Narcyssa i Wanda - Narcyza Żmichowska (czytaj online książki txt) 📖
Narcyza Żmichowska właściwie należy do grona romantyków – była o siedem lat młodsza od Krasińskiego, dziesięć od Słowackiego, a od Norwida młodsza o trzy. W dodatku paliła cygara jak George Sand.
Jednak w prywatnej korespondencji ukazuje się jako osoba niekonwencjonalna i niezwykle nowoczesna (czyta i komentuje Renana, Darwina, Buckle’a), światopoglądowo skłaniająca się ku nurtom pozytywistycznym, ale przede wszystkim umysłowo niezależna. Jej stanowisko ideowe i życiowe było heroiczne – bo wypracowane osobiście, przemyślane na własną rękę, niepodległe.
- Autor: Narcyza Żmichowska
- Epoka: Pozytywizm
- Rodzaj: Epika
Czytasz książkę online - «Narcyssa i Wanda - Narcyza Żmichowska (czytaj online książki txt) 📖». Wszystkie książki tego autora 👉 Narcyza Żmichowska
Nie wypowiedziałam się jeszcze ze wszystkim w tej mierze, bo za długa byłaby rozprawa, a bez twoich na każdy wyraz zaprzeczeń lub uwag — prawie nieużyteczna. Zbiorowo tylko dodam, że mi Agatka zbrzydziła wszystkie sentymentalności i wszystkie sylaby dźwięcznie brzmiących niegdyś wyrazów, od zapału do poświęcenia — etc., etc.
Względem Dańka z Jawura122 nic a nic powiedzieć ci nie mogę. Czy Jaworski kupił moje dzieła na wiekuistą, czy na ograniczoną własność, mój kontrakt nie może mię w tym względzie objaśnić; a Jaworski pewnie by też rzetelnie nie objaśnił.
Zresztą nigdy już na życie nie chciałabym mieć z nim do czynienia. Był czas, w którym on niemało się do mego pismowstrętu przyczynił.
Pytałam się, z kim byś chciała, żebym tutaj opłatek na twoją intencję rozłamała; nie dałaś mi odpowiedzi, więc prawa ręka moja z lewą go rozłamały, więc część prawej posyłam — nie do wsiego roku — ale bodajby na dłużej od lat.
Chciałabym ci wytłumaczyć stosunki moje względem ciebie a względem pani Róży we wszystkich psychologicznych różnicach, lecz się kłopoczę, czy mię dobrze zrozumiesz. Główna różnica na tym polegała, że Rózi byłam pewna, a ciebie lękałam się zawsze; Rózię miałam w sobie nazwaną, a ciebie nie; Rózię wiedziałam, a ciebie czułam, że muszę odgadywać — ja zmęczona — ukrzyżowana — potępiona prawie i w piekło pchnięta odgadywaniem niektórych ludzi. Czy pamiętasz w Wierzbnie lub raczej zdaje mi się w sąsiednim Mokotowie na ławeczce. Chciałaś wiedzieć, czemu się zbyt daleko trzymam lub coś w tym sensie przynajmniej, a ja odpowiedziałam wtedy, że ci się boję. Wielka to była prawda: ciebie dla siebie i siebie dla ciebie zarówno mogłam się lękać. Inoż, moja Wando, na temat tych wyrazów nie ułóż jakiej skomplikowanej fantazji. Zawsze pamiętaj, że teraz inaczej między nami — choć nie między mną i Rózią, ma się rozumieć.
Bądźcie na koniec zdrowi, wszyscy a wszyscy — twoja fluksja Wando okropnie mi była przez Wandeczkę opisana — i co gorzej dowiedziałam się, że ją ostatnie nasze pożegnanie spowodowało. Starajże się jak najprędzej od tej zgryzoty sumienia mię uwolnić.
Zosię i Marynię a listownie Juleczkę waszą uściskaj serdeczniej niż kiedykolwiek.
Do pani Bolesławy miałam list w intencji, ale mi się nie bardzo tutaj listy wiodą — czuję się ciągle w przejeździe.
Jeszcze przypisek o najważniejszej sprawie. Chciałam ci odszkicować tę powieść angielską, żebyś ją do naszej miejscowości zastosowała; ale że na moje szkice za długo by ci czekać przyszło, więc ci w kilka dni po Nowym Roku poślę książkę (o zwrot jej późniejszy bardzo proszę, bo to moja pamiątka). Daj ją do przeczytania Zosi lub Matyldzie, i niech ci rozdział po rozdziale opowiedzą. Szkoda byłoby w zbyt ciasne ramy takiego tematu, a lękam się właśnie, czy to, co napisałaś jest dosyć rozwinięte. W ogóle nas wszystkich piszących główną wadą jest brak szczegółów i zdarzeń; jeszcze to dla więcej wykształconych czytelników jest znośniejsze, o ile szczegóły i zdarzenia są psychologicznymi spostrzeżeniami lub fioriturami fantazji zastąpione; lecz dla dzieci i prostaczków trzeba koniecznie właśnie spostrzeżenie i fioritury ujętymi obrazkami wyrażać: wtedy to powiedział — tam poszedł — tak zrobił — to się stało itd. Co do angielskich powieści, łatwo bardzo włość Raveloc da się na naszą wieś szlachecką przerobić, tak samo w tej ostatniej znajdą się właściciele zupełnie chłopskie prowadzący życie i majętniejsi jak pan Cass, który tam swoją rolę odgrywa. Nawet znalazłam wiele podobieństwa w skreślonych charakterach. Z tkacza możesz zrobić Szlązaka Harnhuta lub według pierwotnego pomysłu ofiarę zabobonu. Jeślibyś prócz tego jaką trudność znalazła, jestem zawsze na pogotowiu z dobrą radą. Bodaj to mieć komu radzić! Tylko na fluksję nie choruj, to moja rada przede wszystkim. Od Lasi miałam list i wiem, że się do Warszawy wybiera. Dziś także do Matyldy piszę i zaraz pomoc tłumacza u niej zamówię — i pana Edwarda chcę także w tym roku jeszcze odwiedzić choć listem.
27 stycznia 1865, piątek
Przed chwilą list twój odebrałam i sama widzisz, jak prędko z odpowiedzią spieszę, Wando moja kochana. Nie chciałabym, żeby z mej winy choć o dzień jeden spóźniło się wydanie takiej pożytecznej książeczki, jaką być musi książeczka przez Zosię K. do modlitwy ułożona. Gdyby choć kilka pobożnych duszyczek dowiedziało się, o czym to głównie trzeba z Panem Bogiem w głębi serca rozmawiać, już byłby cel piszącej osiągnięty. Bardzo mię jednak korci, że księgarz większej objętości wymaga, a jeszcze bardziej, że wy, moi najpoczciwsi, do mnie się o radę w tym względzie udajecie. Gdyby rzecz była pewnym kółkom koteryjnych lub O. H123... wiadoma, to by już wszelki kredyt wydanemu zbiorkowi odjęto. Miejcież się na ostrożności i przynajmniej nie wspominajcie nikomu, by przez nieoględność życzliwych między opornych wiadomość tego szczegółu nie doszła. Prawdę bo mówiąc (między nami dwoma tylko, moja Wando), miałaś w sąsiedztwie daleko lepsze i religijniejsze ode mnie osoby (nie panią Eleonorę mam na myśli). Że do mnie się zwróciłaś, to też mi jest tylko dowodem zatwierdzającym niektóre moje ostrożności, a twoje — co ci je tak często wymawiam — nieostrożności znowu. Istotnie, wybrałaś najniefortunniejszą chwilę do wezwania, bym chociaż wotujący udział w jakimś religijnym zadaniu przyjęła. Nie odwołuję się z wielką skromnością do braku zdolności, ale uczciwie i rzetelnie ci mówię, że Julia stokroć trafniej i święciej poradzić by ci mogła — a po Julii Kazimiera. Każda z nich ma swój punkcik oparcia na ziemi i w niebie; Julia gorczyczne szczęścia ziareczko — Kazimiera poświęconej pracy sposobność. Kto choć jednemu uczuciu normalne szczęście zawarował, kto choć jedną godzinę skutecznej ciągłej pracy oddaje, ten pewnie więcej wie o Bogu i pewnie jaśniej pojmuje, co drudzy myśleć o Nim potrzebują. Że Edward do mnie się zgłosił, ha! umiem sobie wytłumaczyć — ale że ty, Wando! — Jeśli mam z czego na byle jaką radę się zdobyć, to dlatego jedynie, że dawniej, dawniej, w Lublinie jeszcze, z pewnym dobrze znajomym księdzem mówiłam o czymś podobnym, czym by zwyczajne pacierze dopełnić warto było? Dzięki owej przepadłej chwili, mogę dzisiaj pamięcią próżnię wypełnić i zadość życzeniu twemu uczynić. Szkoda jednak, moja dzieweczko, że mi chociaż tytułami modlitw przez Zosię ułożonych nie wskazałaś. Czy są modlitwy do Mszy? — do innych uroczystości lub obrządków Kościoła zastosowane? Czy są rozmyślania? To wszystko by trzeba wiedzieć, nim się o przysztukowaniu dalszej części zawyrokuje. Już to w każdym razie, nie tylko bym radziła, ale osobiście prosiła nawet, żebyście się samymi wyjątkami z Pisma Św. i z Ojców Kościoła ograniczyli. Tych ostatnich Edward przez swoje pobożne stosunki może się wystarać z biblioteki Akademii Duchownej. Jest dzieło pod tytułem (mniej więcej) Chefs d’Oeuvres des Péres de l’Eglise124 — po jednej stronie tekst łaciński, po drugiej francuskie tłumaczenie. Że je Akademia Duchowna posiada, to wiem nieomylnie; że nawet pożyczyć można i zgubić, i znaleźć, to wiem także ze smutnego doświadczenia, w głębokim sekrecie; a że jak w morzu pereł tam jeszcze nieprzebranych wiele, to się sami domyślacie. Wyjątki takie jednak, choćby i perły na sznureczek nienawleczone, mało przyniosą korzyści; koniecznie jakiegoś ładu, jakiejś oprawy trzeba. Trudno jej formę wskazać, nie znając głównej formy; zdaje mi się jednak, o ile mogę nastrój tonu Zosinej modlitwy przeczuć, że nie będzie grzeszyło proporcjom rozkładu, jeśli wszystkie ustępy do trzech działów zastosujecie: Wiary — Nadziei — Miłości. Niektóre psalmy Dawida — całe karty rozmyślań Augustyna, jeden list, który sobie z tych Ojców Kościoła przypominam — w pierwszym tomie bodaj czy nie Kleta, a z pewnością „ówczesnego” zapaleńca, co z radością współwyznawcom donosi, że już się na śmierć męczeńską gotuje. Wszystko to, w różnych odcieniach, mogłoby wiarę wyrazić — jako pewność niezachwianą — jako dociekanie prawdy modlitwą — jako siłę czynu i poświęcenia. Nadzieję, chciałabym, żebyście głównie mieli na względzie. Nigdy może ta cnota i ta władza ducha ludzkiego zupełniejszą śmiercią nie zamarła. Są może tacy, którzy się spodziewają, że nie pójdą do piekła, ale którzy by mieli ciągłą, prawdziwą Nieba nadzieję?... Takich dawno już nie spotkałam — nawet sobie ich wyobrazić nie mogę, a jednak trzeba religijnej nadziei... Do nadziei wskazuję Ci szczególniej proroków i Pawła św. Miłość niech będzie przede wszystkim słowami samego Chrystusa objaśnioną. Zresztą, czy w ten czy w inny sposób uporządkujecie wyjątki, dasz mi znać o tym; a jeśli zechcesz, to ci pomogę w wybieraniu tekstów Pisma Św., gdyż to jedyna książka, jaką mam pod ręką.
N.B. Wszelkie aluzje na bok — jestem pewna, że zgodzisz się ze mną w tej mierze — pominąwszy trudność zewnętrzną — jeszcze mi się to zdaje pewnym wewnętrznym obowiązkiem.
Lżejszym poczuję moje sumienie, jeśli zarys tego programu przyda wam się na co. Możesz jak najswobodniej nim rozrządzać, lecz nawet niech cię i to nie krępuje wdzięcznością żadną, co o twoim programie dla Opiekuna powiem, że go wybornym znajduję. Ani jednej literki bym nie zmieniła; zacząwszy od pierwszego działu naukowego, skończywszy na smutno wątpiącym życzeniu; „by się te ramy dały dobrze wypełnić”! — ciąży na tobie część odpowiedzialności. Powiedz mi tylko, czy ten Opiekun, to osobiste drukarza Jaworskiego przedsiębiorstwo? Dotychczas miałam podejrzenie, bo strasznie różnym opiekunom podobny, wyraźnym oszukaństwem chce na b. małoletnich zarabiać; gdyby to wszelako było poczciwsze, choć jeszcze niezręczne pracowitych ludzi usiłowanie, to bym ci za złe miała, gdybyś im z pomocą wprawniejszej ręki nie wyciągnęła. Och! wtedy mogłabyś co numer żądać ode mnie rad i projektów! Na literackie rady i projekty mam fundusz wystarczający — ciągle bym radziła i projektowała... no, może nie tak ciągle zresztą — ale — ale wykonania już nie żądaj ode mnie. Czy mnie też zawsze kochać będziesz, nawet gdy się przekonasz, że jestem zupełnie, co się zowie, do niczego? Ciekawość! Miałam zapytanie w nawiasie umieścić, bo nawiasowo rzucone jest tylko i do kategorycznej odpowiedzi wcale cię nie obowiązuje; ale już są w liście inne nawiasy: może byś prawdziwej wartości ostatniego nie zrozumiała. Może i tak nie zrozumiesz i wyczytasz wątpliwość, gdzie jest miejsce na prosty logiczny wniosek.
Całuję w czoło i w oczy. Bodaj wszystkie chmury zwiać. Chorym pozdrowienia — zdrowym uściśnienia. Smutnym wszystkim — mój smutek do współki.
A niech no panna Wanda o angielskiej powieści doniesie, co się z nią dzieje. Zobaczysz, jak ja cię dozorować zacznę, to aż ci godzin w każdej dobie zabraknie. Pamiętaj, że kto sam próżnuje, ten najgorliwiej nad drugim włodarzuje.
PS Nie bądź złośliwa, moja Wandeczko, i nigdy już nie pisz do mnie: „Co pani porabia?” Okropnie się czerwienię, kiedy czytam te słowa. Masz więc w prośbie odpowiedź.
13 lutego 1865, poniedziałek z rana, Olszowa
Już tak dawno żaden list z Warszawy mię nie doszedł, że to w końcu ciekawość moją rozbudziło. Zaczęłam wprawdzie od niespokojności — miałam ciągle waszych chorych na myśli, moja Wando nie najzdrowsza; wiedziałam o słabości p. Ignacego, o pogorszonych cierpieniach ocznych Juluty, stąd zaraz wnioski o różnych rzeczach, których mogłam nie wiedzieć lub których by mi donieść nie chciano. Było dni smutnych kilkanaście — potem zmiarkowałam, że złe wieści prędko biegną, chociaż je ludzie powstrzymać chcą nawet. Wstąpiłam w fazę domysłów — może list mój z odpowiedzią na zapytanie o książeczce Zosinej nie doszedł? Może nie zadość uczynił ich życzeniom? pisałam go tak pospiesznie — tego samego dnia, w którym odebrałam wezwanie do wspólnej narady. Więc prosiłam Wituchny, aby mi się o wszystko wywiedziała; Wituchna wróciła, powiada, że u was zdrowi, że Julia nie gorzej, a pan Ignacy lepiej; że Kazia bardzo zmartwiona tylko, ale żywa, że list mój odebrany — a zatem zostaje mi już tylko uczucie zaciekawienia? Co może być tak długiej przerwy powodem. Jeszcze sobie wyobrażam, że szukacie tych OO. Kościoła, o których wam pisałam i chcecie mieć dzieło w ręku, pierwej nim się z dalszym ciągiem narady zgłosicie i nim powiecie, czy ofiarowane z mej strony wyjątki przydadzą wam się na co? Lecz ta hipoteza niezupełnie mi wystarcza, różne inne przychodzą do głowy. Jeśli mi się dobrze zasłużysz, to się może przyznam do niektórych. Tymczasem o sobie donoszę naprędce, że jestem okropnie zakatarzona. Z daty listowej już widzisz, że się do Olszowej przeniosłam; drogę odbyłam sankami prędzej niż koleją, było mi bardzo ciepło, ale dom zastaliśmy prawie pusty, więc straszliwie zimny — teraz że się zaludnił, więc się i ogrzewać zaczyna. Najpierwej Witka wróciła z Warszawy bardzo smutna, bo jej starania o Ludwisia bezskuteczne się okazały. Potem przybyła z nią Marynia Rostworowska, wracająca do Drezna po dzieci. Wczoraj na uzupełnienie możliwego zjazdu rodziny przyjechali państwo Leonowie, choć droga była fatalna, pociąg ledwo w śniegowej nie ugrzązł zawiei — parę godzin na polu z zaspami się ubijano. Dziś jednak znów odjeżdżają, mając nadzieję, że się szyny przetarły, a wiatru nie było, więc i przeszkód nie będzie. Mróz coraz tęższy — myślę o wszystkich w Warszawie, którym on dotkliwiej dać się może we znaki. Julia zawsze w mrozy jest słabsza i tobie one nie służą, i cioci Emilce — i Lutka musi od nich na swoim trzecim piętrze cierpieć — a Zonia125 z drugiego?
Przez wiele dni także, i domyślisz się których dni, ciągle się lękałam co złego o pani Bole...
Uwagi (0)