Dekameron - Giovanni Boccaccio (gdzie można czytać książki przez internet za darmo txt) 📖
Dekameron znaczy „dziesięć dni”. Dzieło Giovanniego Boccaccia tak właśnie zostało podzielone: na dziesięć dni, podczas których dziesięcioro mieszkańców Florencji (siedem dam i trzech kawalerów), którzy z obawy przed szerzącą się zarazą opuścili miasto, przedstawia kolejno swoje opowieści na zadany temat. Wszystko razem tworzy zbiór stu nowel, a kompozycja całości przypomina Baśnie z tysiąca i jednej nocy. Cudowności i baśniowych motywów jest tu jednakże niewiele, wiele za to mówią te historie o kulturze i obyczajach renesansowych Włoch.
Dominującym tematem jest miłość we wszelkich swych odcieniach – od najwyższej wzniosłości do najbardziej cielesnego erotyzmu, niegardzącego niekiedy sprośnymi akcentami buffo. Autor ze swobodą krytykuje nadużycia kleru, nawiązuje też do ostrych podziałów na stronnictwa propapieskich gwelfów i procesarskich gibelinów, które antagonizowały poszczególne miasta i regiony włoskie przez kilka stuleci, począwszy od XII w. Nic dziwnego, że wydane w 1470 roku dzieło (znane wcześniej prawdopodobnie w odpisach i we fragmentach), w XVI w. znalazło się na indeksie ksiąg zakazanych.
W czasach Boccaccia, znajomego Petrarki i przyjaciela Dantego, twórczość prozatorska była niżej ceniona niż poetycka, jednak dziś autor Dekameronu ceniony jest przede wszystkim jako twórca modelu nowożytnej noweli i obrońca głęboko humanistycznej zasady, by ludzkie rzeczy mierzyć ludzką miarą.
- Autor: Giovanni Boccaccio
- Epoka: Renesans
- Rodzaj: Epika
Czytasz książkę online - «Dekameron - Giovanni Boccaccio (gdzie można czytać książki przez internet za darmo txt) 📖». Wszystkie książki tego autora 👉 Giovanni Boccaccio
Biorąc z tego wszystkiego pochop, chcę wam tedy opowiedzieć o radzie udzielonej pewnego razu przez Salomona, a zawierającej w sobie wyborny środek na białogłowy nierozumiejące swego powołania. Niechaj jednak żadna z tych, które poprawy nie potrzebują, nie bierze tej historii do siebie, chocia i mężczyźni zwykli są powtarzać przysłowie: »Dobry, jak i zły koń potrzebuje ostrogi, zła, jak i dobra białogłowa kija«. Ludzie, którzy do tych słów żartobliwie się odnoszą, powiedzą ze śmiechem, że do każdej białogłowy sentencja ta się stosuje. Ale nawet jej sens moralny mając na oku, zaprzeczyć nie lza1361, że niepozbawiona jest słuszności. Wszystkie białogłowy z przyrodzenia1362 swego są ułomne, i dlatego też trzeba korbacza na te, co z właściwych sobie obrębów zbytnio występują. Z drugiej strony potrzeba również kija dla odstraszenia i ukrzepienia1363 cnoty tych, które jeszcze z drogi cnoty nie zboczyły.
Dajmy jednak pokój tym kazaniom i do samej powieści się zwróćmy.
„Powiem wam tedy, że w czasie, gdy cały świat napełniała sława osobliwej mądrości Salomona, której jak zaręczano, nikomu we wskazaniach swych nie skąpił, mnóstwo ludzi z rozmaitych stron świata napływać doń poczęło po radę w ciężkich życia terminach1364. Owóż tedy zdarzyło się, że między wielu pielgrzymami znalazł się także pewien młodzian, nazwiskiem Melissus, szlachetny i bogaty pan z Lajazzo, gdzie się urodził i gdzie zamieszkiwał. Młodzieniec ten, wyjechawszy z Antiochii, spotkał w drodze do Jeruzalem drugiego wędrowca, równego mu wiekiem, a imieniem Józef. Ponieważ w tę samą drogę zdążali, przyłączył się do niego i jak to wśród podróżnych jest w obyczaju, wdał się z nim w rozmowę. Wywiedziawszy się od Józefa o stanie jego i miejscu urodzenia, spytał go potem, dokąd i w jakim celu jedzie? Józef odparł mu, że dąży do Salomona, aby go prosić o radę, jak ma poczynać z żoną, najprzekorniejszą i najbardziej złośliwą na świecie kobietą, której błaganiem, pochlebstwem ani żadnym innym środkiem złości i uporu oduczyć nie może. Po czym nawzajem spytał Melissusa, dokąd on jedzie, na co Melissus taki respons1365 dał:
— Pochodzę z Lajazzo, gdzie równie jak i ciebie gnębi mnie niedola. Bogactw mi nie brak; obracam je na okazałe życie i ugaszczanie ziomków moich. Mimo to jednak, aczkolwiek osobliwą i dziwną to jest rzeczą, nie mogę znaleźć wśród nich ani jednego, który by mnie miłował i sprzyjał mi prawdziwie. Dążę tedy do Salomona po radę, co mam czynić, aby mnie kochano.
Wędrowali tedy1366 razem dwaj towarzysze i przybywszy wreszcie do Jeruzalem zostali przez jednego z dostojników wprowadzeni przed oblicze Salomona. Melissus w krótkich słowach wyjaśnił królowi, po co przybywa, a Salomon za całą odpowiedź odrzekł: »Kochaj«, i natychmiast odejść mu kazał. Z kolei przed Salomonem stanął Józef i powiedział, po co przybywa. Salomon odparł mu tylko: »Uważaj na Gęsi Most«, i kazał go wyprowadzić. Józef, ujrzawszy czekającego nań Melissusa, opowiedział mu, jaki respons otrzymał. Obydwaj zastanawiali się długo nad znaczeniem słów usłyszanych, nie mogąc jednak jakiejkolwiek wskazówki dla siebie w nich się dopatrzyć, do tej myśli przyszli, że mędrzec chyba zadrwił z nich sobie, i w powrotną drogę ruszyli.
Po kilku dniach podróży przybyli nad małą rzeczkę, nad którą wznosił się piękny most. Ponieważ właśnie w tej chwili ciągnęła przezeń wielka karawana z objuczonymi mułami i pociągowymi końmi, musieli tedy zatrzymać się i czekać, aż przejdzie. Stojąc na brzegu ujrzeli, że jeden z mułów — jak to zresztą często u tych zwierząt się zdarza — nie chce ani kroku naprzód postąpić, aczkolwiek wszystkie pozostałe muły już znalazły się na moście. Mulnik spostrzegłszy to chwycił za bicz i począł lekko okładać uparte zwierzę. Wszystko to na nic się nie zdało! Muł skakał to w prawo, to w lewo, kręcił się w jedną i drugą stronę, cofał się nawet, jeno1367 naprzód postąpić nie chciał. Wówczas mulnik wpadłszy w gniew porwał kij w obie ręce i zaczął bez litości zwierzę okładać, nie bacząc nawet, gdzie bok i gdzie grzbiet. Muł nadal stał na miejscu jak wryty.
Melissus i Józef, przyglądający się temu wszystkiemu, krzyknęli na mulnika:
— Okrutny człecze, co czynisz? Chceszże zatłuc1368 na śmierć to zwierzę? Dlaczego nie starasz się go łagodnie przeprowadzić? Tym sposobem ani chybi łatwiej coś wskórasz, niźli katując go tak niemiłosiernie!
Mulnik na te słowa obrócił się i rzekł:
— Wy, panowie, znacie przyrodzenie1369 waszych koni, ja zasię1370 mojego muła, pozwólcie mi tedy radzić z nim sobie, jak umiem.
To rzekłszy, sypnął znów gradem ciosów na grzbiet zwierzęcia i bił je tak długo i zapamiętale, że na swoim postawił: muł wreszcie ruszył naprzód za resztą karawany.
Dwaj podróżni mieli już zamiar odjechać, gdy Józefowi przyszło nagle na myśl zapytać starca siedzącego u skraju mostu, jak się ten most zowie?
— Nazywa się Gęsi Most, panie — odparł starzec.
Usłyszawszy tę nazwę, Józef przypomniał sobie radę Salomona i rzekł do Melissusa:
— Wiesz, przyjacielu, rada Salomona nie była tak niedorzeczna, jak nam się zdawało, teraz bowiem pojmuję dopiero, że całym moim błędem w postępowaniu z żoną było to, że nie umiałem jej obić, jak należało. Aliści, dzięki Bogu, mulnik rozumu mnie nauczył.
Po kilku dniach dojechali do Antiochii. Józef, stanąwszy w swoim domu, poprosił Melissusa, aby kilka dni u niego odpoczął. Żona Józefa przyjęła męża i gościa niezbyt czule. Józef polecił jej przyrządzić wieczerzę według smaku Melissusa. Ten, spełniając życzenie gospodarza, w kilku słowach wyraził, na co miałby ochotę. Jak się można było spodziewać, niewiasta nie odstąpiła od swego zwyczaju: wieczerza składała się z całkiem innych potraw niż te, których gość sobie życzył. Józef, spostrzegłszy to, spytał się z gniewem:
— Zali1371 nie słyszałaś, co miało być na wieczerzę?
Żona spojrzała nań hardo i odparła:
— Co znaczą te grymasy? Jedz, co jest, jeśli masz apetyt, a jeśli go nie masz, nie jedz. Co się przyrządzenia wieczerzy tyczy, zrobiłam ją, jak mi się podobało, a nie wedle twojej woli. Jeśliś rad z tego, to dobrze, a jeśli nie, niewiele dbam o to!
Melissus zadziwił się ogromnie tej odpowiedzi gospodyni domu i żywo ganić białogłowę począł. Józef zaś rzekł do niej:
— Jak widzę, nie zmieniłaś się ani na włosek, aliści1372 wierzaj mi, że cię wnet całkiem przerobię.
Po czym, zwracając się do Melissusa, przydał:
— Owóż i nadeszła pora, aby przekonać się o skuteczności Salomonowej rady. Proszę cię tylko, abyś zbyt do serca nie brał tego, co obaczysz, i za żart poczytał to, co czynię. A gdybyś chciał przeszkodzić mi, wspomnij na odpowiedź mulnika, gdyśmy się nad jego bydlęciem litowali.
— Jestem w twoim domu — odparł na to Melissus — słuszna rzecz zatem, abym się do twojej woli stosował.
Usłyszawszy ten respons1373, Józef ujął krągły kij z młodej dębiny, po czym wszedł do komnaty, do której żona jego, powstawszy w rozdrażnieniu od stołu, się udała — schwycił ją za włosy, rzucił na ziemię i jął1374 bić ile wlazło. Z początku wrzeszczała jak opętana, potem przeszła do gróźb, aliści widząc, że na to wszystko Józef głuchy pozostaje, poczęła go na miłosierdzie boże zaklinać, aby jej nie zabijał, i przysięgać, że już do końca swego życia nic wbrew jego woli nie uczyni.
Aliści Józef i wtedy jeszcze nie przestał, jeno1375 bił zapamiętale po plecach i po udach, gdzie trafił, jakby chciał jej żebra policzyć, bił, póki z sił nie opadł, tak iż po tych zabiegach biedna białogłowa jednej zdrowej kosteczki w całym ciele nie czuła. Gdy zaś skończył nareszcie, powrócił do Melissusa i rzekł:
— Jutro się przekonamy, czy Salomonowe słowa: »Uważaj na Gęsi Most«, skuteczne się okażą.
Po czym odetchnął nieco, umył ręce i zasiadł do wieczerzy z Melissusem. Po spożyciu jej, gdy nadeszła pora, na spoczynek się udali.
Tymczasem złośliwa małżonka Józefa podniosła się z trudem i rzuciła na łoże, z którego po krótkim i przerywanym bólem śnie zerwała się o świcie, aby posłać do Józefa z zapytaniem, co sobie na śniadanie życzy. Józef naśmiał się co niemiara wspólnie z Melissusem z tak niezwykłej uprzejmości, po czym wydał stosowne rozporządzenie i wyszedł z przyjacielem na przechadzkę. Po powrocie do domu zastali śniadanie podane na czas i zgodnie z rozkazem. Za czym1376 poczęli wysławiać gorąco radę Salomona, którą z początku tak letko1377 sobie brali.
Po kilku dniach Melissus rozstał się z Józefem. Przybywszy do rodzinnego miasta, powtórzył o udzielonej mu radzie pewnemu mądremu człowiekowi, którego wielką ufnością obdarzył. Ów, wysłuchawszy słów Melissusa, rzekł:
— Nie mogło być prawdziwszej i lepszej rady! Wiesz przecie sam dobrze, że nikogo nie kochasz i że przysługi, które znajomym i przyjaciołom wyświadczasz, źródło swoje mają nie w przywiązaniu twoim do nich, lecz w twojej jeno próżności. Kochaj tedy1378, tak jak Salomon ci poradził, a będziesz kochany.
Tak oto przekorna żona pozbyła się wad, a młodzieniec zdobył miłość miłością”.
Gianni, ulegając prośbom kuma Pietro, czyni czary, by przemienić jego żonę w konia. Gdy zaczyna się mowa o przyprawieniu ogona, Pietro oznajmia, że nie chce, aby klacz miała ogon i tym odezwaniem się niszczy całe rozpoczęte dzieło.
Opowieść królowej wzbudziła lekki szmer nieukontentowania między damami, a wesoły śmiech w gronie młodzieńców. Gdy wszyscy wreszcie się uciszyli, Dioneo zaczął w te słowa:
— Urocze damy! Czarny kruk, znalazłszy się między wieloma białymi gołębicami, mniej ujmy ich piękności przynosi niż śnieżny łabędź, takoż gdy wśród ludzi rozsądnych znajdzie się człek mniej na rozsądku uposażony, nie tylko powagi ich rozumu zaćmić nie może, ale owszem, blask jego podnosi i wszystkim tym ludziom krotochwilę1379 wesołą zgotować może. Wszyscy przytomni1380 tutaj są ludźmi roztropnymi i statecznymi, ja zasię1381 mam w sobie nieco z natury wesołka. Ponieważ wadami mymi przyrodzonymi doskonałość waszą tym lepiej na jaśnię podaję1382, przeto muszę wam być o wiele milszym, niźli gdybym przymioty wasze moimi zaćmiewał. Jeśli zasię tak się rzeczy mają, waszą powinno być rzeczą zostawić mi jak najwięcej swobody, bym prawdziwą moją naturę mógł wam swobodnie objawić. Nadto musicie cierpliwie wysłuchać tego, co wam opowiedzieć zamierzam, pamiętając, że nie z rozsądnym człekiem tutaj do czynienia macie. Posłuchajcie tedy wesołej, a niezbyt długiej krotochwili, z której nauczyć się będziecie mogli, jak ściśle wypełniać trzeba nakazy tych, którzy siłą czarów czegoś dokonać mogą, i jak najmniejszy błąd, tutaj popełniony, niweczy wszelkie wysiłki czarodzieja.
„Przed niewielu laty żył w Barletta pewien ksiądz, imieniem Don Gianni di Barolo, który, mając nader ubogą parafię, dla zdobycia potrzebnych do życia środków zajmował się rozwożeniem towarów na wozie zaprzężonym w jedną klacz, jaką posiadał, oraz kupnem i sprzedażą różnych przedmiotów na jarmarkach i targach w całej Apulii. W czasie tych wędrówek zaprzyjaźnił się ściśle z pewnym człekiem, nazwiskiem Pietro da Tresanti, który znów podobnie utrzymywał się przy pomocy jedynego swego osła. Ksiądz polubił bardzo tego Pietra, którego, wedle apulijskiego obyczaju, kumem Pietrem nazywał. Ilekroć go w Barletcie obaczył, zapraszał go natychmiast na plebanię do siebie, karmił go, nocleg mu u siebie dawał, słowem, tyle mu uprzejmości świadczył, ile mógł tylko.
Kum Pietro, chcąc nawzajem okazać wdzięczność za gościnę doznawaną w Barletcie, za przybyciem Don Gianniego do Tresanti, zapraszał go pod swój dach i przyjmował go serdecznie, aczkolwiek posiadał ubogi i mały domek, ledwie wystarczający na pomieszczenie dla niego, jego młodej, pięknej żony i osła.
Co się noclegu tyczy, to kum Pietro, mimo chęci, nie mógł gościowi zbytniej wygody zapewnić, posiadał bowiem tylko jedno małe łoże, na którym sypiał pospołu ze swą urodziwą żoną. Zazwyczaj więc Don Gianni, postawiwszy klacz swoją obok osła w stajni, musiał poprzestawać na posłaniu ze słomy, rozłożonym tuż obok kopyt konia. Żona Pietra, która wiedziała dobrze, z jaką gościnnością ksiądz męża jej w Barletcie przyjmuje, nieraz już, po przybyciu Don Gianniego do Tresanti, chciała pójść na nocleg do sąsiadki swojej, a księdzu miejsca obok męża ustąpić, aliści1383 Don Gianni nigdy przystać na to nie chciał. Pewnego razu, chcąc ją tej uprzejmości na zawsze oduczyć, rzekł do niej z uśmiechem:
— Nie troszczcie się o mnie, kumo Gemmato! Lepiej ja noce przepędzam, niźli myślicie! Musicie wiedzieć, że ilekroć tylko zechcę, zamieniam klacz moją w nadobną dzieweczkę, przy której później się kładę. Potem, gdy zapragnę, przywracam jej znów pierwotną postać. Dla tej racji nigdy z klaczą rozstawać się nie lubię.
Młoda białogłowa wielce się zadziwiła, usłyszawszy te słowa, uwierzyła w nie święcie i powtórzyła wszystko mężowi, przydając od siebie:
— Jeśli Don Gianni jest ci tak przychylnym człekiem, jak twierdzisz, to dlaczegóżby nie miał nauczyć cię tego zaklęcia, którego przy tej przemianie zwykł jest używać? Mógłbyś wówczas mnie w klacz zamieniać i tym sposobem przy mojej i osła naszego pomocy podwójne zyski ciągnąć. Po powrocie do domu zasię1384 za każdym razem przywracałbyś mi moją białogłowską postać.
Kum Pietro,
Uwagi (0)