Narcyssa i Wanda - Narcyza Żmichowska (czytaj online książki txt) 📖
Narcyza Żmichowska właściwie należy do grona romantyków – była o siedem lat młodsza od Krasińskiego, dziesięć od Słowackiego, a od Norwida młodsza o trzy. W dodatku paliła cygara jak George Sand.
Jednak w prywatnej korespondencji ukazuje się jako osoba niekonwencjonalna i niezwykle nowoczesna (czyta i komentuje Renana, Darwina, Buckle’a), światopoglądowo skłaniająca się ku nurtom pozytywistycznym, ale przede wszystkim umysłowo niezależna. Jej stanowisko ideowe i życiowe było heroiczne – bo wypracowane osobiście, przemyślane na własną rękę, niepodległe.
- Autor: Narcyza Żmichowska
- Epoka: Pozytywizm
- Rodzaj: Epika
Czytasz książkę online - «Narcyssa i Wanda - Narcyza Żmichowska (czytaj online książki txt) 📖». Wszystkie książki tego autora 👉 Narcyza Żmichowska
Za kilka dni będę miała do Warszawy okazję, ściągnij mi na ten czas książkę od Kazimiery — Le mari d’Antoinette — o nowy zapas od ciebie — nie śmiem się już naprzykrzać, bo widzę, że mi trudniej z odsyłaniem idzie. Przynajmniej cztery dawniejsze tomiki odebrałaś? nic mi o tym nie wspominasz. Jeśli będzie można, wyprawię i Puffendorfa z powrotem, a jeśli Kornelcia nie znajdzie na niego miejsca, to jeszcze zaczekasz, póki sama kiedy nie odwiozę. Nic prędko to nastąpi, lecz przecież nic pilnego, a masz świadectwo pamięci.
Czekam teraz ładnego zielonego kajetu; o twoim rodzonym dziecku więcej ci powiem niż o tym narzuconym przeze mnie. Wątpię, czy na mnie zakaz pisania wymożesz; jestem przekonana, że pisanie cię kształci i że możesz nawet innych kształcić tym, co napiszesz. O ile powieściowy rodzaj zgodny jest z naturą twego usposobienia? to zupełnie osobna kwestia; ale że masz przed sobą cały dział propagacyjno-dydaktycznej pracy, jestem jak najmocniej przekonaną. Wszystkie zarysy sprawozdań i ogółowe rozprawki, które czytałam, były bardzo dobrze lub bardzo sumiennie napisane. Jak widzisz, umiarkowaną jestem w przymiotnikach, żeby się nie dać jakiemuś osobistemu interesowi uprzedzić. Co więcej, własny twój wybór zawsze się zwraca ku poważniejszym dziełom i przedmiotom, a znajomość niemieckiego języka otwiera całe perspektywy mniej powszechności naszej znanych krajobrazów. Nie rozumiem, co mi o Szulce Dzie[końskim] i o prawie przekładu piszesz? Zdaje się, że proces „Gazety” z „Kłosami” wszelkie co do takich zastrzeżeń skrupuły usunął. Pan Szulce Dzie[koński] ma prawo za to moje i twoje tłumaczyć artykuły — wszak taki był sens wyroku! Gdybyś mnie jednak posłuchała, to byś zaraz od Dunkera zaczęła. Właśnie najlepiej od razu z czymś ważniejszym wystąpić — popracujesz trochę dłużej, żmudniej, lecz będziesz miała ciągle pewność, że ci praca w tece nie zostanie.
Spytaj się zresztą Stasia i poproś go ode mnie, — mówię ode mnie, bo to mój interes — żeby w czasie bytności swojej umówił się na pewne z jakim księgarzem — broń Boże, gdyby znowu Dziekoński miał cię ubiec! — potem warto by może napisać jaki artykuł sprawozdawczy o tym autorze do której gazety. Nazwisko mniej jest znane niż Mommsena — więc oswoić z nim publiczność — potem już tylko przysyłaj mi do ostatecznego przeglądu arkusze i nie zrażaj się. Istotnie, świętą masz zasadę, że co zaczniesz, powinnaś skończyć. Gdybyś niczego w życiu nie nauczyła się piśmiennictwem własnym tylko — skończenia, to już mogłabyś je błogosławić. Umieć skończyć zaczęte!... (ach, Wando, jaki ja sobie niehonorowy policzek wycięłam!)
1. n.b. Przyszło mi na myśl, że istotnie redakcja może ciebie o zupełne Filipiństwo posądzać — no, to muszę przesłać schemat listu, który się do pieniędzy załączy; a może znajdę kogo, co mi go napisze.
2. n.b. Niech tylko przeczytam ów zielony kajet, to ci wiele rzeczy i o tobie, i o powieściach napiszę. Istotnie, twoje powieści coraz cię dokładniej tłumaczą mojemu pojęciu. Czy ci się zdawało, że już na pamięć umieć cię powinnam? Nie, moja pani, od przeszłego aż do tego roku pełno nowych rzeczy o tobie się dowiedziałam i dowiaduję; więcej jeszcze przeczuwam takich, o których my obie dotychczas nie wiemy. Za wszystkie, jakie są i być mogą, całuję — wszystkie już przyjęłam. Chciej to raz na zawsze zrozumieć.
[Pszczonów] 13 marca 1867
Moja Wando kochana — za kilka dni będę miała okazję, to ci pewnie dłuższy list napiszę, ale dzisiaj nie jestem w piśmiennym usposobieniu. Ręce łamię nad twoim zmartwieniem, wstydzę się twoich zawodów, ale nie mogę być inaczej. Żebyś się nie gorączkowała jednak, rzucam tę kartkę z obietnicą poprawy. Nie dowierzaj tylko zbytecznie; przecież obietnica jest zaledwo pierwszą formą intencji — do formy przyrzeczenia jeszcze bym się nie odważyła posunąć — owszem, gromadzą się na horyzoncie różne utrudnienia. Przede wszystkim brak idealnej cichości — ale na teraźniejszość jest tylko trochę rozbicia i ogłupienia. Gdybyś umiała być spokojniejszą, gdybyś dla mnie i dla siebie zdobyła się na pewną porcję stoicyzmu, tak przeze mnie zalecanego, to bym ci więcej trochę o tym powiedziała i wytłumaczyła bardzo jasno, dlaczego śmierć Antosi198 nic a nic mię nie martwi; tylko o idiotyzm mię przyprawia. Lecz ty masz talent wszystko zaraz przez swoje własne serce filtrować i do wszystkiego taki aromat boleści dodajesz, że gdy mi później esencja w następnym liście twoim wróci, czerwienię się jak kralka w polskich kartach i nie mogę sobie darować, że cię na taki ekspens uczucia wyciągnęłam, jednym słowem, zupełnie inną wartość dla mnie mającym. Póki się lepiej nie zahartujesz, póty nigdy do prawdziwego porozumienia między nami nie przyjdzie. Zawsze będę musiała się mieć na baczności, jak ty przeczytasz to, co ja napiszę — i pióro mi zesztywnieje. Wprawiaj się czytać literami moimi własnymi, nie swoją wrażliwością. Jeśli napiszę: „ucięto mi rękę” — to czytaj „ucięto rękę” — a nie myśl o fibrach, żyłkach, nerwach, arteriach, lub, co gorzej, nie myśl, że ręką można by posąg wykuć, obraz namalować, symfonię Beethovena odegrać lub Mickiewiczowskiego Farysa napisać — bo ja bym pewnie nic z tego wszystkiego nie zrobiła. A jeśli ci powiem, że jestem garbata, no, to wyperswaduj sobie, że są ludzie garbaci na świecie. Cóż u licha, czyż cię życie nie nauczyło, że żadne ukochanie przeciw złemu ukochanych nie zabezpiecza? „Och! ty nie możesz umrzeć tak jak oni — których nie kocha nikt i nikt nie broni”. W Słowackim bardzo to pięknie wygląda; był czas, że prawie temu wierzyłam; ale historia z biografią na innych prawach się rozwija — najukochańsi, najlepsi umierają. Najdrożsi nasi cierpią. Toż o ciebie, dziewczyno moja, dawno bym już powinna Panu Bogu wojnę wypowiedzieć, a o mego biednego brata z Rheims! No, widzisz, mam tyle zrozumienia konieczności, że kiedy o was myślę — i o was i o innych — to zaraz uciekam na nebulozy, drogi mleczne Syriusza — zastanów się tylko, czy tam znać wibrację, czy tam czuć drgnienie choćby najokropniejszego bólu? Dlatego to, moja dzieweczko, tak cię zapędzam do astronomii lub innych podobnych pewności — w nich się bólu nie czuje.
Zstąpmy jednak na ziemię. Gdybym była w humorystycznej wenie, to by mię bardzo zabawił twój list komentarzem do listu Ilnickiej199 przyłożony. Czy wiesz, jak się rzeczy naprawdę tłumaczą? Oto tak: Ilnicka, znam ją, najpoczciwsze w szajce literackiej stworzenie, dobra, ale watową, miękką, ustępną dobrocią, czasem odbiera istotnie chorobliwe elukubracje, a nie ma odwagi dać im właściwej odprawy. Sama o tym mi powiadała, a ja się śmiałam z niej i podbijałam w odwagę cywilną. Otóż i teraz, miarkuję, nie miała odwagi odrzucić, więc cię puściła z komplimentem i kwitkiem na redakcję. Wierz mi, gdyby istotnie chodziło jej o nabycie użytecznego współpracownika, inaczej by sobie postąpiła. Miałam pewien projekt kontr-mistyfikacji — bo ty nie uwierzysz, jaką mam słabość do tego jedynie rodzaju oszukaństw. Między lepszymi, a przynajmniej do najweselszych chwil mego życia zaliczam, te, w których do mnie o nieboszczce Gabrielli jako o zupełnie nieznanej mówiono osobie. Więc chciałam sobie z Filipci wodewil ułożyć — ale wszystko poszło na dno — jeszcze mię też jednym kamykiem przyrzucono, żebym dłużej głowę pod wodą trzymała. W którymś „Kurierze” wydrukowano, że A. Mark... dr wyjechał do Włoch — więc mię zaraz Polcia pyta, czy to nie pan Mar[kiewicz] z Tomaszowa do brata — ja tłumaczę, że w Tomaszowie S. M. nie A. M. — lecz nie mogę z podejrzeń się otrząsnąć, może być omyłka w literze — dopiero twój list mgły rozpędził. Były gęstsze, niż się spodziewałam nawet; ze wszelkim uznaniem konieczności, strata Seweryna narzuciłaby mi wcale nieposzukiwany dowód, że jest koniecznością — zmarnowanie — nawet przeszłości; od przyszłości już nic nie wymagam — ale choć jedno słowo, jedno życie, co by przeszłość zaświadczyło.
Czy myślisz, że siadłam do pisania, by o takich rzeczach z tobą gadać? Wcale nie. Miałam ci tylko zapowiedzieć okazję; przyrzec list dłuższy, obiecać odesłanie książek — i prosić bardzo o zwrot Nathalie, którą dla Zosi między Maryni Markie[wicz] książkami przesłałam — jest mi bardzo potrzebna. Nie jestem pewna, czy cię chciałam uściskać, ale dajmy na to, że ty mię chciałaś uściskać i że moje lawiny topnieć zaczynają, więc się nie bronię. A choć pisać kończę, to medytować zaczynam: co by to było ze mnie, gdybym Wandy nie miała? Co by to było ze mną, gdybyś ty mię nie była wzięła sobie do kochania? Pozwalam ci myśleć nad tą kwestią, tylko ci nie pozwalam odpowiadać na nią, bo już jest rozwiązana w moim rozumie i bardzo by mi było przykro, gdybym jaki nonsens przeczytała twoją ręką o tym napisany.
List do Stasia, że o tobie, więc jeśli napiszę, to na twoje ręce prześlę. Masz prawo pierwsza przeczytać swoją recenzję, tj. recenzję może twojej osobistości, a konsultację o losie Szekspira. Nie wiem zresztą — znów mi ciężko pisać.
[Pszczonów] 21 marca 1867
W kalendarzu wydrukowano, że to pierwszy dzień wiosny — ale tak wygląda jakby był drugim ze środka zimy. Wyobrażam sobie, jak twoja nerwowa organizacja musi być usposobioną, kiedy moja nienerwowa tak się zakatarzyła, że aż zgłupiała. Póki mi więc pamięci starczy, póty muszę przede wszystkim interesa załatwić.
1-o. Przejrzyj pakiecik książek dla Maryni M. przeznaczonych. Jeśli w nich jest Natalia, to wyjmij i odeślij mi — a spodziewam się, że jest, bo pamiętam, jak ją wyprawiałam, tylko zdawało mi się, że ze wszystkich posłanych książek, zwłaszcza też z niej, będzie Zosia korzystała. Pokazuje się tymczasem, że dopiero później będę jej się mogła wywdzięczyć, a wszystkiemu wasza skrupulatność do bigoterii posunięta jest winną.
2-o. Przez Julię miał być odstawiony dla Wohla pierwszy tom filologicznych prelekcyj Millera, drugi albowiem poprzednio jeszcze w czasie mojej bytności sama u pani Bolesł... wraz z Trepką — przepraszam — ze studiami Trepki złożyłam. Czy jeden doszedł, czy drugi dojdzie? Jeśli nie przez ciebie, Wando, to nie wiem, kiedy się dowiem, bo sprawiedliwie zgadujesz, że nie tak prędko do Warszawy przyjadę. Kiedym Andzi200 po śmierci Grothusowej nie odwiedziła, och! to pewnie, że nie tak prędko.
3-o. Pisałam w lutym do Seweryna — czy go doszło? czy nie doszło? im on zdrowszy, tym więcej mam mu do powiedzenia różnych rzeczy, ale pierwej muszę wiedzieć, czy listy dochodzą? Nie lękaj się, nic w nich politycznego nie było; tylko mię to zniechęca, że nie mam doli; kilka razy już całe arkusze wyprawiałam do Wohla — teraz do Seweryna, i ciągle większa połowa przepada — aż mimowolnie podejrzliwe myśli przychodzą.
4-o. Amerykańską powieść wzięłam ze sobą do Dębowej Góry, kiedyśmy tam na powitanie Paulinki jechały. Przeczytałam ją i zostawiłam Paulince w nadziei, że się prędzej okazja do przesłania znajdzie. Czy istotnie już się znalazła i czyście odebrały? Jeśli nie, to bądźcie spokojne — odwleczone nie zgubione — aby mieć prędzej nowy zasiłek, odsyłam teraz Franklina. Tłumaczenie Baudrillarta201 zostawiam jeszcze na mojej komodzie. Istotnie, słusznie się domyślałaś, znam je we francuskim języku, ale byłabym już może otworzyła, by drugi raz przejrzeć i komu tutaj ustęp jaki przeczytać, gdyby nie to, że to Belejowskiej przedsiębiorstwo. Muszę się z tego wstrętu otrząsnąć, bo nie ma sensu (jako wstręt do książki), jeśli więc nie pilno właścicielowi potrzebna, to mi ją zostawcie — a jak będzie jej trzeba, to mię przestrzeż.
5-o. Moich czterech Jerzych, tj. jednego Thakereya niegdyś szanownemu filologowi przesłanego, pamięci twojej polecam, nie dlatego bym się dopominała, ale żeby twoją opiekę dla tej mojej arcy-pamiątkowej książeczki zjednać.
6-o. Owe nieszczęśliwe Notatki — wszak ci powiedziałam, że masz zupełne prawo nad nimi — ale jeśli nie widzisz sama, że do druku podane będą tylko powtórzeniem tego, co na wszystkich pierwszych kartkach „Bluszczu”, we wszystkich formach, kolorach i półcieniach powiedziano — jeśli nie czujesz tego, że są zbiorem morałów — bezskutecznych — gdy czytanych; jeśli nie potrzebujesz dla nich innej formy, innego szyku, innych wiele rzeczy... to jesteś okropnie skłonną do... omamień. Nie gniewaj się na mnie.
[Drugi arkusz]
Przekreśl, Wando, cały ustęp pod numerem trzecim — na tamtej ćwiartce — właśnie w tej chwili przybiegła Antosia i oddała mi
list od Seweryna.
Przeczytałam go, ma się rozumieć, i dlatego straciłam wątek wszelkich dalszych interesów, z jakimi chciałam do ciebie wystąpić. Musisz sobie wyperswadować, że nawet przez to krótszy list odbierzesz, bo mi czytanie kawałek czasu zajęło, a teraz spieszyć się trzeba. Zapowiedziana okazja pomimo zapowiedzenia zjawiła się prawie nagle. Jest to pan Swinarski, tutejszy ogrodnik; może ci wspominałam kiedy, a może Julia mówiła o tym fenomenie. Z obywatelskiego pochodzenia, a pracowity — cichy, a zawsze umiejący każdemu jakąś przysługę wyświadczyć — prosty bardzo, a lepszego zachowania się niż wielu paniczów, nie wyłączając kilku moich rodzonych siostrzeńców, na których od urodzenia matki chuchały i dmuchały — to wszystko mówię w nawiasie; zamknąwszy go, wracam do rzeczy. Pan Sw... zapowiedział, że się
Uwagi (0)