Narcyssa i Wanda - Narcyza Żmichowska (czytaj online książki txt) 📖
Narcyza Żmichowska właściwie należy do grona romantyków – była o siedem lat młodsza od Krasińskiego, dziesięć od Słowackiego, a od Norwida młodsza o trzy. W dodatku paliła cygara jak George Sand.
Jednak w prywatnej korespondencji ukazuje się jako osoba niekonwencjonalna i niezwykle nowoczesna (czyta i komentuje Renana, Darwina, Buckle’a), światopoglądowo skłaniająca się ku nurtom pozytywistycznym, ale przede wszystkim umysłowo niezależna. Jej stanowisko ideowe i życiowe było heroiczne – bo wypracowane osobiście, przemyślane na własną rękę, niepodległe.
- Autor: Narcyza Żmichowska
- Epoka: Pozytywizm
- Rodzaj: Epika
Czytasz książkę online - «Narcyssa i Wanda - Narcyza Żmichowska (czytaj online książki txt) 📖». Wszystkie książki tego autora 👉 Narcyza Żmichowska
Wracając z Warszawy panie moje — choć jedna prędzej, druga później przyjechała, tę samą nowinę, w tych samych prawie słowach o tobie mi doniosły — „Ach! (autentycznie były dwa Ach) jak panna Wanda ślicznie wyglądała!” Polcia nawet dodała opis twego ubioru — wiem, że miałaś jasnopopielatą suknię ślicznie zrobioną i jasno lila krawatkę na szyi. Ciekawam, kto ci pozwala ładnie wyglądać w liliowych krawatkach?... Moja siostra Wikcia, która dla wszystkich panien, jak tylko którą z nich lubić zaczyna, ma zawsze jeden i ten sam kłopot, aby za mąż poszły — w ten moment zawołała — „No, pewnie za mąż idzie — bo panienki zawsze wtedy najlepiej wyglądają” — i moje siostrzenice zaczęły różne tworzyć przypuszczenia — a ja się utwierdziłam jeszcze w moim przekonaniu, że najłatwiej prawdę ukryć przed światem, a najtrudniej kłamstwo. Nie wiem, jak tam między bliższymi, ale wśród dalszych, to wszyscy mówią o p. Zygmuncie, nikt nawet jakby nie zasłyszał o kim drugim. Tutejsze moje, w najlepszej wierze trochę na moją, trochę na twoją intencję, a zapewne głównie przez sprawiedliwość, ciągle się z pochwałami dla pana Z. rozwodzą — ile razy wyrzucam sobie — ale co sobie wyrzucam, to ci powiem, gdy będziemy o p. Jacku rozmawiały. Moja droga, znów mi pan Jacek na myśl wrócił, a z nim konieczność przesłania jakiego artykułu. Przez litość, wypracuj co za mnie. Poślę ci aforyzmy o dobroci — na tej kanwie dohaftujesz różne swoje własne arabeski. Ej — z tobą nie warto nawet o czym podobnym zaczynać; już ja się tego nauczyłam — choć ty nauczyć się nie możesz co do mnie. Dlaczego teraz piękniej niż kiedyś wyglądasz? Lubię słyszeć o tym od drugich, ale nie lubię rozmyślać — są takie zdradne piękne wyglądania. Może się właśnie gorzej na zdrowiu czujesz. Tylko twoje emersonoskie272 usposobienie mię pociesza — znać taki prawdziwy, dobry gatunek siły rozumnej, która się nie chce na głupstwo cierpienia zużywać — bo wobec niej mnóstwo cierpień jest głupstwem tylko — skoro nie tworzę, nie rodzę, nie są trudem działania lub wprawą w wykonanie. Ale tylu wkoło siebie mazgajów widzę, tak się do własnej maślanej, zakalcowej ślamazarności przyzwyczaiłam, że nie mogę na pewno w twoją dziarskość, w twoją oporną dumę i kuracyjną czynność uwierzyć. Zawsze człowiek swoją miarą mierzy — gdybyś ty jednak do miary wymagań moich się dociągnęła — no, to byłoby więcej warte nawet, niż gdybyś mi artykuł dla S... napisała.
Moja droga, czy ty się przynajmniej zaopatrzyła we wszystkie przepraszające słowa — żeby panią Rodys za kłopot jej zrobiony przeprosić. Nieszczęśliwy był mój pomysł, żeby jej na głowę tę przesyłkę składać. Jeśli sama będzie musiała za tym chodzić, to sobie na Wielkanoc nawet podobnego grzechu nie odpuszczę; ale mam lekką nadzieję, że się którym ze swoich młodych znajomych wyręczy — choćby przyszłym zięciem; w takim razie tylko przez cały adwent będę miała zaniepokojone sumienie, a możesz upewnić, że i to nie jest arcyprzyjemną rzeczą, kiedy się kto zawsze budzi przed roratową godziną. Wreszcie sama prędzej czy później napiszę o tym, a może osobiście pokorne moje przeproszenie złożę.
Książki tedy przyobiecanej oczekuję. Ze wszystkich radości, jakie mogą mnie spotkać (nie mówię o gatunku szczęścia, do którego powitania załączam), radością bez wątpienia największą jest książka zajmująca do przeczytania. Zosia pewnie będzie tego samego gustu — a Marynia jeszcze nie. Uściskaj obie.
Moja kochana Wando, wyszukaj mi jakiej komicznej, nie już sztuki, lecz choćby sceny tylko na trzy osoby — pomyśl — przebiegnij wszystko, co znasz oryginałów lub tłumaczonych po polsku.
I ty pisałaś, i Juluta pisała, że się mnie w Warszawie spodziewacie, a ja niestety wcale się tam samej siebie nie spodziewam, zwłaszcza teraz, choćby na krótkie odwiedziny. Lecz wiesz, co ci powiem? Tylkoż ty jeszcze nie powiadaj samej sobie, ani moim kochanym. Ważą się losy, żeby z dziećmi w Warszawie osiąść. Lepiej byłoby, gdyby choć ze dwa lata jeszcze można ich na wsi utrzymać, ale naczelnik robi panu Pławińskiemu trudności, więc może się naczelnika na koszu osadzi i dalej pójdzie. Romoli jeszcze pierwszego tomu nie przeczytałam — jej historyczność mię razi — tak samo na księżycu jak w dalekiej przeszłości można by podobną analizę subtelnych uczuć ludzkich przedstawić. Jeśli można czytać Walter Scotta i Dumasa, to dlatego, bo się zdaje, jakoby jego ludzie nie byli wcale do dzisiejszych podobni (chociaż w gruncie podobni), a ci tutaj zupełnie jak wszyscy z innych Elliota powieści. Czy twoje było tłumaczenie tego ustępu z Herty? szkoda kawałkami skubać coś ładnego, bo widać, że ładne.
Ciągle w niedzielę miałam cię na myśli, jakbyś ty umiała użyć ładnego obrazka. Nie mówiąc o dwóch pannach — ale wyobraź sobie cztery mężatki jak z czterech obrazów Simmlera: od popielatej blondyny — do cygańskiej Esmeraldy — cień włosów kolorytu i dobór draperii — kwiatów na głowie. Słowem, kolekcja przyzwoita.
Posyłam i list do pana Jacka; dowiesz się od Ilnickiej, jakim sposobem mu przesłać.
Gdyby można podpis Gabrielli ominąć!
[Dębowa Góra] 21 grudnia 1868
Zanadto wiele mam uszanowania dla świątecznej epoki, a jeszcze więcej względu na twoje wigilijne usposobienie, Wando moja, żebym dzisiaj cokolwiek z tobą o mojej piśmienności lub niepiśmienności, o przyjętych lub niemożebnych projektach rozprawiała. Znajdzie się to później trochę — daruję ci na studium psychologiczne, z którego jaki zechcesz użytek zrobić będziesz mogła. Teraz i czasu nie ma; wybrałam się po gwiazdce do moich ukochanych, aby jedni wiedzieli, że o nich myślę — aby drudzy myśleli o mnie — abym z nimi wszystkimi była razem. Pamiętaj tedy, Wando, ogromadzić ojca, siostry, pana Władysława, Edwarda z całym domem od babci do Helenki i każdemu z osobna podać opłatek, każdemu rękę przyjaźnie uścisnąć, a powiedzieć, że na chwilę dobrego życzenia, czy ty, czy ja, to jedno. Bardzo długo, przez cały dzień na przykład, nie miałabym sumienia tak cię zanurzyć w mojej osobistości; choć wiem, że i w tobie niewesoło, że gorzko, cierpko, aleć zawsze jeszcze by ci niewygodniej być mogło. Toteż o chwilę chodzi jedynie; kiedy witam poczciwych, dowsiego roku winszuję życzliwym, jeszcze się odważę na jedność z tobą młodą. Zapewne w święta lub ze świąt zaraz dłuższy list odbierzesz; ten jest z plenipotencją i z jednym do serca przyciśnieniem. Bądź mi zdrowa, dziecko moje — kochanie moje — młodości moja ostatnia. — Bądź mi zdrowa jak egoista — a spokojna jak zarozumiałość. Czemu ty się trapisz i cierpisz, kiedy pani Stasiowa taka jest swobodna?
Jeszcze raz pozdrowienie dla Edwarda — i dla Lutki. A jeszcze raz dla Zosi. A jeszcze raz dla Mani — a i dla pana Władysława, a i dla Ojca — a i dla Julci, gdy pisać będziesz.
Nie zapomnij też pozdrowić pana Jabłonowskiego; należało by się i p. Zyg[munta] przypomnieć, choćby przez wdzięczność osobistą moją, nie licząc jego wartości — ale nie chciałabym tobie tego przekazywać, a nie mamy innych pośrednich stosunków.
Odsyłam D[octo]r Antonio — istotnie znałam dawniej, lecz nie znałam Lorenzo Benoni — to jest biografia autora.
[Dębowa Góra] 2 stycznia 1869
Moja Wando, zacznij przepisywać to, co ci wysyłam dla p. Sumińskiego. Gdybym miała pół godziny więcej czasu, to bym ci opisała smutne dzieje prób mnóstwa i projektów tysiącznych — rekapitulacja penelopowego płótna na papierze. Jak pod przysięgą, co jednego dnia napisałam, to na drugi spaliłam; wtem przychodzi list do p. Leona, że tylko mego artykułu do wyjścia książki brakuje! Rozpacz mię ogarnęła — dałam sobie słowo honoru, że o honory nie dbając właśnie — ograniczę się bez talentu, głupio — do niczego nie zastosowanym wyjątkiem z gotowych materiałów — co więcej zobowiązałam się jeszcze nie odczytywać — nie zastanawiać się, spadać od początku do końca jak kamień. Gdybym do jutra zatrzymała papiery u siebie, tym więcej gdybym je przepisywać zaczęła, wiem, że nigdy by ich p. Sumi[ński] nie zobaczył. Jeśli więc ma zobaczyć, ty się tym zajmij; nie żenuj się poprawiać spójników i wyrażeń całych; wkładam to na ciebie jako obowiązek właśnie. Później w liście prześlę dokończenie — a może tytuł zmienić? No, proszę, ja muszę o takich rzeczach myśleć, na pierwsze i ostatnie dnie roku! Pisałam, że aż mię plecy bolą i odcisk na palcu zrobił; dopiero teraz spostrzegłam się, jak mi przeszkodą w autorstwie jest niewprawna do tychografii ręka. Mogłabym dyktować — ale pisać — rychło wczas dowiedziałam się tego sekretu! — i ja muszę o takich rzeczach myśleć, a o tylu innych mówić bym z tobą wolała. Wczoraj dostałam list z Soczewki od wszystkich, ale na osobnych kartkach. Czy to nie lepiej było z mymi na poczcie listami się spotkać, niż takie duby smalone bazgrać. Antonio ci odesłałam — Romoli273 jeszcze nie skończyłam — nie czytam.
Panu Z. nie chciałam przez twoje pośrednictwo życzeń moich składać, bo już raz przecie spadła mi na sumienie zawiedziona jego trochę tym samym sposobem nadzieja.
Brat wyjeżdża — Wandka R[edlówna] wyjeżdża.
Mam interesującą kanwę do powieści z żywego studium, gdyby trochę przyhaftować idealizmu.
Nie gniewaj się — frazes.
Nie smuć się, że na ten raz więcej nie piszę — hałas — pośpiech — ręka boli — ale dusza kocha. (Nie piszę o sercu, bo, jak się domyślisz, zbrzydło mi w owym wyjątku literackim).
Bądź ucałowana i wszystkich twoich pozdrów.
Masz tedy wszystko do końca, Wando moja najdroższa. Co ja bym zrobiła teraz, gdybym nie liczyła na ślepe twoje przywiązanie, to sobie nawet nie wyobrażam; najpewniejszą jest rzeczą, że pan Jacek nie miałby artykułu. Ale ty się nawet cieszyć będziesz, że możesz przepisywać i nawet choć potem odezwą się ludzkie głosy, że szkoda czasu i atłasu, nie uwierzysz im. Donieś mi tylko, kiedy będziesz mogła wszystko odesłać.
Taka jestem spisana, nie tylko w palcach, ale i w łopatkach, że nawet Lasi nie mogę na jej trzy listy odpowiedzieć — usprawiedliwiając się tylko w sumieniu, że jej to nie bardzo potrzebne. Juścić ucieszy się jak list odbierze, lecz jak nie odbierze to koniecznie tęschnić nie będzie — ale rodzinie Markiewiczów odpisałam za to trzy listy na jeden, żeby pani Markiewicz się odwdzięczyć — żeby Manię uściskać — żeby Sewerynowi powinszować, a nade wszystko, żeby Stasiowi fałszywych przypuszczeń oszczędzić, choć tak tylko na niepisane i niedomówione słowa rozmawiamy. On mi z głębokim smutkiem donosił o lekarskim swoim sądzie nad stanem Seweryna — ja też trochę o sobie, trochę o Sewerynie pisałam. Lecz to wszystko sensu nie ma. Jeśli mam przyjąć współodpowiedzialność bliższego, jedynego, jaki przyjmować warto stosunku, to muszę sobie człowieka z sanskrytu na polski język przetłumaczyć.
[Dębowa Góra] 22 stycznia 1869
Uwielbiaj, Wando, moją przytomność umysłu! Kiedy mi się nagle zdarzyła sposobność pisania do ciebie w niedzielę, miałam ci tylko posłać adres mego siostrzeńca; pokazuje się jednak, że coś pilniejszego na myśli mi było i adresu nie posłałam. Żeby drugi raz tego samego nie zrobić, więc dziś na samym początku piszę: „Gub. Irkucka, Niżno-Udyński okrug — w Bratskiej Wołosti”. Powiedz mi też, czemu takie ceremonie robisz z podpisaniem swego nazwiska274. Jeśli tak jak ja przez tchórzostwo i obawę niepowodzenia, to możesz wziąć jaki pseudonim; ale jeśli przez względy piętrowych stosunków, to nie mogę i nie mogę ciebie w tym rozumieć. Cóż u licha! ty, która sobie kazuistyką konfesjonału sumienia nie zamąciłaś, zrozumieć nie możesz tej najpospolitszej prawości, żeby zawsze być gotową za swoje dzieło, za każdą robotę swoją, czy dziurę zacerowaną w pończosze czy drukowaną książkę — osobiście wszelką przyjąć odpowiedzialność! Względu na pannę Grabowską, choćby spod 495 Nru275, wcale nie rozumiem. Toć przecież ja byłam także młodą panną, kiedy pisać zaczęłam, i nie byłam starsza może od ciebie, gdy wydałam Pogankę; a jednak i tę zbrodnię, przed którą Andzia S[kimborowiczowa] drżała, wzięłam śmiało na swój kark — bo co mogłam pomyśleć, co mogłam napisać — to mogłam wśród ludzi ponieść. Nie wyobrażaj sobie znowu, bym już wówczas tak była jak dzisiaj spod wszelkich rodzinnych reklamacyj uwolnioną. Gdy pierwsze sygaro wypaliłam, był lament w domu; a gdy na koń siadłam, były płacze i zgrzytanie zębów, o jakich pojęcia nie masz chyba. Lecz ja od konia i od sygara łatwiej ustąpiłam niż od pracy myśli mojej. Podarłam wprawdzie więcej arkuszy i spaliłam więcej niż ich do druku podałam, nigdy jednak żadnego nie cofnęłam pod grozą konwenansu. Jeśli miałam w sumieniu choć jeden powód na usprawiedliwienie słowa głośno objawionego, to już uważałam się za skrępowaną obowiązkiem do utrzymania się przy nim. Zresztą może my się nie rozumiemy — wytłumacz mi — bo istotnie bez przesady nie mam klucza do takich pojęć — jak do odcyfrowania znaków na skorupie chińskiego żółwia. Jeśli mi się uda, to wyprawię z tą kartką razem Plutarcha i inne twoje jako też Maryni książki.
Ma się rozumieć, że, chociaż cię nie rozumiem, to cię jednak bardzo serdecznie zawsze do serca przycisnąć bym chciała. Dość często
Uwagi (0)