Listy wybrane - Zygmunt Krasiński (czytaj online za darmo .TXT) 📖
O obfitej korespondencji Zygmunta Krasińskiego przyjęło się pisać jak o brulionach nienapisanej nigdy powieści. Prowadząc przez wiele lat wymianę myśli z różnymi adresatami swoich listów, Krasiński kształcił styl, wypracowywał swoje poglądy, urabiał swoich słuchaczy politycznie i estetycznie, ale też próbował wykreować siebie – dla każdego z odbiorców nieco inaczej. Można te odrębne kreacje traktować jak różne maski lub — jak odmiennych nieco narratorów.
Zbiór kilkuset listów Krasińskiego w opracowaniu profesora Tadeusza Piniego ułożony został według klucza chronologicznego, przez co mieszają się różne narracje i style, a całość tworzy opowieść o życiu człowieka epoki romantyzmu. Znajdziemy tu opinie, relacje z pierwszej ręki i plotki o Mickiewiczu, Słowackim, Norwidzie czy Towiańskim i jego wyznawcach, a także bezpośrednie, subiektywne (i ciekawsze przez to) wzmianki o wydarzeniach, którymi żyła wówczas Europa, takich jak powstanie listopadowe, rzeź galicyjska, Wiosna Ludów i wojna krymska.
- Autor: Zygmunt Krasiński
- Epoka: Romantyzm
- Rodzaj: Epika
Czytasz książkę online - «Listy wybrane - Zygmunt Krasiński (czytaj online za darmo .TXT) 📖». Wszystkie książki tego autora 👉 Zygmunt Krasiński
Na początku początków, przed wszystkiem istnieniem, był Pater agnostos, Ojciec nieznany po grecku — imię Boga przed wszelkim ruchem i objawieniem się — ten sam, który Starcem wieków zowie się w Kabale, a Czasem bez miary i końca w Zendawesta Persów. Ten Pater agnostos stworzył nasamprzód Sofię (mądrość), córkę i zarazem małżonkę swoją, pierworodnym synem z niej jest Christos, dalszą emanacją Sofii, dalszem stworzeniem Boga jest siostra i małżonka Christosa, — domyśl się, kto? Oto Pneuma albo Sofia-Achamoth, czyli Duch święty, po żeńsku tu pojęty. — Pneuma to duch po grecku. To pneuma, ten Duch święty, ta Sofia-Achamoth tem samem, że jest córką Sofii pierwszej, a nie prostym, pierwszym wypływem Ojca nieznanego czyli Boga, niższej jest natury od matki swej i od Christosa, brata i męża swego. Jednak należy do pleromu (pleromem zwali gnostycy pełnię niebieskich sił, okrąg, zawierający wszystkie czyste, niewidzialne, duchowe emanacje Boga. U nas Trójca tylko byłaby pleromem). Jej powierzono świat widzialny, ziemię i ciała niebieskie stworzyć, urządzić. Pamiętasz, w Genesis pneuma boża unosi się nad wodami. Otóż u gnostyków to była ta Sofia-Achamoth. Lecz gdy zetknęła się z materią, gdy zgubiła myśl czystą w praktyce, że tak powiem, stworzenia, gdy z niebios pierwotnych zstąpić musiała na ziemię i wionąć w człowieka cząstkę ducha swego, stało się, iż zamgliło się coś w niej, i tęskno, strasznie tęskno było jej, uczuła się poniżoną, oderwaną od męża i brata, niepewną, wzdychającą, już nienależącą do pleromu, i zaczęła biedna wołać: „Czemuż, o Boże i królu mój, opuściłeś mnie?”. Tęsknota do wyższego świata wnet uniosła ją na drogę ku niemu, ale trzeba było, by zasłużyła na powrót swój do pleromu. Mąż i brat jej, Christos, którego porzuciła była, zbiega jej na pomoc, jednak wolną jej wolę zostawia, nie zmusza do niczego, tylko wpływa na nią. Wnet ona w nim poznała doskonałe światło, skoro przypomniała go sobie, pokochała go znów nieskończenie. On ją więc poprowadził drogą oczyszczeń, na której końcu znów się z nią połączył, jako z pierwotną oblubienicą. Gnostycy w modlitwach do boskiej matki, tej Sofii-Achamoth (do tej pierwszej Sofii, małżonki i córki Boga) przepowiadali sobie: „Kiedyś przytomni będziem twoim godom w niebie, tam anioły twemi gośćmi, a twoja córka na twoich kolanach, i ty pieścisz ją i śpiewasz jej”. Tak zaczynała się teoria Bardesana. Później dla ratowania ludzi, którzy także mieli kiedyś połączyć się z pleromem, schodził Christos na ziemię w ciele nie rzeczywistem żadnem, ale niebieskiem, wiotkiem, jak ciała aniołów, rodził się przez Marię, ale nie z Marii, i ludziom objawiał przyszłość i sposób powrotu do pleromu. — Z tego możesz poznać, jak świat marzył i filozofował, świat chrześcijański początkowy, koło tradycji apostołów wyrastającej w opokę kościoła, bo to nie byli niechrześcijanie, którzy tak twierdzili, ani też oni co do litery martwej temu wierzyli, ale taką alegorią tłumaczyli sobie Trójcę i rozwinięcie się Ducha Boskiego w stworzeniu. Uderzyło mnie podobieństwo Psychy, szukającej Erosa z Sofia-Achamoth tęskniącą za Christosem. Tak dusza każda tęskni do niebios, do przyszłości, do nieskończoności, i pojęcie takiej siostry odwiecznej Christosa, którą on ratuje, gdy ona zatęskni ku niemu, wydało mi się pełnem orientalnej piękności. Czegoż już wyobraźnia ludzka nie przemarzyła? Czegoż serce ludzkie już nie przeczuło? Czegoż umysł ludzki już nie dotknął i nie starał się odkryć na tym świecie! I pięknie i dobrze tak, w tem leży zasługa, bo w tem jest praca duchów śmiertelnych, stających się nieśmiertelnemi! Lecz przyznać należy, że Trójca trzech osób, zupełnie sobie równych, jednego Boga składających, jest nieskończenie wyższą, prostszą i rozumniejszą ideą nad wszystkie genealogie rodzących się z Boga jestestw niższych, a Trójcę kościół ustalił. Pierwsi to ojcowie kościoła, koniecznie, boskiem natchnieniem zdjęci, koniecznie, mówię, zażądali utrzymać w Trójcy pneuma, czyli Ducha Św., o którym, jak widzisz z Sofii-Achamoth, takie różne i dziwne krążyły wyobrażenia, wszystkie wynikłe z najdawniejszych podań wschodnich i filozofii platońskiej. Kościół przeczucia, domysły, teorie ludzkie rozstrzygał stanowieniem dogmatów. A teraz nadchodzą czasy, w których dogmata zawsze te same rozszerzyć się powinny, z cienia się wychylić, wszystko, co w nich ukrytego leży, wyjawić, i tem jeszcze bardziej stać się prawdami. Natchnął je Duch św. i Duch św. je rozświeci, roztworzy, objawi na jawie! Zapisałem się — już 2-ga — pomodlę się za Ciebie i pójdę spocząć.
7-go marca. Co szczególnego w tej formie, którą opowiedziałem Ci wczoraj, to żeńskość jej, to przerobienie ducha na istotę kobiecą. Otóż w tem masz wytłumaczenie tego Ewig-Weibliches na końcu Fausta, za którem idzie Faust i zbawion jest.
Twój omeopata nieźle gwarzy, — w istocie w każdem ciele martwem (my zowiemy je martwemi, bo nasze zmysły za martwe na dostrzeżenie w nich życia) jest siła specyficzna, jemu właściwa, tak dalece charakter jego stanowiąca, że działa na nas zupełnie inaczej od drugiego ciała. Trucizny szczególnie tego dowodzą, bo każda ma sympatię właściwą do tej, a nie innej części ciała. Np. zażywszy jedną, trzeba będzie później szukać jej w wątrobie, drugą w sercu, trzecią w śledzionie, a jednak każda zrazu do żołądka się tylko jedynie dostała, a stamtąd dopiero poszła ciągniona atrakcją wyłączną do tego organu, z którym tajemny ma związek. Rozprawy pana Orfila i Raspail szczególnie to wyświeciły. Któż by wątpił, że wszędzie jest duch i życie? Więcej powiem, duch tylko, tylko duch jest — ale duch się składa z dwóch kierunków, z jednego widomego, który zwiemy materią, z drugiego niewidzialnego, który zowiem myślą. Myśl i materia, razem połączone — (a gdzież są nie razem połączone?) są duchem; w jednych istotach jedno, w drugich drugie przeważa, stąd wszystkie nieskończone kształty duchów! W ciałach np. martwych materia tylko zrazu się objawia nam, jednak w nich jest to niewidome, które, choć niewidome, niedotykalne, jednak działa, a ta myśl w nich zowie się ich siłą. Kto kiedy siłę widział, kto siły w naturze się dotknął? Kto okiem zmierzył, kto palec położył na atrakcji, na sile ciężkości, na elektrycznej sile, na magnetycznej itd., itd., itd.? Tylko skutki ich widzimy, tak jak w człowieku tylko skutki woli i myśli i żądzy jego, — więc i w ciałach jest duch, złożony z siły niewidzialnej i z objawu widzialnego. Duch żywy, choć niepojmujący siebie, choć senny jeszcze, nierozbudzony, ale mimo to działający według woli bożej w tym śnie swoim. Teraz, jakim sposobem omeopata przykłada się do podwojenia jego działalności przez rozdrabnianie na cząstki ciała jakiego, to tego jasno nie rozumiem, chyba, że przez to ciągłe tarcie obudza magnetyczną siłę, w każdem ciele ukrytą, a magnetyzm niczem innem, tylko przyprowadzeniem ducha jakowego, życia jakowego, siły jakowejś, do wyrażenia zupełnego na zewnątrz wszystkich władz, wewnątrz siebie spoczywających, czyli do objawienia się cudownie. Bo cud czemże innem, jeśli nie całą niewidzialnością myśli, siły, intencji, objawioną widzialnie, dotkliwie, na oczy, tak, że to, co było tylko ukrytą wolą lub chęcią lub pomysłem, staje się czynem realnym! W takiem skojarzeniu się zupełnem myśli wewnętrznej, woli wewnętrznej, z zewnętrznym światem, ciałem, objawem, cóż widzisz? Oto znów ducha widzisz, który, powtarzam, jest najwyższą zgodą materii i myśli. Cud to jest właściwa władza, przymiot naturalny ducha, ale ducha zgodnego z wolą świętą ducha duchów wszystkich — Boga. W naturze wolą tą świętą są wieczne prawa natury. Jeśli trafi na nie uczony, czy lekarz, choćby ich sam nie rozumiał, muszą wtedy ciała, jak zaklęte duchy, mu służyć, i tak w omeopatii służą, przynajmniej można przypuścić, że nie jest niepodobnym, by służyły. Alem już musiał Cię znudzić, moja droga Dialy, i gnostykami i omeopatią. Nie byłbym tego czynił, gdybym nie był z Twego listu spostrzegł, że Cię już serdecznie znudziło wszystko, co Ciebie otacza, — do munichowskich więc wróciłem czasów.
Perthesa czyś kazała szukać? Jerzy szuka zawsze czegoś w zewnętrznym świecie. Wielką prawdę mu powiedz ode mnie: o tyle tylko da komu co świat, o ile światu ten ktoś co da z siebie. Trzeba wiarę, nadzieję i miłość mieć wewnętrzną, a wtedy ożywi się świat zewnętrzny. „Według wiary twojej stanie ci się”. Jerzy się rozbałamucił, choć nieskończenie wyższy od tej młodzi, co siedzi po kawiarniach i klubach lub faetonuje na Elizejskich Polach, jednak stał się podobnym do niej tem, że wymaga wciąż od samej materii, tj. od samych zewnętrznych miejsc, ulic, towarzystw, życia, zajęcia, odnudzenia. Niech w siebie zstąpi, coś w sobie stworzy, a wtedy dopiero spotyka się z światem, walką, czy pokojem! Nie mogę się odpowiedzi doprosić od niego. Czyż to nie dowód szalonego rozbałamucenia się, zlazzaronienia się? Kogo rozpacz przyprowadzi do bezżycia, ten prawie świętym, bo życie bolem bolów, ale kto sobie z wolnej woli obiera taki stan deptania po bruku, ten lepiej by uczynił na lokaja pójść, przynajmniej byłby komuś usłużnym! Gorzkiem mi to wszystko, i nieufność jego i zślamazarnienie! Do obaczenia, do obaczenia, stopy Twoje całuję. Nie przeziąb się!
Twój teraz i na wieki
1844, Warszawa, 9 marca
Drogi Auguście mój! Nędzna byłaby to miłość, która by w chwili danej uniosła się porywczością chłopięcą, mającą ujmę lub szkodę przynieść ukochanym. Nie posądzaj mnie nigdy o takową tam, gdzie wiesz, że kocham. Dla siebie samego gotówem tak porywać się i czynić, bo siebie nie kocham, bo o siebie nie dbam, lecz nawet w rozpaczy spokojnym, kiedy idzie o Siostrę, przed drugiemi! Ty mnie, choć znasz, nie poznałeś jeszcze. Serce pełnią przywiązania przejęte — wierz mi — mieści w sobie natchnionym sposobem całą logikę rozumu. Roztropnem jest, bo mu trzeba opatrznością być względem tych, ku którym się ma. Zatem i silnie i zręcznie, a beznamiętnie, zatem gorąco działać, lecz nie występować. Właśnie takiemi były cechy, piętnujące sposób, który obrałem. Takowy obrać, bo przeciwny mojej entelechii387 całej, było ofiarą — było poświęceniem. Alem się ani nie zawahał, gdym ujrzał, że tylko taki pozostał mi, a żaden inny. Długo zaś by czasu zabrało donosić Tobie, albo jej, z jakich ogniw łańcuch ten pleciony, dość na tem, że 1-mo: w niczem ona do niego nie wciągnięta, żadna na nią odpowiedzialność nie spływa. Nigdzie jej imię, ani chęć, ani wola nie występują. Wszystko ode mnie się poczyna i na mnie się kończy, a przy tem jednak żadnego objawu wystąpienia mojego tam nie masz; 2-do: Cel zaś do osiągnienia zupełnie ten sam, jaki wyraziłeś, że żądany przez nią — bo w istocie wszystko już teraz na tem się opiera388. — Żadne procesa ni procedury prawne nic nie pomogą ni przyniosą. Sam akt już się nie odrobi, ale o to idzie, by się coś uratowało z ruiny tej całej, a ratunek tylko z góry389 może przyjść. Za trzy miesiące wszystko rozstrzygniętem być powinno. Zatem uspokój się i ją też uspokój. Zresztą dalsze listy moje już musiały ten wpływ na nią wywrzeć, bo z nich się przekonała, że właśnie użyłem tego modus in rebus390, widząc, iż wszelkie pieniactwo niemożebnością się stało, a zatem, że ta γνώσις χατ’ έξοχήν391 moja nie jest żadnym procesem ani osobistym pugilatem392 z owym panem, z „cnotliwych i wolnych” pochodzącym!
Powiem Ci rzecz, która winna Ci dowieść, o ile factum widome więcej ma siły nad logiki pisane i o ile siła magnetyzmu, jako siła żywotna, rozbudzająca się u przedsionka trzeciej ery, dziwnie umie walczyć przeciwko nieosobistości czy w Bogu, czy w nas samych. Temu trzy miesiące tędy przejeżdżał Rogierek393, oddychający nieosobistością — dający słowo honoru, że duch obiektywny jedynym jest absolutem i że osobistości nigdzie nie masz. Teraz wraca wierzący w osobistość Starca wieków, jak zwali kabaliści lub πατρός άγνώστον394 jak mówili gnostycy, i w ciał zmartwychwstanie w dzień rozwiązania się losów planety. Kto go tak przeinaczył? Kilka tygodni przy Jadwidze Lubomirskiej, o której wiesz, że umiera, a ciągle jasnowidzi. Pytał się ją o katolicyzm. Nic nie odpowiedziała, kiedy się jej spowiadał jej samej, że we wszystkie punkta ortodoksji wierzyć nie może, ale rzekła: „Religijności miej więcej! — Religijnego ducha nie masz” — i to słowo niewieście wszystkich Feuerbachów i Baurów zwiało mu z duszy! Patrz, co to słowo w porównaniu z kazaniem! O, kazań już dość było! Słów teraz trzeba!
Czyś odebrał muzykę moją? Proszę Cię, pisz do mnie częściej — pisz szczegółowiej — pisz mi o Siostrze395 — jak jest, jak wygląda i jak wiele cierpi? Jerzego ratuj, bo gubi się lazzaroństwem.
Twój ojciec przybył z Surowa nazad, był chory na nogę. Dwa dni nie wychodził, — ale to nic nie było — dolor artriticus ambiens et volalilis396, który znikł. Dziś jest tu na obiedzie — więc widzisz, że zdrów.
Twój na zawsze Z.
12 marca 1844, Warszawa
Mój Consuelo! Trzeci to już dzień bez słówka od Ciebie! Czy znowu grypa Cię ogarnęła po tej przejażdżce po Bulońskim lesie? Czy też dzielę los wspólny donosicielom złych nowin, do których niechętnie odpisują ludzie? Nic na pewno nie wiem i darmo suszę głowę, a serce drę rozmaitemi przypuszczeniami, to jedno wiem, że mi smutno piekielnie.
Wczoraj nową edycję, prześliczną, Marii Malczewskiego przepatrywałem i odczytałem najsmętniejsze tego arcydzieła
Uwagi (0)