciżby, dosięgnął tym trybem muru, po czym, porwawszy pochodnię z rąk jednej z kariatyd, tym samym trybem powrócił na środek sali, z małpią zwinnością wskoczył na łeb królowi i wpełznął po łańcuchu na wysokość stóp kilku, nachylając pochodni dla zbadania zgrai orangutanów i wrzeszcząc nieustannie:
— Odgadnę wkrótce, co to za jedni!
I podczas gdy całe zgromadzenie, nie wyłączając małp, skręcało się od śmiechu, błazen zagwizdał przeraźliwie.
Natychmiast łańcuch uleciał ku górze na stóp mniej więcej trzydzieści, porywając za sobą przerażone orangutany, które wszczęły po drodze jakiś spór wzajemny, i udzielając im trwania w powietrznym zawieszeniu pomiędzy stropem a ramą. Hop-Frog, uczepiony za łańcuch, wraz z nim pomknął w górę i, zachowując niezmiennie swoje względem ośmiu maszkar stanowisko, wciąż chylił ku nim pochodnię, jakby usiłując zgadnąć, co to za jedni być mogą?
Na widok owego wniebowzięcia wszyscy obecni tak osłupieli, że wynikłe stąd uroczyste milczenie trwało mniej więcej minutę. Przerwał je wszakże dźwięk głuchy, rodzaj zgrzytu rdzawego jako ów, który już raz zadrasnął uwagę króla i jego rady, gdy ten pierwszy winem oblał twarz Tripety. Atoli warunki obecne zgoła nie nastręczały sposobności badaniom, skąd ów dźwięk pochodził.
Wydzierał się spomiędzy zębów karła, który zgrzytał swymi kłami, jakby je pragnął utrzeć na miał w spienionej paszczęce, i z obłędną wściekłością sztyletował skrzącymi ślepiami króla i jego siedmiu kompanów, których twarze były ku niemu zwrócone.
— A-a! — rzekł wreszcie rozwścieczony karzeł. — A-a! zaczynam się teraz domyślać, co to za jedni!
I pod pozorem dokładniejszego przyjrzenia się królowi zbliżył pochodnię do lnianego przyodziewku, który oblekając króla rozfalował się natychmiast w pokrowiec wzburzonego płomienia.
W przeciągu mniej niż pół minuty ósemka orangutanów płonęła już zapamiętale wśród wrzasków ciżby, która gapiła z dołu zdjęta przerażeniem i niezdolna najmniejszej podać pomocy.
Po pewnym czasie ogień, wybuchając ze zwiększoną wściekłością, znaglił błazna do wdarcia się wyżej po łańcuchu, ponad kres, dla ognia dosiężny — i podczas gdy wykonywał tę czynność, tłum raz jeszcze znieruchomiał w milczeniu.
Karzeł skorzystał ze sposobności i znów przemówił.
— Teraz — rzekł — widzę wyraźnie, jakiego pokroju są owe larwy. Widzę potężnego króla i jego siedmiu doradców poufałych — króla, który bez namysłu uderza dziewczynę bezbronną, i jego siedmiu doradców, którzy go do okrucieństw zagrzewają. Co do mnie — jestem po prostu błaznem Hop-Frogiem — zaś to, co się stało, jest ostatnim moim figlem błazeńskim!
Dzięki niezmiernej zapalności przędzy konopnej i smoły, do której przylgnęła, dzieło pomsty dopełniło się pierwej, nim karzeł dokończył swej krótkiej przemowy. Ósemka trupów kołysała się na łańcuchu — raczej miazga zwikłana, smrodliwa, żużlowata i potworna. Kulawiec cisnął pochodnię w ową miazgę, dosięgnął bez wysiłku stropu i znikł poza rusztowaniem.
Mówią, że Tripeta, czatując na dachu owej sali, była swemu druhowi wspólniczką wykonania owej zemsty pożarnej i że oboje uciekli do swej ojczyzny, nigdy ich bowiem odtąd nie widziano.
KRS: 0000070056
Nazwa organizacji: Fundacja Nowoczesna Polska
Każda wpłacona kwota zostanie przeznaczona na rozwój Wolnych Lektur.
Wolne Lektury to projekt fundacji Nowoczesna Polska – organizacji pożytku publicznego działającej na rzecz wolności korzystania z dóbr kultury.
Co roku do domeny publicznej przechodzi twórczość kolejnych autorów. Dzięki Twojemu wsparciu będziemy je mogli udostępnić wszystkim bezpłatnie.
Jak możesz pomóc?
Przekaż 1% podatku na rozwój Wolnych Lektur:
Fundacja Nowoczesna Polska
Uwagi (0)